CHARYZMATYCY

SPIS TREŚCI

Od Wydawnictwa
1. Czy jesteś jednym z tych, którzy „nie posiadają”?
2. Sprawa objawienia — część 1
3. Sprawa objawienia — część 2
4. Sprawa interpretacji — część 1
5. Sprawa interpretacji — część 2
6. Sprawa autorytetu
7. Wyjątkowa rola apostołów
8. Sprawa historycznych zmian
9. Sprawa darów duchowych
10. Sprawa chrztu Duchem
11. Sprawa uzdrowień — część 1
12. Sprawa uzdrowień — część 2
13. Sprawa języków — część 1
14. Sprawa języków — część 2
15. Sprawa prawdziwej duchowości — część 1
16. Sprawa prawdziwej duchowości — część 2
17. Czego możemy nauczyć się od ruchu charyzmatycznego?
Przypisy

 

 

JOHN F. MAC ARTHUR

CHARYZMATYCY

Słowo PRAWDY

 

WYDAWNICTWO „SŁOWO PRAWDY”

Tytuł oryginału:
THE CHARISMATICS

Z angielskiego tłumaczył
KONSTANTY WIAZOWSKI

Redaktor techniczny:
JAN WIŚNIEWSKI

Okładkę projektował

JIRI NECAS

WYDAWNICTWO „SŁOWO PRAWDY”

Wydawnictwo „Słowo Prawdy”. Wydanie I. Nakład 10 000 egz.
Objętość 18,75 ark. druk. Oddano do składu w czerwcu 1987 r.
Druk ukończono w grudniu 1987 r.

Skład Łódzka Drukarnia Dziełowa, Łódź, ul. Rewolucji 1S05 r. nr 45
Druk i oprawa Łódzka Drukarnia Dziełowa Z-d 3 w Tomaszowie
Maz. Zam. nr 1179/1100/87 K-7

OD WYDAWNICTWA

W ostatnich latach pojawiło się w naszym kraju wiele książek, przeważnie tłumaczonych z języka angielskiego, których autorzy reprezentują charyz­matyczny nurt chrześcijaństwa. A więc szerokiego rozgłosu nabrało głoszenie potrzeby spektakularnych przejawów mocy Ducha Świętego. Tylko takie Jego działanie ma być autentyczne i tylko ono jest jedy­nym środkiem na odnowę w Kościele. O wszystkim zdają się decydować przeżycia poszczególnych osób, a jedyną gwarancją boskiego pochodzenia tych prze­żyć jest ich rzekoma skuteczność w ewangelizacji i rozwoju Kościoła. Taki kierunek myślenia i działa­nia popierają też liczni ewangeliści, odwiedzający nasz kraj, jak meteory przelatujący przez obcą sobie atmosferę katolickiej pobożności, w której od lat ży­jemy i pracujemy.

Z konfrontacji tych dwóch odmiennych typów pobożności rodzą się pytania: Czy ruch charyzmaty­czny jest autentycznym chrześcijaństwem, czy tylko przejściowym fenomenem naszej epoki, reakcją na zeświecczenie i panoszący się w Kościele liberalizm? Czy przez podkreślanie widowiskowej strony działa­nia. Ducha nie zaniedbuje się Jego mniej spektaku­larnych darów? A jest ich wiele. Czy zatem ciche, spokojne i służebne chrześcijaństwo nie jest chrześcijaństwem autentycznym i pełnym? Czy niezrozu­miałe dla nikogo języki naprawdę wielbią Boga? Czy nie jest to zjawisko czysto psychologiczne, występu­jące również w innych religiach i kultach pogań­skich? Czy wchodzenie na „tereny tajemnezawsze jest zbliżaniem się do Boga? Czy ludzie nie dozna­jący uzdrowień są naprawdę przez Boga pomijani? Tego rodzaju pytań jest wiele i człowiek myślący i głęboko wierzący powinien starać się na nie odpo­wiedzieć.

Znajomość Pisma Świętego może mu w tym do­pomóc. Poznanie Słowa Bożego i przeżycia muszą iść ze sobą w parze. Autorytet Biblii o wszystkim powinien przesądzać. Skoro jest ona Słowem Bożym, to jej wyroki są regulatorem naszych przeżyć. Wokół niej powinniśmy się gromadzić, pochylać się nad nią, rozważać jej treści. Kulminacyjnym punktem jej treści jest Jezus Chrystus. I z tego punktu, jak z naj­wyższego szczytu górskiego, możemy objąć oczami umysłu całą panoramę dziejów i ująć ich właściwe proporcje, Kto ma Chrystusa ten ma Boga Ojca i Boga Ducha Świętego.

John F. Mac Artur, autor tej książki, starając się przebić przez gąszcz poruszonych w niej zagadnień, wskazuje na potrzebę duchowego zrównoważenia, uwolnienia się z naszych własnych, ludzkich, nie ugruntowanych na Piśmie Świętym, przekonań. Do końca książkę tę przeczyta ten, kto rzeczywiście szu­ka prawdy, ma odwagę badać swoje przekonania i zrezygnować z tych elementów swojej wiary, które nie są w zupełnej zgodzie ze Słowem Bożym. Pismo Święte wyraźnie nakazuje: „Poddawajcie samych sie­bie próbie, czy trwacie w wierze, doświadczajcie siebie; czy nie wiecie o sobie, że Jezus Chrystus jest w was? Chyba żeście próby nie przeszli” (2 Kor. 12,5).

Tej otwartości i szczerego podejścia do poruszo­nych zagadnień życzymy wszystkim naszym czytel­nikom. Pamiętajmy o tym, że tylko silna i głęboko ugruntowana biblijnie wiara nie boi się konfrontacji. Ponadto, autor tej książki nie pisze jej w nastroju uprzedzenia czy wrogości, lecz z miłością. Mówienie prawdy w miłości jest zaletą tylko nielicznych kaz­nodziejów i nauczycieli.

John F. MacArthur jest powszechnie znanym i ce­nionym duszpasterzem wielkiego zboru i autorem wielu książek. Poszczególne rozdziały tej książki to jego kolejne kazania głoszone w wielu zborach.

Wszelkie uwagi odnośnie do spraw poruszonych w tej książce prosimy kierować pod naszym adresem: Wydawnictwo „Słowo Prawdy”, 00-865 Warszawa, ul. Waliców 25. Uprzejmie dziękujemy.

1. CZY JESTEŚ jednym z tych,
KTÓRZY „NIE POSIADAJĄ”?

Dziwne rzeczy dzieją się teraz wśród chrześcijan. Szerzą się wieści o tym, że Bóg dokonuje niezwykłych znaków i cudów. Twierdzenia te są przekazywane ustnie, przy pomocy słowa drukowanego, radia i telewizji w tak szerokim zakresie, że trudno byłoby je usystematyzować, a tym bardziej sprawdzić.

Wszędzie mówi się o niezwykłych spotkaniach z Jezusem Chrystusem i Duchem Świętym. Szeroko pisze się o różnego rodzaju uzdrowieniach. Często można usłyszeć o tym, jak w odpowiedzi na modlitwę wiary Bóg cudownie zniósł niedomagania kręgosłupa, wydłużył nogę czy usunął tkankę rakową. Jedno pozornie wszechobecne wystąpienie telewizyjne zdaje się mówić o wielu cudach i uzdrowieniach dokonujących się już w czasie jego transmisji. Prowadzący program zachęcają widzów do telefonicznego powiadomienia ich o zaistniałym uzdrowieniu. I nic dziwnego, otrzymują wiele telefonów.

Niektóre „cuda” są prawie dziwaczne: lalki są „wzbudzane z martwych”, pralki są usprawniane, puste baki samochodowe w nadprzyrodzony sposób są napełniane, ludzie są „zabijani” (kładzeni pokotem) przez Ducha Świętego.

Pewna pani twierdzi, że otrzymała nowy „przewód moczowy’5. Mężczyzna nazwiskiem Marvin Ford dowodzi, że „autentycznie” był w niebie i wrócił stamtąd.

Te nadzwyczajne przeżycia lub wydarzenia wydają się być równorzędne temu co działo się w czasie sześciu dni Stworzenia czy zesłania plag egipskich.

Zasadniczym powodem tego zamieszania jest szerzącą się nauka charyzmatyków o tym, że wszyscy chrześcijanie potrzebują przeżycia „napełnienia Duchem Świętym”, które zwykle łączy się z „mówieniem językami”. To tak zwane „Drugie Błogosławieństwo” lub „przeżycie czegoś więcej” ma być istotne dla każdego chrześcijanina, który pragnie poznać pełnię cudownej mocy Bożej w swoim życiu.

Jeżeli jednak nie jesteś charyzmatykiem, to możesz czuć się pozbawionym tego wszystkiego. Możesz nawet zastanawiać się, czy Bóg naprawdę o ciebie się troszczy. Jeżeli twoje życie naprawdę Go interesuje, to dlaczego nie otrzymujesz od Niego jakiegoś szczególnego cudu lub daru? Dlaczego nie otrzymałeś od Niego jakiegoś wyjątkowego objawienia? Dlaczego nie słyszałeś Jezusa przemawiającego do ciebie słyszalnym głosem? Dlaczego nie ukazywał się On tobie fizycznie w twoim pokoju lub samochodzie?

Szczególnie niepokojące jest to, że nasi charyzmatyczni przyjaciele wydają się mieć głębsze odczucie mocy Ducha Świętego, pełniejsze przeżycie chwały, silniejszą motywację do świadectwa i większe oddanie Panu Jezusowi Chrystusowi. Pojawia się obawa, że Bóg o nas zapomniał lub że nie zasługujemy na te przywileje.

Rozmawiając z chrześcijanami, którzy nie posiadali tych cudownych, a przynajmniej wzniosłych przeżyć emocjonalnych, odczuwałem pewnego rodzaju onieśmielenie, nutę zawodu i lekkiego rozczarowania Zdawało mi się, że cała społeczność chrześcijańska dzieli się na tych, którzy są duchowymi „posiadaczami” i „nie posiadającymi”.

Chociaż sam poświęciłem swoje życie zwiastowaniu zdrowej nauki biblijnej, koncentrującej się na działaniu Ducha Świętego w życiu każdego wierzącego, to jednak muszę przyznać, że należę do tych, którzy „nie posiadają”. I również przyznaję, że od czasu do czasu sam doznawałem pewnego uczucia niedosytu. Zapytywałem siebie: „Czy wszyscy ci ludzie posiadający tak niezwykłe przeżycia, naprawdę mają rację? Czy ja sam znajduję silę na uboczu rzeczywistego działania Bożego? Czy w swoim chodzeniu z Chrystusem moi charyzmatyczni bracia osiąga- ją wyższy poziom ode mnie?”

Zastanawiałem się też, czy ten niepokój nie wkrada się również do serc samych charyzmatyków. Czy ci, którzy uczestniczą w nabożeństwach charyzmatycznych nie ulegają pokusie do przesadzania, dramatyzowania, a nawet fabrykowania niektórych „cudów” lub szczególnych przeżyć tylko po to, by „dotrzymać kroku” swoim rzekomo bardziej uduchowionych braciom.

Ruch charyzmatyczny ma też swoje dobre strony, ponieważ charyzmatycy naprawdę kochają Jezusa i Pismo Święte. Ruch charyzmatyczny wywarł nie notowany dotąd w historii wpływ na Kościół. Przy pomocy współczesnych środków masowego przekazu — szczególnie telewizji — ruch charyzmatyczny szerzy się na całej kuli ziemskiej — gdziekolwiek istnieje Kościół — a zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, Ameryce Południowej, w Azji Południowo-Wschodniej.

Ważną rzeczą jest odróżnianie charyzmatyków od zielonoświątkowców. Ruch zielonoświątkowych został zapoczątkowany około 1900 roku i do roku 1960 tworzył takie denominacje jak Zgromadzenia Boże (Assemblies of God) Kościół Czworokątny (Foursquare) i Zjednoczeni Zielonoświątkowcy (United Pentacostal). W 1960 roku pentekostalizm przekroczył bariery denominacyjne, gdy Dennis Bennett, duchowny Episkopalnego Kościoła Św. Marka w Van Nuys, w Kalifornii, przeżył to, co później uważał za chrzest Ducha Świętego i dar języków2. Po tym wydarzeniu, jak powiada John Sherrill, „ściany zaczęły się rozwalać” 3. Ruch charyzmatyczny zaczął przenikać do takich denominacji jak episkopalianie, metodyści, prezbiterianie, baptyści i luteranie.

Ruch charyzmatyczny, obecnie znany jako „neo-pentekostalizm” opiera się na przeżyciu, które przewyższa wszelkie granice denominacyjne. Ruch ten w zasadzie opiera się nie na teologii, lecz przeżyciu „chrztu w Duchu Świętym”, któremu (zwykle) towarzyszy mówienie językami. Dzieje się to wszędzie i dlatego niektórzy nazywają to największym prze- budzeniem w dziejach Kościoła.

Jestem wdzięczny Bogu za wiele rzeczy dokonujących się w ruchu charyzmatycznym. Ewangelia jest tam zwiastowana i ludzie dostępują zbawienia. Również jestem przekonany, że dzięki temu ruchowi niektórzy chrześcijanie przeżywają nową realność w Chrystusie i podejmują zadania, których nigdy dotąd nie podejmowali.

Ale mimo wszystkich dobrych cech, mimo wszystkich dobrych aspektów, na ruchu charyzmatycznym widnieje zgubna skaza. Już zdezorientował on i sprowadził na bezdroża wielu szczerych chrześcijan, a w niektórych przypadkach poróżnił, a nawet podzielił zbory. Czym jest ta zgubna skaza? Odpowiedź na to pytanie znajdujemy w Piśmie Świętym. Zarówno charyzmatycy jak i nie charyzmatycy powinni uważnie przyjrzeć się tej sprawie w świetle Pisma Świętego.

Charyzmatyczny baptysta Howard Ervin napisał: „Usiłowanie interpretacji charyzmatycznych manifestacji Ducha Świętego bez charyzmatycznego przeżycia jest tak niemądre jak stosowanie „chrześcijańskiej etyki” w oderwaniu od dynamiki odrodzenia… Duch Święty nie objawia duchowych tajemnic ludziom nie zaangażowanym” 4.

Jednak przeżycie nie jest sprawdzianem prawdy biblijnej; to biblijna prawda wydaje ostateczną opinię o przeżyciu. Frederick Dale Bruner wyraźnie powiada: „Sprawdzianem wszystkiego, co nazywa się chrześcijańskim nie jest jego znaczenie, powodzenie czy moc, bo wszystko to jeszcze bardziej domaga się sprawdzianu. Sprawdzianem tym jest prawda5. Celem tej książki jest zbadanie ruchu charyzmatycznego w świetle Pisma Świętego.

  1. SPRAWA OBJAWIENIA — część 1

CZY BIBLIA NADAL JEST PISANA?

Autorzy pieśni „Król nadchodzi”, Bill i Gloria Gaither, otrzymali kiedyś list z prośbą o teologiczną interpretację swego utworu. Oto fragment odpowiedzi nadesłanej przez ich sekretarkę:

jeżeli chodzi o interpretację pieśni „Król nadchodzi”, to ze wszystkich pieśni jest ona szczególnym darem Bożym. Bill i Gloria twierdzą, że nie są teologami. Pieśń ta objawiła się im bardzo szybko i nie zamierzają oni dyskutować nad. jej teologiczną treścią, a nawet są oni przekonani, że analizowanie tej pieśni byłoby naruszeniem inspiracji Ducha Świętego, z którego natchnienia ona powstała i.

Czy oznacza to, że Gaitherowie chcieliby dowieść, że pieśń tę otrzymali przez boskie objawienie i dlatego jej treść jest „nieomylna”? Może nie określiliby tego tak radykalnie, zresztą ich poglądu na objawienie nie można określić na podstawie tego krótkiego listu. Jednak odpowiedź ich sekretarki jest przykładem dosyć dowolnej interpretacji tego, co to znaczy być pod „natchnieniem Ducha Świętego”. Dzisiaj taki pogląd utrzymuje wiele grup kościelnych, włącznie z ruchem charyzmatycznym.

Czy chrześcijanie nadal otrzymują, przez natchnienie Ducha Świętego, bezpośrednie objawienie od Boga w czasie pisania tekstu pieśni, książek, w czasie zwiastowania, nauczania czy podejmowania decyzji? Wielu charyzmatyków odpowie głośnym TAK! I tak na przykład J. Hodman Williams, dyrektor Szkoły Teologicznej Melodyland w Anaheim, gorliwy charyzmatyk, pisze:

Biblia stała się prawdziwym świadkiem Bożego działania w czasach dzisiejszych… Jeżeli ktoś dzisiaj ma wizję Boga czy Chrystusa, dobrze jest wiedzieć, że dzieło się to już wcześniej; jeżeli ktoś ma objawienie , od Boga, to dobrze wiedzieć, że dla pierwszych chrześcijan objawienie było zjawiskiem powszechnym; jeżeli ktoś powiada: „Tak mówi Pan” i odważa się zwracać do zgromadzonych w pierwszej osobie — nawet wychodząc poza słowa Pisma Świętego — to dobrze jest wiedzieć, że działo się to już dawno temu. Jakie to jest dziwne i niezwykłe! Jeżeli ktoś w społeczności Ducha wypowiada słowo prawdy, to nie wyraża ono jego własnych myśli i refleksji (na jakiś konkretny temat), ani nie jest wykładem tekstu Pisma, gdyż Duch przewyższa Osobiste spostrzeżenia, choćby były one interesujące i głębokie. Duch jako żywy Bóg wznosi się ponad zapisanym świadectwem przeszłości, chociaż zapis ten posiada swoją wartość i stanowi wzorzec tego co dzieje się dzisiaj 2

O czym tu mówi Williams? Zdaje się on twierdzić, że Biblia nie jest naszym ostatecznym źródłem objawienia Bożego, a jedynie „świadectwem” dodatkowego objawienia, jakie dokonuje On dzisiaj. Dowodzi on, że chrześcijanie mogą dodawać do Biblii swoje objawienie i uważać te dodatki za normatywne. Biblia jest tylko „wzorcem” tego, czego dzisiaj dokonuje Duch Święty.

CZYM JEST NATCHNIENIE?

Słowo inspiracja pochodzi z języka łacińskiego i znaczy tchnąć, stąd natchnienie. Niestety, stosując łacińskie pojęcie „tchnienia” jesteśmy narażeni na niebezpieczeństwo błędnego tłumaczenia inspiracji w tekście 2 Tym. 3,16. Łatwo jest bowiem przyjąć założenie, że w ludzkie słowa Bóg tchnął jakieś boskie życie. Jednak greckie wyrażenie „inspiracja” występujące w Piśmie Świętym brzmi teopneutos, to znaczy „tchnienie Boże”. Jeżeli jesteśmy przywiązani do łacińskiej formy tego słowa, to przynajmniej miejmy świadomość tego co ono znaczy. Pismo Święte nie jest dziełem ludzkim, w które Bóg tchnął boskie życie. Pismo Święte jest samym tchnieniem Bożym! Pismo Święte to słowa samego Boga i na to mamy wiele przykładów.

Z gorejącego krzaka Bóg powiedział do Mojżesza: „Idź więc teraz, a ja będę z twoimi ustami i pouczę cię, co masz mówić” (2 Mojż. 4,12). Jeremiasz, płaczący prorok Judy, otrzymał od Boga takie polecenie: „Będziesz mówił wszystko, co ci rozkażę… Oto wkładam moje słowa w usta twoje” (Jer. 1,7.9). Bóg powiedział też do Ezechiela: „Idź, udaj się do domu izraelskiego i przemów do nich moimi słowami… Wszystkie moje słowa, które będę mówił do ciebie, przyjmij do serca i słuchaj uszami! Idź więc… i powiedz im” (Ezech. 3,4.10—11).

Podstawowym tekstem mówiącym o sposobie Bożego przemawiania przez Pismo Święte jest tekst 2 Piotra 1,21. Dosłownie powiada on: „Gdyż żadne proroctwo nigdy nie powstawało z aktu ludzkiej woli, lecz ludzie prowadzeni Duchem Świętym przemawiali w imieniu Boga”. Najważniejszym słowem jest tu „prowadzeni”, co naprawdę znaczy „pędzeni”, „unoszeni” przez Ducha Świętego.

Teolog Thomas Thomas przypomina sobie, że jako mały chłopiec bawił się przy strumyku spływającym z gór przy jego domu. Pisze cm:

Jako chłopcy lubiliśmy bawić się w puszczanie „łódek”. Naszą „łódką” mógł być każdy mały patyk rzucony do wody. Biegliśmy wtedy brzegiem obserwując jak wartki strumień wody unosił go coraz niżej. Gdy między kamieniami prąd wody był szybszy, również mały patyk poruszał się szybciej. Inaczej mówiąc ten mały patyk, który w dzieciństwie służył mi za „łódkę”, znajdował się pod całkowitą kontrolą prądu wody. Poruszał się tak jak poruszała się woda. To samo można powiedzieć o autorach tekstu Pisma Świętego. Byli oni prowadzeni i znajdowali się pod całkowitą kontrolą Świętego Ducha Bożego. Pisali tak jak Duch kazał im pisać. Byli unoszeni razem z Nim i dlatego pisali dokładnie tak jak Duch Święty sobie tego życzył. To co napisali, w rzeczywistości nie było ich słowami, lecz prawdziwym słowem Bożym4.

Drugim ważnym tekstem dotyczącym natchnienia Pisma jest tekst Judy 3: „Umiłowani! Zabierając się z całą gorliwością do pisania do was o naszym wspólnym zbawieniu, uznałem za konieczne napisać do was i napomnieć was, abyście podjęli walkę o wiarę, która raz na zawsze przekazana została świętym”. W stwierdzeniu tym Duch Święty pieczętuje pełny kanon Pisma Świętego.

W tekście greckim rodzajnik, poprzedzający słowo „wiarę”, wskazuje na jedną i tylko jedyną wiarę. Nie ma innej wiary. Takie teksty jak: „Ten, która niegdyś nas prześladował, teraz szerzy wiarę” (Gal. 1,23) i „W późniejszych czasach odstąpią niektórzy od wiary” (1 Tym. 4,1), wskazuje na ogólniejsze użycie terminu „wiara” w apostolskich czasach.

2

17


— Charyzmatycy

Znawca greki, Henry Alf ord, pisze że „wiara jest tu pojęciem obiektywnym i stanowi sumę tego, w co chrześcijanie wierzą” 5. Występujące tu greckie słowo hapax odnosi się do czegoś, co zostało zrobione raz po wszystkie czasy, posiada trwałe skutki i nie potrzebuje powtarzania. Niczego nie można dodać do wiary, która została przekazana „raz na zawsze”.

George Lawlor, autor wspaniałego komentarza Listu Judy, wypowiada następujące stwierdzenie:

Wiara chrześcijańska jest niezmienna, ale wcale nie oznacza to, że ludzie różnych pokoleń nie muszą jej na nowo odnajdywać, przeżywać i żyć nią na co dzień; oznacza to jednak, że każda nowa nauka, choć wydawało się, że jest możliwa do przyjęcia, jest nauką fałszywą. Wszystkie roszczenia do dodatkowego objawienia wobec tego, które zostało dane przez Boga w tym zbiorze prawdy, są roszczeniami fałszywymi i muszą być odrzucone6.

Również naukowiec takiej miary jak F. F. Bruce zgadza się z wypowiedzią Lawlora odnośnie fałszywości jakiegokolwiek dodatkowego objawienia, gdy powiada, że jest tak bez względu na to, „czy roszczenia te zawarte są w książkach zmierzających do przewyższenia lub uzupełnienia Biblii czy stanowią zbiór pozabiblijnych tradycji, które przez autorytety kościelne są ogłaszane jako obowiązujące dogmaty” 7.

W cytowanym tekście Listu Judy ważne też jest słowo „przekazana”. Występuje ono w czasie przeszłym dokonanym i ma formę strony biernej. Określone nim wydarzenie zostało już dokonane w przeszłości i nie wyraża trwania czynności. W tym wypadku strona bierna oznacza, że wiara nie została odkryta przez ludzi, lecz została ludziom dana przez Boga.

W Piśmie Świętym Bóg dał ludziom świadectwo

o swoim Synu, które to świadectwo jest pełne i ostateczne. Nasza chrześcijańska wiara opiera się na obiektywnym objawieniu historycznym, a to wyklucza wszystkie dodatkowe proroctwa, wizje i nowe objawienia dopóty, aż Bóg przy końcu czasów przemówi jeszcze raz (por. Dz. Ap. 2,16—21; Obj. 11,1— 13). Ponieważ Słowo Boże jako przekazane jest niezmienne i stałe, żadna nowa nauka lub nowe objawienia nie są potrzebne.

WSPÓŁCZESNE POGLĄDY NA INSPIRACJĘ

Jakie jest dzisiaj podejście do Pisma Świętego? Są tacy współcześni teolodzy jak Dewey Beegle, którzy pozwalają sobie na tak zwane „ciągłe natchnienie” lub „stałe objawienie” 8. Beegle jest przekonany, że niektóre wielkie pieśni kościelne mają tę samą wartość praktyczną co Psalmy 9 i gdyby tacy ludzie jak Isaac Watts i Karol Wesley żyli w czasach Dawida i Salomona, niektóre z ich pieśni zostałyby włączone do hebrajskiego kanonu.

W szczególności Beegle wspomina o przeżyciu Georga Mathesona, szkockiego duchownego, który w chwilach wielkiego przygnębienia osobistego napisał, pieśń pt. „O, Miłości, która nie pozwalasz mi odejść”.

W dniu ślubu swojej młodszej siostry Matheson wyraźnie przypomniał sobie głębię własnego przeżycia sprzed dwudziestu laty, gdy ze względu na pogarszający się wzrok utracił swoją narzeczoną. W ciągu kilku minut napisał wtedy pieśń i miał wrażenie, że jej słowa zostały podyktowane przez jakiś wewnętrzny głos. Matheson powiada, że nie dokonywał zmian ani poprawek tekstu tej pieśni, ponieważ przyszła ona „jak brzask dnia z góry”.

Dowey Beegle dowodzi, że przeżycie Georga Mathesona było takim samym natchnieniem, pod jakim zostały napisane Psalmy. Między obu natchnieniami nie było żadnej różnicy. Jeżeli miałaby istnieć jakaś różnica, to | jedynie pod względem stopnia natchnienia. Autorzy | biblijni, będąc kanałami Bożego objawienia, potrzebo- j wali Jego pomocy, ale natchnienie to w niczym nie różniło się od tego, jakim Bóg obdarzał wszystkich swoich posłańców na przestrzeni długiej historii. Biblia wyróżnia się jedynie zapisem szczególnego objawienia, a nie wyjątkowym rodzajem natchnienia…

Praktyczną wyższość objawienia nad natchnieniem możemy zilustrować następującym przykładem. Wyobraźmy sobie, że cała Biblia została zniszczona z wyjątkiem kanonicznej księgi Pieśni nad Pieśniami, a z całej literatury religijnej pozostała tylko piękna pieśń Izaaka Wattsa „Tam na wzgórzu wśród skał”. Który z tych utworów zostałby wybrany, gdyby można było wybrać tylko jeden z nich? Według tradycyjnych definicji księga biblijna jest natchniona w szczególny sposób, podczas gdy pieśń religijna nie powstała j pod wpływem takiego natchnienia. Wątpliwe jest jednak, by większość chrześcijan wybrała Pieśń nad Pieśniami. Chociaż Watts pisał już po zamknięciu kanonu, jego pieśń opiera się na objawieniu zastępczej śmierci Chrystusa i sama w sobie posiada o wiele j większą wartość od starotestamentowej pieśni miłosnej. |

Kanon czyli zbiór ksiąg Starego i Nowego Testamentu sam w sobie jest niezwykłym cudem, nie da się z nimi porównać jakichkolwiek pieśni. Kanon stanowią księgi pisane w ciągu ponad 1500 lat przez ponad czterdziestu wyjątkowych ludzi Bożych, proroków i apostołów, pisane bezbłędnie i w doskonałej harmonii ze sobą. Pieśni, choćby napisane przez wielkie postacie, nie mogą mieć tej samej wartości co Pismo Święte ze względu na ich ogólny kontekst. Pieśni mogą być dobre, złe lub przeciętne, ale nawet najlepsze nie mogą równać się z biblijnym natchnieniem. Pieśni są użyteczne, o ile są oparte na Piśmie Świętym i potwierdzają zasady Pisma Świę-

CHARYZMATYCY DOWODZĄ, ŻE ISTNIEJE CIĄGŁE, WSPÓŁCZESNE OBJAWIENIE

Nietrudno jest zauważyć związki między poglądami Deweya Beegle i przekonaniami wielu współczesnych środowisk charyzmatycznych. Charyzmatycy stale twierdzą, że Bóg mówi do nich przez języki, proroctwa i wizje.

J. Rodman Williams, przekonując o „progresywnym” lub „ciągłym” objawieniu, tak wyjaśnia te. charyzmatyczne zjawiska:

Obecna społeczność w Duchu jest taką samą areną Bożej obecności, jak wszystko to o czym wspomina Biblia. I rzeczywiście, w świetle tego, co poznajemy z świadectw przeszłości i co przyjmujemy do serca, możemy oczekiwać pojawienia się nowych rzeczy w naszych czasach przyszłych11.

Dalej Williams przedstawia, w jaki sposób pojawia się nowe proroctwo. Kładzie przy tym wielki akcent na „dar proroctwa”, gdy tak pisze:

W czasie prorokowania Bóg przemawia. Jakże jest to prosta, głęboka i zarazem przerażająca prawda! W społeczności nagle ktoś z obecnych wypowiada słowo i w ten sposób „Tak mówi Pan” nawiedza tę społeczność. Zwykle jest ona w pierwszej osobie (chociaż nie zawsze) jak np. „Ja jestem z tobą, aby ci błogosławić…” i zawiera w sobie element bezpośredniości. Nie przychodzi ono w „niebiańskim języku”, lecz w rodzimym języku osoby mówiącej, z jej wrodzonymi właściwościami, intonacją i zwyczajami. Mowa ta może być prymitywna i niegramatyczna, może stanowić mieszaninę języka Biblii dawnego i współczesnego przekładu; może jej towarzyszyć zarówno niepewność jak i swoboda — wszystko to nie ma żadnego znaczenia. W proroctwie Bóg używa tego, co uzna za stosowne i przez słabe instrumenty ludzkie Duch wypowiada Słowo Pana…

Wszystko to — powtarzam — jest zadziwiające i przerażające. Oczywiście większość z nas dobrze zna wypowiedzi prorockie zapisane w Biblii i chętnie przyjmuje je jako Słowo Boże. Przyzwyczailiśmy się do „Tak mówi Pan” u Izajasza czy Jeremiasza, ale słuchanie tych samych słów z ust Marii czy Tomasza dzisiaj, w dwudziestym wieku…? Wielu z -nas również przekonało siebie samych, że proroctwo skończyło się wraz z zapisem ostatnich ksiąg Nowego Testamentu (wbrew wszystkim nowotestamentowym dowodom świadczącym o czymś przeciwnym), dopóki przez dynamiczne poruszenie Ducha Świętego proroctwo znowu nie stanie się żywe. Wtedy ze zdziwieniem zapytujemy siebie: jak przez tak długi czas niewłaściwie odczytywaliśmy Nowy Testament?

Są to bardzo niepokojące roszczenia, ponieważ takie współczesne „proroctwa” nieuchronnie prowadzą do wypaczenia i błędu. Williams przyznaje to i powiada:

Skoro jest to poselstwo Boże skierowane do Jego ludu, każde wypowiedziane słowo musi być potraktowane bardzo poważnie i zastosowane w życiu danej społeczności. Ze względu na zawsze zagrażające niebezpieczeństwo niewłaściwego wykorzystania proroctwa czy pretendowanie do otrzymania słowa od Boga, istnieje potrzeba posiadania duchowej dojrzałości, gwarantującej trafność sądu.

Przyznając się do istnienia ryzyka, Williams nie mówi w jaki sposób „duchowa rozwaga” i „umiejętność duchowego rozsądzania” odróżnia prawdę od fałszu. W swojej wypowiedzi stwierdza on wyraźnie, że obecne przypadki charyzmatycznych proroctw są równoznaczne z boskim objawieniem Pisma Świętego.

Zdaje się, że sam Williams był świadom problemów wywołanych taką postawą i dlatego w czasopiśmie Logos (maj—czerwiec 1977) usiłuje wyjaśnić swoje przekonania. W zamieszczonym tam artykule powiada:

Pod żadnym względem nie zamierzam stawiać współczesnego przeżycia na takim samym szczeblu autorytetu jakim rozporządza Biblia. Raczej gorliwie popieram decydujący autorytet Pisma Świętego i z tej przyczyny uważam, że dziś Bóg nie przemawia tak autorytatywnie jak przemawiał do autorów biblijnych. Ale On nadal przemawia (nie przestał mówić wraz z zamknięciem kanonu Nowego Testamentu) i dlatego przenika i wznosi się ponad zapisy świadectwa w przeszłości, gdyż jest On żywym Bogiem i nadal mówi i działa wśród swego ludu.

Wyjaśnienie to nie rozwiązuje poruszonego zagadnienia. Rozróżnienie między biblijnym autorytetem i dodatkowym objawieniem wydaje się być sztuczne. Czy wcześniejsze słowa Boga są mniej autorytatywne od teraźniejszych?

Jeżeli konserwatywni protestanci przyjmą poglądy identycznie z poglądami takich ludzi jak Dewey Beegle, wtedy Pismo Święte utraci swoją wyjątkowość. Kościół przestanie opierać się na swoim węgielnym kamieniu „Sola Scriptura”, zasadzie, według której Słowo Boże jest jedynym autorytetem.

Gdy Pismo Święte przestaje dla nas być ostatecznym i nieomylnym autorytetem w dziedzinie wiary i praktyki życia, wtedy otwieramy drzwi dla teologicznego chaosu. Każdy może wtedy rościć pretensje do wypowiadania Bożego objawienia. To prawda, że niektóre z tych nowych objawień lub słów proroctwa mogą zgadzać się z Pismem Świętym, ale również taką samą prawdą jest, że niektóre z nich nie zgadzają się z Pismem Świętym. Odejście od wyjątkowości Pisma Świętego — jego normatywnego charakteru jako jedynego Słowa Bożego — jest wejściem do duchowej samowoli. Może ono być przyczyną zamieszania, błędu, a nawet inwazji demonicznych mocy. Dążenie do czegoś nowego i niezwykłego jest zaproszeniem satanicznego fałszerstwa.

Mełvin Hodges jest kaznodzieją charyzmatycznym, który wyraźnie mówi o swoich zastrzeżeniach wobec „nowych” objawień:

Dzisiaj niektórzy przesadnie wyolbrzymiają dar proroctwa i objawienia. Są przypadki zborów, które zostały opanowane przez dary natchnienia- Proroctwo decyduje tam o ustanowieniu diakonów, o odwołaniu czy powołaniu duchownych. Na skutek tego powstaje zupełny chaos. Przyczyna tego stanu jest oczywista. Proroctwo nigdy nie miało zastąpić usługujących przy zarządzaniu darem słowa mądrości. Paweł poucza nas, że ciało nie składa się z jednego członka, lecz z wielu, a jeżeli proroctwo zastępuje słowo mądrości czy poznania, wtedy całe ciało jest zdominowane przez jedno usługiwanie, to jest przez proroctwo. Inaczej mówiąc, całe ciało jest zarządzane przez jeden członek…

Przekonanie, że głos proroctwa jest nieomylny, wielu ludzi wprowadziło w zakłopotanie i duchową dezorientację. Niektórzy uważali, że kwestionowanie tego, co przyjmowali za głos Ducha, jest grzechem. Jednak w usługiwaniu wszystkich darów istnieje współpraca między tym co boskie i ludzkie.15

Chociaż Hodges jednym tchem mówi o darach proroctwa i o objawieniu, to jednak był świadom tego, że „głos proroctwa” nie zawsze pochodzi od Boga. Starał się on znaleźć drogę wyjścia z tego labiryntu, ale nie było to możliwe. Gdy „wypowiedzi prorockie” w jakimś stopniu identyfikuje się z objawieniem, skutkiem tego jest zawsze beznadziejny

KANON ZOSTAŁ ZAMKNIĘTY

Chrześcijanie o różnych przekonaniach powinni Wiedzieć o jednej zasadniczej prawdzie: Objawienie Boże zostało zakończone. Bóg objawił swoje Słowo w czasach starotestament owych, aż do napisania ksiąg Ezdrasza i Nehemiasza. Potem nastąpiło czterysta „milczących lat”, gdy nie było proroka wypowiadającego Boże objawienie. Milczenie to zostało przerwane wystąpieniem Jana Chrzciciela. Bóg wtedy jeszcze raz przemówił przed nastaniem epoki Nowego Testamentu. Następnie Bóg dał swoje nowo- testamentowe objawienie, które zakończyło się na pismach apostoła Jana. Do końca drugiego wieku nastąpiło powszechne uznanie kanonu. Jego ostateczne sformowanie i zamknięcie nastąpiło w czwartym wieku. Jest to bardzo ważne, ponieważ jest porównywalne z kanonem Starego Testamentu, po którego zamknięciu nastąpił okres milczenia. Boży wzorzec dla Nowego Testamentu wydaje się być taki sam — milczenie w dziedzinie objawienia po zamknięciu kanonu.

JAK DOKONYWAŁ SIĘ I ZOSTAŁ ZAMKNIĘTY KANON BIBLIJNY

Wypowiedzi Słowa Bożego są skompletowane i stanowią zbiór zakończony. Juda ma na uwadze cały Nowy Testament, gdy wspomina o wierze, „która raz na zawsze została przekazana świętym” (3). Greckie słowo kanon znaczy zasada, wzorzec lub kij mierniczy. Kanon Pisma Świętego jest miarą chrześcijańskiej wiary, chrześcijańskiego życia, sprawdzianem wszystkiego, miarą powszechnie ustaloną i przyjętą.

Oczywiście, w ciągu całej historii pojawiało się wiele ksiąg nieprawdziwych, które rekomendowały się jako Pismo Święte. I tak na przykład w Biblii rzymskokatolickiej są księgi zwane apokryfami. Kościół rzymskokatolicki uznaje te księgi za Pismo Święte, ale oczywiste jest, że nie są one Pismem Świętym.16 Księgi apokryficzne zawierają błędy o charakterze historycznym, geograficznym i teologicznym. Nie należą one do kanonu Starego Testamentu, ponieważ nie zostały napisane przez proroków. Nie należą też do Nowego Testamentu, ponieważ nie zostały napisane przez apostołów.

Chociaż Hieronim (345—419) wyraźnie mówił o wyłączeniu z kanonu ksiąg apokryficznych, wielu ojców wczesnego Kościoła (Klemens, Polikarp, Orygenes, Cyprian i Augustyn) akceptowało je, choć nie na równi z hebrajskim Starym Testamentem. W szesnastym wieku Reformacja głosiła Sola Scriptura, uznając Biblię za najwyższy i jedyny autorytet, a przez to samo usuwając apokryfy ze zbioru natchnionych pism. Kościół Rzymski szybko zareagował przeciwko Reformatorom i na Soborze Trydenckim (1545—47) oświadczył, że wszystkie apokryfy są kanoniczne. Pod tym względem różnica między protestantami a katolikami utrzymuje się do dziś.

Kanon Starego Testamentu został zamknięty około czterechsetnego roku przed Chrystusem. Już wtedy Żydzi wiedzieli, które księgi są przez Boga natchnione. Jak się o tym dowiedzieli? Wybierali księgi napisane przez mężów Bożych, które mówiły o swoim natchnieniu przez Boga.17 Uważnie studiowali te księgi i dowiedli, że nie zawierały one błędów. Były prawdziwe pod względem historycznym, geograficznym i teologicznym.

Żydowska tradycja powiada, że ostateczną wersję j kanonu Starego Testamentu zatwierdziła szkoła uczonych w Piśmie, założona przez Ezdrasza i nazwana „Wielką synagogą”. Historia potwierdziła słuszność tej decyzji. Wszystkie inne księgi nie odpowiadały wymogom ksiąg biblijnych.

To samo odnosiło się do kanonu Nowego Testamentu. Pierwotny Kościół zastosował podobne sprawdziany, by dowieść, które księgi są autentyczne, a które nie. Głównym sprawdzianem było apostolskie autorstwo. Każda księga Nowego Testamentu musiała być napisana przez apostoła lub bliskiego współpracownika apostoła. I tak na przykład Marek, który nie był apostołem, otrzymał swoje informacje od Piotra. Również Łukasz, .który także nie był apostołem, był bardzo bliskim współpracownikiem apostoła Pawła.

Drugim sprawdzianem była treść księgi. W Dziejach Apostolskich 2,42 jest powiedziane, że pierwsze i spotkanie Kościoła koncentrowało się wokół modlitwy, społeczności, łamania chleba i nauki apostolskiej. Głównym sprawdzianem każdej księgi było: Czy zgadza się ona z nauką apostolską. Był to bardzo ważny sprawdzian, ponieważ do Kościoła przenikali wtedy różnego rodzaju heretycy. Ich pisma nigdy nie zostały zaakceptowane, ponieważ szybko wykryto zawarte w nich błędy doktrynalne.

Trzecim sprawdzianem było: Czy księga ta jest czytana w zborach? Inaczej mówiąc, czy lud Boży ją akceptuje, korzysta z niej w czasie nabożeństwa i czyni ją częścią własnego życia? Jeżeli członkowie Kościoła są pouczani przez tę księgę i dostępują przez nią błogosławieństwa, to również jest dowodem jej natchnienia.

Czwartym sprawdzianem było przyjęcie wszystkich ksiąg przez następne pokolenia pierwotnego Kościoła, czyli przez ojców Kościoła. Do 404 roku wersja łacińskiej Wulgaty została zakończona. Słowo Wulgata pochodzi od łacińskiego vulgar, co znaczy „język powszechny, język ludowy”. Biblia została przekazana w ręce ludu. Zawierała ona wszystkie księgi, ale tylko te, które odpowiadały postawionym wymaganiom. Bóg przemówił i oto Jego Słowo zostało skompletowane.18

Od czasów apostolskich aż do obecnych prawdziwy Kościół wierzy, że Biblia jest zakończonym zbiorem ksiąg. Bóg przekazał swoje objawienie i jest ono zakończone. Objawienie to jest pełne, kompetentne, wystarczające, bezbłędne, nieomylne i autorytatywne. Wszelkie usiłowania, by dodać do Biblii „dalsze objawienie Boże” zawsze kończyły się wynaturzeniem, herezją i osłabieniem ciała Chrystusowego.

Chociaż charyzmatycy zaprzeczają jakoby starali się dodać coś do Pisma Świętego, jednak ich poglądy na temat wypowiedzi prorockich, darów7 proroctwa i objawień mają właśnie taki charakter. A gdy dodają coś — może nawet nieświadomie — do ostatecznego objawienia Bożego, przez to samo podrywają wyjątkowość i autorytet Biblii. Nowe objawienia, sny i wizje zdaniem charyzmatyków są tak samo wiążące sumienie wierzącego jak List do Rzymian czy Ewangelia św. Jana.

Niektórzy charyzmatycy powiadają, że ludzie nie rozumieją co mają oni na myśli mówiąc o prorockich wypowiedziach i nowym objawieniu. Chodzi bowiem nie o zmianę Pisma Świętego ani nie o dorównanie mu, a raczej o „wyjaśnienie Pisma” przez zastosowanie lub nakierowanie go na współczesną sytuację, jak było to w przypadku proroctwa Agabusa w Dz.Ap. 11,28.19

Linia dzieląca „wyjaśnianie Pisma” od wypowiedzi dorównującej Pismu jest naprawdę bardzo niewyraźna. Ponadto, Pismo nie jest lepiej rozumiane po wysłuchaniu kogoś, kto uważa, że ma dar proroctwa. Lepsze zrozumienie Pisma przychodzi przez uważne i pilne studiowanie jego tekstu. Przykładem tego może być opowiadanie o Filipie i eunuchu etiopskim w Dz. Ap. 8,28—35. Do właściwej interpretacji Słowa Bożego nie można iść „na skróty” (por. Dz.Ap. 17,11; 2 Tym. 2,15).

Główną myślą tego rozdziału jest przypomnienie tego, że chrześcijanie nie mogą dowolnie interpretować pojęcia natchnienia i objawienia. Prawidłowe zrozumienie pojęcia natchnienia i objawienia jest istotne dla odróżnienia głosu Bożego od głosu ludzkiego. W czasach Starego Testamentu kamienowano tych, którzy udawali, że przemawiają w imieniu Bożym, a wypowiadali raczej swoje własne opinie. Wierzący Nowego Testamentu są zachęcani do sprawdzania duchów i wydawania ocen proroctwom.

Zawsze ważną rzeczą jest umiejętność odróżnienia Słowa Bożego od tego wszystkiego co fałszywe. Przez określony proces historyczny Bóg doprowadził do ustanowienia autentycznego kanonu, stanowiącego dla nas wyraźną miarę. Jeżeli teraz odrzucimy ten historyczny proces i na nowo zdefiniujemy natchnienie i objawienie, to zmniejszymy swoje zaufanie do miary, jaką dał nam Bóg. Jeżeli osłabimy przekonanie o wyjątkowości Biblii, to nie będziemy w stanie odróżnić głosu Bożego od głosu ludzkiego. Wtedy każdy swoją wypowiedź będzie mógł uważać za Słowo Boże i nikt nie będzie miał prawa temu zaprzeczyć.

Charyzmatycy mogą chcieć zaprzeczać temu, że działanie Ducha Świętego może być w dzisiejszym Kościele gaszone. Mogą oni dowodzić, że nie ma teraz miejsca na wylanie Ducha ku umocnieniu wierzących. Naszą odpowiedzią zawsze musi być: Duch Święty cudownie działa w życiu człowieka wierzącego.

Duch Święty ogarnia nas wtedy, gdy głosimy, nauczamy piszemy, rozmawiamy, myślimy, służymy i żyjemy. Wprowadza On nas w Bożą prawdę i kieruje ku nakreślonym planom naszego życia. Traktowanie jednak tego prowadzenia jako natchnienia lub objawienia nie jest określeniem właściwym. Wypowiadanie takich zwrotów jak „Bóg mi tak powiedział”, „To nie moja myśl, Pan mi to dał” lub „To nie są moje słowa, to są słowa Pana” bałamuci słuchacza, łącząc przewodnictwo Ducha w życiu człowieka wierzącego dzisiaj, z tym co działo się w czasach apostołów.

Tego rodzaju zamieszanie prowadzi do błędu, polegającego na odrzuceniu wyjątkowości i absolutnego autorytetu Pisma Świętego. Zarówno Ef. 5,18—19 jak i 2 Ptr 1,21 mówią o wspaniałych prawdach, ale warunki i pojęcia są tam odmienne. Być napełnionym Duchem i rozmawiać ze sobą przez psalmy i hymny nie jest takim samym poruszeniem przez Ducha Świętego, by pisać natchnione Pismo Święte.

Przez wszystkie wieki historii Kościoła pojawiało się wiele grup, które wierzyły, że są natchnione do tworzenia nowego objawienia lub przynajmniej takiego jak objawienie biblijne. Następny rozdział przedstawia i omawia niektóre z tych poglądów. Zarówno charyzmatycy jak i nie charyzmatycy powinni zastanowić się, czy między tymi grupami a współczesnym ruchem charyzmatycznym nie ma jakichś podobieństw.

  1. SPRAWA OBJAWIENIA — część 2

DOKĄD PROWADZI DALSZE OBJAWIENIE?

Znajdujesz się w pomieszczeniu wypełnionym aktywnymi uczestnikami nabożeństwa. Żywy śpiew jest przerywany okrzykami uwielbienia i gorliwymi modlitwami. Nagle ktoś obok ciebie wstaje i szybko zaczyna wypowiadać strumień sylab, które są ci zupełnie nieznane i nie kojarzą się z jakimkolwiek znanym ci językiem. To zaszyfrowane „poselstwo” siedzący obok potwierdzają w spokojny, prawie niesłyszalny sposób.

Następnie, w odpowiedzi na to, wstaje inny uczestnik nabożeństwa i przekazuje poselstwo lub „proroctwo” jak gdyby pochodziło ono od samego Boga: „Tak mówi Pan. Jeżeli wy, mój lud, wyznacie swoje grzechy, będziecie szukać mojej drogi i wzywać mojego imienia, to ja błogosławię was ponad miarę”.

Reszta grupy, uważnie słuchająca krótkiego poselstwa prorockiego, zaczyna uwielbiać Boga, podczas gdy inni wygłaszają tradycyjne mowy.

Chyba rozpoznajemy już tego rodzaju scenerię. Na pewno, powiadamy sobie, jest to opis charyzmatycznej społeczności modlitewnej. Może znane są

nam tego rodzaju nabożeństwa, bo może z przyjaciółmi, czy nawet z członkami swojej rodziny, braliśmy w nich udział. W ostatnich latach tego rodzaju grup jest coraz więcej. Grupy te są dzisiaj aktywne, gdyż jak powiadają sami charyzmatycy, mówiący w językach i prorokujący, wydają oni dynamiczne świadectwo pokoleniu żyjącemu w czasach ostatecznych.

Chociaż wszystko to wydaje się nam takie znane, nie jest to współczesne nabożeństwo charyzmatyczne. Przedstawiona tu grupa nazywa się montanistami, którzy żyli w drugim wieku po Chrystusie. Idąc za nauką swego przywódcy, Montanusa, grupa ta głosiła, że każdy wierzący jest kanałem szczególnego objawienia. Na dowód tego praktykowano dramatyczne dary Ducha włącznie z „proroctwem” i „językami”, które, jak twierdzili, są profetycznymi (proroczymi) znakami czasów ostatecznych.

Montanus wierzył, że chrześcijanie już wówczas żyli w „ostatnich dniach”, poprzedzających przyjście Chrystusa. Twierdził nawet, że za jego życia Nowa Jerozolima zstąpi z nieba na jego rodzinną wioskę Pepuza w Azji Mniejszej.

Jedną z podstawowych nauk Montanusa było przekonanie, że z pomocą daru Ducha Świętego wypowiadał on objawienie bezpośrednio pochodzące od Boga. Montanus dowodził, że objawienie to uzupełnia przekazane już objawienie przez Chrystusa i apostołów. Mówił o rozwoju objawienia od starotestamentowych proroków do uczniów Pana, a następnie do „nowego wieku Ducha”. W tym „nowym wieku” Duch Święty przemawiał przez montanistycznych proroków i prorokinie.

Montanus publicznie oświadczał i zniechęcał tym chrześcijan twierdząc, że Kościół składa się z dwóch

3

33


— Charyzmatycy

grup: z „duchowych chrześcijan”, którzy wyznają jego naukę i przekazują bezpośrednie objawienie Boże oraz z „cielesnych chrześcijan”, którzy posiadają tylko „martwą literę” Pisma Świętego.

W innych sprawach montaniści popierali ortodoksyjną naukę chrześcijańską. Mimo to byli elementem rozłamowym, gdyż do „duchowego Kościoła” zaliczali tylko tych, którzy mieli takie same przeżycia jak oni. Kościół uznał montanizm za poważną herezję, której należy unikać. Sobór w Konstantynopolu (381) postanowił, by pokutujących montanistów przyjmować do społeczności bardzo ostrożnie. Badano ich przekonania odnośnie zbawienia, a następnie organizowano intensywne studium Pisma Świętego.

Dzisiaj w ruchu charyzmatycznym spotykamy się z nauką i zwyczajami bardzo podobnymi do ruchu montanistów z drugiego wieku. Właściwie, chyba nikogo nie skrzywdzilibyśmy, gdybyśmy dzisiejszy ruch charyzmatyczny nazwali neomontanizmem. Jeden z wybitnych pisarzy charyzmatycznych, Larry Christenson, nawet uważa, że ruch montanistyczny jest częścią tradycji charyzmatycznej.1

Główną doktryną, jaką głosili montaniści, charakterystyczną również dla dzisiejszych charyzmatyków, jest przekonanie, że Bóg stale posyła swoje objawienie. Bardziej niepokojące jest to, że takie samo przekonanie utrzymuje również Kościół rzymskokatolicki, neoortodoksja protestancka, Wiedza, chrześcijańska, Dzieci Boże, mormonizm, Świadkom wie Jehowy, Kościół Boży Amstronga i Sun Myung Moon, samozwańczy „mesjasz”, który w ostatnich latach zwiódł wiele tysięcy młodych ludzi.

Warto zwrócić uwagę na związki zachodzące między charyzmatycznym poglądem na objawienie a tradycyjnym nauczaniem Kościoła rzymskokatolickiego. Zacznijmy więc od rzymskokatolickiego pojęcia „tradycji”. Rzymskokatolicki naukowiec Gabriel Moran dokonuje takiej oto jej klasyfikacji:

Dogmatyczna tradycja jest objawioną prawdą, przekazaną przez Boga w Piśmie Świętym przed śmiercią ostatniego apostoła. Dogmatyczna tradycja powszechnie jest nazywana „pierwotnym objawieniem”.

Dyscyplinarna tradycja obejmuje praktyki i obrzędy liturgiczne Kościoła w czasach apostolskich lub poapostolskich, które nie stanowią części Bożego objawienia w Piśmie Świętym. Dyscyplinarna tradycja powszechnie jest nazywana „wtórnym objawieniem”.2

Tradycja więc — powiada francuski rzymskokatolik George Tavard — była nadmiarem słowa wylewającego się poza ramy Pisma Świętego. Nie było ono ani oderwane od Pisma Świętego, a identyczne z Pismem Świętym. Jej treść stanowiło „inne pismo”, przez które Słowo stawało się znane”.3

Innym rzymskokatolikiem, którego poglądy są bardzo podobne do tego, co głoszą dzisiaj charyzmatycy, był Kasper Schatzgeyer (1463—1527). Powiada on: „Wewnętrzne objawienie z Ducha Świętego jest codzienną możliwością. Po jego rozpoznaniu jest ono tak samo obowiązujące, jak nauczanie pochodzące z ust samego Chrystusa”.4

Mając do czynienia z takim podejściem do Biblii, niemal automatycznie rodzi się pytanie: „Gdzie kończy się Biblia?” Ze względu na interpretację słowa tradycja, rzymskokatolickie nauczanie doktrynalnej nie posiada zakończenia. Zawsze jest możliwość dodania czegoś, co jest tak samo autorytatywne jak Pismo Święte. Sobór Trydencki, zwołany przez Kościół rzymskokatolicki w 1546 roku, w celu przeciwstawienia się Reformacji protestanckiej, zapoczątkowanej przez Marcina Lutra w 1520 r. sformułował następujące stwierdzenie odnośnie równo-; ważności Pisma Świętego i tradycji:

Czystość ewangelii Bożej, przyobiecanej przez proroków, została przedstawiona przez Chrystusa. Byłą! ona głoszona przez apostołów jako „zasada całej zbawczej prawdy i pełnej dyscypliny moralnej”. „Prawda” ta jest zawarta częściowo (partim) w napisanych księgach, częściowo (partim) w ustnych tradycjach. Tradycje te są przypisane samemu Chrystusowi lub apostołom, którym Duch Święty je podyktował. „Do, szły one do nas jakby przekazane ręką”. Sobór uznaje. zatem księgi Starego i Nowego Testamentu i te tradycje „jako ustnie dyktowane przez samego Chrystusa lub Ducha Świętego i zachowane w Kościele katolicy kim w nieprzerwanej sukcesji”. Korzysta on z tych źródeł do formułowania dogmatów i zachowania moralności.5

Według tego stwierdzenia, Bóg miałby przekazywać swoje objawienie przez rzymski Kościół od czasów Nowego Testamentu. Od tradycji „przypisanych samemu Chrystusowi i apostołom” tylko mały kroi prowadzi do nieomylności rzymskiego Kościoła i papieża, bezpośredniego następcy Piotra, według rzymskokatolickiej nauki. Teologia rzymskokatolicki twierdzi, że gdy papież przemawia ex cathedra (jako pasterz i nauczyciel wszystkich chrześcijan), działat wtedy z najwyższym autorytetem apostolskim i jes| nieomylny. Oto dwa przykłady nieomylnych dodatków do Pisma Świętego i tradycji w ostatnich czasach:

8 grudnia 1854 roku papież Pius IX ogłosił dogmat o niepokalanym poczęciu, według którego Maria, Matka Jezusa, urodziła się bez grzechu pierworodnego, Według tego papieża „jest to nauka objawiona przez Boga i dlatego ma być bez wahania przyjmowana przez wszystkich wiernych”.6

2 listopada 1950 roku Pius XII ogłosił bullę papieską, według której Maria została wzięta do nieba cieleśnie, to znaczy nie umarła śmiercią naturalną. Edykt papieski powiada: „Jeżeli więc ktokolwiek, niech Bóg go broni, odważy się świadomie temu. zaprzeczyć lub wyrazić wątpliwość w to co podaliśmy, niech wie, że przez to odpadł całkowicie od boskiej katolickiej wiary”.7

Obydwa te oświadczenia posiadają dwie wspólne cechy: 1. Pochodzą spoza Pisma Świętego, czyli z tak zwanej „dyscyplinarnej tradycji czyli wtórnego objawienia”; 2. Wyznawcy rzymskokatoliccy są napominali, aby wierzyć im bez zastrzeżeń.

Widzimy, jak ze swoim zawiłym systemem i skomplikowanymi definicjami, pozwalającymi na ciągłe dodawanie objawień równych co do wartości i tak samo obowiązujących jak Pismo Święte, Kościół rzymskokatolicki, nie trzymając się Słowa Bożego łatwo pomnaża swoje błędy dogmatyczne. Skoro raz pozwoliło się wyjść poza Pismo Święte, bramy prowadzące na zewnątrz nadal są otwarte; przez otwór w tamie może przepływać wszystko.

Kościół rzymskokatolicki raz coś dodał do Pisma Świętego, a teraz posiada m.in. takie tradycje jak pokuta, czyściec, niepokalane poczęcie Marii. Czy W ten sposób charyzmatycy rozbudowują swoje własne tradycje? I tak na przykład w wielu kręgach charyzmatycznych wyrażenie być zabitym w duchu jest zwrotem dobrze znanym. (Będąc „zabitym w duchu” padasz na ziemię przy dotknięciu Tego, który jest uważany za przekaźnika boskiej mocy).

Rozmawiałem z pewnym charyzmatykiem, który j powiedział: „Ależ tak, to bardzo ważne, aby być powalonym przez Ducha. Właściwie to nie można bez tego przeżyć dwóch lub trzech tygodni, by na nowo nie być zabitym przez Ducha”.

Znowu inny powiedział mi, że praktyka ta nie ma ograniczeń. Czasem wielu rywalizuje między sobą, kto najczęściej był „zabijany” przez Ducha. i

  • Po co to czynicie? — zapytałem charyzmatyka.

  • Ponieważ w ten sposób Duch mocy Bożej na nas zstępuje — padła odpowiedź.

  • Według jakiego tekstu biblijnego? — pytałem dalej.

  • Hm, właściwie to nie ma takiego tekstu — odpowiedział.

Nie ma Pisma Świętego! Nie ma żadnego autorytetu! Taka praktyka nie pochodzi z objawienia Słowa Bożego. W tym wypadku metodologia rzymskokatolicka i charyzmatyczna są zupełnie ze sobą zgodne.

POZA ROZSĄDEK KU MISTYCYZMOWI

Jak już powiedzieliśmy w rozdziale 2, zwolennicy neoortodoksji twierdzą, że Pismo Święte nie jest j obiektywnym Słowem Bożym. Taka postawa jest poszukiwaniem „objawienia” poza Biblią. Neoortodoksyjny teolog powiada: „Biblia nie jest Słowem Bożym, gdy leży na półce. Biblia jest dobrym modelem i dynamicznym świadectwem, które zawiera potencjał umożliwiający jej stanie się Słowem Bożym”.

We wspaniałym opracowaniu Ogólnego wprowadzenia do Biblii Norman Geisler i William Nix tak określają pogląd neoortodoksji:

Biblia staje się Słowem Bożym, gdy postanowi On wykorzystać ten niedoskonały środek do skonfrontowania człowieka ze swoim doskonałym Słowem… nie w odniesieniu do Boga, lecz jako środek spotkania Boga z człowiekiem w akcie objawienia. W tym egzystencjalnym przeżyciu, kryzysowym spotkaniu bezsensowne znaki drukarskie na stronicach papieru wyskakują z Biblii, aby przemówić do człowieka konkretnie i sensownie. W tej „chwili sensowności” Biblia staje się dla danej osoby Słowem Bożym.8

Neoortodoksi powiadają, że Biblia wtedy jest natchniona, gdy tworzy w tobie określone przeżycie. J. K. S. Reid dowodzi, że „Słowo Boże jest zakonserwowane w martwym zapisie”, dopóki ty i ja nie spotkamy się z nim, a dopiero wtedy stanie się ono żywe.9 Emil Brunner powiada, że Duch Boży „nie przechowuje natchnienia między okładkami spisanego słowa”.10 Wyzwala się on w przeżyciu. Według neoortodoksów Bóg nigdy naprawdę nie przemawia twierdząco przez Słowo. Przemawia On osobiście w wewnętrznym objawieniu, gdy zbliżamy się do Niego.

Biblia, powiada neoortodoksja, to nie wszystko. Bóg nadal przekazuje objawienie, nadal inspiruje innych, jak inspirował autorów biblijnych. „Jeżeli Biblia naprawdę jest „Słowem Bożym”, to nie jest to „ostatnie słowo” — powiada C. H. Dodd, teolog podzielający ten pogląd.11

Co się staje, gdy natchnienie Pisma jest zależne

od subiektywnego przeżycia i gdy Biblia nie jest ostatnim słowem? Wtedy biblijny autorytet przestaje istnieć! Wtedy można mieć tyle samo „objawienia” z materiałów napisanych i wygłoszonych w czasach dzisiejszych.

Powstaje pytanie: Czy charyzmatycy podzielają taki pogląd? Oczywiście, pod pewnym względem ( charyzmatycy są dalecy od nowej ortodoksji. Czyż nie mówią oni, że kochają Słowo Boże i traktują je j jako natchnioną i nieomylną prawdę Bożą? Tak, to prawda, ale wypowiedzi niektórych z nich brzmią tak niepokojąco, jak wypowiedzi neoortodoksów.

Dobrym przykładem tego jest artykuł Charlesa Farah, zamieszczony w magazynie Christian Life. Farah, wykładowca w dziedzinie teologii i historii na Orał Roberts University, pisze następująco: „Tak więc, im chrześcijanie coraz bardziej zbliżają się do, świata Nowego Testamentu, tym coraz mniej polegają na rozsądku i przeżyciu jako środkach poznania, a coraz bardziej -— na. poznaniu pneumatycznym”.12

A jak Farah określa „poznanie pneumatyczne”? Powiada, że jest to „poznanie przewyższające wszystkie inne poznania, postrzeganie ponad wszystkie”! inne postrzegania, pewność ponad wszystkimi pewniakami, zrozumienie przewyższające wszystkie inne zrozumienia”.

Stwierdzenie to ma charakter mistyczny. Czy Farah wyznaje dwudziestowieczną wersję gnostycyzmu (herezja z drugiego wieku, też mówiąca o „pneumatycznym poznaniu” i wiedzy zarezerwowanej tylko dla wybranej grupy, która ma szczególny wgląd w duchową prawdę)?

Czy mamy pójść poza rozsądek i doświadczeni Słowa Bożego? Pójście do „poznania ponad poznanie” jest pójściem poza objawione Słowo Boże. Biblia posiada pewność. Słowo Boże daje zrozumienie. Dlaczego mamy iść poza zrozumienie? A jednak charyzmatycy stale powiadają: „Musimy mieć więcej”. Jednak pozabiblijne objawienie zawsze prowadzi do błędu.

ROŻNE HEREZJE I POZABIBLIJNE OBJAWIENIE

Wiele jest przykładów tego, jak pozabiblijne objawienie doprowadziło pewne grupy wyznaniowe do błędu. Mormoni cały swój system wyznaniowy opierają na Księdze Mormona, rzekomym objawieniu danym Józefowi Smithowi. Księga Mormona stwierdza:

Czy uważacie, że ja sam me znam tych rzeczy? Oto oświadczam wam, że to, co wam mówiłem, jest prawdą. A skąd wiem, że są one pewne? Oto chcę wam powiedzieć, że zostały mi one przekazane przez Świętego Ducha Bożego…, a to jest duch objawienia i przebywa on we mnie”.18

Obok Księgi Mormona dwie inne książki Józefa Smitha mormoni stawiają na równi z Pismem Świętym: Doktryny i przymierza oraz Drogocenna perła. Z tych „dalszych objawień” obfitym strumieniem leją się błędy odnośnie Boga, natury człowieka, osoby i dzieła Chrystusa. Skutkiem tego jest teologiczny chaos.

Jeszcze większy chaos napotykamy w pozabiblijnym objawieniu „Nauki Chrześcijańskiej”. Christian Science Journal w lipcu 1975 roku pisał: „Ponieważ: nie jest to filozofia ludzka, lecz boskie objawienie, umysł oparty o boskie zasady i logika „Chrześcijańskiej Nauki” musi oddzielić je od wszystkich innych

systemów”.14 W tym samym egzemplarzu tego pisma Mary Baker Eddy jest nazwana „objawicielką prawdy tego wieku”.15

Pani Eddy napisała: „Wstydziłabym się gdyby Nauka i Zdrowie oraz Klucz do Pisma były pochodzenia ludzkiego. Bóg jest ich autorem, a ja byłam jedynie zapisywaczem”.16

Chociaż liczne błędy „Chrześcijańskiej Nauki” odnośnie Boga, Chrystusa i Pisma Świętego zostały udokumentowane w wielu książkach, pani Eddy nadal twierdziła, że jest narzędziem Bożym w objawieniu Jego prawdy w obecnych czasach.

Chyba najlepiej znanym ruchem religijnym są Świadkowie Jehowy. Niestrudzeni w swoich wysiłkach, Świadkowie chodzą od drzwi do drzwi rozpowszechniając naukę o zbawieniu z uczynków i zaprzeczając łasce Bożej przez Chrystusa, który w ich mniemaniu był istotą stworzoną, a nie prawdziwym Bogiem w Trynitarnym (jako Osoba Trójcy Św.) znaczeniu. Czy Świadkowie wierzą w posiadanie nowego objawienia? Tak jest, wierzą w to 1 Wyraźnie mówią o tym w swym czasopiśmie Strażnica, twierdząc, że Strażnica „jest publikacją nie mającą sobie równej na ziemi, ponieważ jej autorem jest Bóg”.17

Innej grupie, głoszącej zbawienie z uczynków, przewodzi Herbert W. Armstrong, założyciel „Ambasador College”, periodyku Plain Truth i dobrze znanego w Stanach Zjednoczonych programu radiowego pt. „Świat jutra”, którym kieruje jego syn Ted Gar- ner. Jak pojawił się ten armstrongizm? Otóż pani Armstrong miała widzenie, w którym anioł objawił jej cały ten system. Opowiedziała to swemu mężowi i tak powstał armstrongizm.

W ostatnich latach środki masowego przekazu wiele miejsca poświęcają tak zwanym „moonom” — wyznawcom Sun Myung Moona, samozwańczego mesjasza, który twierdzi, że jest posłańcem Bożym. Powiada on, że posiada ostateczną prawdę, pochodzącą nie z Pisma Świętego, nie z innych książek i nie z ludzkiego umysłu. Jeżeli, powiada Moon, jego „prawda” jest niezgodna z Biblią, to Biblia nie ma raj)”.18

Klasycznym przykładem kogoś, uważającego się za posiadacza nowego objawienia, jest Dawid Berg, przywódca „Dzieci Bożych”. Uważa się on za samego Mojżesza, proroka czasów ostatecznych i izraelskiego króla Dawida. W ciągu pięciu lat Berg napisał pięćset listów. W artykule Christianity Today mówi się następująco: „Berg, posiadający wiele konkubin,

twierdzi, że listy te są „Słowem Bożym na dzisiaj” i uzupełniają Pismo Święte (Słowo Boże na wczoraj”.18

WYBOISTA DROGA DO OBJAWIENIA

  1. tak każdy, zaczynając od spirytysty Edgara Cayce, a kończąc na L. Ron Hubbardzie, założycielu „Scientologii”, twierdził, że swoje objawienie otrzymał bezpośrednio od Boga. Gazety stale donoszą o tragicznych przypadkach zamordowania przez kogoś nieznanych sobie ludzi, przyjaciół czy członków swojej rodziny tylko dlatego, że „Bóg mi tak powiedział”. Faktem jest, że przeważnie tego rodzaju mordercy są ludźmi psychicznie chorymi, a twierdzą oni, że posiadają pewnego rodzaju objawienie. Żaden chrześcijanin nie może zgodzić się z tymi roszczeniami, co ma bowiem być sprawdzianem tego objawienia, jeżeli nie Pismo Święte?

Sami charyzmatycy już poważnie zastanawiają się nad tym problemem. Nie ma na to łatwej odpowiedzi, a „droga objawienia” jest pełna objazdów, ślepych uliczek i wybojów.

Józef Dillow opowiada jak „charyzmatyczny brat w Chrystusie” starał się wpłynąć na niego w krytycznej chwili życia:

Jako nowo nawrócony chrześcijanin spotkałem się z człowiekiem, którego będę nazywał Billem. Stale zabiegał on o widzenia i zawsze twierdził, że otrzymał bezpośrednie objawienie od Boga. Widział Pana działającego w każdej możliwej do pomyślenia sytuacji życiowej. Kiedyś o północy zadzwonił do mnie, ponieważ musiał podzielić się ze mną ważnym poselstwem od Pana. Bill był mężczyzną po czterdziestce, mieszkał samotnie, oddalony o godzinę jazdy samochodem ode mnie. Koniecznie chciał przekazać mi to poselstwo osobiście. Byłem wzruszony jego troską i powiedziałem, że chętnie posłucham go z rana następnego dnia. Jednak Bill nalegał na spotkanie natychmiastowe, więc zaprosiłem go do siebie. Gdy przybył, był wyraźnie wstrząśnięty. W tym czasie przygotowywałem się do wstąpienia do Seminarium Teologicznego. Bill był bardzo niezadowolony z tego powodu. „Litera zabija — powiedział — ale Duch obdarza życiem”. Właśnie teraz otrzymał poselstwo od Pana ostrzegające mnie przed pójściem do Seminarium. Gdy czytał proroctwo Izajasza, Pan dał mu szczególne objawienie, które powiadało: „Jeżeli pójdziesz do Seminarium, twoja żona zostanie pożarta przez lwy, a ty stracisz wieczne zbawienie”. Było to coś przerażającego, ale nie zląkłem się tego. Bill żył w świecie przesądów, podsycanych przez teologię języków. Zasadnicza rola Słowa została w jego życiu zagubiona. Ostatnio słyszałem, że Bill znajduje się w więzieniu, ponieważ „Pan powiedział mu”, aby nie usłuchał nakazu władzy i nie podporządkował się regionalnym rozporządzeniom.19

Hal Lindsey, autor książki The Late Great Piane Earth, ostatnio podzielił się ze mną wrażeniami ze spotkania z przedstawicielką ruchu charyzmatycznego w Australii, znaną jako „panna Viola”. Zyskuje ona powodzenie na całym świecie jako uzdrowicielki i następczyni Katherin Kuhlman. Twierdzi ona, że posiada moc wypędzania takich demonów, z jakim i nikt inny nie miał do czynienia.

Panna Viola” powiada, że aż do śmierci swego męża była nominalną chrześcijanką. Później poczuła się samotną i zaczęła poszukiwać nadprzyrodzonych objawień Bożych. W końcu, jak sama powiada, na jej ciele pojawiły się stygmaty. Na dłoniach i boki przez dłuższy czas utrzymywały się rany, powstające w związku z rozpamiętywaniem męki Jezusa Ze względu na te znaki „panna Viola” wierzy, że stwierdzenie w Gal. 6,17 mówiące o „noszeniu prze: ap. Pawła stygmatów Jezusa” odnosi się bezpośrednio do niej. Na tej podstawie wierzy ona, że może usuwać demony najtrudniejsze do wypędzenia prawdopodobnie, w związku z tym, regularnie odprawia egzorcyzmy w swoim zborze.

Zbór „Panny Violi” zaczął się rozwijać, potrzebowano wiele pieniędzy na większy budynek. Usłyszała ona o pewnym zamożnym człowieku w San Francisco, który był bliskim przyjacielem Hal Lindseya. Pewnego dnia przybyła ona do San Francisco w towarzystwie mężczyzny i niewiasty, którzy zawsze jej towarzyszą. Mężczyzna ten jest byłym księdzem anglikańskim, a niewiasta podobno jest prorokinią. „Panna Viola” twierdzi, że bezpośrednio rozmawia z Bogiem, On zaś mówi do niej przez prorokinię, która przekazuje poselstwo w pewnego rodzaju boskim głosie.

Panna Yiola” i towarzyszące jej osoby przybyli do przyjaciela Hala powiadając, że w widzeniu Bóg powiedział im, aby go odwiedzili, ale nie wiedzą w jakim celu.

  • W takim razie o co wam chodzi? — zapytał przyjaciel Hala.

  • Nie wiemy — odpowiedzieli — ale zostanie to objawione.

Człowiek ten nie wiedział co począć ze swymi gośćmi i dlatego zwrócił się do swego przyjaciela o radę. Czy Hal i jego przyjaciele zechcą się nimi zająć, jeżeli przywiezie ich do Los Angeles?

Hal zgodził się i odebrał ich na lotnisku. Wraz z dwoma swoimi współpracownikami Hal i jego goście usiedli, by wspólnie rozwikłać zaistniały problem. W międzyczasie „panna Yiola” oznajmiła im o swojej mocy w dziedzinie objawienia. Opowiedziała o wszystkim czego może dokonać przy pomocy darów charyzmatycznych. Jednak, odpowiadając na każde zadane pytanie, zawsze zaglądała do leżącej obok sterty papierów. Papiery te były dokładnie podzielone na tematy (według rozdziałów i wierszy) i miały stanowić zapis objawienia jakie otrzymała ona od Boga. Stale przerzucała kartki, szukając właściwej odpowiedzi na zadawane przez Hala i jego przyjaciół pytania.

Często Hal powiadał: Ale to nie zgadza się z Pismem Świętym.

  • Ależ tak — twierdziła „panna Yiola” — to wy niewłaściwie je tłumaczycie.

W końcu oświadczyła, że Bóg nakazał jej zdobycie dużej sumy pieniędzy od tego człowieka, a prośby tej nie można odrzucić, ponieważ jest ona

prorokiem Bożym” w obecnym czasie. Spotkanie to trwało ponad dwie godziny, a „panna Viola”, opierając się na swoich własnych objawieniach, stale zaprzeczała prawdzie Pisma Świętego. Przepaść była tak wielka, że nie było nadziei na dojście do zgody. Ci, którzy się z nią spotkali, wspólnie doszli do wniosku, że jej moc ma charakter demoniczny.

OD PISMA ŚWIĘTEGO DO CZEGOŚ WIĘCEJ

Musimy przyznać, że „panna Viola” jest wyjątkowym przykładem niewłaściwego podejścia do sprawy objawienia. Tak samo jak Bill, który ostrzegał Józefa Dillow przed pójściem do Seminarium.

To prawda, że mormonów, Świadków Jehowy, Dzieci Bożych czy innych krańcowych przykładów herezji nie należy identyfikować z chrześcijanami typu charyzmatycznego, którzy kochają Chrystusa i Pismo Święte.

Kiedy jednak dochodzimy do istotnych spraw dotyczących objawienia, podobieństwa między roszczeniami charyzmatyków i pojęciami tych ekstremistów są bardzo zbieżne. I o to mi zasadniczo chodzi: krańcowości zawsze zaczynają się od małych odchyleń.

Cena charyzmatycznego mistycyzmu i subiektywizmu jest zbyt wysoka. Każdy ma prawo mówić i czynić to, co uważa za pochodzące od Boga. Zagubiona jednak została wyjątkowość i najwyższy autorytet Słowa, idziemy w kierunku mistycznego chrześcijaństwa, które w końcu zatraci swoje podstawo- j we treści i istotę. Zbliżamy się do sytuacji, o jakiej i mówił prorok Amos, czyli o „głodzie słuchania słów Pana” (8,11).

Załóżmy, że w najbliższych latach pojawi się nowe zainteresowanie chrześcijaństwem i Biblią. Wielu ludzi rozminie się jednak z Pismem Świętym, ponieważ w przeciętnej księgarni chrześcijańskiej ponad połowa książek opisuje czyjeś przeżycie, zamiast zaoferować solidne studium Biblii czy chrześcijańskiej nauki.

Sądząc z oświadczeń przywódców charyzmatycznych na temat ich teorii ciągłego objawienia, charyzmatyczny pogląd na Pismo Święte ma wiele wspólnego z neoortodoksyjnym subiektywizmem. Błąka się on na granicy mistycyzmu. Następujący fragment listu, jaki mój znajomy otrzymał od młodego członka ruchu charyzmatycznego, jest wyraźną ilustracją tej postawy wobec Pisma Świętego:

Największe przeżycie miłosne, którego kiedykolwiek doświadczyłem, dokonało się u stóp krzyża, gdy spływała na mnie krew Jezusa Chrystusa. On napełnił mnie Duchem Świętym. Zaprowadził mnie poza zasłonę do miejsca najświętszego w świętym mieście Jeruzalem. Tam zobaczyłem siebie w Nim, a Jego w sobie. Otrzymałem chrzest jakby przez ogień i od tamtej chwili Jego miłość mieszka we mnie. Od tego czasu trwam w społeczności z Nim.

Nie czuję potrzeby studiowania Pisma Świętego, gdyż znam Jezusa, który objawił się mi wewnętrznie, a gdy On mieszka we mnie, tam jest i Jego Słowo.

Zwracam się do Pisma, a Pismo jest istotne i niezbędne — ale nie ma podstawowego i niezbędnego znaczenia, ponieważ ja Jego posiadam — raczej On posiada mnie. Pismo Święte jest źródłem wtórnym. Przez chrzest Ducha Świętego Słowo we mnie (samo ciało duchowe Jezusa Chrystusa) jest rzeczą zasadniczą — mówię to z własnego doświadczenia, z tego co On mi kazał powiedzieć.

Reformatorzy uratowali chrześcijaństwo od pozabiblijnych wypaczeń wołaniem „Sola Scriptura” (tylko Pismo Święte). A teraz z kręgów charyzmatycznych słyszymy wołanie: „Pismo Święte i coś jeszcze — prorockie wypowiedzi, nowe Boże objawienie!” Jednak Kościół dwudziestego wieku nie może ulegać teologii, która tradycję i przeżycie stawia na równi z Pismem Świętym.

Nie mamy prawa pomniejszać wyjątkowości objawienia Bożego przekazanego nam w Biblii. Nie możemy odwrócić się od Sola Scriptura bez przeciwstawienia się oświadczeniom samej Biblii. Jeżeli! odważamy się twierdzić, że otrzymane od Boga objawienie dorównuje lub przewyższa Pismo Święte, to wchodzimy na niebezpieczną drogę, prowadzącą jedynie do teologicznego chaosu i duchowej katastrofy.

  1. SPRAWA INTERPRETACJI

S

część I


KĄD DOWIADUJEMY SIĘ CO MÓWI BIBLIA?

Sprawa interpretacji ma takie samo znaczenie jak objawienie, o którym mówiliśmy w dwóch poprzednich rozdziałach. Co z tego, że zgadzamy się, że Biblia jest pełnym i ostatecznym objawieniem Bożym, jeżeli niewłaściwie ją interpretujemy? Skutek jest taki sam: mijamy się z prawdą Bożą. Nie ma sensu dodawać do Pisma Świętego „dalszych objawień”, jak też nie ma sensu wyczytywać z niego to, czego ono nie zawiera.

W ostatnich latach przyjęło się wszystko robić „po swojemu” i wypowiadać swoje własne opinie. Mniejsza o to, jeżeli inni się z tym nie zgadzają. Ważne jest to, aby być sobą. Z taką postawą, niestety, mamy również do czynienia przy czytaniu i studiowaniu Biblii.

Często charyzmatycy jak też i nie charyzmatycy powiadają: „Hm, według mnie wiersz ten znaczy to lub tamto”. Moglibyśmy wtedy równie dobrze zapytać: „A co by on znaczył, gdyby nie było ciebie na świecie?”

Każdy bowiem werset zawiera jakąś treść bez względu na kogokolwiek z nas. Dlatego chrześcijanie potrzebują dobrej hermeneutyki — solidnego podejścia do interpretacji tekstu biblijnego. Jedną z naj4 lepszych zasad studiowania Biblii znajdujemy w 2 Tym. 2,15:

Staraj się usilnie o to, abyś mógł stanąć przed Bogiem jako wypróbowany i nienaganny pracownik, który wykłada należycie słowo prawdy”.

Aby akuratnie wykładać Słowo Prawdy, trzeba unikać przynajmniej trzech błędów:

  1. Nie sugerować tego, czego nie ma w tekście. Jakże łatwo kaznodzieja czy nauczyciel nadaje pewnemu tekstowi szczególne znaczenie, aby otrzymać zamierzony skutek.

Dobry przykład takiego poświęcenia właściwej interpretacji na rzecz osiągnięcia zamierzonego celu znajdujemy w Talmudzie. Pewien rabin stara się przekonać swoich słuchaczy, że zasadniczą sprawą życia jest troska o człowieka. W tym celu wykorzystał opowiadanie biblijne o wieży Babel z 1 Ks. Mojżeszowej. W jego przekonaniu budowniczowie tej wieży byli bardzo zawiedzeni, ponieważ rzeczy materialne stawiano tam na pierwszym miejscu, a człowieka na ostatnim. Gdy wieża stawała się coraz wyższa, robotnicy całymi godzinami dźwigali cegły na jej szczyt dla murarzy. Gdy ktoś spadał z wieży, nikt nie zwracał na to uwagi. Przecież był to tylko zwykły robotnik. Jeżeli zaś spadł robotnik wraz z cegłami, urządzano wielki lament, ponieważ tłukły się cegły. „Oto dlaczego — powiadał nauczyciel — Bóg pomieszał im języki. Nie troszczono się tam przede wszystkim o ludzi”. Biblia wcale o tym nie wspomina.

Poselstwo wieży Babel nie mówi o tym, że ludzie są ważniejsi od cegieł. Chodzi raczej o to, że Bóg jest ważniejszy od bałwanów! I Bóg będzie sądzi! bałwochwalców. Budowniczowie wieży Babel jednocześnie budowali system fałszywego nabożeństwa, a także sami sobie oddawali cześć (pycha). Ludzie są ważniejsi od cegieł, ale Pierwsza Ks. Mojżeszowa 11 nie zawiera takiej nauki. Nie ma racji ten, kto wygłasza wprawdzie dobre poselstwo (ludzie są ważniejsi od rzeczy materialnych), ale jednocześnie ignoruje prawdziwą, zawartą w tekście biblijnym lekcję (Bóg jest ważniejszy od bałwana).

  1. Unikać powierzchownego studiowania. Porządne studium biblijne jest ciężką pracą. Interpretacja Biblii nie jest sprawą powiedzenia: „Hm, według mnie oznacza to…” lub: „Czytałem kiedyś w kuchni przy stole i uważam, że wiersz ten mówi…” Oczywiście, na temat tekstów biblijnych można dyskutować, ale dyskusja zwykle jest bardziej pożyteczna w dziedzinie zastosowania, a nie interpretacji tekstu.

Przy interpretacji trzeba podjąć solidną pracę. Jeżeli byliśmy pracowici, to wykorzystanie wszystkich dostępnych pomocy wyrazi się w prawidłowej interpretacji podstawowych prawd Pisma Świętego i ogólnym zrozumieniu poszczególnych tekstów. Nie możemy tu liczyć na improwizację, (co dzisiaj jest tak bardzo popularne w niektórych zborach), na podobieństwo jazdy auta z wyłączonym silnikiem. Niektórych różnic w interpretacji nie da się zniwelować, ale to nie pomniejsza naszej odpowiedzialności w tej dziedzinie.

W Pierwszym Liście do Tymoteusza 5,17 mówi się, że „podwójna cześć” należy się tym, „którzy podjęli się zwiastowania Słowa i nauczania”. Bóg dał Kościołowi nauczycieli, ponieważ do nauczania Pisma Świętego potrzebni są ludzie, którzy w odpowiedzi na Jego powołanie poświęcają się ciężkiej, przykładnej pracy.

W ruchu charyzmatycznym wyraźnie daje się zauważyć jedna rzecz: mało uznania dla naprawdę dobrych teologów i wykładowców, którzy poświęcili długie lata na rozwój właściwych metod interpretacji. Dlaczego? Ponieważ zbytnio akcentuje się i pozwala się każdemu mówić to, co rzekomo Duch mówi mu przez dany tekst biblijny. Istnieje wielka różnica między dziwacznym interpretowaniem a nauczaniem Słowa Bożego przez ludzi, którzy posiadają pewne umiejętności i doświadczenia w tym zakresie.

W wywiadzie radiowym pewną niewiastę, wykonującą funkcję pastora w ruchu charyzmatycznym, zapytano jak „dochodzi” do swoich kazań. „Wcale do nich nie dochodzę — odpowiedziała — ja je biorę. Bóg mi je daje”.

Powinniśmy bardzo wystrzegać się tak beztroskiego podchodzenia do chrześcijaństwa. Zbyt wielu ludzi staje za kazalnicami z tak małym lub żadnym przygotowaniem i mówi innym „co powiada Bóg”. W wielu przypadkach nie jest to w ogóle to, co Bóg przez dany tekst powiada.

  1. Za wszelką cenę należy unikać uduchowiania czy alegoryzowania na podstawie Pisma Świętego. Zamiast odkrywania tego co mówi Biblia, czasem, włączamy naszą wyobraźnię na czwarty bieg, a tekst biblijny służy nam jako pretekst do głoszenia tego, na czym bardzo nam zależy. Zamiast wydobywania czegoś z Pisma Świętego, wkładamy w nie to, co nam się podoba.

Krańcowym przykładem alegoryzowania było młode małżeństwo, które przyszło do jednego z naszych pastorów, prosząc o radę odnośnie jednego ze swoich problemów. Po prawie półgodzinnej rozmowie duchowny zapytał ich: „Dlaczego wstąpiliście w związek małżeński? Jesteście zupełnie oderwani od siebie!”

  • Ach — westchnął mąż — stało się to na skutek kazania, jakie wygłosił kaznodzieja naszego zboru.

  • Jakie to było kazanie?

  • Mówił na temat zdobycia Jerycha.

  • Jerycha? A co to ma wspólnego z małżeństwem?

  • Hm, mówił, że lud Boży najpierw ogłosił objęcie tego miasta, a potem siedem razy je obchodził i wreszcie jego mury upadły. Następnie powiedział on: jeżeli chłopiec wierzy, że Bóg dał mu jakąś dziewczynę, to powinien rościć sobie prawo do niej, obejść ją siedem razy, a wtedy mury jej serca upadną. Tak właśnie uczyniłem i pobraliśmy się.

  • Czy naprawdę tak powiedział? — zapytał nasz duszpasterz. Brat chyba żartuje.

  • Tak, tak naprawdę było — odpowiedział mąż. I wielu innych wstąpiło w związki małżeńskie ze względu na to kazanie!

Powiadali, że ich małżeństwo dokonało się w niebie. To było małżeństwo spełnione w alegorii, a to niemądre stało się rzeczywistością tutaj! Tego rodzaju interpretację stosowano od początku życia Kościoła, trwa ona i dzisiaj, szczególnie w (kręgach charyzmatycznych. Dobrze znany kaznodzieja charyzmatyczny, z którym często rozmawiałem, w serii wykładów tłumaczył księgę Nehemiasza. Oto niektóre z jego wniosków:

  • Mury Jerozolimy były zburzone, mówi ta o zwalonych ścianach ludzkiej osobowości. Nehemiasz reprezentuje Ducha Świętego, który przybywa, aby odbudować mury ludzkiej osobowości.

W czasie jego wykładu wszystko w tej księdze coś oznaczało lub było jakimś symbolem. Kiedy mówił o Stawie Królewskim (Neh. 2,14), przedstawiał go jako chrzest Duchem Świętym, a od tego przeszedł do nauczania o ważności mówienia nieznanymi językami.

Księga Nehemiasza nie ma nic wspólnego z Duchem, ścianami ludzkiej osobowości, chrztem Duchem czy językami, ale kaznodzieja wszystko to wyczytał z tego opowiadania i niektórzy uważają to za wspaniałą naukę biblijną. Chcę jednak powiedzieć, że taką ona nie jest. Jest to zwyczajne kra- marzenie Słowem Bożym i uczenie tego co się chce, a nie tego co naprawdę mówi Bóg (por. 2 Kor. 2,17).

Przykładem właściwego podejścia do interpretacji Pisma Świętego jest sam Jezus idący do Emaus zaraz po swoim zmartwychwstaniu. Idąc z dwoma swoimi uczniami, Pan „począwszy od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykładał im, co o nim było napisane we wszystkich Pismach”. Słowo „wykładał” jest tu podstawowe, wspomniałem o nim już wcześniej: hermeneuo. Nauczając Pisma Jezus interpretował je właściwie i w odpowiednim porządku. Korzystał z hermeneuo — hermeneutyki. Jest On wzorem nauczyciela korzystającego z hermeneutyki. Jeżeli będziemy lekceważyć te zasady, poselstwo Słowa Bożego ulegnie rozcieńczeniu i wypaczeniu.

Wszystkie powyżej wspomniane zasady są dobre w sensie ogólnym, ale nie są wystarczająco pomocne w opracowaniu konkretnego tekstu biblijnego, wydobycia z niego właściwej treści. Dlatego przyjrzyj-

my się pięciu następującym zasadom, które leżą u podłoża biblijnej hermeneutyki.

PIĘĆ ZASAD PRAWIDŁOWEJ INTERPRETACJI BIBLII

Co więc stanowi o dobrej hermeneutyce? Oto jej pięć podstawowych zasad:

  1. Zasada dosłowności oznacza rozumienie Pisma w jego naturalnym, normalnym znaczeniu. Zapytujemy tu o zwyczajne znaczenie użytych w tekście słów. Jeżeli Bóg chce przekazać nam swoje Słowo, to uczyni to w sposób najbardziej oczywisty i prosty, przy pomocy dobrze zrozumiałych słów. Chociaż w Piśmie Świętym występuje język obrazowy, symbolizm i alegoria, to przede wszystkim zwracamy uwagę na jego dosłowne znaczenie, a nie na głębszą, ukrytą czy uduchowioną interpretację.

Gdy zabierzemy się do studiowania apokaliptycznych tekstów w księgach Zachariasza, Daniela, Ezechiela, Izajasza czy Objawieniu Jana, najpierw musimy zwrócić uwagę na to, jakie literalne prawdy zawierają występujące tam postacie i symbole. Umieszczenie ich na tle historycznym zwykle rozjaśnia całą scenerię. Studiujący powinien zwrócić uwagę na dosłowne, literalne znaczenie danego obrazu na tle historycznych uwarunkowań.

Kamieniem węgielnym biblijnej interpretacji jest więc dosłowne przyjmowanie tekstu. Jeżeli odejdziemy od tej zasady, to stracimy wszelką nadzieję właściwego odczytania jego poselstwa. Wtedy będziemy mieli zupełną swobodę kierowania się wyłącznie wyobraźnią. Odwracanie się od dosłownego znaczenia Pisma nie służy jego zrozumieniu; czyni-

my Pismo Święte swoim niewolnikiem, jeżeli wymuszamy z niego to, co sami chcemy powiedzieć.

Czyniąc tak jesteśmy podobni do rabinów z okresu międzytestamentowego, którzy interpretowali Pismo przy pomocy liczbowych wartości każdej litery hebrajskiego alfabetu. Dodawali oni liczbowe wartości liter czyjegoś imienia i z otrzymanej sumy odczytywali jego znaczenie. I tak na przykład wartość liczbowa imienia Abraham stanowi 318. Miało to oznaczać, że Abraham miał 318 sług. Naruszając podstawowy cel języka stwarzamy sytuację, w której każda interpretacja jest możliwa.

  1. Zasada historyczna też jest ważna przy interpretacji Pisma Świętego. Bardzo ważne jest odtworzenie historycznej sytuacji, w jakiej dany tekst został napisany. Jeżeli rozumie się tę sytuację, to często tekst wyjaśnia sam siebie.

Przystępując do studiowania jakiejś księgi biblijnej musimy znać wplecioną w jej treść historię. Kto wtedy panował? O jakich krajach ona mówi i w jaki sposób? Jakie w ówczesnym społeczeństwie istniały napięcia, problemy, kryzysy? Jaka była wtedy kultura? Jakie zachowywano wtedy zwyczaje?

Aby odpowiedzieć na te pytania powinniśmy zajrzeć do takich książek jak słowniki biblijne, biblijne przewodniki i inne książki omawiające zwyczaje w czasach biblijnych. Na podstawie takich książek możemy zrekonstruować sytuację, w jakiej dany tekst został napisany, a z tego wyniknie jego znaczenie.

  1. Zasada gramatyki też musi być stosowana. Trzeba zastanowić się czym szczególnym wyróżnia się dany tekst od strony gramatyki? Nieraz trzeba wyjaśnić

znaczenie pewnych słów. Czasem bardzo ważne są przyimki. Wiele zależy od tego czy w tekście występuje przyimek w lub z, przez, pod. Występujące w tekście słowo ponieważ lub dlatego może nadawać mu szczególne zabarwienie. Jeżeli zdanie wskazuje na to czy na tamto, to dobrze byłoby wiedzieć, czym „to” czy „tamto” jest czy było.

Gramatyka — jako taka — nie może być przedmiotem naszego zainteresowania, ale trzeba się na niej znać przy interpretacji Pisma Świętego. Nie możemy po prostu wyrwać jakiegoś zwrotu z tekstu i zmusić go do powiedzenia tego, co my chcemy powiedzieć. Musimy zważać na porządek słów i zwrotów, aby dowiedzieć się dokładnie co Słowo Boże mówi.

Czasem jestem zapytywany: Co robisz na początku, gdy przygotowujesz kazanie? Odpowiadam, że czytam tekst w języku greckim (lub hebrajskim, jeżeli to jest Stary Testament). Zwracam uwagę na budowę zdań i formy gramatyczne. Chcę wiedzieć dokładnie o czym dany tekst mówi.

Teraz ktoś może powiedzieć: No tak, a ja nie znam greki, z ledwością wyciągnąłem na trójkę w gramatyce. Chyba nigdy nie będę mógł studiować Biblii. Ależ tak, możesz studiować — na własnym poziomie. Wyliczam tu podstawowe zasady, jakich należy przestrzegać przy studiowaniu Biblii. Jeżeli ktoś nie zna języka greckiego, może zajrzeć do dobrego komentarza biblijnego. A najważniejsze, staraj się zwracać uwagę na pisarzy i mówców, którzy zdają się nie mieć do czynienia z gramatyką. Ucz się studiować Biblię indukcyjnie, dziel wiersze na wyrażenia, słowa, dokładnie .przyglądając się ich znaczeniu.

  1. Zasada syntezy, przez starych reformatorów nazywana również analogia Scriptura czyli analogia Pisma Świętego. Zasady syntezy opiera się na przekonaniu, że żadna część Biblii nie jest sprzeczna z inną jej częścią. Jeden Autor — Duch Święty — jest natchnieniem całej Biblii. Twrorzy ona cudowną jedność. Jeżeli słyszymy interpretację jakiegoś tekstu, która nie pokrywa się z czymś w drugim tekście, to jeden z tekstów (a może obydwa!) jest interpretowany niewłaściwie. Duch Święty nie może być w sprzeczności z samym sobą.

Ucząc Słowa Bożego często wskazuję zborowi na inne części Biblii, by zborownicy zobaczyli jak studiowany tekst przez analogię pasuje do całości Pisma, do całego obrazu. W swojej wspaniałej książce God Has Spoken, J. I. Packer mówi:

Biblia jest podobna do orkiestry symfonicznej, którą jak Toscanini, dyryguje Duch Święty; każdy instrument dobrowolnie, spontanicznie i twórczo wyraża dźwięki zapisane w swoich nutach, jak życzy sobie jego wielki dyrygent, chociaż żaden z nich nie słyszy tej muzyki jako całości… Każda część staje się w pełni zrozumiała tylko w odniesieniu do całości.1

Ap. Piotr powiedział prawie to samo, gdy pisał: „Zbawienia tego poszukiwali i wywiady wali się o nie prorocy, którzy prorokowali o przeznaczonej dla was łasce, starając się wybadać, na który albo na jaki to czas wskazywał działający w nich Duch Chrystuso- wy” (1 Ptr. 1,10—11). Nawet pisarze biblijni nie zawsze znali pełne znaczenie pisanego przez siebie tekstu. Dzisiaj, mając Nowy Testament, widzimy jak Biblia łączy się w jedną chwalebną całość.

  1. Zasada praktyczności — to obowiązek zastosowania poselstwa biblijnego we własnym życiu. Zawsze powinniśmy zadawać sobie pytanie: „I co z tego? Co to ma wspólnego ze mną?” W Drugim Liście do Tymoteusza Paweł (powiada: „Całe Pismo przez: Boga jest natchnione i pożyteczne do nauki” (3,16)„ Całe Pismo w jakiś sposób może być zastosowane w naszym życiu. Jest ono pożyteczne „do nauczania, do wykrywania błędów, do poprawy, do wychowywania w sprawiedliwości”.

Nauczanie” to podstawowa boska prawda, zasada odnosząca się do każdego aspektu biblijnego poselstwa. Doktryna czy nauka to zbiór zasad, leżących u podstaw naszego życia. I tak na przykład Biblia zawiera pewne nauki odnośnie małżeństwa i rodziny. Nauki te powinniśmy stosować w swoim życiu.

Wykrywanie błędów” to inne praktyczne zadanie Biblii. Gdy ją studiujemy, demaskuje nasz grzech, ujawnia skryte zamysły, a tajemne zamiary wyprowadza na jasność dnia. Wykrywanie błędów jest pierwszym skutkiem zastosowania nauczania biblijnego. Wykrywanie błędów prowadzi „do poprawy”, co wskazuje na odwrócenie się od grzechu, który został wykryty przez zastosowanie nauczania.

I w końcu „wychowanie w sprawiedliwości” — na skutek działania prawdziwej doktryny, nauczania, powstaje nowa droga sprawiedliwości. Takie jest praktyczne zastosowanie Słowa.

POTRZEBNA JEST JESZCZE JEDNA RZECZ

Chociaż wspomniane pięć zasad jest bardzo ważnych, mogą one być bezużyteczne, jeżeli nie będzie przy tym oświecenia przez Ducha Świętego. W Pierwszym Liście do Koryntian Paweł powiada:

A myśmy otrzymali nie ducha świata, lecz Ducha, który jest z Boga, abyśmy wiedzieli, czym nas Bóg łaskawie obdarzył (…) Ale człowiek zmysłowy nie przyjmuje tych rzeczy, które są z Ducha Bożego, bo są dlań głupstwem, i nie może ich poznać, gdyż należy je duchowo rozsądzać (2,12.14).

Paweł powiada, że tylko Duch Święty może wskazać nam prawdę. Bez Ducha Świętego Biblia jest księgą zamkniętą. Duch Boży przynosi oświecenie — zrozumienie napisanych słów — ponieważ człowiek wierzący posiada Ducha Świętego, tego który inspirował autorów Pisma Świętego.

Czytając jakąś książkę nieraz dochodzę do paragrafu czy rozdziału, którego nie rozumiem. Wtedy życzyłbym sobie przysiąść się do autora tej książki i zapytać, co chciał w tym paragrafie czy rozdziale powiedzieć. Chrześcijanin zawsze jest w towarzystwie Autora Biblii. Duch Święty dopomaga chrześcijaninowi w zrozumieniu Słowa Bożego.

Powinniśmy jednak pamiętać, że rolą Ducha Świętego jest oświecanie, a nie rola jakiegoś medium, które obdarza nas nowymi i wyjątkowymi „interpretacjami”, nie wymagającymi studiów. Duch Święty jedynie oświeca to, co pracowicie, zgodnie z odpowiednimi zasadami, studiowaliśmy. Dobrze mówi Clark Pinnock, że apelowanie do Pisma Świętego bez pełnego spolegania na Duchu Świętym, jest zarozumialstwem. A odwoływanie się do kierownictwa Ducha bez oparcia się na Piśmie Świętym jest „zwyczajnym fanatyzmem”.2

Nawet chrześcijanin powinien uważać, aby nie zrozumieć opacznie tekstu 1 Jana 2,27: „Ale to namaszczenie, które od niego otrzymaliście, pozostaje w was i nie potrzebujecie, aby was kto uczył; lecz jak namaszczenie jego poucza was o wszystkim i jest prawdziwe, a nie jest kłamstwem, i jak was nauczyło, tak w nim trwajcie”.

O czym ten wiersz mówi? Że nie potrzebujemy jakichkolwiek nauczycieli czy przewodników w uczeniu się Bożej mądrości? Byłoby to niezgodne z Efez. 4,11—12: „A On ustanowił jednych apostołami, drugich prorokami, innych ewangelistami, a innych pasterzami i nauczycielami, aby przygotować świętych do dzieła posługiwania, do budowania ciała Chrystusowego”.

Duch Święty obdarzył wielu darem nauczania (Rzym. 12,6—7) i powołał wszystkich wierzących do wzajemnego nauczania się (2 Tym. 2,2). Jan nie przeciwstawia się zatem danym przez Ducha pouczeniom, lecz mówi o heretykach, antychrystach, którzy prowadzili wierzących na manowce. Tekst ten nie pozwala wszystkim do robienia z Biblii wszystkiego co się chce. Chodzi raczej o zapewnienie tego, że możemy zauważyć różnicę między herezją a prawdą, nie w oparciu o ewangelię Chrystusa (por. 1 Jana 2,22), ale ze względu na obecność Ducha. Nie jest to jednak pełna gwarancja poprawnej interpretacji każdego tekstu biblijnego.

Wielu szczerze wierzących nadużywa takich tekstów jak 1 Jana 2,27 i niewłaściwie interpretuje Pismo Święte. Po prostu otwierają oni Biblię i oczekują: „niech Duch Święty powie co to znaczy”.

Przykładów niewłaściwej interpretacji Pisma Świętego przez charyzmatyków jest wiele. W następnym rozdziale przyjrzymy się czterem z nich.

  1. SPRAWA INTERPRETACJI — część 2

CZY CHARYZMATYCY „TRAFIAJĄ W SEDNO”?

Trudno jest powiedzieć, co było pierwsze: charyzmatyczna teologia czy niewłaściwa interpretacja Pisma Świętego, która zdaje się być podstawą tej teologii. Oto cztery przykłady zbyt swobodnego podejścia do następujących tematów biblijnych:

  1. Grzech przeciwko Duchowi Świętemu (Mat. 12,22—31).

  2. Jezus ten sam wczoraj, dzisiaj i zawsze (Hebr. 13,8).

  3. Obietnice Jezusa odnośnie mocy udzielnej wierzącym (Mar. 16,17—18).

  4. Świadectwo ap. Piotra: „Jego sińce uleczyły was” (1 Ptr. 2,24).

CO OZNACZA GRZECH PRZECIWKO DUCHOWI ŚWIĘTEMU?

Charles i Frances Hunterowie, dobrze znani charyzmatycy, napisali wiele książek i stale wypowiadają się autorytatywnie w imieniu ruchu charyzmatycznego i w jego obronie.

Chociaż Hunterowie nie są teologami, bardzo łatwo kontaktują się z przeciętnym człowiekiem; wywierają oni zatem wielki wpływ, gdy podają swoją interpretację tego, co mówi Pismo Święte. We wstępie do swojej książki Dlaczego powinienem mówić językami? Hunterowie dowodzą, że każdy kto kwestionuje języki czy inne aspekty ruchu charyzmatycznego, przez to samo staje po stronie faryzeuszy, którzy krytykowali Jezusa i przypisywali Jego dzieło szatanowi.1 Hunterowie zakładają również, że krytycy ruchu charyzmatycznego są bardzo bliscy niebezpieczeństwa popełnienia nieprzebaczalnego grzechu bluźnierstwa przeciwko Duchowi Świętemu.2 Czy Hunterowie mają rację? Czy kwestionowanie nauki charyzmatyków odnośnie języków czy chrztu Duchem jest równe bluźnierstwu przeciwko Duchowi Świętemu?

Hunterowie powołują się tu na tekst z Ew. Mateusza 12,22—31. Jezus uzdrowił człowieka opętanego, ślepego i niemego od urodzenia. Wiersz 24 powiada: „A gdy to usłyszeli faryzeusze, rzekli: Ten nie wygania demonów inaczej jak tylko przez Belzebuba, ‚księcia demonów”. Belzebub, „pan gnoju”, był bóstwem filistyńskim. Uważano go za księcia złych duchów i dlatego jego imię stało się określeniem szatana. Faryzeusze powiadają tu zatem, że Jezus wygania demony mocą szatana.

Zgodnie z pięcioma zasadami interpretacji, najpierw należy przyjrzeć się dosłownemu znaczeniu tego tekstu. Faryzeusze dosłownie powiadali, że Chrystus otrzymał swoją moc od szatana. To było dosyć proste, a teraz przejdźmy do zastosowania metody historycznej.

Jak dobrze wiemy, publiczna służba Jezusa trwała już ponad dwa lata. Przez ten czas dokonał On wielu cudów, które przekonywały faryzeuszy i całego Izraela, że jest On Bogiem. Ale na przekór temu faryzeusze powiadają, że Chrystus jest ,,z diabła”, że wszystkiego tego dokonuje korzystając z satanicznej mocy.

Posługując się zasadą syntezy Pisma, odnajdujemy inne teksty biblijne i przekonujemy się, że w czasie chrztu (Mat. 3) Jezus został napełniony mocą Ducha Świętego. „A gdy Jezus został ochrzczony, wnet wystąpił z wody, i oto otworzyły się niebiosa, i ujrzał Ducha Bożego, który zstąpił w postaci gołębicy i spoczął na nim” (Mat. 3,16).

Przed chrztem Jezus nie dokonał żadnego cudu. Dopiero po rozpoczęciu swojej publicznej służby, gdy Ojciec potwierdził Jego synostwo, a Duch zstąpił na Niego, zaczął składać dowody kim naprawdę był. I zawsze przypisywał swoją moc Duchowi. Zgodnie z przepowiednią Izajasza (61,1—2), po zstąpieniu na Niego Ducha mógł zwiastować i dokonywać cudów. Mimo to faryzeusze twierdzili, że dokonuje tego mocą szatana.

W odpowiedzi na ich zarzut Jezus powiada: „Jeśli szatan szatana wygania, sam z sobą jest rozdwojony” (Mat. 12,26). W ten sposób niszczyłby on swoje własne królestwo, co byłoby niedorzecznością. Faryzeusze tak bardzo nienawidzili Chrystusa, że nie byli w stanie logicznie myśleć. Zarzucili postawę racjonalną ii dlatego wypowiadali tak absurdalne twierdzenie.

A teraz zastanówmy się nad tekstem Mat. 12, 31—32. Jezus powiada:

Dlatego powiadam wam: Każdy grzech i bluźnierstwo będzie ludziom odpuszczone, ale bluźnierstwo przeciw Duchowi nie będzie odpuszczone. A jeśliby ktoś rzekł słowo przeciwko Synowi Człowieczemu, będzie mu odpuszczone; ale temu, kto by mówił przeciwko Duchowi Świętemu, nie będzie odpuszczone ani w tym wieku, ani w przyszłym.

Ktoś może kwestionować cechy człowieczeństwa Jezusa — sposób Jego myślenia, mówienia czy postępowania — ale jeżeli twierdziłby, że Jego cudowne czyny, w istocie dokonywane mocą Ducha Świętego, są właściwie uczynkami szatana, to sytuacja takiego człowieka jest beznadziejna. Jeżeli ci faryzeusze widzieli i słyszeli wszystko czego Jezus dokonał i co powiedział i mimo to twierdzili, że jest to dzieło szatana, to ich sytuacja była beznadziejna. Wysnuwali zupełnie niewłaściwe wnioski mimo pełnego objawienia.

Czy ma to zastosowanie i dzisiaj? O czym mówi nam ten tekst? Przede wszystkim, że było to- wyjątkowe, historyczne wydarzenie, które nastąpiło w czasie fizycznej obecności Chrystusa na ziemi. Obecnie sytuacja taka jest niemożliwa do powtórzenia. I dlatego w zasadzie nie jest ona obecnie stosowana. Może będzie ona aktualna w „wieku przyszłym”, gdy Chrystus znowu zstąpi na ziemię.

Czy istnieje jakaś możliwość zastosowania tej zasady? Czy Jezus powiada, że kwestionując języki czy inne praktyki w dzisiejszym ruchu charyzmatycznym, popełniamy bluźnierstwo przeciwko Duchowi Świętemu? Ani kontekst, ani historyczne uwarunkowanie nie zawierają uzasadnienia takiego poglądu. Jezus powiedział: „Każdy grzech i bluźnierstwo będzie ludziom odpuszczone”. Podstawowa nauka chrześcijańska, mająca zastosowanie we wszystkich czasach, powiada, że człowiek nieodrodzony może uzyskać przebaczenie, jeżeli zechce pokutować i przyjść do Chrystusa, ale bluźnierstwo przeciwko Duchowi Świętemu, polegające na przypisywaniu czynów Chrystusa szatanowi, nie może może być przebaczone.

Według Ew. Jana 16,7—11 Duch Święty wskazuje na Jezusa Chrystusa, przekonując świat o grzechu, sprawiedliwości i sądzie; nieco wcześniej Jan pisze o konieczności narodzenia z Ducha (3,1—8). To Duch Święty jest tą osobą Trójcy, która odradza, i dlatego wcześniej czy później trzeba zaprzestać bluźnienia przeciwko Duchowi Świętemu, aby pozytywnie odpowiedzieć na zaproszenie Chrystusa i zostać zbawionym. Jeżeli ktoś stale pogardza Duchem Świętym i odrzuca jego przekonywujące dzieło, to w żaden inny sposób nie może stać się chrześcijaninem.

Zasadniczo grzech przeciwko Duchowi Świętemu przedstawiony został jako wydarzenie historyczne, ale powtarza go każdy, kto odrzuca dzieło Ducha Świętego, który wnosi wiarygodne dowody boskości Chrystusa. Nie można tego zastosować w odniesieniu do kwestionowania poglądów charyzmatycznych.

CZY TEKST LISTU DO HEBR. 13,8 JEST DLA CHARYZMATYKÓW DOWODEM?

Ten tekst — to wspaniała obietnica, której słowa wielu chrześcijan zna na pamięć: „Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam i na wieki”. Charyzmatycy często wykorzystują ten tekst na poparcie swojej postawy. I tak na przykład Charles i Frances Hunterowie dowodzą, że jeżeli Jezus chrzcił ze znamieniem języków wczoraj, to na pewno czyni to samo i dzisiaj i będzie czynił to jutro.8

Hunterowie powiadają, że to co działo się, wczoraj”, za czasów ziemskiej służby Jezusa i w okresie apostolskim, dzieje się także teraz. Objawienie dokonuje się teraz; -to samo odnosi się do języków* uzdrowień i cudów. Ta charyzmatyczna interpretacja Hebr. 13,8 jest w zasadzie powtarzana we wszystkich ich pismach. Na frontowych ścianach wielu budynków zielonoświątkowych zborów wiersz ten jest wypisany dużymi literami.

Powstaje pytanie: Czy zielonoświątkowo-charyzmatyczna interpretacja Hebr. 13,8 wytrzymuje próbę hermeneutycznych zasad? Dosłowne znaczenie tego wiersza jest proste. Jezus Chrystus jest niezmienny — wczoraj, dzisiaj i zawsze ten sam. Jeżeli charyzmatycy mają na uwadze istotę Chrystusa, to mają rację. Jeżeli jednak chodzi o Jego historyczną manifestację, to muszą przemyśleć swoje stanowisko.

Dlaczego „wczoraj” sięga tylko do ziemskiej służby Jezusa? A co z okresem Starego Testamentu? Wtedy Jezus nie był tu w ludzkim ciele, ale jako Anioł Pana (na przykład 1 Mojż. 16,7—13; 2 Mojż. 3,2—4; Sędz. 6,12.14; 13,21—22; Zach. 1,12—13; 3, 1—2). A co z okresem sprzed Starego Testamentu? Jezus był drugą osobą Trójcy w niebie (patrz Ps. 2,7; Hebr. 10,5). W czasie tych różnych okresów Jezus nie był w tej samej postaci. Nie powtarzały się te same wydarzenia. W czasie ziemskiej służby Jezusa ani w czasach Starego Testamentu nie ma wzmianki o językach. Oczywiście języki nie były częścią służby Jezusa „wczoraj”.

A jeżeli chodzi o wyrażenie „na wieki”, to żaden z darów nie jest wieczny. W Pierwszym Liście do Koryntian 13,8—10 wyraźnie mówi się, że dary proroctwa, języków i wiedzy nie będą trwały wiecznie, Charyzmatyczna interpretacja Hebr. 13,8 nie wytrzyjmuje zatem próby zasad hermeneutyki. Charyzmatycy nadają temu tekstowi znaczenie, jakiego on nie zawiera, aby przez to dowieść swego przekonania, że języki, cuda i uzdrowienia zdarzają się dzisiaj tak: samo jak w pierwszym wieku chrześcijaństwa.

OBIETNICA MOCY W EW. MARKA 16

Innym kluczowym tekstem zielonoświątkowców i charyzmatyków jest Ew. Marka 16,17—18:

A takie znaki będą towarzyszyły tym, którzy uwierzyli: w imieniu moim demony wyganiać będą, nowymi językami mówić będą, węże brać będą, a choćby coś trującego wypili, nie zaszkodzi im. Na chorych ręce kłaść będą, a ci wyzdrowieją.

W broszurze Nasze ewangeliczne poselstwo zielonoświątkowy kaznodzieja Oscar Vouga pisze: „Przez wiarę w imieniu Jezusa demony są dzisiaj wyrzucane, wielu zostaje wyzwolonych z mocy ciemności i zaprowadzonych do Królestwa Bożego. Znaki towarzyszą zwiastowaniu Ewangelii tam, gdzie jest ona zwiastowana z wiarą i namaszczeniem Ducha Świętego i mocy”.4

Zastrzeżenia do tego rodzaju interpretacji wiążą się z tym, że oczywiście nie wyczerpuje ona wszystkiego co dany tekst zawiera. Vauga zachowuje szczególne milczenie, gdy chodzi o tego rodzaju znaki, jak „branie węży i picie czegoś, trującego”.

W swojej książce Dlaczego powinienem mówić językami? Charles i Frances Hunterowie dosyć lekko i niewłaściwie potraktowali sprawę, „brania węży i picia trucizny”. Zapewniają oni swoich czytelników, że nie interesuje ich „branie węży”. Zresztą nie wierzą oni w to, że Bóg chce, aby chrześcijanin wkładał rękę do koszyka z grzechotnikami tylko po to, by przekonać się, czy nie został ukąszony. Wskazują na Pawła w Dz; Ap. 28,3—5, który chwycił węża „PRZYPADKOWO’’. Paweł nie chełpił się umiejętnością bezpiecznego brania węży, powiadają Hunterowie, on po prostu „strząsnął gada w ogień” i podziękował Bogu za ochronę. Hunterowie zakładają, że ochrona wierzącego przed jadowitymi wężami następuje tylko wtedy, gdy jest on przez nie zaatakowany przypadkowo.

Hunterowie dowodzą, że ta sama zasada „przypadku” odnosi się również do wypicia trucizny. Nie należy pić trucizny tylko po to, by dowieść swojej odporności na nią. Wierzą jednak, że Bóg chroni chrześcijan, gdy potrzebują oni tej ochrony. Piszą: „Czy zauważacie, że Biblia mówi „JEŻELI” (czyli- przypadkowo) wypijemy coś trującego, nie zaszkodzi nam! Alleluja! Najlepsze ze wszystkich znanych ubezpieczeń!” 5

Tego rodzaju wyjaśnienie jest nieprzekonujące, gdyż w tekście Marka 16,17—18 nie występuje słowo „przypadkowo”. Chyba Hunterowie uważali, że uczyni ono bardziej zrozumiałym pojęcie ukąszenia przez węża czy wypicia trucizny. Nawet wtrącenie słowa „przypadkowo” nie wyjaśnia sprawy.

Gdy byłem chłopcem wypiłem jakąś truciznę i musiałem przejść płukanie żołądka. Po przypadkowym wypiciu trucizny niektórzy chrześcijanie zmarli. Chrześcijanie umierali również, gdy zostały podane im niewłaściwe leki (co jest tym samym co trucizna). Nie, nawet wtrącenie do tekstu ewangelicznego słowa „przypadkowo” nie pozwala Hunterom udowodnić swojej tezy praktycznie. Może nawet byli tego świadomi, ponieważ dalej mówią o największym ze wszystkich węży — szatanie. Zapewniają więc swoich czytelników, że chrzest Duchem Świętym pozwoli im zwyciężać szatana.6

Usiłując wyjaśnić tekst Mar. 16,17—18 Hunterowie uciekają się do alegorii (symbolicznego przedstawienia) i węży identyfikują z szatanem. Takie podejście stwarza pewne trudności interpretacyjne, ponieważ Mar. 16,17—18 powiada nam, że wierzący w Chrystusie będą w stanie dokonywać pięciu rzeczy: wyganiać demony, mówić językami, brać węże, pić śmiertelną truciznę bez uszczerbku dla zdrowia i uzdrawiać chorych. Jeżeli więc węże symbolizują szatana, to co reprezentują inne cztery czynności? Czy one też powinny być wyjaśniane alegorycznie? W jaki sposób? Jak mówiliśmy o tym już w rozdziale 4, upatrywanie znaczeń alegorycznych jest najłatwiejszym sposobem do popadnięcia w błąd przy tłumaczeniu Pisma Świętego.

Co zatem możemy powiedzieć o tekście w Ew. Marka 16,17—18? Chociaż trwa dyskusja kwestionująca autentyczność tego tekstu, przyjmijmy jednak, że wiersze te stanowią autentyczną, integralną część Pisma Świętego. Przy zastosowaniu historycznej metody interpretacji powstaje pierwsze pytanie: „Czy wszyscy chrześcijanie poprzez wszystkie wieki aż do czasów obecnych dokonują tych pięciu czynności?” Oczywiście, wielu chrześcijan — w tym również charyzmatyków — choruje. Wielu z nich umiera na raka, na choroby różnych narządów i z powodu innych niedomagań. Wielu chrześcijan zmarło na skutek ukąszenia przez węża czy zażycie trucizny.

Zwykle w tym miejscu charyzmatycy protestują, powiadając, że chrześcijanin wszystko ma powierzyć Panu. Sam zaś powinien poddać się panowaniu Chrystusa, pochylić się przed Nim w pokorze i prosić, a nawet błagać o wspaniałe dary. Sięgając na chwilę do metody gramatycznej, zapytajmy: „W którym miejscu tekst ten mówi o tym wszystkim?”

Jedynym warunkiem jest wierzyć. Nasz tekst nie mówi: „Wierz wyjątkowo intensywnie”. Nie mówi: „Poddaj się, szukaj, proś czy błagaj”.

Stopniowo uświadamiamy sobie, że słowa tych wierszy nie odnoszą się do wszystkich chrześcijan i wszystkich czasów. Co więc one znaczą? Stosując metodę historyczną i syntetyczną przekonujemy się, ‚że znaki te odnosiły się do jednej, określonej grupy — społeczności apostolskiej. Apostołowie dokonywali tych znaków, jak wyraźnie świadczą o tym opisy księgi Dziejów Apostolskich. ‚Wszystkie te nadprzyrodzone znaki (wyjątek — picie trucizny) mogą być biblijnie potwierdzone, gdyż dokonywały się w czasach apostolskich, nie później. Nie posiada zatem uzasadnienia twierdzenie, że znaki te powinny być normą dla wszystkich dzisiejszych chrześcijan.

Niezwykłym więc okrucieństwem jest wmawianie wierzącemu, że członek jego rodziny nie może wyzdrowieć tylko dlatego, że nie posiada odpowiedniej wiary, nie jest „dosyć duchowy”, by domagać się znaków wymienionych u Marka 16. Wszystko kończy się wtedy na wielkim poczuciu winy, a całe to nieporozumienie wynika z niewłaściwej interpretacji Pisma Świętego. A więc — albo wszystkie pięć znaków musiałoby obowiązywać dzisiaj wszystkich chrześcijan, albo żaden z nich nie jest aktualny, obowiązujący. Wszystkie one zostały dane na użytek czasów apostolskich dla potwierdzenia autentyczności, poselstwa ewangelicznego i jego zwiastunów.

JEGO SIŃCE ULECZYŁY WAS” — OD CZEGO?

Akcentując dar uzdrawiania, charyzmatycy uzasadniają często swoje przekonania tekstem 1 Piotra 2,24:

On grzechy nasze sam na ciele swoim poniósł na drzewo, abyśmy, obumarłszy grzechom, dla sprawiedliwości żyli; jego sińce uleczyły was.

W odniesieniu do tego wiersza ma zastosowanie gramatyczna metoda interpretacji. Jakie znaczenie w szerszym kontekście, ma słowo „uleczyły”, występujące w tym wierszu? Ani w tym wierszu, ani w sąsiadujących z nim nie ma wzmianki o fizycznym uzdrowieniu. Wiersz ten powiada, że Chrystus umierając na krzyżu, wziął na swoje ciało nasze grzechy, a nie naszą chorobę. Tekst ten powiada „abyśmy… dla sprawiedliwości żyli”, a nie dla zdrowia; jest to bardzo ważne rozróżnienie.

Innym gramatycznym sprawdzianem tego wiersza są słowa: „przez jego sińce zostaliście uzdrowieni” (podkreślenie moje). Czas przeszły wskazuje na krzyż, gdzie została uzdrowiona grzeszna dusza ludzka. Wiersz ten nie mówi: „Przez jego sińce stale będziecie uzdrawiani z fizycznych niedomagań”.

Przy pomocy syntetycznej metody też możemy dowieść dlaczego charyzmatyczna interpretacja 1 Piotra 2,24 jest niewłaściwa. Porównując inne teksty Pisma Świętego przekonujemy się, że nasze dusze zostały odkupione, ale nasze ciała — przynajmniej od strony fizycznej — nie. List do Rzymian 8,23 powiada: „My sami, którzy posiadamy zaczątek Ducha, wzdychamy w sobie, oczekując synostwa, odkupienia ciała naszego”. Wiersz ten mówi nam, że nadal żyjemy w ciele dotkniętym upadkiem Adama. Nadal jesteśmy poddani chorobom i innym niedomaganiem. Duch dopomaga nam w przezwyciężaniu tych niedomagań i tak na przykład On modli się za nas, gdy sami nie wiemy jak powinniśmy się modlić (Rzym. 8,26). Nie ma tu jednak żadnej obietnicy fizycznego uzdrowienia z choroby.

Dobrze jest również wiedzieć, że zwrot „jego ranami jesteśmy uzdrowieni” pochodzi z Izajasza 53,5. Czy Izajasz mówi tu o fizycznym uzdrowieniu? Studium księgi Izajasza dowodzi, że prorok mówi tu o duchowym uzdrowieniu, którego tak bardzo potrzebował wtedy Izrael. Izajasz w 1,4—6 powiada do Izraela: „Biada narodowi grzesznemu, ludowi obciążonemu winą, potomstwu złośników, synom wyrodnym! Opuścili Pana, porzucili Świętego Izraelskiego, odwrócili się wstecz. W co jeszcze można was bić, gdy nadal trwacie w odstępstwie? Cała głowa chora i całe serce słabe. Od stóp do głów nic na nim zdrowego: tylko guzy i sińce, i świeże rany”. Mówiąc w 53 rozdziale swojej księgi o Cierpiącym Słudze, którego ranami Izrael zostanie uzdrowiony, Izajasz ma na uwadze uzdrowienie duchowe, a nie fizyczne. Gdy Pismo Święte powiada: „On wziął na siebie naszą chorobę” to nie naruszając zasady dosłowności przyjmujemy, że mówi ono o chorobie naszych dusz.

Aluzja w Mat. 8,17 wskazuje na fakt, że w pewnym sensie Chrystus wziął na siebie nasze choroby przez współczucie nam, a Hebr, 4,15 powiada, że Chrystus naprawdę może nam współczuć, ponieważ sam był narażony na pokusy. Nie usuwa on naszych chorób, lecz współczuje nam w bólu, jaki nam one sprawiają.

NALEŻYCIE WYKŁADAJĄC SŁOWO

W Drugim Liście Pawła do Tymoteusza 2,15 mówi się o należytym wykładaniu słowa prawdy. To „należyte wykładanie” w języku greckim dosłownie znaczy „proste rozcinanie”. Ponieważ Paweł

trudnił się szyciem namiotów, wyrażenie to mogło mieć jakiś związek z jego pracą. Przy krojeniu materiału mógł posługiwać się szablonami. W tamtych czasach namioty były wykonywane ze skór zwierzęcych i tworzyły wzorzystą całość. Każdy kawałek skóry musiał być właściwie obcięty i umiejętnie wkomponowany w całość.

Paweł po prostu powiada tu: „Jeżeli ktoś nie potnie wszystkich kawałków właściwie, w całości nie będą one pasowały do siebie”. To samo odnosi się do Pisma Świętego. Jeżeli ktoś niewłaściwie interpretuje jego różne części, to całe poselstwo nie będzie przedstawione właściwie. W studiowaniu Biblii i jej interpretacji chrześcijanin powinien „ciąć prosto”. Musi on być dokładny, prostolinijny i akuratny.

Nasze studium powyższych czterech tak często używanych tekstów wskazuje, że charyzmatyczni ewangeliści i pisarze, zamiast „ciąć prosto”, często interpretują Pismo w taki sposób, który podbudowuje ich charyzmatyczne nauki i praktyki. Ich interpretacja tych tekstów nie ma solidnego, hermeneutycznego uzasadnienia. Przy zastosowaniu wypróbowanych i sprawdzonych metod dobrej interpretacji ich sposoby tłumaczenia Pisma są po prostu śmieszne. Dlaczego charyzmatycy ignorują te wypróbowane zasady interpretacji? Tłumaczyć to może fakt, że zbytnio podkreślają wartość uczucia. Sprawą tą zajmiemy się w następnym rozdziale.

6. SPRAWA AUTORYTETU

CZY PRZEŻYCIE JEST WAŻNIEJSZE OD SŁOWA BOŻEGO?

Przeprowadźmy krótki sprawdzian z teologii. Jest tylko jedno pytanie, na które postaramy się szczerze odpowiedzieć.

Mając na względzie charakter Boga i to, czego dokonuje On w naszym życiu, pytamy: co jest ważniejsze: przeżycie, czy to co mówi Biblia?

Nie ma wątpliwości co do tego, że wielu należących do ruchu charyzmatycznego, o ile będą szczerzy wobec siebie, odpowie: przeżycie. Bez względu na to jak wysoko cenią sobie autorytet Biblii w swoim życiu, znajdzie się ona na drugim miejscu, po przeżyciu. Zauważamy to w wielu książkach napisanych przez charyzmatyków i w nadawanych przez nich programach telewizyjnych. Ostatnio widziałem w telewizji pewną panią, która opowiadała o tym, jak została „uzdrowiona” przebita dętka koła jej samochodu. Niedawno otrzymałem list od kogoś z Florydy, kto opowiada o wspaniałym świadectwie pewnej niewiasty, która nauczyła swego psa wielbić Pana w nieznanym języku.

Zgódźmy się, że te obydwa przykłady dotyczą dziwactw. Charakterystyka ruchu charyzmatycznego przy pomocy takich przykładów może hyc krzywdząca. Chciałbym, aby było to prawdą. Chciałbym też, aby te dwa przykłady były rzadkością, ale tak nie jest. A przyczyna tego stanu tkwi w tym, że żadnego przeżycia nie sprawdza się w świetle Pisma Świętego. Charyzmatycy, ze względu na charakter swoich przekonań teologicznych, nie są w stanie dokonać obiektywnej oceny dziwacznych świadectw przeżycia i ewentualnie nie ujawniać ich, ponieważ sam fakt przeżycia nadaje temu świadectwu autorytet, uprawnia je. Zamiast zbadać czyjeś świadectwo w świetle Biblii, charyzmatyk stara się dostosować Biblię do swego przeżycia, a jeżeli to mu się nie udaje, po prostu ignoruje Biblię. Pewien charyzmatyk tak napisał na tytułowej stronicy swojej Biblii: „Nie interesuje mnie to, co mówi Biblia, ja mam przeżycie!” 1

WSZYSTKO TO ZACZYNA SIĘ OD „CHRZTU DUCHEM”

Przeżycie ma dla charyzmatyka pierwszorzędne znaczenie i zajmuje kluczową pozycję w jego systemie teologicznym: chrzest Duchem Świętym, o którym szerzej będziemy mówić w rozdziale 10. Wyróżniającą cechą wiary charyzmatyka jest jego gorliwe dążenie do „chrztu Duchem”, już po nawróceniu do Chrystusa. Jeżeli poszukujący otrzyma ten „chrzest”, jego przeżycia wyrażają się w takich zjawiskach jak: mówienie językami, stany euforii, widzenia i różnego rodzaju emocjonalne działania.

Nauczanie o przeżyciu „chrztu Duchem” po otrzymaniu zbawienia dostarcza wierzącemu przekonanie, że istotą chrześcijaństwa jest doznawanie „jednego przeżycia za drugim” i dawanie temu wyrazu. Czasem wydaje się prawie zabawą to licytowanie się liczbą najbardziej sensacyjnych przeżyć. Publikuje się wprost niewiarygodne oświadczenia, których nie da się udowodnić. I tak na przykład w wielu numerach The National Courier, czasopiśmie charyzmatyków, w 1977 roku pojawiało się następujące ogłoszenie:

Prawdziwa fotografia naszego Pana. Tak, jestem przekonany, że posiadam ją na swoim filmie. W środku lata obudziłem się o 3.30 pod wpływem silnego głosu w moim umyśle: „Idź i sfotografuj mój wschód słońca”. Ustawiłem aparat fotograficzny na brzegu rzeki i czekałem na wschód słońca. O świcie czułem się bardzo blisko Boga, przeżywałem doskonały pokój. Na jednym z negatywów znajduje się dokładny zarys postaci z rękami wzniesionymi do błogosławieństwa, odbitej na powierzchni wody, akurat naprzeciwko każdego innego cienia. Jestem przekonany, że Bóg ukazał mi obraz samego siebie, do podzielenia się nim z innymi.

Informacja ta jest podpisana: Dudley Danielson, fotograf. Danielson podał swój adres, powiadając, że po wcześniejszym zapłaceniu 9,95 dolara za sztukę, może wysłać tę fotografię w kolorze i w rozmiarach 8X10; większe rozmiary na zamówienie. Nadmienia też, że fotografia ta przyniesie błogosławieństwo tej osobie, która ją otrzyma.

Dudley a Danielsona wcale nie zastanawia fakt, że Biblia powiada: „Boga nikt nigdy nie widział” (Jan 1,18). Nie wydaje się, aby przejmował się również tym, że Biblia mówi: „Bóg jest duchem” (Jan 4,24) i „nie może mnie człowiek oglądać” (2 Mojż. 33,20). To, co mówi Biblia, nie odgrywa tu żadnej roli. Najwidoczniej Dudley Danielson jest przekonany, że posiada fotografię Boga i za niecałe dziesięć dolarów chce się nią podzielić z innymi.

WYCIECZKA DR EBY DO NIEBA

W środkach masowego przekazu zamieszcza się wiele opowiadań charyzmatyków o niewiarygodnych przeżyciach. I tak 11 kwietnia 1977 roku program przygotowany przez charyzmatyków w rozgłośni w Los Angeles zamieścił wywiad z drem Richardem Eby, który jakoby umarł, poszedł do nieba i znowu wrócił na ziemię. (Ta podróż dr. Eby do nieba i powrót na ziemię nie jest pierwszym tego rodzaju przeżyciem.) Wcześniej, latem 1976 roku Marvin Ford opowiadał w telewizji o swoim przeżyciu śmierci, pójściu do nieba i powrocie. Od tamtej chwili inni też zapragnęli mieć to „zasadnicze przeżycie”; wielu opowiadało później o takiej samej „wycieczce do nieba”.

Według relacji dr. Eby, spadł on z balkonu, rozbił głowę i był uważany za martwego. Opowiada, że przeżywał wtedy „raj”. Jego dotąd słabe oczy nie potrzebowały już okularów, teraz mógł widzieć na sto mil przed sobą. Jego ciało nabrało wspaniałych cech: mógł poruszać się gdziekolwiek chciał, był przezroczysty, a jednak widzialny.

Dr Eby powiedział, że napotkał tam jakieś kwiaty, zerwał je, ale w ich łodygach nie było wody, ponieważ „Jezus jest ich żywą wodą”.

W atmosferze niebios szczególnie dominował słodki zapach ofiar. Wskazuje on na fakt, że ludzki mózg posiada dwanaście zakończeń nerwowych, a następnie dodaje, że tych dwanaście nerwów reprezentuje dwanaście pokoleń izraelskich. Dalej wyjaśnia, że najważniejszy nerw w Bożej głowie odbiera wrażenia zapachowe. W związku z tym Eby dowiedział się, że celem wszystkich składanych ofiar było posyłanie do nieba przyjemnego zapachu, by zaspokoić wymagania głównego nerwu Bożego.

Gdy dr Eby szedł dalej, jego przewodnik stale powtarzał: „Cudowne, wspaniałe, och, jakie to cielesne”.

Cielesne? Eby nie przejmuje się tym, że Pismo Święte nigdzie nie wspomina o możliwości posiadania ciała, które unosiłoby się w powietrzu. Zmartwychwstały Chrystus nie posiadał takiego przezroczystego ciała. Według relacji Pisma Świętego istoty cielesne znajdą się w niebie dopiero po zmartwychwstaniu naszych ciał w czasie powtórnego przyjścia Chrystusa.2

Jeżeli chodzi o „przyjemny zapach ofiar” — to dr Eby zdradza całkowite niezrozumienie biblijnego systemu ofiarniczego. Zasadniczym elementem ofiary była śmierć zwierzęcia, a nie zapach spalanego mięsa (por. Hebr. 9,22).

W odniesieniu do dwunastu zakończeń nerwowych, reprezentujących dwanaście pokoleń izraelskich, należałoby powiedzieć, że takie samo rozumowanie można byłoby zastosować w innym przypadku: ponieważ na obu nogach masz dziesięć palców, to dolna część twego ciała została stworzona na podobieństwo bestii wspomnianej w księdze Daniela 2,40—43; 7,23. Rozmawiałem z lekarzem na temat tych dwunastu zakończeń nerwowych i dowiedziałem się, że właściwie jest ich dwanaście par, czyli razem dwadzieścia cztery. Może w takim razie słuszniejsze byłoby powiedzenie, że odpowiadają one dwudziestu czterem starcom z księgi Objawienia?

Takie niemądre fałszowanie Słowa Bożego powinno zasmucić każde chrześcijańskie serce, ale czy nadawany w telewizji program dra Eby był kwestionowany? Nie! Kaczej powiedziano mu, że jego informacja była wiele mówiąca — to znaczy zasadniczo zawierała jakąś głębszą prawdę. Dr Eby posiadał przeżycie, a ponieważ w charyzmatycznym pojmowaniu przeżycie nadaje wszystkiemu wartość, nikt nie był w stanie powiedzieć czegokolwiek przeciwnego. Pomysły dra Eby były słyszane w tysiącach, jeżeli nie w milionach domów, jako reprezentujące „wspaniałe dzieła Boże, jakich dokonuje Bóg dzi

DWA ZASADNICZE PODEJŚCIA DO CHRZEŚCIJAŃSTWA

Przyjmijmy, że Dudley Danielson i dr Eby są zbyt krańcowymi przypadkami, ale wskazują one do czego można dojść. Gdy w prasie, radio i telewizji stale mówi się o przeżyciu, pojawia się subtelne, ale straszne zjawisko. Chrześcijaństwo, zamiast być odpowiedzią na objawienie zawarte w Słowie Bożym staje się zbiorem fantastycznych przeżyć. Poselstwo Biblii jest wypaczane i dostosowywane do przeżyć lub w ogóle ignorowane. Skutkiem tego jest para- chrześcijański mistycyzm.

Są tylko dwa zasadnicze podejścia do prawdy biblijnej: 1. Historycznie obiektywne podejście,

akcentujące Boże działanie wobec człowieka, zapisane w Piśmie Świętym i 2. Osobiste, subiektywne podejście, akcentujące ludzkie przeżycie Boga. Jak budowalibyśmy swoją teologię, gdybyśmy mieli wybrać między tymi dwiema możliwościami? Czy poszlibyśmy do Biblii, czy też do przeżyć tysięcy ludzi?

8

81


— Charyzmatycy

Gdybyśmy się udali do ludzi, otrzymalibyśmy tyle poglądów, z iloma ludźmi mielibyśmy do czynienia.

Historycznie obiektywna teologia jest teologią Reformacji. Jest to historyczny ewangelizm, historyczna ortodoksja. Wychodzimy od Słowa Bożego, a czyjeś pojęcia, myśli i przeżycia są godne przyjęcia tylko wtedy, gdy są zgodne z tym Słowem.

Z drugiej zaś strony pogląd subiektywny jest metodologią historycznego rzymskiego katolicyzmu. Intuicja, przeżycie i mistycyzm zawsze odgrywały wielką rolę w teologii rzymskiego katolicyzmu.3 Subiektywny pogląd zawsze był w centrum poglądów liberalnych i neoortodoksyjnych. Prawdą jest to co myślisz, odczuwasz, a potem twierdzisz. Prawdą jest to co dzieje się dla ciebie.

Ten subiektywny pogląd leży u podłoża historycznego charyzmatyzmu albo słuszniej — pentakostalizmu, którego dzieje sięgają początków naszego stulecia. Zielonoświątkowy historyk Claude Kendric zanotował przeżycie pierwszej osoby, która podobno dążyła do chrztu Duchem Świętym ze znamieniem języków i otrzymała i przeżyła go. Nazywała się Agnes Ozman. Kendric przytacza jej następujące świadectwo:

…Były to takie ręce jak jego (to znaczy ręce Char- lesa Parhama, który był tam człowiekiem odpowiedzialnym), położone na mojej głowie, gdy Duch Święty zstąpił na mnie i zaczęłam mówić językami, wielbiąc Boga. Posługiwałam się wieloma językami i wyraźnie wiedziałam, gdy przyszedł ten język… Byłam pierwszą osobą, która mówiła językami.4

Kontynuując swój opis Kendric powiada:

Chociaż Agnes Ozman nie była pierwszą osobą we współczesnej historii, która mówiła językami, mimo to była pierwszą znaną osobą, która otrzymała to przeżycie na skutek świadomego dążenia do chrztu Duchem Świętym, z nadzieją mówienia językami. Od tego czasu wierzący ruchu zielonoświątkowego nauczają o potrzebie dążenia do „chrztu w Duchu Świętym”, któremu będzie towarzyszyło „znamię języków”.5

Przeżycie Agnes Ozman, mówienie językami, i przekonanie, że otrzymała ona chrzest w Duchu Świętym, nastąpiło prawdopodobnie 1 stycznia 1901 roku. Czy przeżycie to było jednak sprawdzone w oparciu o Pismo Święte? Nie, to Biblia została dopasowana do jej przeżycia i tak pojawił się ruch pentakostalny. Pentakostalizm nie pojawił się na skutek odsłonięcia przez Kościół jakiejś dawno zapomnianej prawdy biblijnej; jego źródłem było przeżycie Agnes Ozman.

Dalszy impuls ruchowi charyzmatycznemu nadało przeżycie Dennisa Benneta, rektora Episkopal- nego Kościoła św. Marka w Van Nuys w Kalifornii, w 1960 roku.6 Buch zielonoświątkowy jak i charyzmatyczny (neopentakostalny) opierają się na przeżyciu, uczuciu, emocjach i widzeniach- Jak napisał Dale Bruner: „Pentakostalizm pragnie, krótko mówiąc, być rozumiany jako chrześcijaństwo doświadczane, którego przeżycia koncentrują się na chrzcie wierzącego w Duchu Świętym… To nie naukę, ale przeżycie (to- jest dla nich ważne) starają się zawsze podkreślić?.7

CZY AP. PIOTR BYŁ CHARYZMATYKIEM?

Ciekawą rzeczą byłoby zastosowanie się, czy ap. Piotr, gdyby żył w czasach dzisiejszych, byłby charyzmatykiem czy też nie? Ostatecznie mówi on językami, uzdrawiał ludzi i prorokował. Miał też niezwykłe „przeżycia”, jedno z nich miało miejsce na Górze Przemienienia, o czym piszę, w Drugim swoim Liście 1,16—18.

Przeżycie to oszołomiło go, zaczął mówić – o postawieniu trzech namiotów na zboczu tej Góry — jednego dla Jezusa, jednego dla Eliasza i jednego dla Mojżesza — ponieważ dobrze byłoby wszystkim im pozostać tam ze sobą (Mat. 17,1—-4).

Było to rzeczywiście niezwykłe przeżycie. Jezus dosłownie wyszedł ze swego ciała, objawiając chwałę, taką samą chwałę jaka objawi się w czasie Jego powtórnego przyjścia. Piotr, Jakub i Jan ujrzeli przebłysk chwały Powtórnego Przyjścia Chrystusa i to jest ta „wielkość”, o której mówi Piotr w Drugim Liście 1,16.

Ale czy Piotr swoją teologię budUwał na takim jak to przeżyciu? Przeczytajmy 2 Piotra 1,19—21:

Mamy więc słowo prorockie jeszcze bardziej potwierdzone, a wy dobrze czynicie, trzymając się go niby pochodni, świecącej w ciemnym miejscu, dopóki dzień nie zaświta i nie wzejdzie jutrzenka w waszych sercach. Przede wszystkim to wiedzcie, że wszelkie proroctwo nie przychodziło nigdy z woli ludzkiej, lecz wypowiadali je ludzie Boży, natchnieni Duchem Świętym.

Lepsze tłumaczenie greckiego zwrotu w wierszu 19 powiada: „A my mamy jeszcze pewniejsze słowo prorockie”. I tak Piotr powiada, że przemienienie Jezusa było wspaniałym przeżyciem. Jeżeli jednak chodzi o uzasadnienie swojej wiary, posiadał coś jeszcze bardziej wiarygodnego — objawienie Boże, wypowiedziane przez proroków, którzy byli kierowani przez Ducha Świętego.

Taki był punkt widzenia Piotra i dlatego nasze przekonanie brzmi: każde przeżycie musi być sprawdzone pewniejszą miarą Słowa Bożego Szukając prawdy dotyczącej życia i nauki chrześcijańskiej, nie zwracamy się do czyjegoś przeżycia. Najpierw zwracamy się do objawionego w Piśmie Świętym Słowa Bożego. A główny akcent w ruchu charyzmatycznym, co wyraźnie widzi się w słowie drukowanymi mówionym, jest (kładziony na przeżyciu, które określa co jest prawdą, a co nią nie jest.

Dla wielu charyzmatyków jedynym sposobem chrześcijańskiego życia jest otrzymywanie czegoś więcej, czegoś lepszego, coraz to innego przeżycia. Stale muszą poszukiwać nowych emocji i wzruszeń, nowych sensacji i odczuć. Były charyzmatyk w naszym zborze powiedział mi: „Całe swoje życie trzeba poświęcić szukaniu coraz to nowych przeżyć”.

Słyszałem człowieka, występującego w telewizji, który opowiadał jak1 pewnego razu jechał samochodem i nagle obok siebie zobaczył siedzącego Jezusa w postaci cielesnej. Człowiek ten powiedział: „To było wspaniałe. Jechałem dalej rozmawiając z Jezusem ; który siedział obok mnie”. Swoją wypowiedź zakończył słowami: „Jeżeli posiadasz dość silną wiarę, możesz rozmawiać z Jezusem… On ukaże się tobie!”

Biblia mówi o Chrystusie, którego „miłujecie, chociaż go nie widzieliście” (1 Ptr. 1,8). Ten zaś człowiek doszedł do wniosku, że jeśli posiadasz dosyć silną wiarę, możesz doświadczyć fizycznej obecności Jezusa Chrystusa.

Jeżeli przeżycie uczynimy swoim przewodnikiem, możemy łatwo popaść w taki sam błąd, jaki popełnia Henry Frost, pisząc w swojej książce pt. Miraculous Eealihg (Cudowne uzdrowienie): „Z pewnością można oczekiwać, że ze wzrostem odstępstwa w czasach obecnych, Chrystus będzie objawiał swoją boskość i panowanie w większej mierze przez cudowne znaki. Dlatego nie możemy powiedzieć, że Słowo jest wystarczające”.8

Henry Frost powiada, że Słowo Boże może nie być wystarczające dla naszych czasów. Brzmi to podobnie do słów Filipa w Ew. Jana 14,6—10. Przebywając wraz ze swoimi uczniami w górnej izbie, Jezus powiedział: „Ja jestem droga i prawda, i żywot, nikt nie przychodzi do Ojca, tylko przeze mnie. Gdybyście byli mnie poznali i Ojca mego byście znali; odtąd go znacie i widzieliście go” (Jan 14,6—7).

Jezus wypowiedział tu wspaniałe słowa. Oznajmił swoim uczniom, że wkrótce ich opuści, a następnie pocieszył, aby się tym zbytnio nie przejmowali; w Nim zobaczyli Ojca i przez Niego poznali Boga. Dlatego wszystko ułoży się im pomyślnie.

Jednak Filipa to nie zadowoliło. Usłyszane słowa Jezusa nie wystarczyły mu. Oczekiwał czegoś więcej, ponieważ powiedział: „Panie, pokaż nam Ojca, a wystarczy nam” (w. 8). Czyli Filip powiedział Panu: „Nie wystarczy to co powiedziałeś i czego dokonałeś. Uczyń nam coś więcej — daj nam wizję Boga, daj nam przeżycie”.

Zdaje się, że Jezus poczuł się dotknięty prośbą Filipa. Z pewną nutą zawodu odpowiedział mu: „Tak długo jestem z wami i nie poznałeś mnie, Filipie? Kto mnie widział, widział Ojca” (w. 9).

Oczekiwanie znaku przez Filipa naprawdę musiało też zasmucić Jezusa. Powiedział mu więc: „Filipie, czy ja ci nie wystarczam? Widziałeś mnie, oglądałeś moje dzieła, słyszałeś moje słowa i jeszcze chcesz czegoś więcej?”

To co Filip powiedział było znieważeniem Syna Bożego i zdaje się, że dzisiaj wielu czyni to samo pragnąc „czegoś więcej”. Znieważają oni Boga i Jego Syna, Jezusa Chrystusa, który w pełni objawił siebie samego w Biblii.

Nie należy najpierw szukać przeżyć. Lepiej jest najpierw poznać Słowo Boże, a potem cieszyć się przeżyciami, które z tęgo poznania wynikają. Oto co stało się z dwoma osamotnionymi, załamanymi uczniami, gdy razem z Panem szli do Emaus (Łuk. 24,16—32). W czasie tej wędrówki Jezus otwierał im Pisma. Zaczynając od Mojżesza i poprzez proroków wyjaśniał im wszystko to, co dotyczyło Jego osoby. Później powiedzieli oni: „Czyż serce nasze nie pałało w nas, gdy mówił do nas w drodze i Pisma przed nami otwierał?” (w. 32).

Ci uczniowie posiadali przeżycie, ich serca pałały. Najpierw jednak Pan wykładał im Pisma. Pismo Święte często mówi o radości, błogosławieństwie — przeżyciu (Ps. 34,8; Mal. 3,10). Jednak przeżycia te są skutkiem poznawania i poddawania się Słowu Bożemu, a nie skutkiem „szukania czegoś więcej” poza tym, co już zostało nam objawione.

GORLIWI, ALE IDĄCY NA OŚLEP

W swojej większości charyzmatycy są ludźmi szczerymi. Naprawdę wierzą oni w słuszność swego podejścia, ale wielu z nich jest podobnych do Żydów, o których Paweł pisze: „Daję im bowiem świadectwo, że mają gorliwość do Boga, ale gorliwość nierozsądną” (Rzym. 10,2). Charyzmatycy też mają gorliwość, ale pozbawioną rozsądku; posiadają entuzjazm, ale bez oświecenia. Jak powiedział John Stott, są oni „gorliwi, ale idą na oślep”.

Czyniąc przeżycie podstawowym kryterium prawdy, charyzmatycy, przejawiają, jak Stott nazywa to, „notoryczny antyintelektualizm”.10 Podchodzą do chrześcijańskiego życia z wyłączonymi umysłami,, nie korzystają z myślenia i rozumienia. A przecież Bóg powiedział: „Chodźcie więc, a będziemy się prawować” (Izaj. 1,18). Niektórzy charyzmatycy powiadają, że Bóg świadomie daje ludziom niezrozumiałe, wypowiedzi, aby przez to ominąć i upokorzyć ich dumny: intelekt. Mimo to Bóg objawił. się w racjonalnym objawieniu, które skłania do myślenia, wymaga posługiwania się rozumem i zrozumieniem historycznie objawionej,prawdy (Rzym. 12,2; Eh 1,18;, 3,18; 4,23; Fil. 4,8; Kol. 3,10).

Całe objawienie Boże jest nakierowane na myślenie, poznanie i zrozumienie. Skoro poznaliśmy Chrystusa, powinniśmy wykorzystać swoje umysły, by przyjąć to, co Bóg już przekazał nam w formie jako prawdę. Nie mamy nakazu spolegania na uczuciach, szukania przeżyć i wyłuskiwania z nich prawdy. James Orr pisze: „Religia oderwana od poważnej i wzniosłej myśli, zawsze, przez całą historię Kościoła, skłaniała się do słabości, stawała się wyjałowiona i szkodliwa dla zdrowia”.11

TEOLOGIA EKSPERYMENTALNA I JEJ ROZWÓJ

Traktowanie przeżycia jako źródła teologii nie zrodziło się w nurcie ruchu charyzmatycznego. Jak na ironię, wiele elementów niechrześcijańskich przyczyniło się do powstania i rozwoju pojęcia teologii eksperymentalnej: egzystencjalizm, humanizm, poganizm.

Egzystenejalizm jest filozoficznym poglądem, który powiada, że życie jest bezsensem i absurdem. Według tego poglądu powinniśmy czuć się wolnymi do podjęcia jakiegokolwiek działania, o ile jesteśmy gotowi do poniesienia odpowiedzialności za swój wybór. Zasadniczą troską egzystencjalisty jest określenie stanu swoich uczuć. Me jest on odpowiedzialny przed żadnym autorytetem, sam stanowi autorytet dla siebie, Cokolwiek go zachwyci, cokolwiek na niego „najdzie”, jest wtedy dla niego prawdą.

Teologia eksperymentalna, z którą spotykamy się w ruchu charyzmatycznym, nie jest spuścizną historycznego chrześcijaństwa. Jest to spuścizna, dziedzictwo egzystencjalizmu. Clark Pinnock pisze następująco:

Sam fakt, że w czyimś umyśle dokonało się pewne wydarzenie psychiczne, nie może ustanowić prawdziwości Ewangelii… Religijne odczucie może potwierdzić jedynie samo siebie… Dlatego niektórzy teologowie są za stosowaniem środków pobudzających, zaostrzających religijną percepcję. Gdziekolwiek egzystencjalny wóz ustawia się. przed historycznego konia, tam teologia staje się syntezą ludzkich uprzedzeń, a dodawanie do komunijnego wina środka LSD jest rzeczą normalną!12

LSD (środek narkotyczny) w winie komunijnym? A dlaczego nie? Jeżeli poszukujemy przeżycia, to dlaczego nie dążyć do niego wszelkimi sposobami? — mówią charyzmatycy.

Humanizm jest filozofią, która powiada, że człowiek posiada nieograniczone możliwości. Daj człowiekowi odpowiednią ilość czasu i wykształcenie, a rozwiąże każdy problem. Będąc przyrodnim bratem egzystencjalizmu, humanizm zachęca każdego do „samoautentyzmu”, do bycia kimś, do zapisania gdzieś, w jakiś sposób, swego nazwiska. W dzisiejszym wieku komputerów, gdy wielu ludzi czuje się jak numery, bez nazwiska, humanizm jest filozofią przemawiającą do człowieka. W dzisiejszych czasach pisze się wiele książek, które nie powinny być napisane. Różni ludzie, chociaż nie mają nic do powiedzenia, lubią godzinami występować publicznie. Dlaczego? Ponieważ każdy chce wykorzystać swoją szansę, by coś powiedzieć.

Podobnie do egzystencjalizmu — humanizm nie uznaje istnienia rozstrzygającego autorytetu. Każda prawda jest względna. Nie istnieją żadne absoluty.1

Poganizm, chociaż ma już tysiące lat, jest innym przykładem eksperymentalnej teologii. Sięga on swoimi korzeniami tajemniczych religii wywodzących się z Babilonu. Do czasów Chrystusa cały grecki i rzymski świat wyznawał tajemne religie, które cechowało wielobóstwo, orgie seksualne, bałwochwalstwo, okaleczenia ciała, a nawet składanie ofiar z łudzi. Historycy powiadają, że ludzie biorący udział w tych pogańskich praktykach przeżywali pokój, radość, szczęście i ekstazę.

Historyk S. Angus pisze: „Pobożny w ekstazie mógł czuć się uniesiony ponad ograniczenia przeciętności i uczestniczyć w uszczęśliwiającej wizji (Boga) lub w tym entuzjazmie wierzył, że jest natchniony przez Boga — zjawisko to w pewnej mierze jest bliskie przeżyciom pierwszych chrześcijan w czasie wylania Ducha”.14

Według Eugene H. Petersona, eksperymentalna teologia była również ośrodkiem czci Baala, religii Kanaanitów:

W baalizmie akcent pada na psychiczne zbliżenie i subiektywne przeżycie… Transcendencja bóstwa zostaje – przezwyciężona w ekstazie uczuć…

Baalizm jest religią zredukowaną do duchowych wymiarów jej czciciela. Jej zasady wymagają tego, aby była ona ciekawa, zastosowalna i podniecająca. Jahwizm był ustanowioną formą zbożnej czci, która koncentrowała się na zwiastowaniu słowa Boga przymierza. Apel był kierowany do woli. Budziła się racjonalna strona człowieka, gdy był on wzywany jako osoba, do wyrażenia swojej postawy wobec woli Bożej. W Jahwiźmie coś było mówione — słowa wzywały ludzi do służby, miłości, posłuszeństwa, odpowiedzialnego zachowania się, podjęcia decyzji… Różnica między oddawaniem czci Baalowi a czczeniem Jahwe była różnicą między podejściem do woli Boga przymierza, którego można rozumieć, poznawać i z oddaniem mu służyć — a podejściem do ślepych sił w przyrodzie, które można jedynie odczuwać, być nimi zaabsorbowanym i naśladować je.15

Zbytnio akcentując wartość przeżycia, dzisiejszy ruch charyzmatyczny niebezpiecznie zbliża się do pewnego rodzaju neobaalizmu!

Nietrudno zauważyć, że przeżycie może być niebezpieczną bronią w rękach szatana. Cieszy się on widząc chrześcijan akcentujących przeżycie i pomniejszających ważność Słowa Bożego.

Chrześcijaństwo jest w niebezpieczeństwie. Stajemy się ofiarami ducha eksperymentalizmu naszych czasów, spadkobiercami egzystencjalizmu, humanizmu i poganizmu. Jak słusznie powiedział Clark Pinnock, „subiektywnego, egocentrycznego przeżycia nie da się odróżnić od rozstroju żołądka”.16 Przeżycie może mieć charakter psychologiczny, fizjologiczny, teologiczny lub demoniczny. Jedynym rzeczywistym sprawdzianem każdego przeżycia jest pytanie: „Czy jest ono w zgodzie ze Słowem Bożym?”

A co na to wszystko ap. Paweł? Podobnie do ap. Piotra, posiadał on wiele duchowych darów. I na pewno miał wiele wspaniałych przeżyć, jak na przykład jego niezwykłe nawrócenie na drodze do Damaszku. Zobaczył wtedy tak jasne światło, które go oślepiło. W jednej chwili zmienił się z prześladowcy chrześcijan w sługę Pana Jezusa Chrystusa (Dz. Ap. 9).

Czy w zwiastowaniu i nauczaniu Pawła przeżycie to było istotą jego poselstwa? Tekst Dz. Ap. 17,2—3 wyraźnie powiada, że główna treść poselstwa Pawła pochodziła z Pisma Świętego.

Aż do końca swego życia Paweł rozprawiał ze swoimi słuchaczami w oparciu o Słowo Boże. Gdy znajdował się w więzieniu rzymskim „zeszli się u niego w jego mieszkaniu jeszcze liczniej, a on im wyłuszczał sprawę od rana aż do wieczora, składał świadectwo o Królestwie Bożym i przekonywał ich o Jezusie w oparciu o zakon Mojżesza oraz proroków” (Dz. Ap. 28,23).

Wielka szkoda, że wielu dzisiejszych charyzmatyków nie naśladuje Pawła. Trzymają się oni natomiast drogi często uczęszczanej przez teologów liberalnych i neoortodoksyjnych, egzystencjalistów, humanistów i pogan. To prawda, że większość charyzmatyków czyni to nieświadomie i dlatego może powiedzieć: „My wierzymy Biblii. Nie chcemy być przeciwni Pismu Świętemu, chcemy stać po stronie Słowa Bożego”.

Starając się podtrzymywać autorytet Biblii, a jednocześnie czyniąc z przeżycia swój rzeczywisty autorytet, charyzmatycy są wciągani w wir wewnętrznej sprzeczności. Poglądy liderów i teologów charyzmatycznych są dowodem tej wewnętrznej rozbieżności.

I tak na przykład Charles Farah, profesor Uniwersytetu Orała Robertsa, starał się pomniejszyć różnicę między objawieniem Bożym a przeżyciem przy pomocy dwóch greckich słów przetłumaczonych jako „słowo”. Dowodzi on, że logos jest obiektywnym, historycznym słowem Boga, zaś rema to subiektywne, osobiste słowo od Boga. Jednak ani język grecki, ani Nowy Testament nic nie wspominają o takiej różnicy. Logos, powiada Farah, staje się rema, gdy przemawia do ciebie. Logos ma charakter prawny, zaś rema — doświadczalny. Farah pisze: „Logos nie zawsze staje się rema, Słowem Bożym dla ciebie”.17

A więc Farah powiada, że logos staje się rema tylko wtedy, gdy przemawia do ciebie. Inaczej mówiąc, historyczny, obiektywny logos nie ma dla ciebie żadnego znaczenia dopóki nie „pochwyci” ciebie. Wtedy staje się on rema — twoim osobistym słowem od Boga.

Pojęcie to jest niebezpiecznie bliskie temu, co od ponad pięćdziesięciu lat twierdzą teolodzy neoortodoksji: Biblia staje się Słowem Bożym, gdy przemawia do ciebie. Ale Słowo Boże jest Słowem Bożym, bez względu na to czy je przeżywamy czy też nie. Biblia nie jest zależna od przeżycia jej czytelnika, które miałoby uczynić ją Słowem Bożym. Biblia już była w stanie uczynić Tymoteusza mądrym ku zbawieniu, a nie „mogłaby to uczynić”, gdyby Tymoteusz zadziałał w odpowiedni sposób (2 Tym. 3,15).

Dalej Paweł powiada: „Całe Pismo przez Boga jest natchnione i pożyteczne do nauki, do wykrywania błędów, do poprawy, do wychowywania w sprawiedliwości” (w. 16). Paweł powiada, że Pismo już jest natchnione i pożyteczne, a nie stanie się natchnione lub pożyteczne w zależności od przeżyć jego czytelnika.

BITWA O BIBLIĘ TRWA NADAL

Jedna z ostatnich książek Harolda Lindsella nosi znamienny tytuł: „Bitwa o Biblię”.18 Bitwa ta trwała przez wieki, ale szczególnie przybrała na sile w ostatnich stu latach. Na przełomie tego stulecia i w latach dwudziestych poglądy liberalne i neoortodoksyjne przypuściły frontalny atak na autorytet biblijny. Teraz drugi, subtelniejszy atak, jest kierowany „z bocznych drzwi”, a na jego czele stoją zwolennicy eksperymentalnego chrześcijaństwa! Liberałowie zawsze atakowali drzwi frontowe, otwarcie oskarżając Biblię o błędy i stawiając swoje opinie na pierwszym miejscu. Inni zawsze atakują od tylnych drzwi, interpretując Biblię według swoich własnych doznań i przeżyć. Obydwa fronty starają się pomniejszyć autorytet Bożego objawienia.

Robert K. Johnson w Christianity Today zwraca uwagę na ten sam atak od tylnych drzwi:

W przeciwieństwie do Reformatorów wzrasta dzisiaj zupełnie odmienne podejście do chrześcijańskiej wiary. Kierunki ewangeliczne dowodzą, że teologia musi poruszać się od Ducha do Słowa, a nie od Słowa do Ducha.19

Przede wszystkim dotyczy to sprawy autorytetu. Co jest autorytetem w życiu człowieka wierzącego? Przeżycie czy Słowo Boże? Jezus powiedział: „Poświęć ich w prawdzie twojej; słowo twoje jest prawdą” (Jan 17,17). Nie ma dojrzałości, uświęcenia ani duchowego uzasadnienia w przeżyciu oderwanym od prawdy Słowa Bożego. Ale fala eksperymentalnego chrześcijaństwa podnosi się coraz wyżej, podczas gdy nauczanie i teologia stale są podmywane. Niektórzy zdecydowanie zrywają wszelkie związki z prawdą historyczną. Następne pokolenie będzie szukać tej prawdy, ale może nie znaleźć z nią żadnych powiązań historycznych.

Michael Harper, redaktor charyzmatycznego periodyku Reneval (Odnowa), powiada: „Świat oczekuje na nową manifestację Chrystusa w Jego ciele — Kościele- Jest on zmęczony… mrzonkami doktrynalnymi teologów”.20

Rodman Williams, prezydent Melodyland Semiary, napisał: „Starałem się podkreślić, że teologiczne implikacje tego dynamicznego ruchu Ducha mają niemałe znaczenie. W centrum uwagi znajduje się poznanie, że coś się wydarzyło!”21

Oto klucz: coś się wydarzyło. Mniejsza o to czy odpowiada to „mrzonkom” doktryny czy teologii. Coś się wydarzyło i przyjmijmy, że dokonał tego Duch Święty. Willams nawet powiada: „Ma się trudności w znalezieniu odpowiedniego języka teologicznego czy sposobów odniesienia tego do różnych doktryn chrześcijańskiej wiary”.22

Larry Chrlstenson, dobrze znany charyzmatyk luterański, często powiada, że wiara chrześcijańska opiera się na przeżyciu, a teologia jedynie wyjaśnia to przeżycie.25

Teologia jest jedynie wyjaśnieniem przeżycia? A co z biblijną teologią, opartą nie na przeżyciu,, lecz na natchnionym Słowie Bożym? Budowanie teologii na przeżyciu jest budowaniem na piasku. Natomiast budowanie teologii na natchnionym i objawionym Słowie Bożym jest budowaniem na skale.

Clark Pinnock tak sparafrazował tekst 1 Kor. 15,14 jako ostrzeżenie tych, którzy przeżycie stawiają ponad Słowem Bożym: „Nie zachwycajcie się duchowymi zmartwychwstaniami i nie chlubcie się przeżyciami religijnymi, jeżeli Chrystus nie powstał w historycznym czasie i przestrzeni!” 24

Pinnock właściwie powiada, że o ile nie ma historycznego chrześcijaństwa, to nie ma też żadnego uzasadnionego i obowiązującego przeżycia. Przeżycie nie czyni ważnym historycznego chrześcijaństwa, raczej zachodzi tu całkowita odwrotność.

Walka w obronie autorytetu Biblii trwa nadal. Chrześcijanie w Berei zadziwili Pawła, gdy „przyjęli Słowo z całą gotowością i codziennie badali Pisma, czy tak się rzeczy mają” (Dz. Ap. 17,11). Powinniśmy się poświęcać badaniu Pisma i odżywiania się Słowem Bożym, a wtedy będziemy odczuwać w sobie obecność żywego Słowa. Takie przeżycie przyniesie nam największą radość i błogosławieństwo, ponieważ jest ono zakorzenione i ugruntowane w boskiej prawdzie.

  1. WYJĄTKOWA ROLA APOSTOŁÓW

CZY CUDA SĄ NORMĄ NA DZISIAJ?

Nowy Testament nie jest zapisem tego, co działo się w jednym pokoleniu, ale wzorcem tego co ma dziać się w każdym pokoleniu aż do przyjścia Jezusa”.1

Powyższe zdanie zostało wypowiedziane przez Dawida Du Plessisa, wybitnego przewodnika ruchu charyzmatycznego. Wielu innych charyzmatyków w zasadzie mówi to samo: to co działo się w czasach Nowego Testamentu powinno być wzorem i normą dla całej historii Kościoła. Wielu twierdzi, że wszystko co w Nowym Testamencie było cudowne, niezwykłe, charakteryzujące się nadprzyrodzoną manifestacją, powinno być normatywne dla okresu Kościoła włącznie z czasami dzisiejszymi.

Popierając ten pogląd współcześni charyzmatycy wyrażają to, co zielonoświątkowcy mówią już od ponad siedemdziesięciu lat. Jak powiedział Dale Bruner: „Zielonoświątkowcy często mówią o swoim ruchu jako godnym, a nawet jedynym spadkobiercy Reformacji szesnastego wieku i ewangelicznego przebudzenia w osiemnastym wieku w Anglii i prawie

7

97


— Charyzmatycy

zawsze jako o wiernym odtworzeniu ruchu apostolskiego z pierwszego wieku”.1

Zarówno zielonoświątkowcy jak i charyzmatycy wierzą, że Bóg nigdy się nie zmienia, ale również wierzą, że pierwotny Kościół na samym początku uległ zmianie, stał się formalnie rytualnym. Gdy to się stało, Kościół utracił moc Ducha Świętego. W końcu po prawie dwóch tysiącach lat moc ta została odzyskana przez zielonoświątkowo-charyzmatyczny ruch. Wielu charyzmatyków mówi o przywróceniu „nowotestamentowej mocy Ducha Świętego” i przez to zrywają swoje związki z rytualnym wyrazem martwej ortodoksji. To co apostołowie czynili w pierwszym wieku — powiadają charyzmatycy — tego wierzący chrześcijanie mogą dokonywać dzisiaj.

Dlatego w rozdziale tym podjęliśmy sprawę apostolskiej wyjątkowości. Czy dzisiaj Bóg dokonuje tego samego co w czasach apostolskich? Czy wszyscy chrześcijanie powinni mieć objawienia, wizje, słyszeć głosy, mówić językami, posiadać moc do uzdrawiania i dokonywania cudów? Wielu charyzmatyków twierdzi, że posiada takie umiejętności.

DLACZEGO I KIEDY BÓG DOKONYWAŁ CUDÓW?

Według Pisma świętego cuda zasadniczo pojawiały się w trzech okresach historii: za czasów Mojżesza i Jozuego, w czasach Eliasza i Elizeusza oraz w czasach Chrystusa i apostołów. Każdy z tych okresów trwał około stu lat i w każdym z nich często występowały cuda. Cuda były wtedy czymś normalnym. Bóg może w nadprzyrodzony sposób wkroczyć do historii kiedykolwiek tego zechce. Wydaje się jednak, że postanowił On ograniczyć się zasadniczo do tych trzech okresów.

Przynajmniej trzy elementy tych cudów, odnoszących się do wspomnianych okresów, dopomogą nam zrozumieć dlaczego tak uczynił.

  1. Cuda rozpoczynały nową erę objawienia. Czasy Mojżesza i Jozuego, prorocki wiek Eliasza i Elizeusza i apostolska era Nowego Testamentu to okresy, gdy Bóg posyłał swoje objawienie w zauważalnej mierze.

I tak na przykład cuda związane z życiem Mojżesza potwierdzały autentyczność wypowiadanych przez Boga słów. To w czasach Mojżesza Bóg przekazał Prawo (Dziesięcioro Przykazań), powołał do życia naród izraelski z Namiotem Zgromadzenia, ofiarami i kapłaństwem.

Gdy zakończyły się rządy Salomona, naród izraelski podzielił się na królestwo północne (Izrael) i królestwo południowe (Juda). Północne królestwo szybko podupadło moralnie ze względu na szerzące się bałwochwalstwo, szczególnie za panowania króla Aehaba. W tym czasie Bóg wzbudził mocarnych proroków Eliasza i Elizeusza. Za czasów tych proroków nastąpiło przywrócenie urzędu prorockiego i pojawiały się liczne cuda.

Za czasów Chrystusa i apostołów — od 33 do 96 roku — Bóg przekazał nam cały Nowy Testament. W okresie tym pojawiło się wiele cudów i znaków, dokonywanych przez Jezusa i Jego uczniów. 2 aby w ten sposób przekonać ludzi, że Bóg był z nim i przemawiał przez nich.

W Drugiej księdze Mojżeszowej 3,13 mówi się o tym, jak Mojżesz otrzymał moc do sprowadzenia na Egipt dziesięciu plag i zmuszenia faraona do uwolnienia Izraelitów.

W Pierwszej księdze Królewskiej 17 Eliasz przywrócił do życia zmarłego syna wdowy. Sprowadził chłopca z górnej iżby na poddaszu i oddając go matce powiedział: „Patrz, syn twój żyje” (w. 23). A jak zareagowała na to wdowa? Powiedziała: „Teraz pp- znałam, że jesteś mężem Bożym i słowo Pana naprawdę jest w ustach twoich” (w. 24).

W Ew. Jana Jezus stał przed Żydami, którzy powiadali: „Jeżeli jesteś Chrystusem, powiedz nam wyraźnie” (10,24). Jezus odpowiedział: „Powiedziałem wam, a nie wierzycie; dzieła, które Ja wykonuję w imieniu Ojca mojego, świadczą o mnie” (w. 25). Cuda Jezusa potwierdzały autentyczność Jego osoby i Jego poselstwa.

W swoim kazaniu zielonoświątkowym Piotr powiedział zebranemu tłumowi, że Jezus z Nazaretu był Człowiekiem, którego Bóg uwierzytelnił przez czyny niezwykłe, cuda i znaki, dokonywane przez Niego na oczach wszystkich (Dz. Ap. 2,22).

Ta sama moc należała do apostołów. W swojej pierwszej podróży misyjnej Paweł i Barnaba usługiwali w Ikonium, „mówiąc odważnie w ufności ku Panu, który słowa łaski swojej potwierdzał znakami

  1. cudami, jakich dokonywał przez ich ręce” (Dz. Ap. 14,3).

Przez cuda Bóg stale uwierzytelniał posłańców swego nowego objawienia — w czasach Mojżesza i Jozuego, w czasach Eliasza i Elizeusza i w nowo- testamentowych czasach Jezusa i apostołów.

  1. Cuda przyciągały uwagę słuchających nowego objawienia. Bóg dokonywał cudów, by zwrócić uwagę ludzi, do których poselstwo było kierowane, a następnie mówił im co mają czynić.

I tak na przykład cuda, dokonane przez Mojżesza w Egipcie, były pouczające dla dwóch grup ludzi: Izraelitów i Egipcjan. W 2 Mojż. 7 Mojżesz dokonuje pierwszego cudu i tylko wtedy Izraelici zaczynają wierzyć. Faraon był jednak trudniejszym przypadkiem. Dopiero dziesiąta i najstraszniejsza ze wszystkich plag — anioł śmierci przechodzący przez cały Egipt i zabierający pierworodnego w każdym domu — w końcu skłoniła faraona do uwolnienia Izraelitów.

Również cuda Eliasza i Elizeusza skutecznie przekonywały zarówno wierzących jak i niewierzących, że to co mówili było Słowem Bożym. Przykładem tego może być 1 Król. 18, gdzie czytamy o tym jak na oczach zebranego tłumu Izraelitów Eliasz pokonał czterystu proroków Baala.

W Nowym Testamencie cuda i znaki też są przedstawione jako środki pomagające zarówno wierzącym jak i niewierzącym w przyjęciu Bożego poselstwa. W Ew. Jana 20,31 czytamy: „Te zaś są spisane, abyście wierzyli, że Jezus jest Chrystusem, Synem Boga, i abyście wierząc mieli żywot w imieniu jego”. Cuda i znaki Jezusa zostały zapisane po to, aby niewierzący mogli stać się wierzącymi. To samo odnosiło się również do cudów dokonywanych przez apostołów (patrz Dz. Ap. 5,12—14).

Zadaniem cudów i znaków było umacnianie wierzących i przekonywaniem niewierzących do wiary. Cała Ewangelia Jana opiera się na tej zasadzie.

A więc przynajmniej trzy razy w historii cuda. zapowiadały nadejście nowej epoki objawienia. Gdy Prawo i Prorocy oraz Nowy Testament zostały skompletowane, objawienie Boże ustało. Przez wiele znaków i cudów Bóg uwierzytelniał swoją Księgę. Czy każdy potrzebuje dzisiaj cudu, jak twierdzą niektórzy? Bóg nadal przez swego Ducha działa w życiu i sercach ludzi wierzących, ale czy jest to tym samym co znaki, cuda i uzdrowienia dokonywane przez Chrystusa i apostołów?

Pismo Święte nigdzie nie sugeruje, że wydarzenia z okresu apostolskiego mają powtarzać się w późniejszych czasach. Biblia nie zachęca również wierzących do szukania jakichś niezwykłych manifestacji Ducha Świętego. We wszystkich Listach Nowego Testamentu znajdujemy tylko pięć nakazów odnoszących się do wierzącego względem Ducha Świętego:

  1. Ducha nie gaście” (1 Tes. 5,19).

  2. Nie zasmucajcie Bożego Ducha Świętego” (El 4,30).

  3. Według Ducha postępujmy” (Gal. 5,25).

  4. Módlcie się w Duchu Świętym” (Judy 20).

  5. Bądźcie pełni Ducha” (Ef. 5,18).

Nowy Testament nie nakazuje szukania cudów. Jednak charyzmatycy wierzą, że spektakularne, cudotwórcze dary zostały dane do budowania wierzących wtedy i teraz. Czy wniosek ten może być poparty przez studium Słowa? I tak na przykład odnośnie języków Paweł powiedział w 1 Kor. 14,22: „Przeto mówienie językami, to znak nie dla wierzących, ale niewierzących”. Języki nigdy nie były przeznaczone dla budowania wierzących; zawsze miały one być cudownym znakiem przekonywającym niewierzących Żydów o prawdziwości Ewangelii, jak stało się w dniu Zielonych Świąt. (Szersze omówienie tego zagadnienia znajduje się w rozdziałach 13 i 14).

Języki, uzdrowienia i cuda służyły za znaki zapowiadające nadejście okresu nowego objawienia. Gdy okres tego objawienia kończył się, zanikały również i znaki. Teolog B. B. Warfield pisze:

Cuda nie pojawiają się na stronach Pisma Świętego przypadkowo, raz tu, raz tam, a wszędzie nie wiadomo po co, bez wyraźnej przyczyny. Należą one do okresów objawienia i pojawiają się tylko wtedy, gdy Bóg przemawia do swego ludu przez uprawomocnionych posłańców, objawiając łaskawie swoje zamierzenia. Ich częste występowanie w apostolskim Kościele świadczy o bogactwie objawienia w czasach apostolskich; a gdy ten okres objawienia kończył się, kończył się również okres cudów.8

Joeł C. Gerlach, naukowiec luterański, powiedział: „Glossolalia… została dana przede wszystkim w celu uwierzytelnienia i potwierdzenia niektórych aspektów Bożej prawdy. Cel ten zawsze jest wypaczany przez tych, którzy akcentują nie obiektywny znak, lecz subiektywne przeżycie”.4

W Dziejach Apostolskich 7 spotykamy się z innym przykładem. W swoim słynnym kazaniu Szczepan mówił o Mojżeszu, który dokonywał wielu cudów i „otrzymał słowo żywota, aby je nam przekazać” (w. 36—38).

Ciekawą rzeczą jest to, że Mojżesz i jego cuda łączą się ze „słowami żywota”, to znaczy z objawieniem Bożym. Czy był to Mojżesz, czy tacy prorocy jak Eliasz i Elizeusz, czy Chrystus i apostołowie, Bóg zawsze wyraźnie wskazywał, kiedy Jego posłanieć był nosicielem nowego objawienia. Wtedy po­twierdzał to objawienie cudami i znakami.

Spójrzmy na tekst Hebrajczyków 2,3—4:

To jakże my ujdziemy cało, jeżeli zlekceważymy tak wielkie zbawienie? Najpierw było -ono zwiastowane przez Pana, potem potwierdzone nam przez tych, którzy słyszeli, a Bóg poręczył je również znakami i cudami, i różnorodnymi niezwykłymi czynami oraz darami Ducha Świętego według swojej woli.

Znowu widzimy stwierdzenie Pisma Świętego, że Bóg potwierdził poselstwo Chrystusa i Jego naśladowców („tych, którzy słyszeli”) znakami, cudami i znakami darów. (Choć niektóre dary są przeznaczone do stałego budowania Kościoła, były też specjalne, spektakularne dary, przeznaczone raczej do potwierdzania zwiastowanego Słowa niż budowania wierzącego. Szerzej powiemy o tym w rozdziale 13).

Słowo „potwierdzone” wyraża czas przeszły. Jest to słowo biblijne, stwierdzające wyraźnie, że cuda, znaki i niezwykłe czyny były dane apostołom pierwszego pokolenia na potwierdzenie ich poselstwa jako nowego objawienia. To samo działo się w czasach Eliasza i Elizeusza, a także w czasach Mojżesza i Jozuego.

CZY BÓG POSIADA SPECJALNY CUD TYLKO DLA CIEBIE?

Wielu charyzmatyków dowodzi, że Bóg chce uczynić specjalny cud dla każdego wierzącego. Często powiadają oni: „Bóg posiada specjalny cud wyłącznie dla ciebie”. Czy chrześcijanie mają szukać swoich osobistych cudów? Biorąc pod uwagę wszystkie dokonane przez Jezusa cuda dojdziemy do wniosku, że żaden z nich nie był dokonany wyłącznie dla danej osoby.

Gdy Jezus uzdrawiał słabości ludzkie i przynosił ulgę cierpiącym, zawsze wiązało się to z dalszymi korzyściami wypływającymi z tych wydarzeń. Ich głównym celem było potwierdzenie Jego mesjanizmu (Jan 20,30—31). Tak samo, gdy apostołowie uzdrawiali ludzi, ich zasadniczym celem było uwierzytelnianie nowego objawienia, a nowe objawienie nigdy nie jest sprawą prywatną. B. B. Warfiełd pisze:

Bóg nie zamierzał przekazywać każdemu człowiekowi oddzielnie pewnej ilości boskiej wiedzy, by zaspokoić jego oddzielną potrzebę; raczej zastawia On wspólny stół dla wszystkich, zapraszając wszystkich do przyjścia i skorzystania z bogactw wielkiej uczty. Dał On światu jedno, organicznie pełne objawienie, przystosowane do wszystkich, wystarczające dla wszystkich i przeznaczone dla wszystkich, i z tego jednego pełnego objawienia każdy z nas powinien czerpać swoje wszystkie siły duchowe. I dlatego to cudowne działanie, które jest znakiem objawiającej się mocy Bożej, nie może trwać stale i właściwie nie trwa stale, ponieważ objawienie, któremu ono towarzyszy, zostało zakończone.5

Charyzmatycy pokpiwają z tego, powiadając, że w związku z nowymi cudami i nowymi apostołami, mamy dzisiaj nowe objawienie. Apostołowie jednak byli szczególnymi ludźmi przeznaczonymi na szczególne czasy. To, czego dokonali, nie potrzebuje stałego powtarzania.

W żadnym ze swoich Listów Paweł nie nakazuje wierzącym, aby szukali znaków i cudów jako manifestacji Ducha. Po prostu powiada, aby chodzili w Duchu (Gal. 5,25) albo wyrażając to inaczej: „Słowo

Chrystusowe niech mieszka w was obficie” (Kol. 3, 16).

Objawienie jest księgą pełną wizji, znaków i cudów. Byłoby rzeczą właściwą, gdyby jej autor zachęcał wierzących do szukania tych cudów i znaków, a jednak powiada on: „Błogosławiony ten, kto czyta, i ci, którzy słuchają słów proroctwa i zachowują to, co w nim jest napisane” (Obj. 1,3).

W Liście do Rzymian 15,4 mówi się: „Cokolwiek bowiem przedtem napisano, dla naszego pouczenia napisano, abyśmy przez cierpliwość i przez pociechę z Pism nadzieję mieli”.

Jeżeli chcemy posiadać nadzieję, jeżeli chcemy mieć kotwicę, jeżeli pragniemy czegoś, co poprowadzi nas przez życie, to na pewno nie jest tym cud. W tym celu potrzebujemy Pisma Świętego.

DLACZEGO APOSTOŁOWIE BYLI LUDŹMI WYJĄTKOWYMI?

Pismo Święte wyraźnie powiada, że nowotestamentowy okres objawienia jest nierozerwalnie związany z apostołami. Paweł tak pisze o tym w Liście do Koryntian:

Stałem się głupi; wyście mnie do tego zmusili. Wyście bowiem powinni byli mnie polecić. Bo w niczym nie ustępowałem owym arcyapostołom, chociaż jestem niczym. Znamiona potwierdzające godność apostoła wystąpiły wśród was we wszelkiej cierpliwości, w znakach, cudach i przejawach mocy (2 Kor. 12,11—12).

Paweł zdecydowanie broni swego apostolstwa przed Koryntianami (którzy odmawiali mu apostolskiego autorytetu), mówiąc o znakach i cudach, jakich wśród nich dokonywał. Gdyby wydarzenia te były udziałem wszystkich chrześcijan, to Paweł postąpiłby nieroztropnie, dowodząc tym swego apostolstwa. Nawet w okresie apostolskim nie wszyscy chrześcijanie dokonywali cudów, znaków i niezwykłych czynów. Jeżeli tego rodzaju czynów mogli dokonywać tylko apostołowie, to były one dowodem ich mocy i autorytetu.

Jako głosiciele Słowa Bożego apostołowie rozporządzali nadzwyczajną mocą. Taką samą moc posiadali też ci, którzy współpracowali z apostołami i byli przez nich posyłani do specjalnych zadań. Moc ta nie poszła jednak dalej. (Patrz rozdział 11 na temat daru cudów w Zborze korynckim). Właściwie po powstaniu Kościoła w dniu Zielonych Świąt, w całym Nowym Testamencie nie dokonał się żaden cud poza obecnością apostoła czy tego, który został bezpośrednio przez apostoła posłany. Przykładem tych wysłanych są Szczepan i Filip (patrz Dz. Ap. 6).

Nigdy w Nowym Testamencie nie spotykamy się z cudami, które wydarzyły się wśród wierzących przypadkowo. Nawet cudowne otrzymanie Ducha Świętego w Samarii, w domu poganina Korneliusza w Cezarei i przez uczniów Jana Chrzciciela w Efezie nie nastąpiło dopóty, dopóki nie przybyli tam apostołowie (patrz Dz. Ap. 8; 10; 19).

Pismo Święte często podkreśla, że apostołowie byli ludźmi wyjątkowymi, a mimo to charyzmatycy przekonują, że nadal mamy wśród siebie apostołów. Pismo Święte podaje sześć powodów, dla których nie możemy mieć dzisiaj apostołów.

  1. Kościół został założony na apostołach. Pisząc do zboru w Efezie, Paweł powiada, że nie są już oni obcymi i przychodniami, lecz współobywatelami świętych i domownikami Boga, „zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, którego kamieniem węgielnym jest sam Chrystus Jezus” (Ef. 2,19—20). Chociaż można się z tym nie zgadzać, niektórzy znawcy języka greckiego powiadają, że zwrot „apostołów i proroków” najlepiej byłoby przetłumaczyć jako „apostołów-proroków”. Obydwa słowa mają na uwadze te same osoby, gdyż słowo „apostoł” mówi o urzędzie, zaś słowo „prorok” mówi o funkcji.6

Bez względu na to czy pogląd ten jest słuszny, tekst ten wyraźnie mówi o apostołach stanowiących fundament Kościoła. Fundamenty, przy wznoszeniu budynku, zakłada się raz na zawsze. Nie można stałe zakładać nowych fundamentów.

  1. Apostołowie musieli być naocznymi świadkami zmartwychwstania. Pragnąc udowodnić swoje apostolstwo, Paweł powiada w 1 Kor. 9,1: „Czy nie jestem apostołem? Czy nie widziałem Jezusa, Pana naszego? W 1 Kor. 15,7—8 Paweł mówi, że zmartwychwstały Chrystus najpierw ukazał się Jakubowi, potem wszystkim apostołem, a w końcu jemu, Pawłowi.

Niektórzy charyzmatycy twierdzą, że widzieli zmartwychwstałego Pana. Dudley Daniełson jest przekonany, że posiada fotografię Boga (patrz rozdział 6). Ktoś inny w programie telewizyjnym oświadczył, że Chrystus siedział przy nim w czasie jazdy samochodem (patrz rozdział 5). Nie ma możliwości udowodnienia prawdziwości tych oświadczeń, ale jeżeli chodzi o biblijne ukazywanie się zmartwychwstałego Pana, to działo się to wobec różnych grup ludzi (jak np. uczniom w górnej izbie), tylko do czasu Jego wniebowstąpienia. Jedynym wyjątkiem był Paweł, który widział Chrystusa na drodze do

Damaszku (Dz. Ap. 9,1—9). Towarzyszący Pawłowi widzieli jasne światło i byli poruszeni jego ślepotą — na pewno było to do głębi wstrząsające przeżycie. Było to wyjątkowe ukazanie się Chrystusa po wniebowstąpieniu. Ukazał się On również Pawłowi przy dwu innych okazjach (Dz. Ap. 18,9; 23,11).

  1. Apostołowie byli wybrani osobiście przez Jezusa Chrystusa. U Mat. 10,1—4 wymienione są imiona dwunastu apostołów. Tak samo u Łukasza 6,12—16. Później Judasz zdradził Pana i odebrał sobie życie. Przez losowanie sami apostołowie zastąpili go Maciejem. Byli oni przekonani, że ręka zmartwychwstałego Pana kieruje losem i dlatego zastosowali ten sposób wyboru. Paweł posiadał swoje wyjątkowe przeżycie spotkania z Panem na drodze do Damaszku.

Jezus mógł posługiwać się językami hebrajskim lub aramejskim, gdy powoływał swoich uczniów (naukowcy nie są zgodni co do tego). Jeżeli jednak mówił po hebrajsku, to na określenie apostoła użył słowa szaliah. W języku hebrajskim szaliah oznacza zarówno poselstwo, jak i samego człowieka, który jest posłany. Reprezentuje on i działa w imieniu kogoś większego i silniejszego, który autoryzuje jego poselstwo. Dzisiaj człowieka takiego nazywamy pełnomocnikiem lub zastępcą. Apostołowie byli pełnomocnikami Jezusa, Jego wyłącznymi przedstawicielami.

To prawda, że w Nowym Testamencie inni też nazywani byli apostołami, jak w 2 Kor. 8,23, ale byli to apostołowie zboru, choć określenie to ma takie samo ogólne znaczenie. Być apostołem Pana, wysłanym przez Niego, to jedna sprawa, a być apostołem zboru, wysłanym przez ciało Chrystusa, to zupełnie coś innego.7 W Piśmie nie ma żadnej wzmianki o cudach dokonanych przez apostołów zboru.

Dwunastu uczniów (z Maciejem, który zastąpił Judasza) oraz Paweł posiadali nieprzekazywalny mandat nauczania objawionej nauki i zakładania Kościoła. Gdy w Listach Pasterskich mówi się o przyszłej organizacji Kościoła, wspomina się o biskupach i prezbiterach, starszych i pasterzach, diakonach i diakonisach. Listy do Tymoteusza i List do Tytusa nigdzie nie wspominają o potrzebie ustanawiania apostołów.

  1. Apostołowie byli uwierzytelniani przez cudowne znaki. Piotr uzdrowił chromego przy bramie świątyni (Dz. Ap. 3,3—11). Uzdrowił też wielu innych (5, 15—16) a Dorkę wzbudził z martwych (9,36—42). Paweł przywrócił Eutychusa do życia, gdy ten będąc senny, spadł z trzeciego piętra (20,6—12), a sam nie doznał żadnej szkody po ukąszeniu przez jadowitą żmiję (28,1—6).

  2. Apostołowie posiadali absolutny autorytet. Apostołowie rozporządzali większym autorytetem niż prorocy, których oceniano według ścisłości i autentyczności ich wypowiedzi (patrz na przykład 1 Kor. 14,29—33). Gdy przemawiał apostoł, nie było żadnej dyskusji. Byli oni traktowani jako słudzy objawienia Bożego. Juda w swoim krótkim Liście wypowiedział ostrzeżenie dla Kościoła: „Lecz wy, umiłowani, przypomnijcie sobie słowa wypowiedziane przez apostołów Pana naszego Jezusa Chrystusa” (w. 17). Apostołowie stanowili szczególną grupę ludzi i nie posiadali następców.

  3. Apostołowie zajmują wyjątkowo zaszczytne miejsce. W księdze Objawienia 21 przedstawiona jest niebiańska Nowa Jerozolima. Część tego opisu brzmi: „A mur miasta miał dwanaście kamieni węgielnych, na nich dwanaście imion dwunastu apostołów Baranka” (21,14). Imiona dwunastu apostołów są na zawsze wyryte na murze Nowej Jerozolimy w niebie. (Teolodzy spierają się ze sobą, czy dwunastym apostołem jest Maciej czy Paweł, czy też obydwaj). Ich imiona są wyjątkowe; ich urząd jest wyjątkowy; ich służba jest wyjątkowa; wyjątkowe też są dokonane przez nich cuda.

Czasy apostolskie i ich dokonania należą do przeszłości. Podobni do nich nie pojawią się aż do chwili, gdy Bóg na nowo przemówi w swoim Królestwie (patrz Dz. Ap. 2,17—21; Obj. 11).

Pod koniec pierwszego wieiku apostołów już nie było i sytuacja uległa zmianie. Alva McClain powiedział: „W drugim wieku sytuacja odnośnie wszelkich cudowności zmieniła się tak radykalnie, że wydawał się to niejmal zupełnie inny świat”.8

W Handbook oj Church History (Podręcznik historii Kościoła) Samuel Green pisał:

Gdy przechodzimy do drugiego wieku, jesteśmy w bardzo poważnym stopniu w zupełnie odmiennym świecie. W chrześcijańskiej społeczności nie ma już apostolskiego autorytetu, apostolskie cuda minęły… Nie wątpimy, że istniał .boski cel w tym tak zdecydowanym oddzieleniu wieku natchnienia i cudów od okresu następnego.9

Wiek apostolski był wyjątkowy i miał swoje zakończenie. Potwierdza to historia, sam Jezus o tym mówił, teologia ugruntowuje to przekonanie, a Nowy Testament legalizuje ten fakt.

Na początku wieku apostolskiego (Dz. Ap. 5,16), gdy Kościół zaczynał się rozwijać, czytamy o masowych uzdrowieniach, dokonywanych przez apostołów. Dwadzieścia pięć łat później, Paweł, największy ze wszystkich apostołów, nie mógł być uzdrowiony od swego własnego „ciernia” — jakiejś fizycznej dolegliwości (patrz 2 Kor. 12,7—10).

Przy końcu swego życia radzi on Tymoteuszowi używać nieco wina ze względu na niedomaganie żołądka (był to wówczas powszechny sposób leczenia — 1 Tym. 5,23). Później swojego umiłowanego współpracownika i brata Paweł zostawia w Milecie chorego (2 Tym. 4,20). Jego też nie mógł uzdrowić.

W początkowych rozdziałach księgi Dziejów Apostolskich często mówi się o cudach dokonywanych w Jerozolimie, ale po męczeńskiej śmierci Szczepana nie wspomina się już o jakimkolwiek cudzie w tym mieście. Coś radykalnie się zmieniło.

Czasy apostolskie były niezwykłe, ale zakończyły się. To, co działo się wtedy, nie mogło być normą dla następnych pokoleń chrześcijan. Normalną rzeczą dla każdego chrześcijanina miało być studiowanie Słowa Bożego i posłuszne wykonywanie jego zaleceń, co czyniło człowieka wierzącego mądrym i dojrzałym. Normalną rzeczą dla każdego chrześcijanina jest życie wiarą, a nie widzeniem.

Jerry Horner, profesor na katedrze biblijnej literatury na Uniwersytecie Orała Robertsa, powiedział: „Czego na świecie życzyłby sobie Bóg, gdyby utracił swoją życiodajną moc? Czy mógł On dokonywać czegoś w jednym wieku, ale nie jest w stanie dokonać tego w następnym? Czy Bóg utracił całą swoją moc?” 10

Charyzmatyk Russell Bixler zakłada, że każdy, kto nie przyjmuje apostolskich cudów jako normy na dzisiaj, posiada wiarę nie „mającą miejsca dla Jezusa Chrystusa, który jest ten sam wczoraj, dzisiaj i na wieki. Zupełnie dobrze czują się oni przy Bogu dalekim, który nie dokonał niczego szczególnego w ciągu 2.000 lat”.11

Czy Bóg utracił swoją żywotność? Czy nie dokonał niczego szczególnego w ciągu dwóch tysięcy lat? Wszędzie wokół siebie widzimy dowody cudownego działania Bożego: w cudzie nowego narodzenia milionów ludzi na całym świecie; w uzdrowieniach w odpowiedzi na modlitwę; w doborze ludzi i środków, przez które w opatrznościowych okolicznościach ogłasza swoją chwałę; w prężności Jego Kościoła, który przez wieki przechodził wielkie prześladowania i trudności wewnętrzne, a mimo to działa i rozwija się.

W Liście do Efezjan 3,20 znajdujemy obietnicę dla naszych czasów, która brzmi: Nasz Pan „potrafi daleko więcej uczynić ponad to wszystko, o co prosimy albo o czym myślimy według mocy działającej w nas”. To, czego Bóg dzisiaj dokonuje w nas, i przez nas, nie jest tym samym co czynił w okresie apostolskim, ponieważ apostołów powołał On do specjal­nego zadania. Ma On również specjalny cel dla nas i to, co czyni w nas, dla nas i przez nas, również jest cudowne, ponieważ jest On Bogiem, a wszystko co Bóg czyni zawsze jest cudowne.

8 — Charyzmatycy

  1. SPRAWA HISTORYCZNYCH ZMIAN

CO NAPRAWDĘ WYDARZYŁO SIĘ W DZ. AP. 2,8,10 i 19?

Ze sprawą wyjątkowości apostolskiej, o której mówiliśmy w rozdziale poprzednim, ściśle wiąże się sprawa historycznych zmian, szczególnie występujących w księdze Dziejów Apostolskich, głównym źródle nauki charyzmatycznej. Uczeni i nauczyciele chrześcijańscy zawsze uważali księgę Dziejów Apostolskich jako historyczną księgę Nowego Testamentu. Księga ta została napisana przez Łukasza, lekarza; przedstawia ona bardzo ważny okres w dziejach Kościoła, rozpoczynający się od Zielonych Świąt i kończący się trzydzieści lat później, po uwięzieniu Pawła po jego trzeciej podróży misyjnej.

Od początku do końca tej księgi mamy obraz ciągłych zmian. Prawie w każdym rozdziale coś się zmienia. Stare przymierze blednie i oddala się, a na jego miejsce, w całej swojej chwale, pojawia się nowe przymierze. Nawet Paweł został wciągnięty w te przemiany, ponieważ był apostołem nowej epoki, a jednocześnie ciążył ku starym zwyczajom i obrzędom, na co wskazują jego żydowskie ślubowania (Dz. Ap. 18,18 i 21,26).

W Dziejach Apostolskich przechodzimy od synagogi do Kościoła, od zakonu — do łaski, od świętych Starego Testamentu — do świętych Nowego Testamentu, od społeczności żydowskich wierzących — do społeczności Kościoła, składającego się z Żydów i pogan, stanowiących jedno w Chrystusie.

Jedynymi normatywnymi dla Kościoła naukami w tej księdze mogą być te, które znajdują potwierdzenie w innych tekstach Pisma Świętego. Jednak charyzmatycy reprezentują tu inne podejście w zasadzie takie samo jak ich zielonoświątkowi poprzednicy. Biorą oni drugi rozdział i trzy inne teksty z Dziejów Apostolskich i formułują swoją teologię na historycznych wydarzeniach, którym towarzyszyły cudowne i niezwykłe zjawiska. W rozdziale tym przyjrzymy się dokładniej tekstom, stanowiącym podstawę dla zielonoświątkowo-charyzmatycznej nauki.

CHARYZMATYCZNA NAUKA O NASTĘPSTWIE

Historyczne przemiany zaczynają się od Dz. Ap. 2,4: „I napełnieni zostali wszyscy Duchem Świętym, i zaczęli mówić innymi językami, tak jak im Duch poddawał”. W pojęciu zielonoświątkowców i charyzmatyków wiersz ten zawiera podstawową prawdę Nowego Testamentu. Dz. Ap. 2,4 jest ich kamieniem węgielnym — od tego wszystko się zaczyna.

Zielonoświątkowcy i charyzmatycy powiadają, że w czasie nawrócenia chrześcijanin otrzymuje Ducha Świętego w ograniczonym zakresie. Natomiast później, w następnym przeżyciu, chrześcijanin otrzymuje „pełnię” Ducha przez ochrzczenie „w Duchu” czy Duchem. Gdy następuje to drugie przeżycie, chrześcijanin w nadprzyrodzony sposób zostaje zanurzony w moc Ducha Bożego. Przeżyciu temu zwykle (niektórzy powiadają, że stale) towarzyszy mówienie językami, pojawia się nowa duchowa motywacja i moc, których skutkiem są wydarzenia o nadzwyczajnym charakterze.

Jeden z wybitnych zielonoświątkowców pisze: „Co jest tą wyjątkową cechą, która czyni ruch zielonoświątkowy oddzielną, określoną społecznością? Jest nią chrzest Duchem Świętym, manifestowany przez mówienie innymi językami jakie Duch daje do wypowiedzenia”.1

Przekonanie o otrzymaniu zbawienia w jednym czasie, a później, jako w konsekwencji tego faktu — otrzymaniu chrztu Duchem, może być określone jako „nauka o następstwie”. W swoich dogłębnych badaniach teologii zielonoświątkowej Dale Bruner pisze: „Zielonoświątkowcy wierzą, że Duch ochrzcił każdego wierzącego w Chrystusa, ale Chrystus nie ochrzcił każdego wierzącego w Ducha”.2

Chrzest Duchem jest nie tylko drugim istotnym przeżyciem, ale jest też czymś, do czego chrześcijanin musi dążyć. Bruner powiada dalej, że najbardziej charakterystyczne cechy zielonoświątkowego zrozumienia chrztu Duchem są te: 1. Wydarzenie to zwykle jest inne jakościowo i następuje po nowym narodzeniu; 2. Uzewnętrznia się ono w postaci mówienia innymi językami; 3. Musi ono być gorliwie i usilnie poszukiwane. A więc widzimy, że trzy elementy składają się na zielonoświątkowo-charyzmatyczne zrozumienie tej sprawy: chrzest Duchem następu je po nowym narodzeniu, uzewnętrznia się przez mówienie językami, a jego zasadniczym wymaganiem jest pragnienie tego chrztu. Słowa „następuje po”, „uzewnętrznia się” (manifestuje) i „wymaganie” wyrażają tę specyfikę, wyróżniającą cechę nauki charyzmatycznej. W wielu innych dziedzinach teologii charyzmatycy nie są precyzyjni, ale w tym wypadku wyraźnie wypowiadają swoje przekonanie.

Jedynym tekstem, który może wesprzeć tę naukę o następstwie chrztu Duchem wobec nowego narodzenia, jest księga Dziejów Apostolskich. Pierwszy List do Koryntian 12,13 nie może być wykorzystany w tym celu, ponieważ stwierdza on jedynie, że Duch chrzci każdego wierzącego w ciało Chrystusowe w czasie dokonywania zbawienia. Nigdzie nie znajdujemy dowodu na to, że chrzest jest następstwem zbawienia. Nie wspomina się o takich dowodach chrztu jak języki, nie mówi się o potrzebie domagania się pragnienia chrztu.

Charyzmatycy nie są też w stanie dowieść pojęcia konsekwencji, manifestacji i pragnienia chrztu Duchem na podstawie Pierwszego Listu do Koryntian 14, ponieważ nic na ten temat się tam nie mówi. Na poparcie swojej nauki o następstwie chrztu mają do dyspozycji wyłącznie księgę Dziejów Apostolskich. Ewangelie i Listy Apostolskie nie wspominają o tym. (To prawda, Jezus powiedział uczniom: „Weźmijcie Ducha Świętego” u Jana 20,22; słowa te jednak nie zawierają nauki o następstwie, jak zobaczymy to później w tym rozdziale).

Właściwie nawet księga Dziejów Apostolskich nie zupełnie popiera charyzmatyczne przekonania w czterech miejscach, gdzie wspomina się o językach lub przyjęciu Ducha Świętego: rozdziały 2,8,10 i 19. W Dz. Ap. 2 i 8 pojawia się element następstwa — wierzący otrzymali’ Ducha Świętego po zbawieniu. Natomiast w Dz. Ap. 10 nie ma następstwa, wierzący zostali ochrzczeni w Duchu w chwili uwierzenia. Również w Dz. Ap. 19 nie ma pojęcia następstwa, wierzący zostali ochrzczeni w Duchu zaraz po uwierzeniu. Tak więc nie można powiedzieć, nawet na podstawie księgi Dziejów Apostolskich, że przeżycie chrztu w Duchu Świętym następuje w jakimś czasie po uwierzeniu w Chrystusa i jest to normatywne dla wszystkich chrześcijan.

A jak ma się sprawa z językami? Wierzący mówili językami w Dz. Ap. 2, 10 i 19; ale choć mogły się one pojawić, nie mówi się o językach w rozdziale 8. A wymaganie gorliwego dążenia do chrztu? Wierzący nie pragnęli go w Dz. Ap. 2; nie oczekiwali nań w rozdziałach 8,10 i 19. W Dz. Ap. 2 po prostu oczekiwali oni na wypełnienie obietnicy Pańskiej (por. 1,4.14).

Wszystko to wyraźnie wskazuje na jedno: powiedzenie, że księga Dziejów Apostolskich zawiera w sobie wzorzec otrzymania Ducha Świętego, nie jest zgodne z tą samą księgą Dziejów Apostolskich!

To prawda, że chrześcijanie w dniu Zielonych Świąt (Dz. Ap. 2), poganie w domu Korneliusza (Dz. Ap. 10) i Żydzi w Efezie, ochrzczeni „chrztem Janowym” (Dz. Ap. 19), przyjęli Ducha Świętego ze znamieniem języków. Ale chociaż te trzy wydarzenia występują w księdze Dziejów Apostolskich, nie znaczy to, że mają one być normą dla każdego chrześcijanina. Właściwie żaden z tych tekstów (2,8,10 lub 19) nie zawiera nakazu, by takie przeżycie miało być udziałem wszystkich.

Żaden z tych czterech tekstów nie mówi — ani nawet nie sugeruje — że języki mają być normalnym przeżyciem każdego chrześcijanina. Jeżeli języki miały być normalnym przeżyciem, to dlaczego nie. wspomina się o nich w Dz. Ap. 8, gdzie mówi się o przyjęciu Ducha Świętego przez Samarytan? Dlaczego Dz. Ap. 2—4 nie wspomina o tym, że każdy, kto uwierzył po wysłuchaniu kazania Piotra (ponad pięć tysięcy ludzi według Dz.Ap. 4,4) i otrzymał Ducha Świętego (Dz. Ap. 2,38) również mówił językami? Aby coś stało się normatywne, musi być wspólne wszystkim.

John Stott dowodzi, że

3.000 zdają się nie (przeżywać tego samego niezwykłego zjawiska (szum silnego wiatru, języki ognia lub mówienie innymi językami). Mimo to stali się oni uczestnikami tej samej obietnicy 1 otrzymali ten sam dar (ww. 33.38). Jednak różnili się oni od grupy poprzedniej: 120 już było odrodzonymi i jedynie otrzymali chrzest Duchem po dziesięciu dniach oczekiwania na spełnienie obietnicy Bożej. Natomiast 3.000 było niewierzącymi, a .przyjęli przebaczenie swoich grzechów i dar Ducha Świętego jednocześnie — natychmiast po pokucie i uwierzeniu, gdyż nie było potrzeby czekać. To rozróżnienie między obiema grupami, stu dwudziestoma zgromadzonymi na modlitwę i trzema tysiącami słuchaczy kazania Piotra, jest bardzo ważne, ponieważ jestem przekonany, że normą chrześcijańskiego przeżycia dzisiaj jest druga grupa, a nie, jak często przypuszcza się, pierwsza. Sam fakt, że przeżycie stu dwudziestu wystąpiło w dwóch fazach, jest zależny po prostu od historycznych uwarunkowań. Nie mogli oni otrzymać zielonoświątkowego daru przed Zielonymi Świętami. Ale w dniu tym, jak i później, przebaczenie grzechów i dar lub chrzest Ducha były przyjmowane razem.

Wydarzenia towarzyszące uwierzeniu w Chrystusa (zbawieniu), przyjęciu Ducha Świętego i mówienia językami nie są wspólne wszystkim postaciom wspomnianym w księdze Dziejów Apostolskich. Jeżeli tak, to dlaczego miałyby one być normą dla każdego chrześcijanina?

DOKŁADNIEJSZE PRZYJRZENIE SIĘ TEKSTOWI DZ. AP. 2

Dzieje Apostolskie 2, szczególnie pierwsze wiersze tego rozdziału, to bez wątpienia kluczowy tekst Pisma Świętego, na którym zielonoświątkowcy i charyzmatycy opierają swoją teologię. Pisząc o narodzinach Kościoła, Łukasz powiada:

A gdy nadszedł dzień Zielonych Świąt, byli wszyscy razem na jednym miejscu. I powstał nagle z nieba szum, jakby wiejącego gwałtownego wiatru, i napełnił cały dom, gdzie siedzieli. I ukazały się im języki jakby z ognia, które się rozdzieliły i usiadły na każdym z nich. I napełnieni zostali wszyscy Duchem Świętym, i zaczęli mówić innymi językami, tak jak im Duch poddawał.

Podstawowym zielonoświątkowo-charyzmatycznym przekonaniem jest, że mówi się tu o chrzcie Duchem Świętym ze znamieniem języków i że chrzest ten następuje po dokonanym zbawieniu. Charyzmatycy dowodzą tu, że ludzie przeżywający chrzest i języki w Dz. Ap. 2,1—4 — apostołowie i inni uczniowie — już byli zbawieni. W dniu Zielonych Świąt przyjęli oni moc Ducha, która została przez nich użyta do odnowienia świata.

Na pewno wspomniani tu ludzie przeżyli zbawienie w znaczeniu wstępnej fazy i prawdopodobnie było to tych samych 120 uczniów, włącznie z apostołami, którzy zgromadzili się w górnej izbie (Dz. Ap. 1).

Skąd jednak możemy wiedzieć, że wszyscy oni byli zbawieni — że zostali zbawieni przez wiarę w Chrystusa? Przynajmniej dwa teksty Pisma potwierdzają to. W Ew. Łukasza 10 Jezus rozmawia z siedemdziesięcioma uczniami, którzy po dwóch zostali wysłani do zwiastowania Królestwa Bożego. Gdy wrócili, z radością opowiadali Jezusowi, że nawet demony były im posłuszne. A Jezus odpowiedział: „Wszakże nie z tego się radujcie, iż duchy są wam podległe, radujcie się raczej z tego, iż imiona wasze są w niebie zapisane” (Łuk. 10,20). Już naśladowcy Chrystusa — Jego uczniowie — byli uważani za obywateli niebios. Jeżeli ich imiona już były zapisane w niebie, to na pewno byli oni ludźmi zbawionymi.

W Ewangelii Jana 15 Jezus przemawia do swoich uczniów na dzień przed swoim ukrzyżowaniem. Upodabnia siebie do krzewu winnego, a swoich uczniów do latorośli. Mówił o potrzebie oczyszczenia latorośli, aby przynosiły one więcej owocu. Nadmienił również i o tym, że oni są „już czyści dla słowa, które wam głosiłem” (w. 3). W przekonaniu Jezusa Jego uczniowie byli czystymi. Zostali oczyszczeni. Byli tymi, którzy zostali duchowo odłączeni. Byli wierzącymi. Posiadali zbawienie, ale jeszcze nie przyjęli Ducha (patrz Dz. Ap. 1,5.8).

Charyzmatycy starają się dowieść, że uczniowie posiadali Ducha Świętego na długo przed Pięćdziesiątnicą. Powołują się przy tym na tekst Jana 20, 21—22: „I znowu rzekł do nich Jezus: Pokój wam! Jak Ojciec mnie posłał, tak i Ja was posyłam. A to rzekłszy, tchnął na nich i powiedział im: Weźmijcie Ducha Świętego”.

Według zielonoświątkowej interpretacji tego tekstu uczniowie przyjęli Ducha Świętego wtedy w górnej izbie po zmartwychwstaniu Jezusa, ale potem było następne przyjęcie przez nich Ducha Świętego w dniu Zielonych Świąt. To ten „drugi chrzest” obdarzył ich prawdziwą mocą.

Tego rodzaju rozumowanie, oparte na tekście Jana 20,21—22 jest interesujące, ale czy prawidłowe? Przede wszystkim tekst ten nie mówi, że uczniowie rzeczywiście przyjęli Ducha Świętego. Żaden tekst nie wskazuje, aby stało się to przed Pięćdziesiątnicą. Po prostu mówi się tu, że Jezus powiedział do nich: „Weźmijcie Ducha Świętego”. Co Jezus przez to rozumiał? Była to gwarancja lub obietnica, mająca się wypełnić w dniu Pięćdziesiątnicy. Taki pogląd utrzymywał Chryzostom (345—407), jeden z wczesnych Ojców Kościoła. Opierał go na tekście Jana 20, 26. Osiem dni po powiedzeniu Jezusa do uczniów „weźmijcie Ducha Świętego”, Jezus przychodzi do nich, ukrywających się w zamkniętym pokoju, — pełnych strachu, — i powiada: „Pokój wam”. Działo się to osiem dni później, jednak uczniowie nigdzie nie poszli i niczego nie dokonali, aby w mocy zamanifestować obecność Ducha.

Jednak najsilniejszy argument znajdujemy w pierwszych wierszach pierwszego rozdziału Dziejów Apostolskich. Przed swoim wniebowstąpieniem Jezus zgromadził uczniów i powiedział im, aby nie oddalali się z Jerozolimy, ale czekali na spełnienie obietnicy Ojca (Dz. Ap. 1,4). Dalej Jezus powiedział: „Jan bowiem chrzcił wodą, ale wy po niewielu dniach będziecie ochrzczeni Duchem Świętym” (w. 5). „Obietnica Ojca” została dana w Ew. Jana 14, 16: „Ja prosić będę Ojca i da wam innego Pocieszyciela, aby był z wami na wieki”. Była to obietnica zstąpienia Ducha Świętego (również dana przez Jezusa według Jana 20,22). W tym czasie uczniowie nadal oczekiwali na Ducha Świętego. Obietnica nie została jeszcze spełniona.

I znowu w Dz. Ap. 1,8 Jezus powiedział: „Ale weźmiecie moc Ducha Świętego, kiedy zstąpi na was, i będziecie mi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi”. Uczniowie nadal czekali. Z tekstu tego wyraźnie wynika, że przyjęcie mocy było jednoznaczne z przyjęciem Ducha Świętego. Gdyby zstąpił On na nich według Jana ‚20,22), moc byłaby już w nich i nie trzeba byłoby już na cokolwiek czekać.

W Dz. Ap. 1,4 czytamy, że uczniowie, przebywając razem i trwając w modlitwie, nadal czekali. I w końcu, w drugim rozdziale, Duch Święty zstąpił, a wraz z Nim — moc!

Dwa inne teksty, które sugerowałyby, że Duch Święty został przez uczniów przyjęty dopiero w dniu Piędziesiątnicy, znajdują się w Ewangelii Jana. W rozdziale 7, w czasie święta namiotów, Jezus stanął i zaproponował wodę życia (zbawienie) wszystkim spragnionym. Jan wyjaśnia w wierszu 39, że Jezus mówił wtedy o Duchu Świętym. „A to mówił o Duchu, którego mieli otrzymać ci, którzy w niego uwierzyli; albowiem Duch Święty nie był jeszcze dany, gdyż Jezus nie był jeszcze uwielbiony”. Tekst ten dowodzi, że Duch Święty nie mógł zstąpić przed u- wielbieniem Jezusa, a Jezus nie mógł być uwielbiony przed swoim wniebowstąpieniem. Wniebowstąpienie to miał Jezus na myśli, gdy według Jana 17 prosił Ojca o przywrócenie Mu chwały, którą miał razem z Ojcem przed założeniem świata (ww. 1—5). Według Jana 7,39 Duch nie mógł zstąpić, dopóki Jezus nie wstąpił do nieba i nie przyjął tej chwały.

Jeszcze bardziej przemawia za tym tekst Jana 16,7. Jezus powiedział do uczniów: „Lepiej dla was, żebym Ja odszedł. Bo jeśli nie odejdę, Pocieszyciel do was nie przyjdzie, jeśli zaś odejdę, poślę go do was”. I Jezus, oczywiście, nie „odszedł” przed wniebowstąpieniem, jak mówią o tym pierwsze wiersze Dziejów Apostolskich.

Głębsze studium tekstów biblijnych wiążących się z tym tematem wskazuje, że to co Jezus powiedział u Jana 20,22 jest po prostu obietnicą zesłania Ducha Świętego i że uczniowie nie otrzymali wtedy Ducha Świętego. Wydarzenia te miały miejsce w okresie zmian. W niektórych miejscach następowało „zachodzenie za siebie” starego i nowego przymierza. Chociaż uczniowie uwierzyli w Chrystusa i byli święty- tymi Starego Testamentu w pełnym tego słowa znaczeniu, to jednak aż do dnia Zielonych Świąt i narodzin Kościoła nie byli w stanie pojąć pełnego znaczenia okresu Nowego Testamentu.

Chociaż 120 w górnej izbie modliło się w nastroju oczekiwania i podniecenia (Dz. Ap. 1,4), nie ma dowodu na to, że prosili oni czy domagali się Ducha Świętego. Nie ma też wzmianek o szukaniu czy modlitwie o Ducha Świętego w dalszych tekstach Dziejów Apostolskich, które mówią o przyjęciu Ducha Świętego przez różne grupy ludzi. Nie byli oni w stanie czegokolwiek dokonać, by spowodować to wielkie wydarzenie. Dlatego po prostu oczekiwali na spełnienie obietnicy.

Nikt nie prosił o Ducha Świętego w rozdziale 8 (Samaria), nikt nie prosił o to w rozdziale 10 (poganie i Cezarea) i nikt nie prosił w rozdziale 19 (uczniowie Jana Chrzciciela w Efezie). Nie mówi się też, aby ktokolwiek prosił o Ducha Świętego w zborach powstałych w Antiochii, Galacji, Filippi, Kolosach, Rzymie, Tesalonikach czy Koryncie. Nigdzie w Nowym Testamencie nie ma wzmianki o ludziach, którzy prosiliby o Ducha Świętego. Miał rację Dale Bruner zapytując: „Czy nie może to mieć wpływu na zielonoświątkową naukę odnośnie pragnienia chrztu?…” 5

Po zstąpieniu Ducha Świętego w dniu Pięćdziesiątnicy (gdy uczniowie oczekiwali i modlili się zgodnie z poleceniami swego uwielbionego Pana) został ustanowiony nowy porządek. Od tego czasu Duch Święty zstępował na wierzącego w chwili jego uwierzenia. Dlatego w Rzym 8,9 mówi się: „Ale wy nie jesteście w ciele, lecz w Duchu, jeśli tylko Duch Boży mieszka w was. Jeśli zaś kto nie ma Ducha Chrystusowego, ten nie jest jego”. Stąd Paweł dowodzi, że wszyscy chrześcijanie zostali ochrzczeni przez Ducha w jedno ciało Chrystusa i wszyscy zostali napojeni jednym Duchem (1 Kor. 12,13).

To prawda, chrześcijanie są napominani, aby „stale napełniali się Duchem”, ale to nie jest to samo co ochrzczenie przez Ducha (szerzej o tym w rozdziale 10). Dzieje Apostolskie 2 uczą, że chrześcijanie najpierw zostali ochrzczeni przez Ducha (ww. 2—3), a następnie zostali napełnieni Duchem i mówili innymi językami (w. 4). W Dz. Ap. 2,2—3 mówi się też o szumie z nieba podobnym do gwałtownego wiatru.

Dzieje Apostolskie 2,3 jest zapisem właściwego przyjęcia Ducha przez każdą znajdującą się tam osobę, co zostało uwydatnione przez „języki jakby z ognia, które… usiadły na każdym z nich”. W tym momencie każdy obecny tam został ochrzczony przez Ducha. Na skutek tego wszyscy zostali napełnieni Duchem. Dopiero wtedy zaczęli mówić innymi językami. Języki te miały określony cel: były znakiem sądu nad niewierzącym Izraelem, wskazywały na włączenie innych grup w jeden Kościół i nadawały ważności apostołom (patrz rozdziały 13 i 14).

Tekst Dz. Ap. 2,5—|l2 mówi, że obecni przy tym Żydzi — „mężowie nabożni spośród wszystkich ludów, jakie są pod niebęm” zostali zatrwożeni. Wtedy

Piotr stanął, wygłosił kazanie i trzy tysiące osób zostało zbawionych. Zauważmy, że nie ma wzmianki

  1. tym, aby te trzy tysiące mówiły językami. Był to początek dziejów Kościoła. Rozpoczął się nowy porządek. Wszyscy w liczbie trzech tysięcy osób przyjęli Ducha Świętego w chwili swego uwierzenia (patrz w. 38).

Wydarzenie w dniu Zielonych Świąt miało wyjątkowy charakter. Była to pierwsza Pięćdziesiątnica

  1. ostatnia. Bóg chciał, aby wszyscy wiedzieli, że stało się coś nadzwyczajnego i dlatego usłyszano szum jakby gwałtownego wiatru. Dlatego też języki jakby z ognia usiadły na każdym z uczniów. I dlatego też uczniowie ci mówili innymi językami, językami zrozumiałymi przez tych, którzy pochodzili z sąsiednich krajów i terenów.

Bóg chciał, aby każdy przyjmujący chrzest Ducha wiedział, że bierze udział w wyjątkowym i dramatycznym wydarzeniu. Narodził się wtedy Kościół. Rozpoczęła się nowa era. I dlatego mamy szum, języki ognia i nadprzyrodzony znak mówienia innymi językami. Jak powiada Merrill Unger,

Pięćdziesiątnica jest tak niepowtarzalna jak stworzenie świata czy człowieka, jest wydarzeniem jedynym jak wcielenie, śmierć, zmartwychwstanie i wniebowstąpienie Chrystusa. Wynika to z następujących prostych faktów: 1. Duch Boży mógł przyjść, zstąpić i zamieszkać w Kościele raz, co uczynił w dniu Pięćdziesiątnicy. 2. Duch Boży mógł być dany, być przyjęty i pozostać w Kościele raz, co dokonało się w dniu Pięćdziesiątnicy. 3. Wydarzenie to miało miejsce w określonym czasie (Dz. Ap. 2,1), było wypełnieniem określonego starotestamentowego wzorca (3 Mojż. 23, 15—22), wiązało się z określonym miejscem (Jerozolima, por. Łuk. 24,49), szczególnymi ludźmi (Dz. Ap. 1,13—14), miało szczególny cel (por. 1 Kor. 12,12—20), wprowadzało nowy porządek. Wydarzenie to, zapoczątkowując nowy porządek, nie zawiera w sobie cech trwałych i mających się powtarzać.6

Porządek ten jest wyraźny. Najpierw uczniowie zostali ochrzczeni przez Ducha (Dz. Ap. 2,2—3), następnie zostali napełnieni Duchem i mówili innymi językami (w. 4). Pięćdziesiątnica była dniem narodzin Kościoła, a narodziny można mieć tylko jedne. Mimo to Dz. Ap. 2 charyzmatycy czynią normatywnym dla wszystkich chrześcijan wszystkich czasów. Dowodzą oni, że to co stało się w Dz. Ap. 2, powinno dziać się w życiu każdego chrześcijanina. Gdyby tak było, to każdy powinien by przeżywać szum silnego wiatru i rozdzielone języki jakby ognia. Jednak o zjawiskach tych bardzo rzadko dzisiaj się wspomina.

Aby świętować „ciągły cud Pięćdziesiątnicy”, w 1976 roku zielonoświątkowcy zorganizowali swoją światową konferencję w Jerozolimie. Mimo to różne grupy narodowościowe korzystały z usług licznych tłumaczy i posługiwały się systemem słuchawek, by móc rozumieć innych w swoim własnym języku. Nic dziwnego, że zielonoświątkowcy i charyzmatycy nie twierdzą, że ich „języki” muszą być różnymi obcymi językami. W oparciu o niektóre wiersze z 1 Kor. 14 wykręcają się od sprawy mówienia określonymi obcymi językami, na co wskazuje tekst Dz. Ap. 2, powiadając, że języki, którymi się posługują, nikomu nie są zrozumiałe i służą wyłącznie do wewnętrznego budowania się.

I tak podsumowując Dz. Ap. 2 — fundamentalny tekst ich teologii — musimy przyznać, że zielonoświątkowcy i charyzmatycy nie są konsekwentni wobec siebie samych i całej reszty Pisma Świętego.

DOKŁADNIEJSZE PRZYJRZENIE SIĘ TEKSTOWI DZ. AP. 8

Innym tekstem, wykorzystywanym przez zielonoświątkowców i charyzmatyków są Dz. Ap. 8, gdzie mówi się o prześladowaniu Kościoła i rozproszeniu wierzących po całej Judei i Samarii. Na skutek tego, zbawienia zaczęli dostępować niektórzy mieszkańcy Samarii.

W Dziejach Apostolskich 8,14—17 czytamy:

A gdy apostołowie w Jerozolimie usłyszeli, że Samaria przyjęła Słowo Boże, wysłali do nich Piotra i Jana, którzy przybywszy tam, modlili się za nimi, aby otrzymali Ducha Świętego. Na nikogo bowiem z nich nie był jeszcze zstąpił, bo byli tylko ochrzczeni w imię Pana Jezusa. Wtedy wkładali na nich ręce, a oni otrzymywali Ducha Świętego.

Charyzmatycy twierdzą, że jest to przykład nauki o następstwie. Samarytanie zostali ochrzczeni w imię Pana Jezusa, ale jeszcze nie przyjęli Ducha Świętego. Zgadzam się, że jest tu pewien porządek następstwa, ale przyczyną tej przerwy w czasie między zbawieniem Samarytan, a otrzymaniem przez nich Ducha Świętego jest ich umiejscowienie w okresie historycznych zmian.

Dobrze znana była wszystkim nienawiść między Żydami a Samarytanami. Gdyby Samarytanie otrzymali Ducha Świętego w chwili swego uwierzenia, nieporozumienie między Żydami a Samarytanami trwałoby i w Kościele. Dlaczego? Ponieważ Pięćdziesiątnica była wydarzeniem o charakterze wybitnie żydowskim. Kościół zrodzony w dniu Pięćdziesiątnicy składał się z wierzących w Chrystusa pochodzenia żydowskiego. Gdyby Samarytanie założyli swoją własną grupę chrześcijańską, zadawnione waśnie trwałyby nadal. Bóg powstrzymał więc danie im Ducha aż do czasu przybycia tam apostołów, którzy byli Żydami.

Bóg również chciał, aby Samarytanie uznali autorytet apostołów. Żydzi mieli uświadomić sobie obecność Samarytan w Kościele, a Samarytanie musieli przekonać się, że apostołowie pochodzenia żydowskiego są kanałami boskiej prawdy.

W tekście Dz. Ap. 8,16: „Na nikogo bowiem z nich nie był jeszcze zstąpił, bo byli tylko ochrzczeni w imię Pana Jezusa”, greckie wyrażenie „jeszcze nie” brzmi oudepo. Niektórzy leksykologowie powiadają, że termin ten nie mówi, że coś się nie wydarzyło, lecz określa coś, co miało się wydarzyć, ale jeszcze się nie wydarzyło. Inaczej można byłoby powiedzieć, że Samarytanie zostali zbawieni, ale z niewyjaśnionych przyczyn, to co miało się stać — zstąpienie Ducha Świętego — jeszcze się nie wydarzyło. Greckie wyrażenie, przetłumaczone jako „jeszcze nie” sugeruje, że zstąpienie Ducha miało nastąpić właśnie wtedy. Łączy ono dwie zaszłości w jedno wydarzenie.

W przebudzeniu samarytańskim wyraźnie zaznacza się stopniowanie — występuje przerwa czasowa między przyjęciem Chrystusa a przyjęciem Ducha Świętego. Przerwa ta uwarunkowana była jednak ważnymi zmianami, jakie dokonywały się w pierwotnym Kościele. Pozwalała ona Samarytanom uświadomić sobie, że podlegają oni apostolskiemu autorytetowi. Również wierzącym pochodzenia żydowskiego dopomogła ona przekonać się, że Samarytanie, z którymi nie posiadali żadnych kontaktów, są w tym samym Kościele i posiadają tego samego Chrystusa, to samo. zbawienie, tę samą przychylność Bożą i tego samego Ducha Świętego.

9

129


— Charyzmatycy

Dale Bruner podkreśla znaczenie włączenia Samarytan do Kościoła, gdy pisze:

Nie było to wydarzenie przypadkowe. Może ono być porównane jedynie z przyjęciem do Kościoła chrześcijan pochodzenia pogańskiego (rozdz. 10). Trzeba było przejść przez most, gdyż Samarię oddzielała głęboka narodowo-religijna przepaść. Samaria była również twierdzą, którą należało zdobyć, ponieważ Kościół nie ograniczał się już do Jerozolimy i samych Żydów, ale stawał się misją… Przyczyną tego wyjątkowego podziału, który po Pięćdziesiątnicy już nie występuje — między chrześcijańskim chrztem a darem Ducha — jest wola Boża ustanowiona niedwuznacznie dla apostołów, dla pogardzanych Samarytan i dla całego Kościoła w teraźniejszości i przyszłości, że dla Boga nie ma przeszkód w udzielaniu daru Ducha; że gdziekolwiek pojawi się wiara w Chrystusa, tam działa Duch Boży i tam również Bóg udziela daru swego Ducha; że chrzest w imieniu Chrystusa, jak wszędzie, tak i w Samarii łączy się z przyjęciem daru Ducha; inaczej mówiąc dar Bożego Ducha Świętego jest dostępny dla wszystkich. Aby podkreślić znaczenie i ważność tego podstawowego faktu, należącego do istoty ewangelii, Bóg powstrzymał swój dar, aby nie przeoczyli go nawet sami apostołowie. Ich ręce zostały użyte w przekazaniu daru Bożego (w. 20), na który nie można zasłużyć i który nie jest zależny od pochodzenia czy wcześniejszej przynależności do jakiejś religii.7

Po niezwykłym przebudzeniu w Samarii nastąpiło przyjęcie daru Ducha przez tych „mieszańców” Nie była to „samarytańska Pięćdziesiątnica”, lecz dalszy krok w rozwoju Kościoła. Pięćdziesiątnica była tylko jedna, jedne narodziny Kościoła. Merrill Unger tak komentuje to wydarzenie:

Wydarzenia w Samarii z następujących powodów nie mogą być nazwane „samarytańską Pięćdziesiątnicą”: a) Pięćdziesiątnica jest niepowtarzalna, gdyż przedstawia ona przyjście i stałe zamieszkanie Ducha w Kościele. Był to początek nowej epoki, b) Duch nie mógł być dany i przyjęty jeszcze raz, tak jak był dany, przyjęty i pozostający na zawsze na początku nowej epoki, c) Pięćdziesiątnica była zatem początkiem nowej epoki. Samarytańskie przebudzenie było wejściem do duchowego błogosławieństwa tej epoki, a nie jej zapoczątkowaniem. Wydarzenie samarytańskie przedstawia rozwój, a nie narodziny. Było to rozszerzenie przywileju ewangelicznego na innych ludzi (Samarytan) a nie — jak w dniu Pięćdziesiątnicy — przedstawienie przywileju ewangelicznego tylko Żydom.8

Ciekawą rzeczą jest to, że nie ma tu wzmianki o językach, ogniu czy szumie wiatru, chociaż musiały towarzyszyć temu jakieś nadprzyrodzone znaki, na co wskazywałyby słowa Szymona (patrz Dz. Ap. 8,18—19). Najważniejszą jednak rzeczą było ogólne przekonanie o istnieniu jednego Kościoła, a nie dwóch! Od samego początku Bóg chciał zburzyć dzielące uprzedzenia i bariery. Skoro apostołowie byli Bożymi posłańcami, szacunek względem nich był rzeczą zasadniczą i dlatego poza żydowskim terenem musieli oni udowadniać swoją wiarygodność.

DOKŁADNIEJSZE PRZYJRZENIE SIĘ TEKSTOWI DZ. AP. 10

Trzecim podstawowym tekstem dla zielonoświątkowców i charyzmatyków jest Dz. Ap. 10, który mówi o zbawieniu i przyjęciu Ducha Świętego przez Korneliusza i innych pogan w Cezarei. Gdy jakiś Żyd wracał z podróży do pogańskiego kraju, usuwał kurz ze swoich nóg i odzieży, gdyż nie chciał wnosić do Judei pogańskiego kurzu. Żyd nie wchodził również do domu poganina, nie spożywał posiłków przygotowanych przez pogan, a niektórzy Żydzi nawet nie kupowali mięsa u pogańskiego rzeźnika. Uprzedzenia rasowe były jeszcze większe niż te, jakie spotykamy dzisiaj między białymi a Murzynami.

Mimo to Bóg przemówił do Piotra, gdy zatrzymał się on w domu . Szymona garbarza (Dz. Ap. 10) w Joppie. W widzeniu Pan przekonał Piotra, że nie ma On względu na osoby.

Zaraz po tej wizji trzech mężczyzn stanęło u drzwi domu Szymona, powiadając, że zostali posłani przez Korneliusza, który pragnie zobaczyć się z Piotrem i czegoś więcej dowiedzieć się o Bogu.

Pamiętając o tylko co przeżytej wizji Piotr przemógł swoje żydowskie uprzedzenia i zgodził się pójść z tymi poganami do Cezarei, do domu Korneliusza. Będąc tam, Piotr głosił ewangelię, a Korneliusz i wszyscy obecni uwierzyli głoszonemu Słowu. Piotr i inni Żydzi, którzy towarzyszyli mu do domu Korneliusza, byli zdumieni, ponieważ „i na pogan został wylany dar Ducha Świętego, słyszeli ich bowiem, jak mówili językami i wielbili Boga” (Dz. Ap. 10, 45—46). Ze względu na to Piotr oświadczył: „Czy może ktoś odmówić wody, aby ochrzcić tych, którzy otrzymali Ducha Świętego jak i my?” (w. 47).

Mamy tu do czynienia z dwiema sprawami dotyczącymi nauki charyzmatyków. Jedną z nich jest brak przerwy w czasie między uwierzeniem w Chrystusa a przyjęciem Ducha Świętego.

Druga wywołała zdumienie Piotra i Żydów, którzy mu towarzyszyli. Dlaczego? Ponieważ słyszeli jak poganie mówili językami i wielbili Boga. Chociaż początkowo był to znak sądu nad niewierzącym Izraelem (1 Kor. 14,21—22), Bóg dodatkowo wykorzystał tu języki, by pokazać wierzącym Żydom, że ten sam Duch Święty zstępuje na pogan, jak zstąpił na nich.

Dzieje się tutaj to sarno co w Samarii. Jest to okres historycznych przemian. Gdyby nie było widzialnej manifestacji, Piotr i jego towarzysze nie byliby przekonani, że poganie teraz są częścią Kościoła, ciała Chrystusowego.

Zwróćmy też uwagę i na to, że Piotr zaleca chrzest tych, którzy przyjęli Ducha Świętego. Oczywiście identyfikował on przyjęcie Ducha Świętego ze zbawieniem. Są to sprawy nierozdzielne. Poganie przyjęli tego samego Ducha Świętego, który zstąpił na Żydów. Piotr nie miał wątpliwości, że ludzie ci zostali zbawieni i dlatego powinni być ochrzczeni.

Wszystko to jest pięknie zinterpretowane w Dz. Ap. 11, gdzie Piotr opowiada o swoim przeżyciu radzie Kościoła w Jerozolimie. Wyjaśniając swoim żydowskim braciom co się tam stało, powiedział:

A gdy zacząłem mówić, zstąpił na nich Duch Święty, jak i na nas na (początku. I przypomniałem sobie słowo Pana, gdy powiedział: Jan chrzcił wodą, ale wy będziecie ochrzczeni Duchem Świętym. Jeżeli więc Bóg dał dm ten sam dar, co i nam, którzy uwierzyliśmy w Pana Jezusa Chrystusa, to jakże ja mogłem przeszkodzić Bogu? (Dz. Ap. 11, 15—17).

Postawa Piotra podczas tego spotkania jest niemal rozbrajająca. Innymi słowy Piotr powiadał: „Przepraszam was, bracia, ale nie byłem w stanie temu zapobiec. Bóg dokonywał swego dzieła i dlatego nie mogłem mu przeszkodzić”.

Chociaż był to dla wszystkich wstrząs, członkowie rady nie mogli przeciwstawić się temu co się stało. Uspokoili się więc, uwielbili Boga i powiedzieli, że Bóg również pogan obdarzył upamiętaniem ku żywotowi (Dz. Ap. 11,18).

Kościół był jednością składającą się z wierzących pochodzenia żydowskiego i pogańskiego (patrz Gal. 3,28; Ef. 2,14—18).

W tym okresie historycznych zmian niektóre wy- darzenia powtarzały się dla szczególnych powodów. Poganie przyjęli Ducha Świętego w czasie nawrócenia i mówienia językami. Nie ma tu w ogóle mowy

  1. jakimś następstwie! Unger powiedział: „Talk jak Pięćdziesiątnica była inauguracją nowej epoki, tak wydarzenia przedstawione w Dziejach Apostolskich 10 oznaczały zakończenie tego wstępnego okresu

  2. ustanowienie normalnego biegu nowej epoki”.9

Normą jest zbawienie i Duch Święty jednocześnie. Apostoł Piotr był obecny w Cezarei i dlatego mógł osobiście opowiedzieć radzie Kościoła, składającej się z Żydów, że tamtejsi poganie byli naprawdę wierzącymi, a jednocześnie poganie uznali autorytet apostolski, ponieważ Piotr był wśród nich i właściwie przyprowadził ich do Chrystusa. Obydwie grupy przy tym wiedziały że posiadają tego samego Ducha Świętego.

DOKŁADNIEJSZE PRZYJRZENIE SIĘ TEKSTOWI DZ. AP. 19

Dzieje Apostolskie 19 nadal przedstawiają ludzi żyjących w okresie zmian. Ponieważ zostają oni ochrzczeni Duchem i mówią językami, jest to jeszcze jeden, bardzo ważny dla charyzmatyków tekst. Nie ma tu jednak następstwa, nie ma przerwy w czasie między przyjęciem Chrystusa a chrztem Ducha. Zjawisko to zakończyło się już z Korneliuszem w Cezarei. Niektórzy zielonoświątkowcy i charyzmaty- cy starają się dowodzić, że chodzi tu o ludzi wierzących, ale dokładniejsze studium tekstu wykazuje, że nie byli oni wierzącymi.

W Dziejach Apostolskich 19,1—7 mówi się o przybyciu Pawła do Efezu w czasie jednej z jego misyjnych podróży, gdzie spotkał „jakichś uczniów” (w. 1 BT). „Czy otrzymaliście Ducha Świętego, gdy uwierzyliście?” — zapytywał ich Paweł (w. 2).

Odpowiedź tych uczniów z Efezu jest dosyć interesująca. „Nawet nie słyszeliśmy, że jest Duch Święty”. „Jak więc zostaliście ochrzczeni?” — zadaje drugie pytanie Paweł (w. 3). Odpowiadają mu: „Chrztem Janowym”. Wtedy Paweł zrozumiał na czym polega ich problem. I dlatego powiedział: „Jan chrzcił chrztem upamiętania i mówił ludowi, żeby uwierzyli w tego, który przyjdzie po nim, to jest w Jezusa” (w. 4).

Gdy tylko uczniowie z Efezu usłyszeli o Jezusie, uwierzyli w Niego i zostali ochrzczeni w Jego imieniu. Wtedy Paweł wkładał na nich ręce, Duch Święty zstępował na nich, a oni mówili językami i prorokowali. Charyzmatyczna nauka o następstwie, manifestacji i szukaniu nie znajduje swego uzasadnienia również w Dz. Ap. 19,1—7. Nie było tu żadnego szukania i pragnienia. To Paweł ich znalazł i on zainicjował rozmowę na temat Ducha Świętego.

Jeśli wiernie odbieramy treść wiersza drugiego, to nie można doszukiwać się w nim aluzji do jakiegokolwiek następstwa. Zwróćmy uwagę na pytanie Pawła: „Czy otrzymaliście Ducha Świętego, gdy uwierzyliście?” Nie zapytał ich, czy otrzymali Ducha Świętego po uwierzeniu, gdy wyczekiwali, modlili się i błagali o jego otrzymanie. Paweł po prostu chciał się przekonać, czy ludzie ci przyjęli ubawienie przez wiarę w Jezusa Chrystusa.

Tłumaczenie Dz. Ap. 19,2 nie wyraża w pełni sensu odpowiedzi na pytanie Pawła. Zasadniczo Efezjanie odpowiedzieli: „Nawet nie słyszeliśmy, że Duch Święty został dany”. Mogli oni wiedzieć coś o Duchu Świętym. Jeżeli byli wyznawcami Chrztu Jana, to mogli słyszeć jak mówił o Duchu (na przykład Łuk. 3,16). Nie słyszeli jednak o ‚tym czy Duch Święty został kiedykolwiek dany. Dlaczego? Ponieważ niczego jeszcze nie słyszeli o Jezusie Chrystusie.

Gdy tylko Paweł usłyszał ich odpowiedź odnośnie niewiedzy o Duchu Świętym, zaczął coś podejrzewać. Dlatego zapytał ich: „Jak więc zostaliście ochrzczeni?” Gdy tylko odpowiedzieli: „Chrztem Janowym”, zrozumiał wszystko. Miał tu do czynienia nie z naśladowcami Jezusa Chrystusa, lecz Jana Chrzciciela. Byli to ludzie żyjący w okresie przemian, ostatni święci Starego Testamentu, którzy w dwadzieścia lat po śmierci Jana Chrzciciela nadal oczekują na swego Mesjasza.

Następny krok Pawła był do przewidzenia. Powiedział im: „Jesteście ludźmi godnymi pochwały. Pokutowaliście jak nauczał Jan, ale teraz musicie uczynić drugi krok, musicie uwierzyć w tego, który przyszedł po Janie, w Chrystusa Jezusa”.

Zwróćmy uwagę na to, że Paweł mówi o Jezusie Chrystusie, a nie o Duchu Świętym. Ludzie ci nie mieli nic innego poza „chrztem Janowym”. Gdyby wyznali wiarę w Chrystusa i zostali ochrzczeni, posiadaliby też i Ducha Świętego. Paweł miał to na uwadze, zapytując: „Jeżeli nie przyjęliście Ducha Świętego, to jakim chrztem zostaliście ochrzczeni?” Paweł wiedział, że przyjęcie Ducha następowało w chwili uwierzenia w Chrystusa, ponieważ Pięćdziesiątnica już minęła i Kościół był już zorganizowany.

Paweł nie próbował uczyć dwunastki Efezjan jak trzeba starać się dostać na „drugi poziom” lub „otrzymać coś więcej”. Był świadomy tego, że brakującym ogniwem był tu nie brak informacji o chrzcie Duchem Świętym, ich brakującym ogniwem była informacja o Jezusie Chrystusie.

Dlatego głosił im Jezusa Chrystusa, a gdy uwierzyli, zostali ochrzczeni w imię Pana Jezusa. Potem Paweł włożył na nich ręce, a oni mówili językami i prorokowali.

Dlaczego Paweł wkładał na nich ręce? Zdaje się, że chciał im jako Żydom powiedzieć o potrzebie wyznawania nauki apostolskiej, a nie nauki Jana Chrzciciela. Dlaczego ci wierzący Efezjanie otrzymali języki? Na pewno miało to im pomóc w uświadomieniu sobie tego, że chociaż dotąd trwali w Starym Testamencie i z jego ostatnim prorokiem poprzedzającym Mesjasza, Janem Chrzcicielem, teraz stanowią integralną część Kościoła. Zostali powiązani z Pięćdziesiątnicą.

Właściwie tematem księgi Dziejów Apostolskich jest pokazanie, jak realizuje się modlitwa Jezusa z Jana 17. Pamiętajmy, że Jezus modlił się, „aby wszyscy byli jedno, jak Ty, Ojcze, we mnie, a Ja w tobie, aby i oni w nas jedno byli, aby świat uwierzył, że Ty mnie posłałeś” (w. 21). Zanim jednak wszyscy wierzący mogli stać się jedno, musiał być okres przejściowy. Najpierw była Pięćdziesiątnica, potem była Samaria, następnie miało miejsce zbawienie Korneliusza i innych pogan. A tu w Dz. Ap. 19 spotykamy się z wyjątkową grupą naśladowców Jana Chrzciciela w Efezie. Wszyscy ci stają się jedno w Duchu przez wiarę w Pana Jezusa Chrystusa, a nie przez jakąś formułę domagającą się następstwa, manifestacji i usilnego starania się.

DZIEJE APOSTOLSKIE NIE SĄ NORMĄ, LECZ OPOWIADANIEM

Z dotychczasowych rozważań wynika, że Dzieje Apostolskie są opowiadaniem, zapisem tego co działo się w niezwykłym okresie przemian, gdy Kościół rodził się i powstawał wśród różnych grup ludzi: Żydów, narodowych i religijnych mieszańców (Samarytan) i pogan. Twierdzenie, że normą jest uwierzenie w Chrystusa, a później otrzymanie „chrztu Duchem Świętym i mówienia językami” jest położeniem na księdze Dziejów Apostolskich teologicznej „kraty własnego wyrobu”. Wydarzenia w Dziejach Apostolskich po prostu nie są poparciem zielonoświątkowo-charyzmatycznego poglądu. Ich wnioski, oparte na tekście Dziejów Apostolskich, są ich własnymi życzeniami, bo tekst ten w rzeczywistości nie daje podstaw do ich nauczania.

Joseph Dillow mówi o naszej odpowiedzialności, gdy powiada:

Musimy wystrzegać się niebezpieczeństwa .popełnienia błędu przez nauczanie przeżyć apostolskich, raczej musimy przeżywać nauczanie apostolskie. Przeżycia apostołów znajdujemy w przejściowej księdze Dziejów Apostolskich, natomiast nauczanie apostolskie zostało wyraźnie sformułowane w Listach, które są naszym przewodnikiem w dzisiejszym życiu chrześcijańskim.10

Głównym tematem Dziejów Apostolskich jest rozpoczęcie nowej epoki — epoki Kościoła. Rozpoczęła się nowa era—era Ducha. A Ducha otrzymujemy, gdy uwierzymy w Jezusa Chrystusa jako Pana i Zbawiciela. Duch jest darem Bożym. Jest to stale podkreślane w Listach Nowego Testamentu. Natomiast żaden List Nowego Testamentu nie zawiera nauki uzasadniającej zielonoświątkowo-charyzmatyezne nauczanie o drugim dziale łaski, któremu towarzyszy mówienie językami.

Paweł wiele razy pisał o Duchu Świętym. Wiele miejsca poświęcił sprawie duchowych darów, ale ani razu nie powiedział, że przeżycia ludzi w Dz. Ap. 2, 8,10 i 19 są normatywnymi przeżyciami chrześcijańskimi, choć miał swoje własne przeżycie, zapisane w Dziejach Apostolskich. Spotkał się on z Panem Jezusem Chrystusem na drodze do Damaszku i natychmiast z mordercy chrześcijan zmienił się w sługę Pana. Przez trzy dni nic nie widział, potem przyszedł Ananiasz, włożył na niego ręce, aby odzyskał wzrok i „został napełniony Duchem Świętym” (Dz. 9,17). To dosyć ciekawe, że Dz. Ap. 9 nie wspominają, aby Paweł mówił wtedy językami mimo iż później pisał do Koryntian, że więcej mówi językami niż oni wszyscy (1 Kor. 14,18).

Paweł był świadomy różnorodności przeżyć ludzi wspomnianych w Dziejach Apostolskich. Był on jednym z nich. Ale w żadnym ze swoich Listów nie powiedział, że najpierw ma nastąpić zbawienie, a potem, po jakimś czasie, chrzest Duchem. To samo odnosi się do Listów Judy, Jakuba i Piotra. Żaden pisarz apostolski nie sformułował charyzmatyczno- -zielonoświątkowej doktryny o następstwie, manifestacji i usilnym pragnieniu.

SZUKAĆ MOCY CZY PODŁĄCZYĆ SIĘ DO NIEJ?

W Dziejach Apostolskich 8,19 mówi się o Szymonie, który usiłował kupić moc Ducha Świętego. W odpowiedzi Piotr powiedział: „Niech zginą wraz z tobą pieniądze twoje, żeś mniemał, iż za pieniądze można nabyć dar Boży” (Dz. Ap. 8,20).

Szymon chciał mieć moc, ale szukał jej w niewłaściwy sposób. Dzisiejsi chrześcijanie też chcą posiadać moc. Chcą prowadzić lepsze życie chrześcijańskie. Chcą mieć moc do świadectwa, do głoszenia Ewangelii, do dokonywania zmiany świata na lepszy, do czego zresztą zostali powołani.

Jednak, jak wskazuje na to przypadek Szymona, wszystko zależy od sposobu pozyskania tej mocy. Szymon zgrzeszył, starając się ludzkim wysiłkiem pozyskać moc, której Bóg udziela z własnej woli. Chociaż charyzmatycy w żadnym razie bynajmniej nie starają się kupić Ducha Świętego, to jednak wydają się szukać Jego przychylności przy pomocy własnych usiłowań. Powiadają wszystkim swoim wierzącym braciom, że potrzebują oni mocy, a nie mogą otrzymać mocy bez Ducha, a Ducha nie mogą mieć bez chrztu Duchem. Wielu charyzmatyków przyznaje, że każdy chrześcijanin „posiada Ducha Świętego”, a następnie subtelnie (lub mniej subtelnie) dają do zrozumienia, że chrześcijanin nie może mieć prawdziwej mocy w swoim życiu, jeżeli nie otrzyma „chrztu Duchem Świętym”.

Michael Green, który nie zajmuje nieprzychylnej pozycji wobec charyzmatyków, tak mówi na ich temat w swojej książce I Believe in the Holy Spirit (Wierzę w Ducha Świętego):

Charyzmatycy zawsze szukali mocy, zawsze podniecali się duchową mocą, zawsze szukali skrótów w dojściu do tej mocy. To samo dzieje się dzisiaj. W swojej odpowiedzi Paweł zachęca do chlubienia się nie mocą, lecz słabością, przez którą najlepiej wyraża się moc Chrystusa. Paweł wiedział o znamionach apostoła, wyrażających się w znakach, cudach i przejawach mocy (2 Kor. 12.12), ale wiedział też, że moc apostoła lub jakiegokolwiek chrześcijanina pochodziła z cierpliwego znoszenia cierpień, takich jak sam miał w postaci „ciernia” w ciele lub cierpliwego znoszenia prześladowań i trudności, którym był poddany w czasie swoich podróży misyjnych (1 Kor. 4). Charyzmatycy posiadają teologię zmartwychwstania i jego mocy: potrzebują oni nowego poznania tajemnicy krzyża i jego pohańbienia… które prowadzi do mocy Bożej (1 Kor.

Zaprzeczanie temu, czego wyraźnie uczy Słowo Boże, kwestionowanie Bożej obietnicy i przy pomocy ludzkich wysiłków szukanie tego, co On już dał, jest rzeczą niewłaściwą, bez względu na to jak wspaniałe towarzyszy temu przeżycie. Zamiast szukania mocy, wszyscy chrześcijanie — zarówno charyzmatycy jak i nie charyzmatycy — powinni szukać cierpienia, które posiadanej już przez nich mocy pozwala działać.

  1. SPRAWA DARÓW DUCHOWYCH

JAK MOŻESZ ODRÓŻNIĆ RZECZ PRAWDZIWĄ OD FAŁSZYWEJ?

John MacKay, broniąc emocjalnych uniesień i jawnego nieładu na wielu nabożeństwach zielonoświątkowych, powiada: „Jeżeli miałbym wybrać… między nieuporządkowanym życiem zielonoświątkowców a estetyczną śmiercią starszych kościołów, to wybrałbym nieuporządkowane życie…”

Charyzmatycy bardzo silnie akcentują to, co MacKay nazywa „nieuporządkowanym życiem”, traktując je jako wyraz duchowych darów.

I tak na przykład dobrze znany naukowiec zielonoświątkowy Donald Gee dowodzi:

Ruch zielonoświątkowy wnosi do całego Kościoła największą wartość, gdyż wszyscy pragniemy Jego obecności, wyrażającej się w postaci duchowych darów. Odważamy się wierzyć, że pojawienie się zielonoświątkowego przebudzenia w dwudziestym wieku jest jed­nym z najważniejszych celów Bożych.2

Stwierdzenie to podsumowuje przekonania charyzmatyków, akcentujących rolę duchowych darów jako źródła zielonoświątkowego przeżycia.

Następujące teksty Pisma Świętego omawiają sprawę darów: Rzymian 12, 1 Koryntian 12 i Efezjan 4. Gdy mówimy o akcentowaniu roli darów duchowych przez ruch charyzmatyczny, chyba najważniejszym pod tym względem jest 1 Koryntian 12. Jest to kontrowersyjny rozdział, ponieważ różnie interpretują go charyzmatycy i nie charyzmatycy. O- pinie na temat znaczenia i roli darów duchowych w dzisiejszym Kościele są chyba najbardziej rozbieżne. Cała dziedzina darów duchowych i ich zastosowania oskarża życie Kościoła.

Według Pisma Świętego Kościół jest żywym organizmem w najpełniejszym tego słowa znaczeniu, jest ciałem Chrystusa. Chrystus jest Głową tego żywego ciała. Kościół nie jest ludzką instytucją lub ziemską organizacją; jest to organizm, który będzie żył zawsze. Kościół nie może umrzeć, ponieważ Jego Głową jest Jezus Chrystus, który zawsze żyje. Jego członkowie są wierzącymi w Chrystusa, uczestnikami życia wiecznego. Jezus powiedział, że zbuduje swój Kościół, a bramy piekielne nie zwyciężą go (Mat. 16,18).

Kościół jest przekonany, że Duch Święty zamieszkuje w każdym z jego członków. I każdy z tych członków przez Ducha Świętego otrzymał określone dary duchowe. Przez to służy On ku budowaniu i umacnianiu ciała aż wszyscy jego członkowie dorosną do wymiarów pełni Chrystusowej jako zdecydowane świadectwo wobec świata (El 4,11—15). Dary duchowe posiadają swoją wartość. Właściwie są one absolutnie konieczne do życia i właściwego funkcjonowania Kościoła. Wszystko co jest ważne staje się obiektem zainteresowania szatana i dlatego tam, gdzie może, stara się on fałszować dary duchowe. Jak każdy zdolny fałszerz, szatan może zrobić tak, że sztuczna rzecz wygląda jak prawdziwa. Wiele sfałszowanych darów uważa się dzisiaj za prawdziwe i dlatego końcowym rezultatem jest nie budowanie Kościoła, lecz jego podziały i osłabienie ciała Chrystusowego.

PYTANIA ZADAWANE NA TEMAT DARÓW DUCHOWNYCH

Ponieważ dary duchowe są tak bardzo ważne i kontrowersyjne, wielu chrześcijan zadaje pytania: Czym są dary duchowe? Ile jest darów duchowych? Jak ważne są dary duchowe?

Ile posiadam duchowych darów? Jak mogę otrzymać duchowy dar lub dary? Jak mogę rozpoznać duchowy dar, gdy uważam, że go posiadam i przeżywam we własnym życiu?

Czy powinienem zabiegać o pewne dary duchowe? Jak mogę zrozumieć cel darów duchowych w swoim życiu?

Czym jest chrzest Duchem Świętym? Czy każdy chrześcijanin posiada pełnię Ducha Świętego?

Czym jest dar języków? Czym jest dar uzdrawiania? Czy te cudowne dary nadal mają dzisiaj zastosowanie?

Czy niektóre dary mogą być podrobione? Jaki jest najważniejszy duchowy dar?

JAK KORYNTIANIE WYPACZALI DUCHOWE DARY.

Pytań jest bardzo dużo, a odpowiedzi na nie wychodzą poza zakres tego rozdziału. Na niektóre najbardziej krytyczne pytania Paweł daje odpowiedź w swoim Pierwszym Liście do Koryntian. Paweł założył zbór w Koryncie podczas swojej drugiej podróży misyjnej (Dz. Ap. 18). Osiemnaście miesięcy przebywał w tym mieście, budując świętych w wierze, organizując zbór i ochraniając go przed zewnętrznymi i wewnętrznymi niebezpieczeństwami. Potem wyjechał z Koryntu.

Do usługiwania w zborze korynckim przybyli inni duszpasterze, postacie wybitne i powszechnie znane. Jednak po niedługim czasie w zborze korynckim pojawiły się poważne problemy o charakterze duchowym i moralnym. Sytuacja była tak poważna, że swój pierwszy List do Koryntian Paweł poświęca wyłącznie tym problemom. Pojawiły się tam podziały, kult jednostki, wzajemnie zwalczające się grupy. Duchowość ustąpiła miejsca cielesności. Wypaczenia seksualne, cudzołóstwo, kazirodztwo towarzyszyły zeświecczeniu i materializmowi. Członkowie zboru podawali się nawzajem do sądu. Zdarzało się kwestionowanie apostolskiego autorytetu. Me stosowano żadnych środków dyscyplinarnych wobec tych, którzy grzeszyli. Oczywiste były konflikty małżeńskie i niezrozumienie ludzi żyjących w stanie wolnym. Nastąpiło naruszenie zasad wolności, pojawiły się objawy bałwochwalstwa, samolubstwa, pychy, oddawania czci demonom. Wystąpiło nieporozumienie odnośnie roli mężczyzn i niewiast, nadużycia związane z Wieczerzą Pańską, uczt miłości i oczywiście nadużycia w zakresie korzystania z darów duchowych.

Omówiwszy wszystkie te problemy, Paweł podejmuje dyskusję na temat darów duchowych w 1 Koryntian 12—14. Koryntianie wypaczyli wszystkie aspekty swego życia wnosząc do zboru wiele cech swego pogańskiego zachowania się. Ich problem polegał nie na braku darów duchowych: w 1 Kor. 1,7

1

145


0 — Charyzmatycy

Paweł powiada: „Nie brak wam żadnego daru łaski”. Problem Koryntian polegał więc na sposobie funkcjonowania darów, a szczególnie odnosiło się to do daru języków. Koryntianie niewłaściwie pojmowali Ducha Świętego, a Jego działanie identyfikowali z ekstatycznymi wystąpieniami. W ich zgromadzeniu ktoś nagle wstawał i wypowiadał coś w nieznanym języku, wygłaszając proroctwo czy jego wykładnię. Im bardziej ktoś był nieopanowany i podniecony, tym bardziej uważano go za pobożnego i uduchowionego.

POGAŃSKIE NADUŻYCIA DARÓW DUCHOWYCH

Pragnienie „uchodzenia za duchowego” były przyczyną, z powodu której dar języków był tak bardzo eksploatowany i nadużywany. Niektórzy wierzący posługiwali się ekstatycznymi wypowiedziami, jak gdyby był to prawdziwy dar języków. To co czynili nie było czymś normalnym w zakresie ludzkich umiejętności i dlatego uważano to działanie za pochodzące od Boga.

Nie trudno jest wyobrazić sobie jak do tego doszło. Od samego początku, gdy Paweł zaczął wśród Koryntian głosić Ewangelię, Duch Święty dokonywał wśród nich niezwykłych rzeczy. Koryntianie wiedzieli o tym działaniu Ducha Świętego. Kłopoty jednak pojawiły się wtedy, gdy Koryntianie zaczęli łączyć dzieło Ducha Świętego ze swoimi poprzednimi ekstazami, szałami i dziwacznymi praktykami znanymi im z pogańskich religii, od których zostali wybawieni. W zborze korynckim, szczególnie w początkowej fazie na pewno było wielu wierzących pochodzenia żydowskiego, ale też niemało pochodziło ze środowisk pogańskich.

W Koryncie słowo poganizm wypowiadano przez duże P. Korynt wywodził się z greckiej kultury i był poważnym ośrodkiem intelektualnym i filozoficznym. Koryntianie byli zakochani w filozofii, lubili dyskutować na temat różnych filozofów, a nawet czcić ich. Stąd wywodziły się podziały i kliki, o których Paweł mówi w 1 Kor. 1,11—12.

Chyba najlepiej jednak Korynt był znany z nie- moralności seksualnej. Nazwa miasta stała się czasownikiem. „Koryntować” oznaczało dosłownie pójść do łóżka z nierządnicą. Korynt był znany na całym świecie ze względu na perwersje i różnego rodzaju krańcowości seksualne.

Według dobrze znanego autora komentarzy biblijnych Williama Barclaya,

Nad przesmykiem wznosiło się wzgórze Akropolu, a na nim stała wielka świątynia Afrodyty, bogini miłości. Służyło tam tysiąc kapłanek, uprawiających nierząd religijny, które każdego wieczoru schodziły z Akropolu, by na ulicach Koryntu oddawać się niemoralnym występkom. Później pojawiło się wśród Greków powiedzenie: „Nie każdy może pozwolić sobie na podróż do Koryntu”.8

Niestety, te same poglądy na seks i moralność zostały zawleczone do zboru korynckiego. W 1 Kor. 5 Paweł wspomina o człowieku, który współżyje ze swoją macochą. Małżeństwa znalazły się tam w poważnym niebezpieczeństwie i dlatego tak wiele miejsca poświęca Paweł temu tematowi w rozdziale 7.

Na samym początku wychowanie chrześcijan ko- rynckich zwróciło się przeciwko nim samym. Było to podobne do uratowania kogoś od utonięcia i pozostawienia go na małym gumowym pontoniku na otwartym morzu, pełnym zagrażających ze wszystkich stron ostrych skał. A jednym z największych zagrożeń były tajemne religie, których chrześcijanie korynccy byli wyznawcami w przeszłości. Przez ponad tysiąc lat religie te dominowały w tej części świata.

Tajemne religie przybierały wiele form, ale wszystkie wywodziły się z jednego źródła. W księdze Objawienia 17,5 czytamy o tajemnicy: Wielki Babilon, matka wszetecznic i obrzydliwości ziemi. Pisząc księgę Objawienia, Jan przedstawił ostateczną formę religii świata jako „tajemniczy Babilon”. Tajemne religie wyszły z Babilonu, a wszystkie fałszywe systemy nabożeństw, które rozwijały się w tych religiach, miały swój początek w wieży Babel.

Wieża Babel była pierwszym ludzkim zafałszowaniem prawdziwej religii (patrz 1 Mojż. 11,1—9). Nimrod, wnuk Chama i prawnuk Noego, był tym patriarehalnym odstępcą, który zapoczątkował i kierował budową tej wieży (10,9—10). Częścią tego całego zamierzenia było ustanowienie fałszywego systemu religijnego, imitującego prawdę. To pierwotne odstępstwo przy wieży Babel stało się później wylęgarnią wszystkich fałszywych systemów religijnych. Dlaczego? Ponieważ sądząc budowniczych tej wieży, Bóg rozproszył ich po całym świecie. Zabrali oni ze sobą nasiona fałszywej religii, które pojawiły się przy Babel. Gdziekolwiek osiedlili się, tam zaczęli praktykować tę fałszywą religię. Dostosowywali ją do swoich potrzeb, przerabiali, zmieniali, czynili bardziej wyrafinowaną i złożoną; czymkolwiek jednak to było, wyrastało z nasion przyniesionych z Babel. Dlatego Jan przedstawia Tajemniczy Babilon jako matkę wszetecznic, tę, z którą królowie ziemi cudzołożyli, a która była pełna bluźnierczych imion. Zawsze było to jedno i to samo — fałszywa, podrobiona religia.

Tak więc babiloński system tajemnych religii rozszerzył się na cały świat i bez wątpienia był praktykowany w tak wielkim ośrodku handlowym jak Korynt.

Tajemne religie posiadały wymyślne rytuały i obrzędy, włącznie z „chrzcielnym odrodzeniem”, składaniem ofiary za grzech, ucztami i postami. Wyznawcy tajemnych religii praktykowali również samookaleczenia i wzajemne biczowanie się. Przydawali oni też wielkie znaczenie pielgrzymkom, publicznym spowiedziom, ofiarom, oczyszczeniom rytualnym i wnoszeniu opłat za grzechy.

Praktykując wiele obrzędów i rytuałów tajemne religie chyba najwięcej rozgrzeszenia łączyły z ekstazą. W ekstazie wyznawcy tych religii podtrzymywali magiczną, zmysłową społeczność z bóstwem. Byli gotowi na wszystko, aby tylko przeżyć podświadomą halucynację, hipnotyczne uniesienie, przez które jak uważali, zmysłowo łączyli się z bóstwem. Gdy wpadali w stan euforii, wyglądali na zupełnie znarkotyzowanych. Zakładali, że stan taki był oznaką jedności z Bogiem.

Według S. Angusa, profesora Nowego Testamentu i Historycznej Teologii na St. Andrews College w Sydney, ekstaza przeżywana przez wyznawcę tajemnej religii wprowadzała go w „niewysłowiony stan mistyczny, w którym normalne funkcje osobowości były zawieszane, a moralne poruszenia, kształtujące charakter, przestawały działać czy rozluźniały się, uwydatniały się natomiast czynności emocjonalne i intuicyjne”.4 Gdy wyznawca tajemnej religii pogrążał się w ten stan, jego moralność była wyłączona i wtedy mógł on oddawać się orgiom czy innym praktykom. Jego umysł był neutralizowany, natomiast górę brały emocje. Stan tego uniesienia nazywał się ekstazą, euforią, przy której niemal tracił zmysły.

Dalej Angus powiada, że

tymi stanami była ekstaza (ekstasis) i entuzjazm (entusiasmos), w które wchodziło się przez czuwanie i post, intensywne oczekiwanie religijne, wirowe tańce, fizyczne podniecenie, kontemplację nad przedmiotami kultu religijnego, dźwięki poruszającej muzyki, inhalację wyziewów, zaraźliwe przebudzenie (jakie dokonywało się w zborze w Koryncie), halucynacje, sugestie i wszystkie inne środki należące do szerokiego arsenału misteriów. Te dwa blisikie sobie nienormalne stany świadomości… są połączone przez Proklusa, gdy mówi on o ludziach „wychodzących z siebie samych, aby całkowicie zlać się z ‚bóstwem i przejść w stan zachwycenia”.5

Gdy uczestnik takiego nabożeństwa przeżywał ekstazę, odchodząc od poziomu swoich normalnych doznań, wznosił się w sferę nienormalnych odczuć świadomości. Przeżywał radosne uniesienie, w którym jego ciało przestawało być przeszkodą dla duszy.

Według historyka Angusa ekstaza może obejmować zakres od niemoralnego delirium do świadomości zjednoczenia z niewidzialnym, rozpłynięcia się bolesnej indywidualności, co cechuje mistyków wszystkich czasów.6 Właściwie Angus powiada, że podczas ekstazy przeżywa się różnego rodzaju reakcje, od stanu delirium do świadomej jedności z Bogiem.7 Świadectwa współczesnych zielonoświąt- kowców-charyzmatyków mówią o tych samych rodzajach przeżyć.

Uczony niemiecki E. Rohde powiada, że w ekstazie człowiek przeżywa uwolnienie swojej duszy od krępujących ograniczeń ciała, by móc kontaktować się z boskimi mocami. Doznaje on przy tym uczuć, które nie są mu znane z codziennego życia, gdyż są krępowane cielesnymi ograniczeniami. W ekstazie uwalnia się on od tych więzów dochodząc do społeczności z duchami i zostaje obdarzony możliwościami zauważalnymi jedynie oczami ducha.8

Wszystko to mówi o tym, że ekstaza religijna tworzy euforię, pozwalającą wiernemu przeżywać niezwykle przyjemne odczucia. Człowiek ten czuje się „fantastycznie” i naprawdę wierzy, że ma społeczność z bóstwem. Jak na ironię wielu charyzmatyków określa swoje przeżycie ekstazy przy pomocy przedstawionych przez nas właśnie cech. Przeżywając różne stany euforii wierzący przypisują je określonym darom Ducha Świętego, szczególnie darowi języków. Ich wniosek jest następujący: „Czułem się tak dobrze… nigdy dotąd tak się nie czułem… to była Boża obecność”. Czy jednak na pewno? Nie koniecznie, jak zobaczymy to na przykładzie przeżyć Koryntian.

ODWIEDZAJĄC PIERWSZY ZBÓR W KORYNCIE

Mówiliśmy już, że bez wątpienia różne praktyki, obrzędy, zwyczaje i postawy tajemnych religii przeniknęły do zboru w Koryncie. Jak wyglądało więc pójście do tamtejszego zboru?

Wyobraź sobie, że żyjesz w pierwszym wieku, a odwiedzając z żoną Korynt postanawiacie odwiedzić również pierwszy tamtejszy zbór chrześcijański. Przybywacie tam we właściwym czasie, ale przekonujecie się, że bogatsi członkowie tego zboru są tu już od godziny i akurat zakończyli ucztę miłości (1 Kor. 11,17—22). Na stołach nic już nie pozostało dla was i dla biedniejszych członków zboru, którzy przybywają dopiero teraz, ponieważ musieli dłużej pracować.

Zauważacie również, że bogatsi, siedzący razem na przedzie, są nie tylko źle wychowanymi, żarłokami, ale są kompletnie pijani. A więc są tam dwie grupy: ludzie biedni siedzą z jednej strony sali, zupełnie trzeźwi, z pustymi żołądkami, zaś bogaci siedzą po drugiej stronie, mają pełne żołądki i są wyraźnie podpici. Ten podział sprawia, że panuje tu nieufność i wzajemne przekonywanie się.

Nagle ktoś zapowiada Wieczerzę Pańską, ale zamienia się ona w dziwowisko. Ci, którzy nie mieli nic do jedzenia i picia, stają się teraz obżartuchami. Potem idą na nabożeństwo, tam wielu ludzi stoi, niektórzy krzyczą, inni w tym samym czasie rozmawiają. Jedni w ekstazie coś wypowiadają, podczas gdy drudzy starają się prorokować, „interpretując” to, co zostało przewidziane.

Tak właśnie mogło dziać się w zwykłą niedzielę w Pierwszym Zborze w Koryncie. Dlatego w 1 Kor. 11,17 Paweł pisze, że Koryntianie „schodzą się nie ku lepszemu, ale ku gorszemu”. Paweł napisał mocne słowa, aby to wszystko wyprostować i poświęcił wiele czasu na wyjaśnienie daru języków.

Prawdziwym darem języków jest umiejętność mówienia znanym zagranicznym językiem (patrz rozdz. 13—14). Dar języków nie polega na ekstatycznej paplaninie. Bóg nie dałby daru, którym, szatan posługuje się, trzymając ludzi w szponach praktyk stosowanych w tajemnych religiach.

Większość charyzmatyków przyznaje, że ktoś wstaje i wydaje boskie dźwięki, nie są oni pewni jednej z tych dwóch możliwości: pochodzą one od Boga lub też nie.9 I na tym polega problem. Problem ten istniał w Koryncie i nadal istnieje dzisiaj. Wtedy i teraz pojawia się to samo pytanie: Jak możesz oddzielić fałszywe od prawdziwego? Czy można zdecydowanie powiedzieć co jest autentyczne, a co sztuczne?

Korynt był pełen pogańskich kapłanów i kapłanek, wróżbitów i czarodziejów. Ludzie na różnych poziomach ekstazy rościli sobie prawo do posiadania boskiej mocy i boskiej inspiracji. Ponieważ zbór koryncki stał się cielesny, wiele tych pogańskich praktyk przeniknęło do jego życia. Jedną z przyczyn tego stanu było oczekiwanie korynckich wierzących na działanie Ducha Świętego. Wierzyli oni, że wylanie Ducha zapowiedziane u Joela 2 zaczyna się wypełniać (w. 28).

Korynccy wierzący wiedzieli, że Jezus mówił swoim uczniom o Duchu, który przyjdzie i dokona wspaniałych rzeczy. Paweł na pewno opowiedział im o niezwykłych wydarzeniach w czasie Pięćdziesiątnicy, w pierwszych dniach życia Kościoła, o swoim przeżyciu nawrócenia na drodze do Damaszku i wspaniałych wydarzeniach w czasie swojej pierwszej i drugiej podróży misyjnej.

Szatan wykorzystał to oczekiwanie na nadejście i niezwykłe działanie Ducha Świętego. Pierwszy List do Koryntian jest jednym z najwcześniejszych Listów Nowego Testamentu i już wtedy pojawiły się bardzo poważne problemy. Szatan nie czekał długo, aby zamieszać, gdy pierwsi chrześcijanie nie popadali w cielesność, błąd i pozornie słuszne praktyki. Wiele z tego wszystkiego czyniono w przekonaniu, że dzieje się to za sprawą Ducha.

CZY MOŻNA POWIEDZIEĆ, ŻE COŚ JEST Z DUCHA?

To prawda, że charyzmatyczne i zielonoświątkowe Zbory nie są dzisiaj dokładną kopią Zboru w Koryncie. Charyzmatycy nie poddają się cielesnym ekscesom, które charakteryzowały Koryntian. Mimo to istnieją poważne podobieństwa między postawą neozielonoświątkowców (charyzmatyków) a przekonaniami zboru w Koryncie w tym czasie, gdy Paweł udawał się stamtąd na inne pola misyjne.

I tak na przykład rozmawiałem ostatnio z człowiekiem, który jest liderem we współczesnym ruchu zielonoświątkowym. Powiedział do mnie: „Na pewno nie możesz zaprzeczyć mojemu przeżyciu”.

Odpowiedziałem: „Chcę zadać Ci jedno pytanie. Gdy pojawia się to przeżycie, czy zawsze jesteś zupełnie pewny, że pochodzi ono od Boga? Bądź szczery”.

Odpowiedział: „Nie”.

  • Czy może ono pochodzić od szatana?” — zapytałem.

Z pewnym wahaniem powiedział: „Tak”.

  • Zatem na czym polega różnica?”

Mój przyjaciel nie ma na to odpowiedzi.

W tej samej sytuacji znaleźli się Koryntianie. Nie wiedzieli, co dzieje się za sprawą Boga, a co nie ma z Nim nic wspólnego. Dzieło Ducha zostało pomieszane z pogańskimi uczuciowymi uniesieniami. Wiele było jednak oczywistych nieprawidłowości, które wskazywały na pojawienie się poważnego niebezpieczeństwa i dlatego poprosili Pawła o radę i pomoc.

Odpowiadając, Paweł pisze: „A co do darów duchowych, bracia, nie chcę, abyście byli nieświadomi rzeczy” (1 Kor. 12,1). W większości przekładów słowo darów występuje w nawiasach, ponieważ nie ma go w greckim tekście. Występuje tam jedynie słowo duchowy. Właściwie Paweł powiadał: „Co się tyczy spraw duchowych, nie chcę, abyście byli nieświadomi rzeczy”. Te duchowe tematy lub sprawy są określone greckim słowem pneumatikon. Słowo pneuma oznacza oczywiście, ducha. Gdziekolwiek występuje zakończenie greckiego słowa na ikon, tam zawsze oznacza ono „charakteryzujący się” lub „kontrolowany przez coś”. I tak pneumatikon oznacza charakteryzujący się lub kontrolowany przez Ducha.

Gdy chodzi o pewne sprawy charakteryzujące się lub kontrolowane przez Ducha, Paweł nie chce, aby jego bracia o nich niczego nie wiedzieli. Dlaczego Paweł chciał, aby Koryntianie nie przebywali w niewiedzy odnośnie duchowych darów? Ponieważ zbór nie może być dojrzały bez należytego korzystania z darów.

Zbór nie może funkcjonować bez darów duchowych i dlatego szatan chce na coś innego je pozamieniać od samego początku. Wszędzie, gdzie tylko może, stara się zasiewać nieporozumienia i niewłaściwe pojmowanie darów duchowych, aby powodować zamieszanie i chaos. Działo się to w Koryncie i dzieje do dzisiaj.

Ludzie są „doprowadzani” w podobny sposób do tego, jaki przedstawia Paweł w 1 Kor. 12,2: „Wiecie, iż, gdy byliście poganami, do niemych bałwanów szliście, jak was prowadzono”. W tekście tym słowo „poganie” oznacza tych, którzy nie znają Boga. Paweł mówi tu o pogaństwie, z którego wyszli korynccy chrześcijanie. Przypomina im ich dawne praktyki, których ofiarami byli oni w tajemnych religiach. Byli oni prowadzeni, byli ofiarami fałszywego systemu. Słowo „prowadzeni” w języku greckim ‘brzmi apago. Jest to czasownik często występujący w Piśmie Świętym na określenie prowadzenia skazańca do więzienia.

Parafrazując 1 Kor. 12,2 Paweł powiada Koryntianom, że ich zachowanie się na nabożeństwie podobne jest do zachowania się pogan, doprowadzanych przez demonów w tajemnych religiach do ekstazy. Wnosili oni te same stare wzorce do zboru i przez to pozwalali demonom na zakłócanie ich chrześcijańskich nabożeństw. Nie byli oni w stanie odróżnić tego co zwykłe od tego co niezwykłe, tego co demoniczne od tego co boskie. Nie mogli odróżnić tego co działo się za sprawą Boga, od tego co działo się za sprawą szatana i dlatego był nieporządek. W wielu przypadkach mylnie uważali działanie szatana za dzieło Boga. Dlatego Paweł powiada, że prawdziwie duchowymi są ci, którzy nie są prowadzeni czy unoszeni. Dotąd byli oni prowadzeni do ekstatycznych działań, ale teraz nie może to być już praktykowane. Prawdziwie uduchowiona osoba nie jest wciągana w transe, ekstazy czy inne emocjonalne szaleństwa. Utrata kontroli nad sobą nie ma nic wspólnego z chrześcijaninem korzystających z jakiegokolwiek daru Ducha. Ktoś może powiedzieć, że został uśmiercony w Duchu; może i był „uśmiercony”, ale nie był wtedy w Duchu.

Co dzieje się z ludźmi, którzy są „zabijani w Duchu” 2 w czasie programu telewizyjnego? W niektórych przypadkach wydaje się to być sprawą wyłącznie sugestii. Być zabitym — jest celem tych ludzi i dlatego są zabijani. Ktoś stoi obok i chce się ich dotknąć, a oni chcą całkowicie pogrążyć się w tym przeżyciu. W innym przypadku może to być forma hipnozy. Kto może powiedzieć, że w niektórych przypadkach „zabijanie” nie ma charakteru demonicznego?

Studiując Pismo Święte nadaremnie szukalibyśmy przykładu wpływu darów Ducha na kogoś, kto traci nad sobą kontrolę lub znajduje się we władaniu nadprzyrodzonych mocy. Albo Nowy Testament gdziekolwiek uczy, że chrześcijanin tracąc kontrolę nad sobą, popadając w trans, będąc rzekomo zabijanym w Duchu czy doprowadzonym do szału — zbliża się przez to do Boga?

W 1 Kor. 12,3 czytamy o tym jak dziwaczne rzeczy działy się w zborze korynckim: „Dlatego oznajmiam wam, że nikt, przemawiając w Duchu Bożym, nie powie: Niech Jezus będzie przeklęty! I nikt nie może rzec: Jezus jest Panem, chyba tylko w Duchu Świętym”. Jest to niezwykłe stwierdzenie. Prawdopodobnie niektórzy wierzący wstawali w zborze korynckim i — rzekomo manifestując dary Ducha — przeklinali Jezusa!

I oczywiście, jeżeli ktoś powiada: „Niech Jezus będzie przeklęty”, to nie pochodzi to od Boga. A Koryntianie najprawdopodobniej o tym nie wiedzieli. Dlaczego? Może zastosowanie darów duchowych oceniali na podstawie przeżycia, a nie treści? A może im bardziej coś wydawało się być niezwykłe i ekstatyczne, tym bardziej uchodziło za pochodzące od Ducha Świętego? To niewiarygodne, ale Koryntianie nie byli w stanie odróżnić tego co było z Ducha, od tego co było od szatana.

Różnie można wyjaśniać jak do tego doszło. Uważam, że miało to związek z herezją, która zaczęła szerzyć się w Kościele już od samego początku (patrz 1 Jana 2,22; 4,23). Zaprzeczała ona boskości Jezusa i Jego kompetencji odnośnie zbawienia. Później, w drugim wieku, nastąpił jej pełny rozkwit w postaci gnostycyzmu. Zauważmy, że nasz tekst powiada: „Niech Jezus będzie przeklęty”, nie Chrystus. Może w zborze korynckim już działali ci, którzy oddzielali prawdziwego Chrystusa od ludzkiego Jezusa. Później wywodziły się z tego podstawowe założenia gnostycyzmu. Gnostycy nauczali, że w czasie chrztu Jezusa zstąpił na Niego Chrystus w postaci Ducha. Na krótko przed śmiercią ten duchowy Chrystus zostawił Jezusa, który umarł jako zwyczajny przestępca.

Może to ten błąd spowodował wśród Koryntian tyle zamieszania odnośnie zmartwychwstania? Jeżeli Koryntianie nie byli zakłopotani sposobem powstania Jezusa z martwych, to dlaczego Paweł musiał powiedzieć w piętnastym rozdziale swego pierwszego Listu: „A jeśli Chrystus nie został wzbudzony, tedy i kazanie nasze daremne, daremna też wasza wiara” (w. 14)?

Najprawdopodobniej Koryntianie mieli różne zdania co do zmartwychwstania i już podzielali pogląd, że Chrystus — Duch i ludzki Jezus to dwie różne osoby. I może dlatego niektórzy z nich doszli do tego, że mogli przeklinać ludzkiego Jezusa jednocześnie wyznając uwielbionego i boskiego Chrystusa.

Paweł starał się powstrzymać tę herezję. Dlatego powiedział: „Nikt nie może rzec: Jezus jest Panem, chyba tylko w Duchu Świętym”. Greckie słowo Pan znaczy Kyrios, czyli to samo co Bóg. Tak więc, jeżeli ktoś powiedziałby: „Jezus jest Panem”, to przez to samo wyznawałby bóstwo Chrystusa — że Jezus jest Bogiem. Duch Święty zawsze prowadzi do uznawania boskości, panowania i pełnej wystarczalności Jezusa Chrystusa.

TYLKO WARTOŚCIOWE JEST FAŁSZOWANE

Mój ojciec zwykle powiadał: „Nikt nie podrabia tego, co nie posiada wartości”. Chyba nawet nie słyszeliśmy o fałszowaniu szarego papieru, nikt nie podrabia lasek czy kijów. Pojawiają się natomiast fałszywe banknoty, imitacje diamentów i innych klejnotów. Ludzie podrabiają to co wartościowe, gdyż inaczej imitacja nie miałaby żadnego sensu. Szatan usilnie pracował w korynckim zborze fałszując cenne dary duchowe i nad tym samym gorliwie pracuje on dzisiaj.

Czy charyzmatycy są w tej samej duchowej sytuacji co Koryntianie, gdy Paweł pisał do nich swoje Listy? W zasadzie charyzmatycy kochają Pana i Pismo Święte, ale niewłaściwa interpretacja tego Pisma i opieranie swoich praktyk na błędnej czy słabej teologii łatwo może prowadzić do powstawania problemów — fałszowania darów duchowych i przyjmowania pewnych ekstatycznych i wzniosłych przeżyć za dzieło Boże.

Duszpasterze są odpowiedzialni za nauczanie takich ludzi w swoich zborach i dopomożenie im do wzrastania w Chrystusie. Natomiast członkowie zboru są odpowiedzialni za prawidłowe korzystanie ze swoich darów duchowych.11 Ogólnym skutkiem tego będzie budowanie całego zgromadzenia i właściwe funkcjonowanie zboru. Zobowiązuje to nas jako prawdziwie wierzących do całkowitej pewności co do posłuszeństwa Słowu Bożemu. Musimy być poddani Słowu Bożemu, posłuszni Słowu Bożemu i umieć odróżnić fałsz od prawdy, aby ciało Chrystusowe — Kościół, mogło być budowane dla Jego chwały.

Szatan naśladował dary duchowe w czasach Pawła i to samo czyni dzisiaj. Musimy odróżnić prawdę od fałszu. Tragedia przyjmowania rzeczy fałszywej polega na tym, że tracimy rzecz prawdziwą.

  1. SPRAWA CHRZTU DUCHEM

CZY CHRZEST DUCHEM JEST FAKTEM CZY UCZUCIEM?

Jednym z kardynalnych założeń charyzmatyków jest konieczność „drugiego dzieła łaski”, powszechnie nazywanego „chrztem w Duchu Świętym”. Wszyscy charyzmatyczni pisarze i nauczyciele są zgodni co do potrzeby tego chrztu. Nie zgadzają się natomiast co do sposobu jego otrzymania. I tak na przykład Dale Bruner powiedział: „Wydaje mi się, źe istnieje tak wiele warunków do przyjęcia chrztu w Duchu Świętym, jak wielu jest zwolenników tej nauki”.1

Wielu wyznawców tego kierunku proponuje takie wymagania jak akty posłuszeństwa, modlitwa, pokuta, bezgrzeszność, samooczyszczenie, duch poddania, uniżenie, „zostawienie wszystkiego”, pełne poświęcenie, rezygnacja, oczekiwanie, wiara. Wiele mówią oni na temat kosztu tego daru.

Charyzmatyczny pisarz Robert Dalton nawiązuje do elementu wysiłku, gdy powiada: „Przeżycie to nie jest udziałem kilku wybranych, lecz wszystkich, którzy go pragną i chętnie zapłacą za nie odpowiednią cenę”.2 A jednocześnie charyzmatycy na-

1

161


1 — Charyzmatycy

uczą ją, że chrzest ten jest wolnym darem łaski, nie związanym z jakimkolwiek wysiłkiem czy ceną.

Zielonoświątkowy pisarz Ralph M. Riggs komentuje: „Poszukujący… chrztu w Duchu zawsze powinni pamiętać o tym, że przeżycie to jest również, nazwane „darem Ducha Świętego”. Darów nie zdobywa się zasługą, nie otrzymuje się ich z wyboru czy w nagrodę za coś. Darów nie można wymóc od. dawcy… Duch Święty jest łaskawym… posłanym przez Boga darem, który otrzymujemy przez wiarę i tylko przez wiarę”.3

W związku z tą sprawą Bruner pisze: „Z jednej strony tylko wiara, z drugiej zaś — wysiłek. Często przypominamy komuś, aby nie prosił Boga o ten dar, ale powiedział Mu, że chce go mieć. Dlatego* jest wiele nieporozumień co do sposobu otrzymania tego daru. Często ten sam pisarz zaprzecza samemu sobie”.4

CHRYSTUS MA JEDNO CIAŁO — KOŚCIÓŁ

W Pierwszym Liście do Koryntian 12,4—11 Paweł mówi o różnych darach Ducha, którymi są: mądrość, wiedza, dar uzdrawiania, cuda, proroctwa,, rozróżnianie duchów, języki, wykładanie języków. W następnych rozdziałach zajmiemy się bardziej spektakularnymi darami, jak uzdrowienia, cuda, języki i wykładanie języków; teraz zatrzymamy się nad chrztem Duchem. Postaramy się odpowiedzieć na następujące pytania:

  • Czym jest chrzest Duchem?

  • Jak otrzymać chrzest Duchem?

  • I najważniejsze — kiedy otrzymuje się chrzest Duchem?

W rozdziałach 12—14 Pierwszego Listu do Koryntian Paweł stara się pomóc zborowi w Koryncie w przezwyciężeniu Cielesności d zamieszania, wyrażających się w dziedzinie darów duchowych. W 1 Kor. 12,12—13 dochodzimy do istoty dowodzenia Pawła. Wiersz 12 przedstawia obraz jedności zboru w Chrystusie; wiersz 13 zawiera oświadczenie dotyczące realności chrztu Duchem.

W 1 Kor. 12,12 Paweł powiedział: „Albowiem jak ciało jest jedno, a członków ma wiele, ale wszystkie członki ciała, Chociaż ich jest wiele, tworzą jedno ciało, tak i Chrystus”. Aby przedstawić jedność wszystkich wierzących w Chrystusa, Paweł stosuje analogię do ludzkiego ciała. Powiada mianowicie, że choć ciało jest jedno, składa się z wielu części. Części te funkcjonują różnie, a mimo to stanowią jedność.

Analogia do ciała często występuje w pismach Pawła. Patrz Rzym. 12,4—5; 1 Kor. 10,17 i Ef. 1,23; 2,16; 4,4; 4,12.16. Tu, w 1 Kor. 12, podobieństwo Kościoła do ciała jest najpełniejsze. Właściwie w tekście 1 Kor. 12,12—27 słowo soma (co po grecku znaczy ciało) występuje osiemnaście razy.

Paweł był przekonany, że ludzkie ciało jest wspaniałym tworem Bożym, wyrażającym zarówno różnorodność jak i jedność. Nawet identyczne części naszego ciała funkcjonują różnie. Mamy dwie nogi, ale jednej z nich możemy używać inaczej niż drugiej. To samo odnosi się do naszych rąk. Wielu ludzi często jednym okiem widzi lepiej niż drugim. Nawet uszy tego samego człowieka mogą mieć różne wymiary. Mimo tego zróżnicowania ciało jest jednością, w której współdziałają wszystkie członki i narządy. Widzimy to w ćwiczeniach sportowca, umiejętnościach artysty czy nawet w pierwszych niepewnych krokach dziecka uczącego się chodzić.

Ciało stanowi organiczną jedność. Jedna wspólna zasada życia łączy wszystkie te zróżnicowania i w ten sposób stają się one całością, pełną jednostką. Paweł był przekonany, że podobnie jest ze zborem. Podstawowa definicja zboru powiada, że jest to organiczna całość, składająca się z wielości członków, ale oparta na wspólnej zasadzie życiowej. W tej wielości członków występuje tylko jeden rodzaj chrześcijan. Ciało Chrystusa nie posiada dwóch lub więcej typów chrześcijan: jednych, posiadających więcej Ducha Świętego od innych. Wszyscy jesteśmy członkami ciała Chrystusowego. Wszyscy jesteśmy częścią organicznej całości pulsującej życiem samego Chrystusa.

Zwróćmy uwagę na krótkie, ale bardzo ważne wyrażenie dodane przez Pawła przy końcu wiersza 12: „tak i Chrystus”. Ponieważ porównywał on ludzkie ciało ze zborem, można byłoby się spodziewać jego powiedzenia: „tak i zbór (kościół)”. Paweł jednak chciał tu wyraźnie podkreślić, że zbór jest ciałem Chrystusa. Przynależność do Chrystusa znaczy to samo co przynależność do zboru. Paweł chciał podkreślić, że wszyscy chrześcijanie stanowią jedno z żywym Chrystusem. Jesteśmy jednym żywym organizmem, w którym przez żyjącego w nas Ducha Chrystusowego pulsuje wieczne życie Boga.

Inaczej mówiąc, ze słów Pawła wynika również, że raz Chrystus przybierał postać ludzkiego ciała, a jeszcze raz przez Ducha Świętego wcielił się we wszystkie nasze ciała. Należymy do Chrystusa. Chrystus żyje we mnie, Chrystus żyje w tobie. Żyje On w każdym wierzącym. Takie jest znaczenie zbawienia.

Paweł starał się powiedzieć Koryntianom: „Spójrzcie, na pewno musi być różnorodność darów, ale nie może to doprowadzać do podziału w ciele. Jesteście nadzwyczajną jednością. Wszyscy jesteście jednym w Chrystusie” (por. Gal. 2,20; Fil. 1,21; Ef. 1,13—14).

OCHRZCZENI W JEDNYM DUCHU W JEDNO CIAŁO

W 1 Kor. 12,13 Paweł wyjaśnia jak wierzący dosłownie stają się ciałem Chrystusowym. Pisze on: „Bo też w jednym Duchu wszyscy zostaliśmy ochrzczeni w jedno ciało — czy to Żydzi, czy Grecy, czy to niewolnicy, czy wolni, i wszyscy zostaliśmy napojeni jednym Duchem”. Wiersz ten zawiera niezwykłą prawdę, choć, niestety, wielu rozumie go niewłaściwie. Paweł łączy tu ze sobą dwie ważne myśli. Jedna odnosi się do tworzenia ciała przez chrzest Duchem, a druga — do wewnętrznego życia ciała, polegającego na piciu z jednego Ducha.

Wiersz 13 rozpoczyna się zwrotem: „Bo też w jednym Duchu”. I tu zaczyna się nieporozumienie wśród wielu charyzmatyków. W tekście tym występuje mały grecki przyimek en. Wyrażenie to może być tłumaczone jako „przy, „przez” lub „z”, a niektórzy tłumaczą go również jako „w”. Jednak w 1 Kor. 12,13 nie da się zastosować tak szerokiego wyboru. Greckie przyimki są tłumaczone różnie, w zależności od końcówki formy gramatycznej słów, które po nich występują. Prawidłowe tłumaczenie 1 Kor. 12,13 i bardziej osadzone w kontekście Nowego Testamentu wymaga tu przyimka „w”. Jesteśmy ochrzczeni w Duchu Świętym. W tym kontekście nie pasuje powiedzenie: ochrzczeni przez Ducha Świętego.

Zwrotem tym często posługują się charyzmatycy, ale nigdzie nie spotykamy się z nim w Piśmie Świętym. Nigdzie w Biblii nie ma wzmianki o tym, że Duch Święty dokonuje chrztu.

I tak na przykład w Mat. 3,11 Jan Chrzciciel powiada do faryzeuszy i saduceuszy, że chrzci ich wodą ku upamiętaniu, ale nadchodzi ten, który „chrzcić będzie Duchem Świętym i ogniem. W ręku jego jest wiejadło, by oczyścić klepisko swoje, i zbierze pszenicę swoją do spichlerza, lecz plewy spali w ogniu nieugaszonym” (Mat. 3,11—12).

Zwykłe charyzmatycy powiadają, że występujący tu „ogień” oznacza rozdzielone języki ognia w dniu Pięćdziesiątnicy. Jednak z przytoczonego wyżej tekstu wyraźnie wynika, że Jan miał na uwadze ogień sądu, nieugaszony ogień piekła. Rozdzielone języki, jakby z ognia, w dniu Pięćdziesiątnicy nie mogą być identyfikowane z ogniem, który spala coś jak plewy. Jest to ogień sądu, a przecież jego wykonawcą nie jest Duch Święty, lecz Chrystus (patrz Jan 5,22). Właściwie Jan powiadał, że w tym świecie są dwa rodzaje ludzi: jedni będą ochrzczeni Duchem Świętym, drudzy zaś zostaną skazani na ogień piekielny.

Z tym samym zwrotem spotykamy się w dwóch innych tekstach, gdzie Jan mówi o nadchodzącym Chrystusie, który będzie chrzcił Duchem Świętym i ogniem: Mar. 1,7—8 i Łuk. 3,16. We wszystkich tekstach Jezus jest przedstawiony jako ten, który dokonuje chrztu, tak też Jan mówi o Nim w Jana 1,33: „Ten chrzci Duchem Świętym”.

W swoim kazaniu w dniu Pięćdziesiątnicy Piotr tak powiedział o Chrystusie: „Wywyższony tedy prawicą Bożą i otrzymawszy od Ojca obietnicę Ducha Świętego, sprawił to, co wy teraz widzicie i słyszycie” (Dz. Ap. 2,33). Chrystus chrzci Duchem, po- nie waż to On „wylał” Ducha w czasie tych nadzwyczajnych wydarzeń Pięćdziesiątnicy.

Pismo Święte zawsze przedstawia Chrystusa jako chrzciciela; Duch Święty nigdy nie jest chrzcicielem. Często charyzmatycy powiadają: „Przeżyliśmy chrzest Duchem Świętym”, uważając, że Duch Święty czegoś w nich dokonał. Czasem mogą przyznać, że w czasie swego nawrócenia zostali ochrzczeni przez Chrystusa, ale później, po dłuższych usiłowaniach, przyjęli „chrzest Ducha”. Ale jak już powiedzieliśmy, Duch nie dokonuje chrztu. Duch jest składowym elementem chrztu. Chrzcicielem jest Chrystus. Tak jak Jan chrzcił przy pomocy wody, tak Chrystus chrzci do swego ciała przy pomocy Ducha Bożego.

Gdy charyzmatyk zapytuje: „Czy posiadasz

chrzest Ducha Świętego?” nasza odpowiedź powinna brzmieć: „Takie coś jak chrzest Ducha Świętego w ogóle nie istnieje”. Jeżeli chodzi ci o chrzest w Duchu Świętym, to tak, posiadam go, jak każdy inny chrześcijanin”.

W 1 Kor. 12,12—13 Paweł chciał szczególnie podkreślić, że wszyscy chrześcijanie są ochrzczeni w jednym Duchu w jedno ciało. Wszyscy tworzymy jedno ciało, posiadamy jedno źródło życia, we wszystkich nas zamieszkuje jeden Chrystus. Jeżeli nie będziemy trzymać się zasady, że Chrystus jest chrzcicielem i do tego chrztu używa Ducha Świętego, to przez to naruszamy naukę o jedności ciała. Dlaczego? Ponieważ niektórzy ludzie nie znajdą się „w obrębie ciała”. Gdzie oni są? Który organ może być zbawiony nie stanowiąc części ciała Chrystusowego? Czy można być chrześcijaninem i nie być częścią Chrystusa?

Przyjrzyjmy się uważnie ciekawej wypowiedzi

Larry Christensona, znanego charyzmatyka luterańskiego, który zdaje się nie zauważać wyraźnego stwierdzenia 1 Kor. 12,13. Powiada on:

Poza nawróceniem, poza pewnością zbawienia, poza posiadaniem Ducha Świętego, jest chrzest Ducha Świętego. Dla naszego ludzkiego zrozumienia może to wydawać się tak bezsensowne jak chrzest Jezusa przez Jana.5

Christenson dowolnie stwierdza co jest „bezsensowne”, zamiast przyjąć prawdę 1 Kor. 12,13, która ma wyraźny sens. Chrzest Jezusa przez Jana na pewno ma sens, ponieważ w chrzcie Jezus identyfikował się z pokutującymi Izraelitami, którzy oczekiwali swego Mesjasza. Dalej Christenson powiada:

Czasem chrzest Ducha Świętego następuje spontanicznie, czasem przez modlitwę i wkładanie rąk. Czasem pojawia się on po chrzcie wodnym, a czasem przed nim. Czasem wydarzenie to dokonuje się wraz z nawróceniem, a niekiedy w jakiś czas po nim… Ale jedna rzecz jest stała w Piśmie Świętym i to jest najważniejsze. Nigdy nie zakłada się, że ktoś jest ochrzczony Duchem Świętym. Gdy jest ochrzczony Duchem Świętym, wtedy wie o tym. Jest to wyraźnie określone przeżycie.6

Formułując takie stwierdzenie Christenson stara się uzależnić prawdę od przeżycia. Jak wkrótce zobaczymy, chrzest Duchem Świętym jest faktem, a nie przeżyciem, związanym z jakimś emocjonalnym odruchem.

CO TO ZNACZY BYĆ OCHRZCZONYM PRZEZ DUCHA?

Co dzieje się wtedy, gdy ktoś przyjmuje chrzest Ducha? Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że 1 Kor. 12,13 jest wierszem „suchym”, a nie „mokrym”. Nie ma się tu na uwadze chrztu w wodzie. Paweł porusza tu to samo zagadnienie co w Rzym. 6,3—5. Nie chodzi mu o sakrament czy obrzęd chrztu wodnego, choć jest on bardzo ważny w innym kontekście. Paweł mówi tu o zamieszkaniu Ducha Bożego w wierzącym człowieku. W 1 Kor. 12,13 używa on słowa baptidzo, występującego również w Rzym. 6,3—4 i Gal. 3,27, a odnoszącego się do duchowego zanurzenia.

Chrzest jest duchową rzeczywistością, która wprowadza wierzącego do witalnej jedności z Chrystusem. Być ochrzczonym przez Ducha Świętego oznacza, że Chrystus przez Ducha przyłącza nas do jedności swego ciała i obdarza nas wspólną zasadą życiową, która łączy nas z wszystkimi wierzącymi w Chrystusa. Chrzest Duchem czyni wszystkich wierzących jednością.

Gdy charyzmatyk przekonuje o istnieniu drugiego przeżycia zwanego chrztem Ducha Świętego, to właściwie na nowo definiuje naukę o zbawieniu. Powiada on, że zbawienie nie daje nam wszystkiego tego, czego oczekiwaliśmy. Dowodzi on, że wciąż czegoś nam brakuje, że potrzebujemy „czegoś więcej”.

Często domagając się „czegoś więcej” charyzmatycy uciekają się do tekstu Jana 7,37. Powiadają: „A jakże, możesz być zbawiony i w pewnej mierze możesz posiadać Ducha Świętego, ale nie płyną z ciebie rzeki wody żywej”. Zwykle przyznają oni, że wierzący posiada Ducha Świętego, ale dopiera po chrzcie posiada pełnię Jego mocy.7

W Jana 7,37 czytamy: „A w ostatnim wielkim dniu święta stanął Jezus i głośno zawołał: Jeśli kto pragnie, niech przyjdzie do mnie i pije”. Dlaczego

Jezus tak powiedział? Okoliczności, w jakich słowa te zostały wypowiedziane, decydują o zrozumieniu tego tekstu. Chronologiczne studium tego tekstu dowodzi, że Jezus stanął i wypowiedział je w ostatnim dniu Święta Namiotów. W czasie tego święta kapłan żydowski uroczyście wylewał na ziemię wodę z dzbana, wskazując przez to na dar wody, otrzymanej od Boga przez Izraela przy Meriba (2 Mojż 17,7). Wtedy cały zgromadzony zbór wypowiadał słowa z Izajasza 12,3: „I będziecie czerpać z radością ze zdrojów zbawienia”.

I właśnie w środku tej uroczystości Chrystus powstaje i powiada: „Słuchajcie, jeżeli naprawdę jesteście spragnieni, to potrzebujecie takiej wody, którą ja mogę wam dać. Jeżeli jesteście spragnieni duchowo, mogę wam pomóc — mogę dać wam zbawienie”. Chrystus zaprasza ludzi do zbawienia. A następnie zapowiada co się stanie, gdy będą pić tę wodę, którą On im proponuje. „Kto wierzy we mnie, jak powiada Pismo, z wnętrza jego popłyną rzeki wody żywej” (Jan 7,38).

Jezus obiecuje zbawienie przez wiarę w Niego. Zauważmy co Jan powiada, wyjaśniając te słowa: „A to mówił o Duchu, którego mieli otrzymać ci, którzy w niego uwierzyli; albowiem Duch Święty nie był jeszcze dany, gdyż Jezus nie był jeszcze uwielbiony” (w. 39).

Niektórzy charyzmatycy powiedzieliby: „Patrzcie, ten wiersz właśnie mówi, że powinniśmy być ochrzczeni przez Ducha, aby otrzymać rzeki żywej wody”. Jednak tekst ten wcale o tym nie mówi. Kto ma przyjąć Ducha Świętego? Osoba, która wierzy w Chrystusa! A ile Ducha Świętego otrzymuje wierzący? Całego Ducha! Zgodnie z tym tekstem, z wnętrza człowieka wierzącego popłyną rzeki żywej wody. Wielkość tej rzeki zależy od naszego posłuszeństwa i poddania Chrystusowi i Duchowi Świętemu, który w nas mieszka. Nie potrzebujemy jednak dodatkowego chrztu Ducha, aby otrzymać tę rzekę żywej wody. Jest ona w nas już od chwili naszego uwierzenia, gdy zostaliśmy ochrzczeni do ciała Chrystusowego.

W całym Piśmie Świętym stale mówi się, że jedynym warunkiem posiadania „rzeki żywej wody” (lub chrztu w Duchu Świętym, czy zamieszkania przez Ducha Świętego) jest wiara w Chrystusa.

Jak mówiliśmy to już w rozdziale 8, Dzieje Apostolskie 11 jest jednym z wielu tekstów „przekonywających” o potrzebie chrztu Duchem Świętym. Ale mówiąc o nawróceniu pogan w Cezarei, Piotr powiedział: „A gdy zacząłem mówić, zstąpił na nich Duch Święty, jak i na nas na początku” (Dz. Ap. 11,15 podkreślenie moje). Piotr był zdumiony, widząc jak nowo nawróceni w Cezarei przyjmują tego samego Ducha Świętego, którego on już posiadał. A przecież byli oni poganami! Wtedy uświadomił sobie co się stało i dlatego powiedział o tym: „I przypomniałem sobie słowo Pańskie, gdy powiedział: Jan chrzcił wodą, ale wy będziecie ochrzczeni Duchem Świętym. Jeżeli więc Bóg dał im ten sam dar, co i nam, którzy uwierzyliśmy w Pana Jezusa Chrystusa, to jakże ja mogłem przeszkodzić Bogu?” (Dz. Ap. 11,16—17).8

Ze słów Piotra wyraźnie wynika kto otrzymuje Ducha Świętego: ci, którzy wierzą w Pana Jezusa Chrystusa. Nigdzie w Piśmie Świętym nie znajdujemy nakazu, aby chrześcijanie byli chrzczeni przez Ducha czy Duchem. Nigdzie w Piśmie Świętym chrześcijanie nie są zachęcani do przyjęcia Ducha Świętego. (W rozdziale 8 mówiliśmy już, że tekst Jana 20,22 zawiera obietnicę, a nie nakaz). Chrześcijanin już przyjął Ducha Świętego! Na tym polega nasza jedność w Chrystusie, jak mówi się o tym w 1 Kor. 12,13.

Paweł powiada: „Bo też w jednym Duchu wszyscy zostaliśmy ochrzczeni”. Paweł używa tu czasownika w czasie przeszłym, ponieważ chrzest już się dokonał. Nie musimy go przeżywać na nowo. Już jest to faktem. Jesteśmy w jedności z Chrystusem. Życie Chrystusa wstąpiło w nas.

A CO Z DUCHOWYM CHRZTEM W KSIĘDZE DZIEJÓW APOSTOLSKICH?

Rozmawiając na temat tekstu 1 Kor. 12,12—13 charyzmatycy mogą powoływać się na wydarzenia w Dziejach Apostolskich. Będą oni dowodzić, że w Dz. Ap. 1 uczniowie Jezusa „musieli czekać na chrzest Duchem”. Na pewno musieli czekać, ponieważ Duch Święty jeszcze nie zstąpił na Kościół. Nie były to czasy ani wiek Ducha Świętego. Duch Święty musiał zstąpić po raz pierwszy i rozpocząć coś nowego i uczynił to właśnie w dniu Pięćdziesiątnicy.

Ponieważ Duch zstąpił na tych, którzy oczekiwali w dniu Pięćdziesiątnicy, nie oznacza to, że On stale musi przychodzić czy zstępować. Nie potrzebujemy ciągle dokonującej się Pięćdziesiątnicy, tak samo jak nie potrzebujemy, aby co drugi tydzień Jezus rodził się w Betlejemie. Jezus narodził się raz. Raz żył, raz umarł, raz powstał z martwych i to jest zupełnie wystarczające. Duch Święty raz zstąpił na Kościół, jak jest to podane w księdze Dziejów Apostolskich. Każdy, kto wierzy i staje się częścią Kościoła, ciała Chrystusa, otrzymuje Ducha Świętego.

Jeżeli chodzi o Dz. Ap. 8 w odniesieniu do Samarytan, mówiliśmy o tym obszernie w rozdziale 8. „Przerwa” między zbawieniem Samarytan a otrzymaniem przez nich Ducha Świętego była konieczna dla potwierdzenia tego faktu przez apostołów.

W Dz. Ap. 19 spotykamy zupełnie inną sytuację. Ludzie, z którymi Paweł rozmawia, posiadają tylko „chrzest Jana”. Nie byli oni jeszcze chrześcijanami! Gdy Paweł powiedział im o Chrystusie, zostali oni zbawieni i jednocześnie przyjęli Ducha Świętego.

Gdy jednak te przejściowe wydarzenia w Dziejach Apostolskich zostały dokonane, nauka o Duchu Świętym została wyraźnie sformułowana. W Listach Pawła i innych księgach Nowego Testamentu stale podkreśla się, że „w jednym Duchu wszyscy zostaliśmy ochrzczeni w jedno ciało”.

JAKA JEST ROJNICA MIĘDZY CHRZTEM A NAPEŁNIENIEM?

Rozmawiając z charyzmatykami i studiując ich pisma dochodzę do coraz bardziej oczywistego wniosku, że łączą oni chrzest Duchem, który wprowadza chrześcijanina do ciała Chrystusowego, z napełnieniem Ducha, co przyczynia się do lepszego życia chrześcijańskiego (patrz El 5,18—6,11).

Zielonoświątkowe wyznanie wiary, zamieszczane w każdym egzemplarzu miesięcznika Pentacostal Evangel, zdaje się być w błędzie, gdy powiada: „Wierzymy, że chrzest Duchem Świętym według Dziejów Apostolskich dawany jest wierzącym, którzy o niego proszą”.9 Studium Dz. Ap. 2 przekonuje, że wierzący nie prosili o Ducha Świętego. On zstąpił na nich: zostali oni ochrzczeni Duchem, a następnie napełnieni Nim (patrz ww. 1—4). Zauważmy w wierszu 3, że nad uczniami ukazały się języki jakby z ognia i usiadły na każdym z nich. Wtedy zostali oni ochrzczeni Duchem Świętym. A co mówi wiersz 4? „I” — zauważmy, że wyraz „i” wskazuje na coś dodatkowego — „napełnieni zostali wszyscy Duchem Świętym, i zaczęli mówić innymi językami, tak jak im Duch poddawał”.

Dzieje Apostolskie 2 mówią o dwóch charakterystycznych prawdach. W dniu Pięćdziesiątnicy wierzący zostali ochrzczeni Duchem Świętym w jedno ciało. Następnie Duch Święty napełnił tych wierzących — obdarzył ich umiejętnością mówienia innymi językami, aby mogli wydać przekonujące świadectwo. Ale jak wierzący chrześcijanin pozna dzisiaj napełnienie Duchem Świętym? Pięćdziesiątnica była wyjątkowym przeżyciem. Wydarzyła się ona tylko raz. Człowiek wierzący nie potrzebuje dzisiaj „Pięćdziesiątnicy” w swoim życiu. Został już ochrzczony Duchem Świętym przez Pana Jezusa Chrystusa, teraz potrzebuje jedynie poddania się Duchowi, który już w nim zamieszkuje. Spełniając ten warunek będzie przeżywał moc Ducha.

Nigdzie w Piśmie Świętym chrześcijanin nie jest zachęcany do proszenia i oczekiwania na chrzest. Nigdzie Pismo Święte nie uczy, by skontaktował się on z grupą tych, którzy zapoznają go z tajnikami mówienia językami. Istnieje jeden prosty sposób na przeżywanie mocy Ducha Świętego w twoim życiu — posłuszeństwo Panu. Gdy będziesz trwał w posłuszeństwie Słowu Bożemu, Duch Boży będzie zasilał twoje życie (patrz Gal. 5,25).

Bardzo ważna jest ostatnia część tekstu 1 Kor. 12,13. Chrześcijanie „zostali napojeni jednym Duchem”. Jest to wspaniała myśl. Wierzący nie tylko zostali umieszczeni w Kimś (Chrystusie), ale Ktoś też został umieszczony w nich (Duch Święty). Jako chrześcijanie posiadamy Ducha Świętego. Nasze ciała są świątynią Ducha Świętego (1 Kor. 6,19). Bóg mieszka w naszych ciałach (2 Kor. 6,16).

Nie tylko jesteśmy zanurzeni w środowisko życia Bożego, ale i życie Boże jest w nas. Jest tu wszystko to, czego potrzebujemy. Otrzymaliśmy obietnicę całości i pełni Ducha Świętego. Biblia bardzo wyraźnie stwierdza ten fakt. Nie potrzebujemy na cokolwiek oczekiwać. Natomiast wszyscy musimy poddać się i okazywać posłuszeństwo temu, który już jest w nas.

Jak zauważyliśmy już na początku tego rozdziału, można znaleźć tyle sposobów na „otrzymanie chrztu Duchem” ile jest pisarzy charyzmatyków. Po co to zamieszanie i sprzeczności? Dlaczego pisarze charyzmatycy nie przytaczają tekstów biblijnych i nie zadowalają się nimi? Nie czynią tego, ponieważ Biblia po prostu nic nie mówi na temat chrztu Duchem. Biblia jedynie mówi, że już zostaliśmy o- chrzczeni Duchem, w chwili gdy uwierzyliśmy.

Jedna z największych realności chrześcijańskiego życia zawarta jest w dwóch krótkich, ale jakże wymownych stwierdzeniach. Jedno z nich wypowiada Paweł, a drugie Piotr.

I macie pełnię w nim” (Kol. 2,10).

Boska jego moc obdarowała nas wszystkim, co jest potrzebne do życia i pobożności” (2 Ptr. 1,3). W jaki sposób? „Przez poznanie Boga i Pana naszego, Jezusa Chrystusa” (w. 2).

Nie ma sensu szukać tego co już jest nasze..

  1. SPRAWA UZDROWIEŃ — część I

CZY BAR UZDRAWIANIA JEST DZISIAJ PRAKTYKOWANY?

Ostatnio otrzymałem w liście kawałek „cudownej tkaniny”. Dołączone do niej było następujące poselstwo: Weź tę dokonującą cudów tkaninę, połóż ją pod poduszkę i prześpij na niej najbliższą noc. Możesz ją położyć na swoje ciało lub ciało najbliższej ci osoby jako środka uśmierzającego ból. Następnego dnia wyślij mi ten materiał w zielonej kopercie. Nie zostawiaj tej tkaniny modlitwy u siebie, prześlij ją pod moim adresem.

Gdy ją otrzymam, będę modlił się nad nią przez całą noc. Wtedy cudowna moc zacznie płynąć jak rzeka. Bóg ma dla ciebie coś lepszego, ma specjalny cud, który zaspokoi twoje potrzeby.

Jest to jeden z długiej listy dziwacznych przykładów działania dokonywanego w imieniu i pod pozorem cudowności. Nigdzie nie akcentuje się tego tak silnie jak w dziedzinie uzdrawiania. Zauważmy, że „cudowna tkanina” modlitewna może być użyta jako „środek uśmierzający ból”. To ciekawe, że wysyłający ten kawałek materiału posiada tekst biblijny, na którym opiera swoje postępowanie. Gdy Paweł był w Efezie, Bóg dokonywał przez niego nadzwyczajnych cudów, tak że „nawet chustki lub przepaski, które dotknęły skóry jego, zanoszono do chorych i ustępowały od nich choroby, a złe duchy wychodzi- ły” (Dz. Ap. 19,12). Trudność polega jednak na tym, że Paweł był apostołem obdarzonym wyjątkową mocą. Nowy Testament nigdzie nie wspomina, aby ktokolwiek mógł wysłać swoją chusteczkę, przy pomocy której ludzie odzyskiwaliby zdrowie.

Niewłaściwa interpretacja biblijnego chrześcijaństwa i niewłaściwa interpretacja Pisma Świętego szerzą się dzisiaj w zastraszającym tempie. Programy telewizyjne są zalewane wszelkiego rodzaju roszczeniami cudów i uzdrowień. Gdziekolwiek się udaję, wszędzie jestem zapytywany o cuda i uzdrowienia. Czy Bóg przywraca te cudowne dary? Co myślę o zmarłej niedawno Kathryn Kuhlman? Jakie mam zdanie o Oralu Robertsie? Co należy sądzić o tym czy innym uzdrowieniu? Wszędzie spotykam się z zakłopotaniem, pytaniami i sprzecznościami.

Studiując Pismo Święte spotykamy się z trzema rodzajami darów duchowych. W Liście do Efezjan 4 czytamy o wyposażonych w dary ludziach: apostołach, prorokach, ewangelistach, duszpasterzach i nauczycielach. Ci obdarowani przez Boga ludzie mają być przełożonymi Kościoła.

Po drugie istnieją stale budujące dary, takie jak wiedza, poznanie, mądrość, proroctwo, nauczanie, napominanie, wiara (lub modlitwa), niesienie pomocy, okazywanie miłosierdzia, administrowanie, obdarowywanie (Rzym. 12,3—8; 1 Kor. 12,8—10.28).

Po trzecie, były czasowe oznaki darów. Były to pewne umiejętności, dane określonym wierzącym w

1

177


2 — Charyzmatycy

celu uwierzytelnienia lub potwierdzenia Słowa Bożego, gdy było ono zwiastowane w pierwotnym Kościele, zanim zostało napisane Pismo Święte. Dary te były czasowe. Ich celem zasadniczo nie było budowanie, chociaż czasem następowało i budowanie. Czterema darami, służącymi jako znaki, były cuda, uzdrowienia, języki i interpretacja języków. Te cztery spektakularne dary posiadały wyjątkowy cel — były swego rodzaju dowodami uwierzytelniającymi, przekonywającymi otoczenie, że ludzie posiadający je przekazują prawdę Bożą, Gdy jednak Słowo Boże przybrało postać pisma, te spektakularne dary nie były już potrzebne i w końcu zanikły.

CZYM BYŁ BIBLIJNY DAR CZYNIENIA CUDÓW?

Dar czynienia cudów i dar uzdrawiania były specjalnymi darami danymi do potwierdzania Bożego objawienia. Często obydwa te dary pokrywały się ze sobą.

Sam Jezus Chrystus dokonywał wielu cudów. Możemy podzielić je na trzy kategorie: uzdrowienia (włącznie z przywracaniem do życia umarłych); wypędzanie demonów (które łączy się z uzdrowieniem) i cuda przyrody (takie jak rozmnożenie chleba i ryb, uciszenie burzy, przejście przez zamknięte drzwi, chodzenie po wodzie).

Ewangelie przytaczają wiele przykładów cudów dokonywanych w tych trzech dziedzinach. Wszystkie one były znakami potwierdzającymi boskie pochodzenie Jezusa, Jego identyczność z Bogiem (patrz Jan 2,11; 5,36; 20,30—31; Dz. Ap. 2,22).

Gdy dzieło Chrystusa zostało dokonane, zadaniem apostołów było zwiastowanie i pisanie o tej prawdzie. Dla uwierzytelnienia tej pracy Bóg obdarzył ich możliwością czynienia dwóch rodzajów cudów: uzdrawiania i wypędzania demonów. Nie ma natomiast ani jednej wzmianki w Nowym Testamencie, aby ktokolwiek poza Jezusem dokonywał cudów związanych z przyrodą. Apostołowie nigdy nie rozmnażali żywności, nie uciszali burzy na morzu i nie chodzili po wodzie. (Piotr jeden raz chodził po wodzie tylko dlatego, że Jezus był przy nim i dopomógł mu w tym).

Obietnica dana Dwunastu została zapisana w Ew. Mat. 10,1 i brzmi następująco: ,,I przywołał dwunastu uczniów swoich, i dał im moc nad duchami nieczystymi, aby je wyganiali i aby uzdrawiali wszelką chorobę i wszelką niemoc”.

Przy sposobności należy zauważyć, że siedemdziesięciu uczniów wysłanych przez Jezusa w Ew. Łukasza 10 otrzymało tylko dwa z trzech, wymienionych u Mateusza, nakazów, – moc do uzdrawiania chorych i wypędzania demonów (patrz Łuk. 10, 9.17).

Po wylaniu Ducha Świętego i zapoczątkowaniu wieku Kościoła, w apostołach nadal przejawia się te dwa nadprzyrodzone dary: uzdrowienia i wypędzania demonów. Właściwie cuda te tak bardzo wiązały się z apostołami, że Paweł przypominał wierzącym w Koryncie: „Znamiona potwierdzają godność apostoła wystąpiły wśród was we wszelkiej cierpliwości, w znakach, cudach i przejawach mocy” (2 Kor. 12,12).

Moc czynienia cudów była więc ograniczona co do swego zakresu i ilości tych, którzy nią rozporządzali. Została ona dana nie wszystkim wierzącym, jedynie apostołom (Mar. 16,20; Hebr. 2,3—4), którzy zostali osobiście przez Chrystusa posłani na świat do zwiastowania Jego Słowa: mogli to być również bardzo bliscy współpracownicy apostołów lub wysłani przez apostołów do uczestniczenia w tej służbie (tak jak Filip, patrz Dz. Ap. 8,6—7).

B. B. Warfield powiada, że te niezwykłe dary były „swego rodzaju listami uwierzytelniającymi apostołów jako obdarzonych autorytetem sług Bożych przeznaczonych do założenia Kościoła”.1

Słowo „cuda” w języku greckim brzmi dynamis, co dosłownie oznacza „moc”. Słowo to występuje w Nowym Testamencie ponad 120 razy (w formie czasownikowej dalszych 100 razy). Jest to słowo użyte na określenie „daru czynienia cudów” w 1 Kor. 12,10 (dosłownie „dynamizowanie mocarnych dzieł”).

We wszystkich Ewangeliach dynamis zostało przetłumaczone jako „moc”. Co oznacza to słowo?

Sam Jezus jest wielką pomocą w zrozumieniu tego słowa. Dynamis czy „moc” występuje wszędzie tam, gdzie Jezus pokonuje szatana. W czasie całego swego życia i służby Jezus potykał się z szatanem i pokonywał go swoją dynamis, mocą (Łuk. 4,13—14. 36; 6,17—-18).

Stale czytamy o Jezusie wyrzucającym demony swoją „mocą” (patrz Mat. 8.9.12; Mar. 5—7; Łuk. 9). W każdym przypadku dar mocy Jezusa był wykorzystany do walki z królestwem szatana.

Dar „mocy” (w liczbie mnogiej), to możliwość pokonywania demonów. Dokonywali tego również apostołowie (Dz. Ap. 13,10; 19,12) i Filip (Dz. Ap. 8, 6—7) w czasach, gdy ewangelia Królestwa dopiero rozpoczynała swój zwycięski pochód.

W oparciu o studium tekstów biblijnych przekonujemy się, że działalność apostołów i proroków czasów Nowego Testamentu ograniczała się do uzdrawiania i usuwania demonów. Jeżeli ktoś dzisiaj twierdzi, że poza uzdrawianiem i wyrzucaniem demonów jest w stanie dokonywać cudów związanych z przyrodą, to nie ma on dowodu na to nawet z czasów apostolskich. Ponadto, jest to w niezgodzie z pierwotnym zamierzeniem Bożym, gdy cuda miały potwierdzać autentyczność zwiastowanego przez apostołów Słowa — teraz zapisanego w postaci Nowego Testamentu.

Słowo odnoszące się do naszego pokolenia, mającego do czynienia ze złymi duchami, nie polega na znalezieniu kogoś posiadającego dar mocy, lecz na zastosowaniu się do poleceń 2 Kor. 2,10—11; Ef. 4,7; 6,11—18; 2 Tym. 2,25—26; Jak. 4,7 i 1 Ptr. 5, 7—9. Wszystkie te teksty zawierają pouczenie, jak mamy zwyciężać szatana.

Często dar czynienia cudów łączono z uzdrowieniem, ponieważ choroba mogła być skutkiem działania szatana. A teraz poświęćmy nieco czasu darowi uzdrawiania.

CHOROBA — PROBLEM NUMER JEDEN

Od czasów upadku człowieka w grzech w ogrodzie Eden, choroba stała się straszną rzeczywistością. Przez całe tysiąclecia poszukuje się środków, które mogłyby zapobiec chorobom i ulżyć ludzkim cierpieniom. Walka o zdobycie tych środków trwa od czasów prymitywnych czarowników plemiennych do dziś, gdy rozporządzamy najbardziej nowoczesnymi klinikami.

Dużo mówi się dzisiaj o poszukiwaniu pewnych darów Ducha. Gdybym mógł posiąść jakiś inny dar Ducha, poza tymi, które są mi dane, na pewno poprosiłbym o dar uzdrawiania. W bardzo wielu sytuacjach życzyłbym sobie posiadać ten dar. Pewnego razu stałem w sali szpitalnej z rodzicami, ‚którzy obserwowali umieranie ich dziecka na białaczkę. Jakże gorąco modliłem się z moim przyjacielem, któremu złośliwy nowotwór pożerał wnętrzności. Odwiedzałem wydział intensywnej terapii; widziałem ludzi okaleczonych w różnego rodzaju wypadkach; widziałem jak na stole operacyjnym byli oni zszywani. We wszystkich tych przypadkach życzyłem sobie tego, by móc uzdrowić ich swoim słowem, dotknięciem, ale nie mogłem.

Pomyślmy tylko jak niezwykłym i opłacalnym byłoby posiadanie daru uzdrawiania! Jak wspaniałą rzeczą byłoby pójście do szpitala, do chorych i umierających, rozmawianie z nimi i uzdrawianie ich! Czyż nie dobrze byłoby zgromadzić wszystkich tych, którzy przypisują sobie dar uzdrawiania, i wysłać ich do najbardziej zagrożonych chorobą rejonów świata, by leczyli wszystkich z choroby nowotworowej, paraliżu, okaleczeń i wielu innych niedomagań cielesnych?

Dlaczego nie robimy tego? Dlaczego nie angażujemy wszystkich posiadaczy daru uzdrawiania do służby? Mogliby oni rozpocząć ją w najbliższych szpitalach czy zakładach dla nieuleczalnie chorych. Stamtąd mogliby oni udać się na krańce świata. Możliwości do uzdrawiania tych, którzy posiadają wiarę, są naprawdę nieograniczone.

Dosyć dziwnym wydaje się fakt, że ludzie mówiący o posiadaniu przez nich daru uzdrawiania nigdy nie wychodzą poza obręb swego namiotu, budynku kościelnego czy studia telewizyjnego. Swój dar, zdaje się, mogą wykorzystywać w środowisku przez siebie kontrolowanym, zawsze na swój własny sposób i zgodnie z własnym programem. Dlaczego nie słyszymy o przejawach daru uzdrawiania w salach szpitalnych? Dlaczego uzdrawiacze nie korzystają ze swoich darów w takich państwach jak Indie czy Bangladesz? Dlaczego nie służą swoim darem na ulicy pełnej ludzi gnębionych przez różnorodne choroby?

Takiej działalności nie ma. Dlaczego? Ponieważ pretendenci do posiadania daru uzdrawiania naprawdę nie posiadają go. Dar uzdrawiania, jak wspomnieliśmy, był czasowym znakiem, przeznaczonym do uwierzytelnienia Pisma Świętego jako Słowa Bożego. Gdy jego prawdziwość została ustalona, dar uzdrawiania zniknął.

Pismo Święte naucza, że Bóg troszczy się o nasze ciała, ale o wiele bardziej troszczy się On o nasze dusze (Mat. 10,28).

Musimy być świadomi tego, że gdyby chrześcijanie uzdrawiali wszystkich tak jak Jezus, nie wszyscy uwierzyliby ewangelii. Co ludzie uczynili Jezusowi, mimo iż widzieli Jego wszystkie cudowne uzdrowienia? Ukrzyżowali Go. Podobne przeżycia były udziałem apostołów. Dokonywali oni wielu cudów uzdrawiania. I co się stało? Byli wtrącani do więzienia, prześladowani, a nawet mordowani. Zbawienia nigdy nie dokonuje się przez uzdrowienie. Jest ono darem Bożym, zależnym od Jego suwerennej woli. Zbawienie jest udzielane przez Boga tym, którym On chce go udzielić i dokonuje się ono przez słuchanie i przyjmowanie Ewangelii. Jak pisze Paweł, „wiara jest ze słuchania, a słuchanie przez Słowo Chrystusowe” (Rzym. 10,17).

Do posiadania daru uzdrawiania przez wieki rościli sobie pretensje zarówno chrześcijanie jak i poganie. Historycznie Kościół Rzymskokatolicki jako pierwszy mówił o posiadaniu mocy do uzdrawiania. Rzekomo był on w stanie uzdrawiać ludzi przy pomocy kości Jana Chrzciciela, kości Piotra3 relikwii krzyża, a nawet buteleczek mleka z piersi Marii. Lourdes, święta miejscowość katolików francuskich, rzekomo była miejscem niezliczonych cudownych uzdrowień.

Dzisiaj spotykamy się z orientalnymi uzdrawiaczami psychicznymi, którzy jakoby dokonywali „bezkrwawych operacji”. Niektórzy podobno przywracali do życia zmarłych. Czarownicy nadal posługują się swoimi fetyszami. Okultyści korzystają z czarnej magii, dokonując w sztuce leczenia fałszywych cudów. Mary Baker Eddy, założycielka Chrześcijańskiej Nauki, twierdziła, że leczy za pomocą telepatii.

Szatan zawsze trzymał ludzi w swoich szponach przy pomocy rzekomych uzdrowień. Rafael Gasson, który przed nawróceniem do Chrystusa był medium spirytystycznym, powiedział: „Dzisiaj jest wielu spirytystów, którzy zostali przez szatana obdarzeni niezwykłym darem mocy. Ja sam byłem w ten sposób wykorzystywany i byłem świadkiem niezwykłych uzdrowień, dokonujących się na spirytystycznych «spotkaniaeh uzdrowicielskich».2

I ze środowisk chrześcijańskich, szczególnie ze strony zielonoświątkowców i charyzmatyków, stale napływają oświadczenia o posiadanej przez nich mocy do uzdrawiania. Z naszych telewizorów i radioodbiorników o każdej porze dnia możemy usłyszeć kogoś, kto obiecuje uzdrowienie na odległość i to nawet wtedy, gdy program jest przekazywany z nagranej wcześniej taśmy. Ostatnio rozmawiałem z kimś, kto twierdził, że jego żona została cudownie uzdrowiona z choroby raka przez ich pastora. Powiedziałem: „A to ciekawe, proszę powiedzieć mi

o tym coś więcej. Jak obecnie czuje się brata żona?”

  • Ależ ona zmarła — odparł tamten.

  • Zmarła? A jak długo żyła jeszcze po tym uzdrowieniu?

  • Jeden rok — odparł zapytany.

Tego rodzaju historie stale się powtarzają. Ludzie są „uzdrawiani” z choroby raka, a po roku czy sześciu miesiącach umierają na tę chorobę.

Z pewnego programu telewizyjnego dowiadujemy się, że jeżeli chodzi o cuda i uzdrowienia mamy do czynienia z pojęciem w rodzaju „zrób to sam”. Pastor z charyzmatycznego „klubu” telewizyjnego powiada, że dar uzdrawiania działa w następujący sposób: „Na nabożeństwie porannym Pan mówi mi, jakie uzdrowienia są dostępne. I tak Pan powiada: mam do swojej dyspozycji trzy choroby raka, jedną chorobę kręgosłupa i dwa bóle głowy. Ogłosiłem to zborowi i powiedziałem, że jeżeli ktoś z wiarą przyjdzie na wieczorowe nabożeństwo, może skorzystać z dostępnych na ten wieczór możliwości”.

OBIEKTYWNE SPOJRZENIE NA UZDRAWIACZY i UZDROWIENIA

Bez względu na metody tych, którzy rzekomo posiadają dar uzdrawiania, mimo braku uzasadnienia ich postępowania w Piśmie Świętym, nie można zaprzeczyć, że „coś się dzieje” na ich nabożeństwach i w czasie nadawanych przez nich programów. Ludzie padają na wznak, są „zabijani w Duchu”. Inni wyskakują z wózków inwalidzkich, oświadczając, że są uzdrowieni. Co właściwie się wtedy dzieje?

Zdaje się, że jest wiele dowodów przemawiających za prawdziwością uzdrowień. Co prawda wielu z tych twierdzeń i „dowodów” nie da się sprawdzić. Zawsze są to wyjątkowe okoliczności lufo subiektywne opinie. Ale jeden człowiek, William Nolen, lekarz medycyny i nie wierzący, napisał książkę z bardzo obiektywnego punktu widzenia pt. „Uzdrowienie: lekarz poszukujący cudu”. Jeden rozdział tej książki poświęcił charyzmatycznym uzdrawiaczom, ze szczególnym uwzględnieniem zmarłej niedawno Kathryn Kuhlmann, której działalność dokładnie badał. Swoje sprawozdanie z jednego nabożeństwa z jej udziałem przedstawia następująco:

Nabożeństwo dobiegło końca. Ludzie w długich kolejkach nadal oczekiwali na wejście na podwyższenie, aby powiedzieć o swoim uzdrowieniu, ale o piątej, po końcowej pieśni i błogosławieństwie, pokaz został zakończony. Panna Kuhlmann opuściła podwyższenie, a zgromadzeni wyszli z budynku.

Przed udaniem się na rozmowę z panną Kuhlmann, przez kilka minut obserwowałem ludzi w wózkach inwalidzkich. Wszyscy poważnie chorzy nadal pozostawali w wózkach. Człowiek z rakiem nerki i biodra, który przybył tu w pożyczonym wózku, a potem pokazał się na podwyższeniu jako uzdrowiony, teraz znowu był w wózku. Jego „uzdrowienie”, jeżeli było tylko histeryczne, trwało bardzo krótko.

Gdy stałem na korytarzu i obserwowałem wychodzących z tak zwanymi beznadziejnymi przypadkami oraz gdy widziałem łzy rodziców prowadzących swoje dzieci do windy, życzyłem sobie, aby panna Kuhlmann była wtedy ze mną. W czasie nabożeństwa narzekała kilka razy na „odpowiedzialność, wielką odpowiedzialność”, mówiła jak „boli ją serce z powodu tych, którzy nie zostali uzdrowieni”, ale czy naprawdę kiedykolwiek dokładnie im się przyjrzała? Zastanawiałem się, czy naprawdę szczerze przeżywała radość „uzdrowionych” od bólu głowy czy artretyzmu, co miało rekompensować cierpienia odchodzących z uschłymi kończynami, z niedorozwiniętymi umysłowo dziećmi, z rakiem wątroby? Zastanawiałem się czy ona naprawdę wiedziała o krzywdzie, jaką im wyrządziła. Nie byłem w stanie w to uwierzyć.

Oto niektóre aspekty medycznego procesu uzdrowienia, o których wielu z nas nic nie wie, a nikt nie wie wszystkiego. Co się tyczy uzdrowienia ciała, Kathryn Kuhlmann często powiadała: „Ja nie uzdrawiam, to Duch Święty uzdrawia przeze mnie”. Jak przypuszczam, są dwa powody, dla których panna Kuhlmann stale powtarzała to stwierdzenie: po pierwsze, jeżeli pacjent nie doznaje poprawy, winien temu jest Duch Święty, a nie Kathryn Kuhlmann; po drugie, nie ma ona żadnego pojęcia o uzdrawianiu i dlatego, obciążając za to odpowiedzialnością Ducha Świętego, na pytanie o uzdrawiające siły zawsze mogła odpowiedzieć: „Nie wiem. Wszystkiego tego dokonuje Duch Święty”.3

Dalej dr Nolen wyjaśnia, że zarówno lekarze jak i uzdrawiacze charyzmatyczni często wpływają na pacjenta i leczą symptomy choroby przy pomocy sugestii, przez włożenie na niego rąk lub nawet bez tego. Te „podleczenia” nie zawierają w sobie elementu cudowności, a są jedynie poprawą funkcjonowania systemu nerwowego pacjenta.

Nolen wspomina również, że wszyscy uzdrawiający — zarówno ci leczący wiarą jak i zawodowi lekarze — w pewnym zakresie korzystają z hipnozy. Nolen przyznaje, że gdy podaje komuś pigułkę lub robi zastrzyk, często mówi przy tym pacjentowi jak to przyjęty przez niego lek dodatnio wpłynie na jego zdrowie w ciągu dwudziestu czterech lub czterdziestu ośmiu godzin, ponieważ „ten lek zawsze wpływa na polepszenie”. Mówiąc to ma lepsze rezultaty leczenia niż gdyby powiedział: „Właściwie to nie znam tak dobrze tego leku… czasem działa on bardzo skutecznie, ale nie zawsze. Spróbujemy i miejmy nadzieję, że poskutkuje dobrze”. Pozytywne myślenie — jak wskazuje Nolen — zawiera w sobie wielką moc, szczególnie jeżeli dotyczy ono zakłóceń w funkcjonowaniu organizmu.

Dr Nolen wyraźnie rozróżnia chorobę „funkcjonalną” od choroby „organicznej”. Choroba funkcjonalna powstaje wtedy, gdy zupełnie dobry organ nie funkcjonuje właściwie. Z chorobą organiczną mamy do czynienia wtedy, gdy jakiś organ ulega zniszczeniu, jest okaleczony, uszkodzony. Według dr. Nolena infekcje, zawały serca, kamienie żółciowe, przepukliny, wypadania dysków, wszelkiego rodzaju nowotwory, złamania kości, wrodzone zniekształcenia, skaleczenia należą do grupy chorób organicznych. W przekonaniu Nolena uzdrawiacze nie są w stanie leczyć tych chorób.

Nolen dowodzi, że panna Kuhlmann nie rozumie „psychogenicznej choroby” — choroby mającej związek z umysłem.4 I tak przykładem funkcjonalnej choroby może być bolące ramię. Organiczną chorobą byłoby obumarłe ramię lub jego brak w ogóle. Psychogeniczną chorobą byłoby myślenie, że ramię jest bolące.

Zbadajcie literaturę, jak ja to uczyniłem — pisze Nolen — a nie znajdziecie żadnego dowodu uzdrowienia z kamieni żółciowych, chorób serca, raka czy innych poważnych chorób organicznych. Na pewno spotkacie się z pacjentami, którzy czasowo odczuli ulgę w bólu żołądka, przestało ich kłuć w piersiach, zaczęli swobodniej oddychać, ale pewni uzdrawiacze i wierzący w tym zaniku symptomów choroby widzą dowód uleczenia choroby. Jeżeli jednak zbadacie dalsze losy pacjenta i dowiecie się, co stało się później, to zawsze przekonacie się, że „uzdrowienie” było czysto symptomatyczne i powierzchowne. Ukryta przyczyna choroby pozostawała”.5

Dr Nolen jest przekonany, że gdy uzdrawiacze, czyli rzekomo posiadający dar uzdrawiania, mają do czynienia z poważnymi organicznymi schorzeniami, wtedy zawsze są odpowiedzialni za niewypowiedzianą udrękę cierpiących. Czasem trzymają oni pacjentów z dala od skutecznych środków pomocy, które byłyby w stanie zaradzić chorobie.

To ciekawe, ale po wygłoszeniu kazania opartego na materiale z tego rozdziału, podeszła do mnie młoda niewiasta i powiedziała: „Nigdy nie dowiem się, jakie znaczenie miałoby to poselstwo w moim życiu. Na skutek upadku ze schodów uszkodziłam głowę i miałam później straszne bóle głowy. Pewni ludzie modlili się o mnie i zostałam uzdrowiona, bóle przestały mnie niepokoić. Jednak od pewnego czasu bóle głowy powtarzają się a sama przeżywam takie poczucie winy, jak gdybym nie przyjęła uzdrowienia od Boga i z tego powodu nie chciałam pójść da lekarza, ale dzisiaj dopomógł mi brat zrozumieć to i dlatego muszę pójść do lekarza. Dziękuję”.

A CO Z WSZYSTKIMI DOWODAMI?

Niewątpliwie ci wszyscy, którzy związali swoją wiarę z Kathryn Kuhlmann, będą protestować, powiadając, że ani dr Nolen, ani ja nie wiemy o czym mówimy. Na własne oczy widzieli oni uzdrowienia dokonywane przez Kathryn Kuhlmann. Znają ludzi, którzy zostali Uzdrowieni. Czy możemy zaprzeczyć wspaniałym świadectwom i wielu książkom napisanym przez Kathryn Kuhlmann lub o niej, choćby takim jak Wierzę w cuda i dwom powieściom biograficznym? 6

Dr Nolen chciał zbadać dowody cudownych uzdrowień. Otrzymał on od panny Kuhlmann listę cierpiących na raka, którzy zostali „uzdrowieni” i oto do czego doszedł ten lekarz:

Napisałem do wszystkich ofiar raka znajdujących się na jej liście — do wszystkich ośmiu — ale tylko jedna z nich zaproponowała mi współpracę. Był to mężczyzna, który twierdził, że panna Kuhlmann uzdrowiła go z raka prostaty. Przesłał mi pełną dokumentację swojej choroby. Rak prostaty często bardzo reaguje na terapię hormonalną; jeżeli jest rozsiany, często również bardzo wyraźnie reaguje na terapię radiacyjną. Człowiek ten poddawał się dłuższemu leczeniu, włącznie z zabiegiem chirurgicznym, radiacją i terapią hormonalną. Był on również „leczony” przez Kathryn Kuhlmann. Swoje wyzdrowienie — lub pozbycie się reszty choroby, jak było to w jego przypadku — postanowił przypisać pannie Kuhlmann. Każdy jednak, kto przeczytałby historię jego choroby, laik czy lekarz, natychmiast zorientowałby się, że niemożliwe jest ustalenie, który rodzaj leczenia właściwie zadecydował o przedłużeniu jego życia. Sama panna Kuhlmann znalazłaby się w trudnej sytuacji, gdyby na tym przykładzie zechciała dowieść uzdrowienia dokonanego za jej pośrednictwem przez Ducha Świętego.7

Uzdrowienia na skutek modlitwy są prawdziwe i to może być wyjaśnieniem wielu tego rodzaju uzdrowień. Krytykowanie pretensjonalnych roszczeń do posiadania daru uzdrawiania i rzekomych skutków jego zastosowania to jedna sprawa. Natomiast zupełnie inną sprawą jest kwestionowanie wszystkich nadprzyrodzonych uzdrowień, z których wielu dokonuje się na skutek modlitwy. Nadprzyrodzone uzdrowienia na skutek modlitwy są biblijnie uzasadnione.

To prawda, że Kathryn Kuhlmann nigdy nie przypisywała sobie „daru uzdrawiania”. Zawsze powiadała: „Ja nie uzdrawiam. To Duch Święty tego dokonuje”. Jednak biorąc pod uwagę pokazowość i planowanie jej wystąpień, wyglądało na to, że była przekonana o posiadaniu daru uzdrawiania. Jeżeli nie, to dlaczego na nabożeństwach z jej udziałem gromadziły się tłumy? Jest bardzo mała różnica między powiedzeniem: „Ja tylko się modlę, a ludzie są uzdrawiani”, a przekonaniem o posiadaniu daru uzdrawiania. Chociaż nigdy nie powiedziała tego otwarcie, na pewno miała na uwadze i to drugie. A mimo to jej „dar” nie odpowiadał prawdziwemu darowi przedstawionemu w Nowym Testamencie.

Dr Nolen przebadał osiemdziesiąt dwa przypadki uzdrowień dokonanych przez Kathryn Kuhlmann (nazwiska osób zostały przez nią podane). Tylko dwadzieścia trzy osoby pozytywnie odpowiedziały na jego prośbę i zostały przesłuchane. W podsumowaniu swoich badań powiada on, że żadnego z tak zwanych uzdrowień nie da się należycie uzasadnić.8

Słabą stroną Kathryn Kuhlmann jest jej brak uświadomienia w dziedzinie medycyny. Nie wierzę, aby była ona kłamcą czy szarlatanem albo świadomie była nieuczciwą. Chyba szczerze wierzy ona, że tysiące chorych ludzi, którzy biorą udział w nabożeństwach z jej udziałem, doznają uzdrowień z organicznych chorób.

Uważam — a moje badania potwierdzają to — że jest ona w błędzie. Problem polega — i przykro mi o tym tak otwarcie mówić — na jej ignorancji, niewiedzy. Panna Kuhlmann zdaje się nie rozróżniać między chorobami psychogenicznymi a organicznymi. Stosując techniki hipnotyzujące, nic nie wie o hipnotyzmie i sile sugestii. Nie znana jej jest anatomia systemu nerwowego. Jeżeli jednak wie coś o tych sprawach, to na pewno nauczyła się ukrywać to. Istnieje jeszcze inna możliwość: może panna Kuhl.

5,16). Istnieje jednak wielka różnica między uzdrowieniem dokonywanym dzisiaj przez Boga a darem uzdrowienia, o którym mówi się w Piśmie Świętym* a szczególnie w 1 Koryntian 12.

Jak powiemy o tym w rozdziale następnym, istnieje wielka różnica między uzdrowieniami dokonywanymi przez Jezusa i Jego uczniów, a „uzdrowieniami” proponowanymi w czasach dzisiejszych w odbiornikach telewizyjnych i radiowych oraz na wielu kazalnicach. Musimy korygować te wynaturzenia i właściwie podchodzić do Słowa Bożego. Przemilczanie tak ważnej sprawy jaką jest uzdrowienie, jest lekceważeniem fizycznego, emocjalnego i duchowego stanu tysięcy cierpiących ludzi.

12. SPRAWA UZDROWIEŃ — część 2

CO MÓWI BIBLIA O UZDRAWIANIU?

Porównując praktykowane w obecnych czasach wykorzystywanie „daru uzdrawiania” z tym, czego uczy Biblia, musimy wrócić do czasów Jezusa i przyjrzeć się Jego usługiwaniu w tym zakresie. Jezus zostawił przykład korzystania z darów duchowych, dokonywał On też wielu uzdrowień. Wiedza medyczna była wtedy prymitywna i ograniczona. Więcej było wtedy nieuleczalnych chorób niż teraz. Epidemie zmiatały wtedy całe miasta.

Żyjąc na ziemi Jezus wiedział, że najlepszym sposobem dopomożenia światu w poznaniu i przyjęciu Go jako Boga, będzie uzdrawianie chorych. W jaki sposób to czynił? Prowadzoną przez Jezusa służbę uzdrawiania wyróżniało przynajmniej sześć charakterystycznych cech:

  1. Jezus uzdrawiał przy pomocy słowa lub dotknięcia. W Ew. Mat. 8 opowiada się o wejściu Jezusa do Kapernaum, kiedy to setnik zbliżył się do Niego, prosząc o dopomożenie słudze, który „leży w domu sparaliżowany i bardzo cierpi” (w. 6). Jezus odpowiedział setnikowi, że przyjdzie i uzdrowi jego

sługę, ale setnik zauważył, że wystarczyłoby „tylko słowo” Jezusa, a jego sługa zostanie uzdrowiony.

Jezus był zdumiony wiarą setnika szczególnie z tego względu, że był on Rzymianinem, nie należał więc do społeczności izraelskiej. „I rzekł Jezus do setnika: Idź, a jak uwierzyłeś, niech ci się stanie! I został uzdrowiony sługa w tej godzinie” (w. 13).

Przez cały dzień Jezus uzdrawiał chorych, a następnie nakarmił pięć tysięcy zgromadzonych (Jan 6). Pismo Święte nie mówi ilu zostało uzdrowionych — mogły to być tysiące. Bez względu na ich liczbę, Jezus mógł uzdrawiać ich swoim słowem. Nie było tam teatralnych, wyjątkowych okoliczności. Jezus mógł uzdrawiać przy pomocy wypowiedzianego słowa łub dotknięcia, I tak na przykład w Mar. 5,25—34 czytamy o uzdrowieniu niewiasty cierpiącej na krwotok — przez dotknięcie się szaty Jezusa.

  1. Uzdrowienia Jezusa były natychmiastowe. Sługa setnika został uzdrowiony „w tej godzinie” (Mat. 8,13). Niewiasta cierpiąca na krwotok „zaraz” została „uleczona z tej dolegliwości” (Mar. 5,29).

Dziesięciu trędowatych odzyskało zdrowie w drodze do kapłanów (Łuk. 17,14). Gdy Jezus dotknął pewnego człowieka pokrytego trądem, „zaraz trąd ustąpił z niego” (Łuk. 5,13). Chory przy sadzawce Betezda „zaraz odzyskał zdrowie, wziął łoże swoje i chodził” (Jan 5,9). Nawet ślepy od urodzenia natychmiast odzyskał wzrok, gdy uczynił to co Jezus mu nakazał (Jan 9,1—7).

Często słyszymy: „O tak, Pan mnie uzdrowił i od tego czasu czuję się lepiej”. Jezus nigdy nie dokonywał „stopniowego” uzdrowienia. Chociaż Jego uzdrowienia nieraz składały się z dwóch faz (jak na przykład umycie się niewidomego w sadzawce Syloe), ale zawsze były natychmiastowe i pełne. Gdyby uzdrowienia Jezusa nie były natychmiastowe, nie zawierałyby one elementu cudowności, potwierdzającego Jego boskość. Jego krytycy z łatwością mogliby twierdzić, że uzdrowienia te są po prostu naturalnym procesem.

  1. Uzdrowienia Jezusa były pełne. W Łuk. 4 czytamy, że Jezus wyszedł z synagogi i wstąpił do domu Szymona Piotra. Teściowa Piotra była wtedy złożona gorączką. Możliwe, że była umierająca. Jezus stanął przy niej, „zgromił gorączkę” i chora natychmiast poczuła się lepiej (w. 39). Właściwie poczuła się tak dobrze, że wstała i zaczęła usługiwać gościom.

Me było tam okresu rekonwalescencji. Jezus nie zalecił jej wypicia rozcieńczonego w gorącej wodzie miodu i prowadzenia przez najbliższe tygodnie spokojnego trybu życia. Jej uzdrowienie było natychmiastowe i pełne. Uzdrowienia Jezusa zawsze były

  1. Jezus uzdrawiał wszystkich. Me odprawiał On, jak czyni to dzisiaj wielu uzdrawiaczy, gromady rozczarowanych na wózkach inwalidzkich. Me organizował nabożeństw czy programów z uzdrawianiem, dostosowanych do rozkładu jazdy pociągów czy zaplanowanego czasu w telewizji. W Łuk. 4,40 czytamy: „A gdy słońce zachodziło, wszyscy, którzy mieli u siebie chorych, złożonych różnymi chorobami, przyprowadzali ich do niego. On zaś kładł na każdego z nich ręce i uzdrawiał ich”. Inny tego rodzaju przykład podany jest w Łuk. 9,11.

O ile ludzie wierzyli, Jezus uzdrawiał ich wszystkich. W Mat. 13,58 zauważamy ciekawą rzecz: „I nie uczynił tam wielu cudów z powodu ich niewiary”.

  1. Jezus uzdrawiał organiczne choroby. Jezus nie uzdrawiał jedynie funkcjonalnych chorób, takich jak bóle w plecach, palpitacja serca czy zawroty głowy. Leczył On takie organiczne choroby jak paraliż nóg, uschnięte ręce, niewidzące oczy, bezwład itp.

  2. Jezus wzbudzał z martwych. W Łuk. 7,11—16 czytamy, że Jezus znajdował się niedaleko miasteczka Nain, gdzie napotkał kondukt pogrzebowy; odbywał się pogrzeb jedynego syna pewnej wdowy. Podszedłszy bliżej, Jezus dotknął trumny i powiedział: „Młodzieńcze, tobie mówię: Wstań”. (Patrz także wzbudzenie z martwych córki przełożonego synagogi w Mar. 5,22—24.35—43).

Ciekawą rzeczą jest to, że rzekomi posiadacze daru uzdrawiania nie mają dzisiaj za dużo do czynienia z konduktami pogrzebowymi czy cmentarzami. Powód jest oczywisty.

Co prawda, niektórzy charyzmatycy twierdzą jakoby przywracali martwych do życia. Trudno jednak udowodnić autentyczność zmartwychwzbudzenia, jeżeli miało się do czynienia z tak zwaną śmiercią kliniczną. Natomiast nie podlega wątpliwości wzbudzenie z martwych człowieka wynoszonego na cmentarz (Łuk. 7) lub od czterech dni znajdującego się już w grobie (Jan 11). Gdyby charyzmatyczni posiadacze daru uzdrawiania mogli dokonać tego samego, rozwiałoby to wszelkie wątpliwości co do prawdziwości ich oświadczeń. Mogliby udać się do studia telewizyjnego jakiejś większej świeckiej stacji i na oczach wszystkich ożywić ciało, które przynajmniej od trzech dni było martwe.

Dlaczego Jezus dokonywał uzdrowień? Jego dar uzdrawiania był darem uwierzytelniającym. Korzystał z niego dla potwierdzenia tego, że był Synem Bożym. Zwyciężając demony i różne niedomagania ludzkie, Chrystus dowodził, że jest Bogiem w ciele. Czwarta Ewangelia wyraźnie potwierdza tę prawdę. Jan powiada, że dokonywane przez Jezusa znaki i cuda potwierdzały Jego boskie pochodzenie {Jan 20,30—31).

JAK UZDRAWIALI APOSTOŁOWIE?

Jak już mówiliśmy, Jezus postawił wysokie wymagania wobec korzystających z daru uzdrawiania. Ktoś może zaprotestować wobec postawienia tej sprawy w ten sposób. Przecież Jezus był Bogiem, a dzisiejsi posiadacze daru uzdrawiania operują na innym poziomie mocy; chociaż jak inaczej mogliby oni korzystać z daru uzdrawiania, otrzymanego przez nich od Chrystusa?

Pierwszą grupą, którą Chrystus obdarzył darem uzdrawiania, byli apostołowie (Łuk. 9,1—2). Później Jezus przekazał ten dar innym siedemdziesięciu dwom, których rozesłał po dwóch do zwiastowania ewangelii i uzdrawiania chorych (10,1—9).

Czy ktoś poza nimi posiadał w Nowym Testamencie dar uzdrawiania? Tak, byli to bliscy współpracownicy apostołów, którzy też otrzymali ten dar, a mianowicie Barnaba (Dz. Ap. 15,12), Filip (8,7) i Szczepan (6,8). Nigdy nie spotykamy tego daru w jakichś zborach. Dar ten zawsze wiąże się z Chrystusem, z Dwunastoma (plus Paweł), siedemdziesięcioma dwoma i bliskimi współpracownikami Dwunastu. Dar uzdrawiania miał ograniczony zasięg co do liczby ludzi, którzy go posiadali, tak zresztą jak i dar czynienia cudów. I tak jak dar czynienia cudów, tak też dar uzdrawiania uwierzytelniał i potwierdzał zwiastowanie dobrej nowiny o Królestwie.

Dzieje Apostolskie dają przykład tego, jak dar uzdrawiania dopomagał apostołom w zwiastowaniu poselstwa. Piotr i Jan szli do świątyni na modlitwę i spotkali chromego, proszącego o jałmużnę. Piotr powiedział, że pieniędzy nie posiada, ale da mu to co ma. Następnie, zwracając się do chromego, rzekł: „W imieniu Jezusa Chrystusa Nazareńskiego, chodź!” (Dz. Ap. 3,6). Chory natychmiast podskoczył i zaczął chodzić i wielbić Boga. Wieść o tym szybko się rozniosła i wkrótce zebrał się tłum. Wszyscy znali chromego, który przez wiele lat siedział przy bramie świątyni, żebrząc. Piotr wykorzystał tę możliwość i zwrócił się do .zebranych, powiadając, że nie powinni się dziwić temu co widzą. To co się stało, dokonało się nie przez moc Piotra czy Jana, lecz mocą Jezusa Chrystusa, którego słuchający ukrzyżowali.

Możemy wyobrazić sobie wrażenie, jakie wywarły na zgromadzonych słowa Piotra i dokonany na ich oczach cud uzdrowienia. Piotr przemawiał do Żydów, którzy zawsze oczekiwali na swego Mistrza. Załóżmy, że idąc do świątyni Piotr mógłby po prostu powiedzieć im: „Słuchajcie, moi przyjaciele, wy naprawdę powinniście uwierzyć w Jezusa Chrystusa, którego kilka miesięcy temu ukrzyżowaliście. On jest waszym Mesjaszem”.

Nie możemy wyobrazić sobie, jak bardzo wstrząsające, a zarazem odpychające byłoby takie poselstwo dla Żyda z pierwszego wieku. Nie do przyjęcia byłoby dla niego, że Mesjasz mógł zostać ukrzyżowany jak zwyczajny przestępca na miejskim placu straceń. Każdy Żyd tamtych czasów oczekiwał przyjścia Mesjasza w mocy i chwale i wiązał z tym wydarzeniem uwolnienie się Palestyny spod panowania znienawidzonych Rzymian.

Gdyby Piotr nie dokonał cudu uzdrowienia chromego, nie byłby w stanie zwrócić na siebie czyjejkolwiek uwagi. Teraz jego słowa wstrząsnęły słuchaczami i dotknęły ich serc. Według Dz. Ap. 4,4 „Wielu zaś z tych, którzy słyszeli tę mowę, uwierzyło, a liczba mężów wzrosła do około pięciu tysięcy”. W Dz. Ap. 3 powtarza się to, co opisane jest w drugim rozdziale tej księgi, co działo się w czasie Pięćdziesiątnicy. Cud Pięćdziesiątnicy nie wiązał się z uzdrowieniami, lecz polegał na mówieniu językami, zrozumiałymi dla ludzi wielu krajów. Piotr skorzystał z tej możliwości do głoszenia poselstwa o Chrystusie, ukrzyżowanym Mesjaszu, i w tym dniu uwierzyła trzy tysiące osób.

Pięćdziesiątnica była narodzinami Kościoła. Nastąpił nowy okres dziejów i Bóg obdarzył swoich apostołów cudownymi umiejętnościami do zwiastowania swego poselstwa. I dlatego w ich usługiwaniu możemy zauważyć te same sześć charakterystycznych cech, którymi wyróżniała się służba Jezusa Chrystusa w uzdrawianiu ludzi, a mianowicie:

  1. Apostołowie uzdrawiali przy pomocy słowa lub dotknięcia. W Dz. Ap. 9,32—35 Piotr uzdrawia Eneasza, który „leżał od ośmiu lat na łożu”. Piotr jedynie powiedział: „Eneaszu, uzdrawia cię Jezus: Chrystus; wstań i pościel sobie łoże” i Eneasz natychmiast został uzdrowiony (w. 34).

W Dz. Ap. 28 spotykamy Pawła na Malcie, gdzie uzdrawiał przy pomocy dotknięcia. Publiusz, naczelnik tej wyspy, gościł u siebie Pawła i jego towarzyszy podróży. Ojciec Publiusza „leżał w gorączce i chorował na czerwonkę”. Paweł poszedł do niego i modlił się, a włożywszy na niego swoje ręce,, uzdrowił go (w. 8).

  1. Apostołowie uzdrawiali natychmiast. Piotr napotkał żebraka u wrót świątyni i powiedział: „W imieniu Jezusa Chrystusa Nazareńskiego — chodź!” Chromy natychmiast stanął na nogi, zaczął chodzić, podskakiwać i wielbić Boga (Dz. Ap. 3,2—8). Nie była potrzebna jakakolwiek dodatkowa terapia czy rehabilitacja. Człowiek ten, chromy przez całe swoje życie, został natychmiast uzdrowiony.

  2. Uzdrowienia dokonywane przez apostołów były pełne, całkowite. Przykładem tego może być chromy w Dz. Ap. 3, a także uzdrowienie Eneasza w rozdziale 9. Jakże znamienne były wtedy słowa Piotra: „Eneaszu, Jezus Chrystus przywraca ci zdrowie” (9,34). Uzdrowienia apostołów, tak jak uzdrowienia Jezusa, były pełne, całkowite. Nie było przy tym procesu stopniowej poprawy, co wyrażałoby powiedzenie w rodzaju: „Zostałem uzdrowiony i od tamtej chwili czuję się coraz lepiej”.

  3. Apostołowie byli w stanie uzdrawiać wszystkich. W Dz. Ap. 5,12—16 czytamy, że apostołowie czynili wiele znaków i cudów wśród ludzi, i byli w wielkim poszanowaniu. Tłumy wierzących stale pomnażały się, wielu chorych wynoszono na ulicę, aby cień przechodzącego Piotra mógł paść na nich. Ponadto mieszkańcy z okolicznych miast znosili swoich chorych i „wszyscy oni zostali uzdrowieni” (Dz. Ap. 5,16). Z Dz. Ap. 28,9 dowiadujemy się, że gdy Paweł uzdrowił ojca Publiusza, naczelnika wyspy, „przychodzili także inni mieszkańcy wyspy, którzy byli chorzy, i byli uzdrawiani”. Nikt nie został pominięty.

  4. Apostołowie uzdrawiali z organicznych chorób. Nie mieli oni do czynienia z funkcjonalnymi, symptomatycznymi czy psychosomatycznymi problemami. Żebrzący przy bramie świątyni był w wieku lat czterdziestu i był chromy od urodzenia. Ojciec Publiusza chorował na czerwonkę, zakaźną chorobę organiczną.

  5. Podobnie jak Jezus, apostołowie wzbudzali z martwych. W Dz. Ap. 9,36—42 mówi się jak Piotr przywrócił do życia Dorkę (Tabitę). Szczególną uwagę zwróćmy na wiersz 42: „I rozniosło się to po całej Joppie, i wielu uwierzyło w Pana”. Znowu mamy do czynienia z cudem potwierdzającym poselstwo ewangeliczne i wzbudzającym wiarę. W Dz. Ap. 20,9—12 czytamy o młodym człowieku zwanym Eutyehusem, który spadł z trzeciego piętra, a Paweł przywrócił go do życia.

Tak jak Jezus, apostołowie leczyli za pomocą słowa i dotknięcia, uzdrawiali natychmiast i całkowicie. Uzdrawiali wszystkich. Uzdrawiali z chorób organicznych i wzbudzali z martwych.

Mimo szumnych zapowiedzi w środkach masowego przekazu nikt nie dokonywał jeszcze takich uzdrowień i w taki sposób, w jaki czynił to Jezus i apostołowie.

Spotykamy się tu z inną ważną sprawą: według Pisma Świętego posiadający dary posługiwali się nimi zgodnie z decyzją własnej woli. Charyzmatycy natomiast, chociaż przede wszystkim łączą swoją działalność z uzdrawianiem, nikomu nie przywracają zdrowia wtedy, gdy tego sami chcą. Wiedzą bowiem, że nie są w stanie tego uczynić. Wiedzą też, że nie posiadają prawdziwie biblijnego daru uzdrawiania. I dlatego powiadają: „To nie ja tego dokonuję, to Pan czyni to”.

DAR UZDRAWIANIA ZANIKNĄŁ —

A PAN NADAL UZDRAWIA

Bar uzdrawiania był jednym z czterech nadprzyrodzonych znaków, danych społeczności apostolskiej do potwierdzania jej ewangelicznego poselstwa w pierwszym okresie istnienia Kościoła. Gdy Słowo Boże zostało spisane, znaki ustały. Nadprzyrodzone znaki nie były już potrzebne. Pismo Święte zawiera wiele przykładów, świadczących o niekorzystaniu przez apostołów z daru uzdrawiania w celach nie związanych z przekonywaniem ludzi o prawdziwości poselstwa ewangelicznego.

I tak w Fil. 2,25—27 Paweł mówi o swoim dobrym przyjacielu Epafrodycie, który śmiertelnie zachorował, ale Pan zmiłował się nad nim. Paweł posiadał dar uzdrawiania. Dlaczego nie uzdrowił Epafrodyta? Ponieważ nie chciał nadużywać tego daru dla swoich osobistych celów. Celem daru uzdrawiania nie było utrzymanie chrześcijan przy dobrym zdrowiu. Mógł on być zastosowany jako znak dla niewierzących wtedy, gdy było to niezbędne do skutecznego zwiastowania ewangelii.

Z podobnym przypadkiem spotykamy się w 2 Tym. 4,20 gdzie Paweł mówi o tym, że chorego Trofima zostawił w Milecie. Dlaczego pozostawił swego wiernego przyjaciela w chorobie? Dlaczego nie uzdrowił go? Ponieważ dar uzdrawiania nie po to został dany. (Patrz 1 Tym 5,23 i 2 Kor. 12,7 — teksty, o których wspominaliśmy wcześniej).

Dar uzdrawiania był cudownym znakiem, przeznaczonym do specjalnych celów. Nie mógł być wykorzystywany do utrzymania chrześcijańskiej społeczności w należytym stanie zdrowotnym. Nawet w przypadku wzbudzenia z martwych Eutychusa (Dz. Ap. 20,9—12), cud ten potwierdzał apostolstwo Pawła. Natomiast dzisiaj charyzmatycy stale powiadają: „Bóg chce, aby każdy chrześcijanki był zdrowy”.

Dale Bruner cytuje następującą wypowiedź współczesnego charyzmatyka: „Każdą chorobę obejmuje … wola Boża ku uzdrowieniu”.1 Charyzmatycy starają się przekonać nas, że wyraźną wolą Bożą jest uzdrawianie chorych. Jeżeli tak, to należałoby przede wszystkim zapytać, dlaczego Bóg pozwala ludziom chorować?

Dlaczego zakładamy, że wierzący jest uwolniony od cierpienia w tym świecie, z którego — z dopustu Bożego — nie został jeszcze usunięty grzech? Gdyby każdy chrześcijanin miał zapewnione zdrowie, gdyby doskonałe zdrowie było skutkiem pojednania z Bogiem, miliony ludzi w panicznym strachu dawałyby się „zbawić”, ale z niewłaściwych pobudek. Bóg chce, aby ludzie przychodzili do Niego w pokucie za swój grzech i ze względu na Jego chwałę, a nie traktowali Go jako środka na swoje dolegliwości fizyczne.

JAK WYJAŚNIAMY SOBIE CHARYZMATYCZNE UZDROWIENIA?

Oczywiście, na moje wywody charyzmatycy mogą zareagować tak samo jak czynią to, gdy są zapytywani o biblijne i teologiczne implikacje tego co czynią. Zwykle powiadają: „Ale tak się dzieje i co wy na to?” Często słyszę jak zarówno sympatyzujący jak i nie sympatyzujący z charyzmatykami powiadają: „Znam tę panią, miała ona syna chorującego na raka i…” „Matka mojego przyjaciela była tak zgarbiona przez artretyzm, że nie mogła się ruszyć i…”.

Odpowiedziałem:

  • Skoro żaden uzdrawiający charyzmatyk (lub osoba wyzwalająca moc Ducha Świętego) nie przybył, mając już za sobą potwierdzające przykłady natychmiastowych, pełnych, przy pomocy słowa lub dotyku uzdrowień z organicznych chorób…

  • Skoro żaden charyzmatyczny uzdrowiciel nie uzdrawia wszystkich (setki odchodzą, pozostając tak samo chorymi i sparaliżowanymi jak przedtem)…

  • Skoro Biblia została zakończona i objawienie ustało, i cudowne znaki nie są konieczne…

  • Skoro Słowo Boże nie potrzebuje potwierdzenia zewnętrznego i jest w stanie wskazać drogę zbawienia człowiekowi…

Skoro charyzmatyczne „uzdrowienia’’ opierają się na wątpliwej teologii pojednania i zbawienia…

  • Skoro piszący i nauczający charyzmatycy nie pozwalają Bogu na realizowanie Jego własnych celów przez dozwalanie ludziom na chorowanie…

  • Skoro uzdrawiający charyzmatycy potrzebują szczególnej atmosfery…

  • Skoro ich dowody potwierdzające uzdrowienia są tak słabe, tak przesadnie wyolbrzymiane, nie mające pokrycia…

  • Skoro charyzmatycy nie występują w roli udających się do szpitali, aby uzdrawiać (gdzie znajduje się tak wielu wierzących)…

  • Skoro nie mogą oni uzdrowić wszystkich, którzy do nich przychodzą…

  • Skoro wiele dokonanych przez charyzmatyków uzdrowień można wyjaśnić inaczej, nie koniecznie jako nadprzyrodzoną interwencję Boga…

  • Skoro sami charyzmatycy chorują i umierają jak inni…

  • Skoro jest tyle zamieszania i nieporozumień wokół tego co się dzieje, chcę i ja zadać takie samo pytanie: „I co wy na to?” Na pewno nie mamy tu do czynienia z biblijnym darem uzdrawiania.

Dokonujące się dzisiaj uzdrowienia dadzą się wyjaśnić biblijnie, ale nie po myśli charyzmatyków. Bóg uzdrawia cudownie w odpowiedzi na modlitwę, dla okazania swojej chwały.

Czasem jednak Bóg nie uzdrawia. Uzdrawia On kogo chce i często moja ludzka mądrość nie jest w stanie tego zrozumieć. Jako duszpasterz, przez wiele lat służący zborowi, spotykałem się z tragicznymi, nie dającymi się wyjaśnić i zdawałoby się bezsensownymi przypadkami cierpienia ludzi wierzących. Gorliwie modliłem się wraz z rodzinami cierpiących o ich uzdrowienie i zawsze w odpowiedzi otrzymywałem „NIE”. Rodziny charyzmatyków doznają tych samych przeżyć.

Co przywódcy, nauczyciele i uzdrowiciele charyzmatyków mówią wtedy, gdy ktoś nie zostanie uzdrowiony lub ktoś umiera? „Za małą miał wiarę”. Tego rodzaju rozumowanie nie jest ani uprzejme, ani poprawne.

DLACZEGO CHRZEŚCIJANIE CHORUJĄ?

Zastanawiając się nad tak bardzo kontrowersyjną sprawą uzdrowień łatwo jest przeoczyć podstawowe zagadnienie: Dlaczego chrześcijanie chorują? Na pytanie to jest wiele odpowiedzi.

  1. Bóg przyzwala na to. Myśl tę wyraża następujący tekst: „I rzekł Pan do niego: Kto dał człowiekowi usta? Albo kto czyni go niemym lub głuchym, widzącym albo ślepym? Czyż nie Ja, Pan?” (2 Mojż. 4,11). Zagadnienie to, postawione tak wyraźnie, staje się kontrowersyjne. Bóg jest miłością, dlaczego zatem miałby On chcieć, aby ktokolwiek cierpiał? Mimo to Pismo Święte tak często mówi o Bożej suwerenności i Jego planach, których nasz ograniczony umysł nie jest w stanie pojąć. Bóg „uczynił” niemowę, głuchego i ślepego. Codziennie rodzą się niemowlęta z „pewnymi nieprawidłowościami”. Dzieci rosną z wrodzonymi deformacjami. Niektórym przez wiele lat towarzyszą poważne schorzenia organizmu. Choć nie da się tego wytłumaczyć naszej ludzkiej logice, wszystko to jest w Bożym planie i jest darem Bożej miłości.2

  2. Choroba pochodzi od szatana. Niektóre choroby mają związek z szatanem. W Łuk. 13,11—13 mówi się o tym, jak Jezus uzdrowił niewiastę „od osiemnastu lat cierpiącą, pochyloną tak, że zupełnie nie mogła się wyprostować”. Ujrzawszy ją, Jezus powiedział: „Kobieto, uwolniona jesteś od choroby swojej”.

W innych przypadkach Bóg przyzwalał szatanowi na powodowanie czyjejś choroby. Klasycznym tego przykładem jest Hiob (patrz Hiob 1).

Czasem Bóg, mając na uwadze nasz duchowy wzrost i swoją chwałę, pozwala szatanowi poniżać nas (2 Kor. 12,7). Paweł powiedział, że „cierń” w jego ciele tkwił z przyzwolenia Boga, by przez to zawsze pamiętał o uzależnieniu mocy Bożej od naszej słabości.

  1. Choroba może być karaniem za grzech. W 2 Mojż. 4 czytamy, że ze względu na nieposłuszeństwo Panu Miriam stała się trędowata, a następnie pokutowała i została uzdrowiona. W 5 Mojż. 28,20-22 Bóg ostrzega Izraelitów, że ukarze ich chorobami, jeżeli zgrzeszą przez nieposłuszeństwo. W 2 Król. 5 Gehazi, sługa Elizeusza, z powodu własnej pożądliwości staje się trędowatym.

W Psalmie 119,67 Dawid powiada: „Zanim zostałem upokorzony, błądziłem, ale teraz strzegę twego słowa”.

Ktoś może powiedzieć, że wszystkie przytoczone wyżej teksty pochodzą ze Starego Testamentu, a więc z okresu zakonu. Ale Jakub w 5,15 też zauważa, że przyczyną choroby może być grzech.

Pierwszym pytaniem, jakie powinniśmy zadać choremu, jest: „Czy w jakiejkolwiek dziedzinie swego życia nie ukrywasz grzechu? Jeżeli tak, to módlmy się o uwolnienie od niego. Wierzmy Bogu, niech On nam to objawi”. Poszukiwań grzechu w życiu chorego z wielką modlitwą i troską powinniśmy dokonywać bardzo delikatnie. Bardzo łatwo jest naruszyć tę biblijną zasadę i „spisać chorego na straty”, skazując go na beznadziejność, „ponieważ zgrzeszył”. Jest to powszechnie popełniany błąd przez upraszczanie sytuacji i wynajdywanie łatwych tekstów w poszukiwaniu odpowiedzi.

Zdarza się, że ktoś jest chory, ponieważ grzech i Bóg udzielają mu karania. Ale czy zawsze nie stwarza to problemu? Czy zawsze uczciwe jest takie powiedzenie: „Chorujesz, ponieważ w twoim życiu jest grzech”? Jest to tak samo okrutne, jak powiedzenie, że ktoś nie został uzdrowiony, ponieważ nie posiadał wiary.

14 — Charyzmatycy

Chociaż możemy być pewni tego, że nie mają racji piszący z kręgów charyzmatycznych, jakoby „Bóg chce, aby wszyscy byli zdrowi”, to jednak musimy uznać, że Bóg obiecuje uzdrawiać. Chrześcijanin ma prawo spoglądać ku niebu i oczekiwać na ulgę w każdym cierpieniu. Istnieją do tego przynajmniej trzy podstawy:

  1. Bóg uzdrawia ze względu na swoją osobę. W 2 Mojż. 15,26 Bóg powiada do Izraelitów: „Ja, Pan, twój lekarz”. Występujące tu słowa na określenie Pana to Jahve ropeach, co znaczy „Pan, który cię leczy”. I dlatego chrześcijanin ma prawo oczekiwać na pomoc Bożą w każdej chorobie.

  2. Pan uzdrawia ze względu na swoją obietnicę. W Jer. 33,3—6 Bóg powiada do Izraela, że powie mu o wielkich i niezwykłych rzeczach, jeżeli ten zawoła do Niego. Obiecuje On uzdrowienie miast i ludu.

Bóg przyobiecał, że jeżeli ktoś będzie o coś prosił w Jego imieniu, zostanie mu to dane (Mat. 21,22; Jan 14,13—14; 16,24). Obietnica Boża powiada, że jeżeli o cokolwiek poprosimy w imieniu Jego, otrzymamy tę rzecz (1 Jana 5,14), ale Bóg uzdrowi, jeżeli będzie to Jego wolą. Paweł uznawał tę zasadę i dlatego w 2 Kor. 12,8 tak napisał o swojej chorobie: „W tej sprawie trzy razy prosiłem Pana, by on (szatan) odstąpił ode mnie”. Ton tej wypowiedzi wskazuje na człowieka, który oczekuje na spełnienie woli Bożej. Gdy otrzymuje odpowiedź na „NIE”, zgadza się z nią (patrz jego uznanie dla łaski Bożej w ww. 9—10).

  1. Bóg uzdrawia ze względu na swój model. Ten model, wzorzec został ustanowiony przez Jezusa. Jeżeli chcemy się dowiedzieć jak Bóg reaguje na widok choroby, przyjrzyjmy się Jezusowi. Jezus uzdrawiał wszędzie. Mógłby On potwierdzić swoje bóstwo w inny sposób, ale wybrał właśnie współczucie wobec bólu i cierpienia, „aby się spełniło, co przepowiedziano przez Izajasza proroka, mówiącego: On niemoce nasze wziął na siebie i choroby nasze poniósł” (Mat. 8,17).

Jak mówiliśmy już o tym w rozdziale 5, uzdrowienie wiąże się nie tyle z pojednaniem, co z wcieleniem. Jest to wyraźny obraz modelu Bożego uzdrowienia.

CZY CHRZEŚCIJANIE POWINNI KORZYSTAĆ Z POMOCY LEKARZY?

Chociaż Biblia wyraźnie uczy, że Bóg jest lekarzem, wiele przemawia również za tym, by chrześcijanie wierzyli w pomoc lekarzy i korzystali z niej. W księdze Izajasza 38 mówi się o tym jak to król Hiskiasz śmiertelnie zachorował. Król ten gorzko płakał i w modlitwie błagał Pana o uzdrowienie. Bóg spełnił jego prośbę, ale zobaczmy jak dokonało się jego uzdrowienie. „I rzekł Izajasz: Niech wezmą plaster figowy i przyłożą go na wrzód, aby wyzdrowiał” (Izaj. 38,21). Po co był potrzebny środek leczniczy, skoro Bóg już obdarzył go zdrowiem? Bóg ustanawiał tu pewną zasadę. W czasie choroby trzeba czynić dwie rzeczy: modlić się o uzdrowienie i udać się do lekarza.

Jezus potwierdził tę zasadę, powiadając: „Nie potrzebują zdrowi lekarza, lecz ci, co się źle mają”

{Mat. 9,12). Mówiąc to miał na uwadze oczyszczenie od grzechu, ale korzystał przy tym z analogii, którą wszyscy dobrze rozumieli. Ludzie chorzy potrzebują lekarza.

W Dz. Ap. 28 Paweł i inni podróżni znaleźli się na wyspie Malcie. Wiersz 8 tego rozdziału mówi o uzdrowieniu przez Pawła ojca Publiusza. Następny wiersz powiada, że wielu innych zostało wtedy uzdrowionych. Ciekawą rzeczą jest jednak to, że greckie słowo użyte na określenie dokonanego przez Pawła uzdrowienia w wierszu 8 jest terminem określającym cudowne uzdrowienie, zaś słowo w wierszu 9 jest określeniem medycznego uleczenia. Stąd pochodzi nasze słowo „terapia”. Mogło być tak, że Paweł uzdrawiał w nadprzyrodzony sposób, zaś jego towarzysz Łukasz leczył środkami medycznymi. Stanowili dobrze zgrany zespół.

A więc zasada jest jasna: gdy jesteśmy chorzy, powinniśmy się modlić i szukać pomocy od kompetentnych lekarzy — niech Bóg czyni swoją wolę. Dobrze jest pamiętać i o tym, że wolą Bożą jest, aby każdy z nas kiedyś umarł. Nadzieją każdego chrześcijanina powinno być, aby jego śmierć, jak Jezus powiedział do Piotra, była uwielbieniem Boga.

Zarówno w chorobie jak i we wszystkim innym chrześcijanin powinien trzymać się biblijnej perspektywy i dążyć do uwielbienia Boga i postawionych przez Niego celów. Stale jednak powinniśmy pamiętać o tym, że Bóg uzdrawia nie przez uzdrawiaczy, którzy przypisują sobie cudotwórczy dar, ale według Jego suwerennej woli i upodobania.

  1. SPRAWA JĘZYKÓW — część 1

CZEGO UCZY BIBLIA W ODNIESIENIU DO JĘZYKÓW?

Niewątpliwie najbardziej kontrowersyjnym „darem” związanym z ruchem charyzmatycznym jest „mówienie językami”. Na ten temat napisano wiele książek — w tonie przychylnym, przeciwnym lub umiarkowanym. Niektórzy ustosunkowują się do tego pozytywnie, określając języki jako duchowe summum bonum, przeżycie wyjątkowe i nieporównywalne, przybliżające ich do Jezusa. John Sherrill przytacza następujące świadectwo Roberta V. Morrisa:

Dla mnie… dar języków przekształcił się w dar uwielbienia. Korzystając z daru nieznanego języka, którym mnie Bóg obdarzył, przeżywałem wzbierającą we mnie miłość, podziw, wspaniałą adorację i zadowolenie, których nie byłbym w stanie osiągnąć przemyślaną modlitwą.1

Takie sentymentalne echa słyszy się również w wypowiedziach wielu innych zwolenników tego kierunku, którzy sarni mówią językami.

Inni natomiast potępiają języki jako niebezpieczne i zwodnicze. W komentarzu na temat ruchu charyzmatycznego, George Gardiner, były zielonoświątkowiec, tak przedstawia potencjalne niebezpieczeństwa i rozczarowania posługującego się językami:

Poszukiwacz tego przeżycia stale powraca do tego samego rytuału i zaczyna coś odkrywać; ekstatyczne przeżycie, podobnie jak to ma miejsce z używkami oszałamiającymi, wymaga zastosowania coraz większych dawek w celu spowodowania stanu zadowolenia. Czasem przybiera to dziwaczne formy. Widziałem ludzi biegających wokół pokoju aż -do wyczerpania, wspinających się na maszt namiotu, histerycznie śmiejących się, przez wiele dni będących w transie lub czyniących wiele innych niesamowitych rzeczy, ponieważ poszukiwany „szczyt” stawał się coraz bardziej nieosiągalny. W końcu nadchodził kryzys i zawiedziony podejmował decyzję; albo siadał w ostatnim rzędzie jako obserwator lub wzmagał usiłowania, mając nadzieję, że w końcu wszystko będzie takie jak kiedyś. Najbardziej tragiczną decyzją było odwrócenie się i potraktowanie wszelkiego uduchowienia jako zwykłego oszustwa. Obserwatorzy — są rozczarowani; oszukujący — mają poczucie winy; mający nadzieję — są godni politowania, a odwracający się. przeżywają nieopisaną tragedię. O nie, tego rodzaju ruchy religijne nie są nieszkodliwe! 2

Kilku autorów zajmuje pozycje umiarkowane starając się obiektywnie przedstawiać obie strony. Wayne Robinson, naczelny redaktor wydawnictwa Stowarzyszenia Ewangelizacyjnego Orała Robertsa, w pewnym okresie był entuzjastycznym zwolennikiem mówienia językami, później jednak sprzeciwiał się tej praktyce. W przedmowie do swojej książki pt. Kiedyś mówiłem językami pisze on:

W ostatnich latach coraz bardziej przekonywałem się o tym, że sprawdzian nie tylko języków, ale każdego- przeżycia religijnego, nie może ograniczać się tylko do logiki i prawdziwości, które je wspierają. Istnieją też zasadnicze pytanie: Jaką rolę odgrywa to zjawisko w czyimś życiu? Dokładnie chodzi o to, czy zwraca ono daną osobę do wewnątrz, ku własnym troskom i interesom, czy też otwiera ją ku innym i ich potrzebom?

Znam ludzi, którzy powiadają, że mówienie językami jest w ich życiu wielkim przeżyciem wyzwolenia. Zupełnym ich przeciwieństwem jest bardzo wielu tych, którym mówienie językami służy za usprawiedliwienie ich odwrócenia się od otaczającej rzeczywistości, od cierpiącego i podzielonego świata. Dla jednych języki stały się największym wydarzeniem, dla innych zaś powodem do podziałów w zborach, zaprzepaszczenia rozwoju i poróżnienia między przyjaciółmi.3

TRZY KSIĘGI BIBLIJNE WSPOMINAJĄCE O JĘZYKACH

Języki są wspomniane w trzech księgach Biblii: w Ew. Marka 16, w Dziejach Apostolskich 2.10.19 i w Pierwszym Liście do Koryntian 12—14. Wspomnieliśmy już w rozdziale 9 o kilku tekstach Dziejów Apostolskich w związku z omawianiem sprawy chrztu Duchem Świętym. Jeszcze raz będziemy omawiać teksty tej księgi mówiące o językach, a także Pierwszy List do Koryntian, rozdziały 12—14.

W Pierwszym Liście do Koryntian 12 Paweł omawia uzdolnienia związane z darami, przyjęcie darów i sposób, w jaki Bóg rozdziela dary w Kościele, aby funkcjonował on jako jedność. W 1 Kor. 14 Paweł mówi o niższej randze mówienia językami wobec prorokowania i o właściwym korzystaniu z dam mówienia językami, zaś między tymi dwoma rozdziałami — w rozdziale trzynastym — Paweł przedstawia właściwą motywację, w oparciu o którą dary mogą być operatywne; motywacją tą jest miłość. Ten trzynasty rozdział Pierwszego Listu do Koryntian, zwykle cytowany w oderwaniu od kontekstu i stanowiący przykład najwyższego poziomu literackiego, jest nazywany rozdziałem miłości w Biblii. Zasadniczo jednak trzeba pamiętać o tym, że 1 Kor. 13 zasadniczo jest częścią rozważań Pawła na temat nadużywania darów Bucha w zborze korynckim. Możliwe, że żaden inny dar nie był tak często nadużywany jak właśnie dar języków.

WYŻSZOŚĆ MIŁOŚCI NAD DARAMI

W Pierwszym Liście do Koryntian 13,1—3 Paweł wskazuje na najwyższą rangę miłości. W wierszu 1 wyraźnie stwierdza en, że języki bez miłości są niczym. Głównym powodem jego zatroskania było korzystanie przez korynckich chrześcijan z darów Ducha — bez miłości. Bardziej interesowało ich zapatrzenie się w samych siebie lub radowanie się duchową euforią niż traktowanie innych z pełną wyrozumiałością i miłością typu agape.

Paweł powiada, że gdyby chciał, mógłby korzystać ze swego daru języków (patrz 1 Kor. 14,18). Gdyby jednak korzystał z tego daru bez miłości powodowałby tylko hałas. Kojarzy się to nam z wystukiwaniem rytmu w klasie przedszkolaków. I tu powstaje zasadnicze pytanie. Co miał Paweł na uwadze, mówiąc o „językach ludzkich i anielskich”? Czym jest dar języków? Dzisiaj jest wiele nieporozumień na ten temat. Jestem jednak przekonany, że Biblia wyraźnie mówi czym był ten dar. Najlepszym tekstem na ten temat jest pierwsza wzmianka o językach w Dziejach Apostolskich, rozdział drugi.

W Dziejach Apostolskich 2,1—11 czytamy o wielkim dniu Pięćdziesiątnicy, o narodzinach Kościoła. Powstał wtedy z nieba szum, „jakby wiejącego gwałtownego wiatru”. Rozszczepione języki jakby z ognia ukazały się nad głowami apostołów i zaczęli mówić innymi językami. Występujące w tym tekście greckie słowo glossa, znaczy „zwyczajny język”, czyli mowa. Wielu z dzisiejszych kręgów charyzmatycznych powiada, że dar języków jest „osobistym językiem modlitwy”, ekstatyczną wypowiedzią w języku znanym tylko Bogu. Tu jednak, w Dz. Ap. 2 uczniowie mówili znanymi językami. Przebywający wtedy w Jerozolimie Żydzi „zdumieli się i zatrwożyli, bo każdy słyszał ich mówiących w swoim języku”. Dalej Łukasz wymienia piętnaście różnych krajów i regionów, których językami mówili apostołowie (w. 811).

SIEDEM POWODÓW, DLA KTÓRYCH „INNE JĘZYKI”

SĄ JĘZYKAMI „ZAGRANICZNYMI”

Istnieje wiele powodów, dla których wspomniany w Piśmie Świętym dar „języków” zawsze oznacza jakiś znany język. Oto niektóre argumenty.

  1. Greckie słowo glossa, użyte w Piśmie Świętym, zawsze oznacza jakiś język używany przez .ludzi. Wiele razy w Nowym Testamencie słowo to normalnie określa ludzki język, ludzką mowę. Odnosi się to zarówno do Nowego jak i Starego Testamentu. Słowo glossa ponad trzydzieści razy występuje w greckim Starym Testamencie (Septuagincie) i zawsze określa normalną ludzką mowę.

  2. Również występuje tu (Dz. Ap. 2,6.8) greeikie słowo dialektos, od którego pochodzi nasze wyrażenie „dialekt”. Niektórzy w dniu Pięćdziesiątnicy słyszeli zwiastowanie Bożego poselstwa w swoim własnym języku, inni słyszeli je we własnym dialekcie. Gdyby słyszano ekstatyczną mowę, nie byłoby takiego rozróżnienia jak języki i dialekty.

  3. To samo określenie języka występuje dalej w księdze Dziejów Apostolskich i w Pierwszym Liście do Koryntian 12—14. Niektórzy zielonoświątkowcy i charyzmatycy powiadają: „Tak, w drugim rozdziale Dziejów mówi się o „zagranicznych” językach, ale później oznacza to już coś innego”. Gdy jednak przyjrzymy się tekstom mówiącym o językach w dalszych rozdziałach Dziejów Apostolskich (10,46; 19,6), to przekonamy się, że występuje tam to samo słowo glossa, język, mowa. W całej księdze Dziejów Apostolskich na określenie języków stale używa się terminu odnoszącego się do normalnej mowy. Ciekawą rzeczą jest to, że słowo glossa w całej księdze Dziejów Apostolskich występuje w liczbie mnogiej wskazując na wiele języków, nie może zatem dotyczyć bełkotu, ponieważ nie ma wielu rodzajów bełkotu. Bełkot zawsze pozostaje bełkotem.

Z tym samym spotykamy się w Pierwszym Liście do Koryntian 14. Gdy Paweł używa tego słowa w liczbie pojedynczej w wierszach 2.4.13—14 i 19, ma na uwadze fałszywe niezrozumiałe pogańskie szwargotanie, którym, zamiast prawdziwego daru języków, posługiwało się wielu wierzących w Koryncie. Kiedykolwiek Paweł mówił o prawdziwym darze języków, zawsze używał liczby mnogiej. Jedynym wyjątkiem jest 1 Kor. 14,27, gdzie Paweł bez wątpienia mówi o prawdziwym darze, ale ma na uwadze jednego człowieka, mówiącego w jednym języku, wymagającym jednej formy.

Niektóre przekłady do wszystkich tych pojedynczych form dodają słowo „nieznany”, by w ten sposób odróżnić ekstatyczną wypowiedź pogańską od prawdziwego daru w liczbie mnogiej, przed którym nie stawia się słowa „nieznany”. A więc z wyjątkiem wiersza 27, w całym czternastym rozdziale Pierwszego Listu do Koryntian prawidłowo stosowano wyrażenie „nieznany” 4.

  1. W 1 Kor. 12,10 występuje to samo słowo glossa w związku z interpretacją języków. Greckim słowem na określenie interpretacji jest hermeneuo, oznaczające „tłumaczenie”. Jednak ekstatycznego, bezsensownego bełkotu nie da się tłumaczyć. Tłumaczenie polega na przeczytaniu lub usłyszeniu jakichś treści w jednym języku i podanie ich znaczenia w innym znanym słuchaczom języku. Nadprzyrodzona umiejętność polegała na przetłumaczeniu wypowiedzi w nieznanym sobie języku tak, aby wierzący słuchacze byli zbudowani (1 Kor. 14,5). Nie ma natomiast sposobu na przetłumaczenie bezsensownego bełkotu.

  2. W 1 Kor. 12,10 wspomina się o różnych „rodzajach” języków. Rodzaje te są określone greckim słowem genos, od którego pochodzi nasze „kategoria” lub „klasa” w pojęciu biologicznym. Genos oznacza rodzinę lub grupę, rasę lub naród. Lingwistom znany jest termin „rodzina językowa”. I znowu odnosi się to do normalnej mowy ludzkiej.

  3. W 1 Kor. 14,21 mówi się, że języki były obcymi językami, danymi jako znak dla niewierzącego Izraela. Paweł nawiązywał do Izaj. 28,11—12, gdy mówił: „W zakonie napisano: Przez ludzi obcego języka i przez usta obcych mówić będę do ludu tego, ale i tak mnie nie usłuchają, mówi Pan”. I dalej Paweł powiada, że języki są znakiem nie dla wierzących, ale dla niewierzących — dla niewierzącego Izraela, jak wspomina się to w Izaj. 28,11—12.

Kim są ci ludzie obcego języka, którzy wypełnili proroctwo Izajasza? Byli to Asyryjczycy, posługujący się prawdziwym językiem asyryjskim (więcej na ten temat w dalszej części tego rozdziału).

  1. Skoro w 1 Kor. 14,27 mówi się o wykładaniu czy tłumaczeniu, to wskazuje to na prawdziwy język. Paweł ostrzega wierzących Koryntian, że jeżeli ktoś z nich mówi na zgromadzeniu w obcym języku, to „niech to czyni dwóch lub najwyżej trzech, i to po kolei, a jeden niech wykłada”. Chodzi tu o prawdziwy język, ponieważ musi on być tłumaczony. Niedopatrzenie tej sprawy doprowadzi do zamieszania, o którym mówi wiersz 23: „Jeśli się tedy cały zbór zgromadza na jednym miejscu i wszyscy językami niezrozumiałymi mówić będą, a wejdą tam zwykli wierni albo niewierzący, czyż nie powiedzą, że szalejecie?”

Jak mówiliśmy o tym już w rozdziale 8, tajemne religie były dobrze znane Koryntianom pierwszego wieku. W religiach tych szeroko korzystano z języków — ekstatycznego bełkotu. Koryntianie na pewno nadużywali daru języków, zastępując go ekstatycznym surogatem. Paweł starał się poprawić ich, powiadając, że ekstatyczny bełkot w ogóle nie jest darem języków; przez ekstatyczne wypowiedzi szkodzą oni sobie i nie popierają sprawy Chrystusowej.

W 1 Kor. 14 Paweł krytykuje tego rodzaju wypaczenie darów. Koryntianie korzystali z „daru języków”, aby mówić do Boga, a nie do ludzi (w. 2). Zadaniem darów duchowych nigdy nie były korzyści Boże. (Ap. Piotr wyraźnie mówi o tym w 1 Ptr. 4,10: „Usługujcie drugim tym darem łaski, jaki każdy otrzymał, jako dobrzy szafarze rozlicznej łaski Bożej”).

Komentarz Pawła w 1 Kor. 14,2 nie jest pochwałą Koryntian, lecz ironią. Ponieważ słowo „Bóg” nie posiada w tym tekście określającego rodzajnika, można go również przetłumaczyć jako „bóg” w znaczeniu pogańskiego bóstwa. Tekst 1 Kor. 14,2 może- uważać za ironię lub odniesienie do pogańskiego bóstwa, w każdym bądź razie jest to ocena negatywna, powstrzymująca od naśladowania. Kontekst skłania do tego rodzaju interpretacji.

Drugą przyczyną, dla której korzystanie z daru języków w Koryncie nie służyło dobru innych była postawa egoizmu i korzyści własnych. W 1 Kor. 14,4 Paweł tak o tym powiada: „Kto językami mówi,, siebie tylko buduje”. Już w 1 Kor. 10,24 Paweł bardzo wyraźnie sformułował następującą zasadę: „Niech nikt nie szuka własnej korzyści, lecz korzyści bliźniego”. W 1 Kor. 8,10 występuje to samo greckie słowo, przetłumaczone tu jako „budować”, ale jest ono użyte na określenie niewłaściwego budowania, które może prowadzić do grzechu.

Paweł sugeruje również, że Koryntianie korzystali z daru języków w celach egoistycznych. I tak w 1 Kor. 14,16—1? powiada on: „Bo jeżeli wysławiasz Boga w duchu, jakże zwykły wierny, który jest obecny, może rzec na twoje dziękczynienie: Amen, skoro nie rozumie, co mówisz? Ty wprawdzie pięknie dziękujesz, ale drugi się nie buduje”. Paweł stara się powiedzieć tu, że mówiący językami jest egoistą, ponieważ lekceważy wszystkich innych zgromadzonych w zborze.

Studium księgi Dziejów Apostolskich i Pierwszego Listu do Koryntian wskazuje, że języki nie są ekstatycznym językiem modlitwy. Mimo to ekstatyczne wypowiedzi są w ruchu zielonoświątkowym (charyzmatycznym) uważane za „języki”. William Samarin, profesor lingwistyki na uniwersytecie w Toronto, pisze:

W ciągu pięciu lat brałem udział w konferencjach we Włoszech, Holandii, Jamajce, Kanadzie i Stanach Zjednoczonych. Obserwowałem klasycznych zielonoświątkowców i neozielonoświątkowców. Uczestniczyłem zarówno w małych nabożeństwach w domach prywatnych, jak i w ogromnych spotkaniach. Odbywały się one w tak różnych środowiskach kulturowych, jak na przykład wśród Portorykańczyków w Bronx, zaklinaczy węży z Applachians czy rosyjskich mołokanów z Los Angeles…

Przeprowadziłem wiele wywiadów z mówiącymi językami, nagrałem na taśmę magnetofonową i przeanalizowałem mnóstwo ekstatycznych wypowiedzi. W każdym przypadku glossolalia okazała się lingwistycznym nonsensem. Mimo powierzchownych podobieństw, glossolalia w zasadzie nie jest językiem.5

William Samarin jest jednym z wielu badaczy studiujących glossolalię. Wszyscy oni dochodzą do jednego wniosku: to co dzisiaj słyszymy nie jest żadnym językiem, a skoro nie jest językiem, to nie jest również prawdziwym darem języków, o którym mówi Biblia.

CZYM JEST MOWA ANIOŁÓW?

Jeżeli Biblia stale mówi o językach jako normalnej mowie ludzkiej, to jakie znaczenie ma tekst 1 Kor. 13,1? Paweł powiada tam, że gdyby mówił „językami ludzkimi i anielskimi”, ale nie miał miłości, to po prostu wydawałby tylko nieokreślone dźwięki. Czy „języki anielskie” mogłyby być ekstatycznymi wypowiedziami, które charyzmatycy uważają za objaw prawdziwego daru.

Trudno jest porównywać ekstatyczne wypowiedzi z 1 Kor. 13,1 z darem języków, ponieważ nigdzie indziej Biblia nie wspomina o „anielskim języku”. Gdziekolwiek aniołowie komunikowali się z ludźmi, zawsze posługiwali się ludzkim językiem. (Patrz na przykład Łuk. 1,26 nn). Jedynym innym rodzajem języka poza ludzkim, jest język, którym posługuje się Duch Święty w Rzym. 8,26 przekazując nasze potrzeby Ojcu w postaci „niewysłowionych westchnień”.

Co Paweł miał tu na uwadze? Nie koniecznie stwierdzał jakiś realny fakt. Stosuje on tu hiperbolę — zamierzoną przesadę w opisie danej sprawy — by właściwie przedstawić poruszony temat. W języku greckim w wierszach 2 i 3 Pierwszego Listu do Koryntian 13 występują czasowniki łączące. Zwykle łącznik taki w języku greckim wskazuje na nieprawdopodobną, hipnotyczną sytuację. Aby udowodnić niezbędną potrzebę miłości, Paweł stara się przedstawić najszersze możliwości mowy ludzkiej. Właściwie powiada on: „Bez względu na to jak bogatą, wspaniałą lub cudowną może być wasza mowa — nawet gdybyście mówili językiem aniołów — jeżeli nie macie miłości, będziecie jedynie pustym dźwiękiem”.

Trudno mieć absolutną pewność co do określonych związków, ale warto zauważyć, że dwie, dobrze znane w tej części świata, religie tajemne, posiadały dwa bóstwa, Cybele i Dionizos. W czasie nabożeństw poświęconych tym bóstwom mówiono językami (ekstatyczną paplaniną) z towarzyszeniem dźwięku cymbałów, uderzaniem w gongi i graniem na trąbkach.6 Nie ma pewności, czy Paweł myślał o tych tajemnych religiach pisząc 1 Kor. 13,1, ale na pewno miał na uwadze wypaczenia daru języków, gdy pisał tę część swego Listu do Koryntian.

Jeżeli w zasadzie języki (znane języki) miały być znakiem dla niewierzącego Izraela (patrz 1 Kor. 14, 21—22), to dla chrześcijanina mają one znaczenie tylko wtedy, gdy są tłumaczone. Twierdzenie, że biblijny dar języków jest ekstatyczną mową dzisiejszych charyzmatyków w ich osobistych modlitwach — jest przypisywaniem biblijnemu tekstowi znaczenia, którego on nie zawiera.

JĘZYKI USTANĄ, LECZ MIŁOŚĆ POZOSTANIE

W 1 Kor. 13,8 Paweł formułuje ciekawe, a nawet zaskakujące stwierdzenie. Miłość nigdy nie ustaje, choć proroctwa „przeminą, wiedza wniwecz się obróci”, a języki „ustaną”. W języku greckim słowo „ustać” znaczy „upaść” lub „być obalonym”. Paweł nie mówi, że miłości nie można odrzucić. Raczej miłości nie da się pokonać przez nieprzyjęcie jej. Chodzi mu o to, że miłość jest wieczna — zawsze będzie ona dostępna i nigdy nie rezygnująca. Paweł w szczególny sposób chciał podkreślić czasowy charakter darów, chciał dowieść wierzącym w Koryncie, że ich zbytnie poleganie na darach Ducha nie jest uzasadniane. Przy tym kierują się oni chęcią pokazania się, zademonstrowania sobie nawzajem swojej duchowości. Pod wieloma względami demonstrowali jednak wyłącznie swoją cielesność, zabiegali o rzeczy nieważne i fałszywe.

Paweł powiada Koryntianom, że trzy bardzo eksponowane przez nich dary utracą kiedyś swoją wartość. Dar prorokowania, często mylnie uważany za umiejętność przepowiadania przyszłości, właściwie jest możnością zwiastowania Słowa Bożego. Występujące tu greckie słowo pochodzi od czasownika profeteo, co dosłownie znaczy „mówić przed”. Kiedyś oznaczało ono mówienie przed kimś w pewnym miejscu, a później „przed” było używane w znaczeniu czasowym (przepowiadanie). Zwykle wyraźnie wynika to z kontekstu. Dar ten polega więc na możliwości mówienia przed ludźmi, na zwiastowaniu Słowa Bożego, czasem zaś wiąże się z nim element przepowiadania.

W 1 Kor. 14,3 mówi się, że „kto prorokuje, mówi do ludzi ku zbudowaniu i napomnieniu, i pocieszeniu”. Z daru proroctwa korzystano przy budowaniu ludzi, dodawaniu im odwagi do właściwego postępowania i pocieszenia ich w trudnościach.

Paweł powiada również, że tak samo ograniczony jest dar wiedzy. Dar wiedzy jest umiejętnością obserwacji faktów i formułowania na ich podstawie duchowych prawd Słowa Bożego. Jest to dar pozwalający na rozumienie Słowa Bożego i dzielenie się tym rozumieniem z innymi.

Trzecim darem, który według 1 Kor. 13,8 ma ograniczony czas trwania, jest dar języków. Jak mówiliśmy to już wcześniej w tym rozdziale, dar ten nie jest ekstatyczną wypowiedzią, lecz umiejętnością posługiwania się nieznanym (zagranicznym) językiem, którego dotąd nie uczono się. Możliwość posługiwania się tym językiem była znakiem Bożego sądu nad niewierzącymi Żydami.

Należy też zwrócić uwagę na to, że dar języków był też znakiem potwierdzającym apostolski autorytet. Szczególnie w Dziejach Apostolskich 2,8,10 i 19 służył on uwierzytelnieniu autorytetu apostołów jako sług nowej epoki, przez których działał i przemawiał sam Bóg.

1

225


5 — Charyzmatycy

Pierwszy List do Koryntian 13,8 wyraźnie powiada, że te trzy dary przestaną być potrzebne, ale powstaje pytanie: kiedy? Zielonoświątkowi i charyzmatyczni bracia w Chrystusie twierdzą, że żaden z darów jeszcze nie zanikł, a więc pytanie „kiedy” odnosi się do dalekiej przyszłości. Z drugiej zaś strony, ostatnio słyszałem bardzo wybitnego pastora i nauczyciela biblijnego, który twierdził, że wszystkie dary już zanikły. Jego zdaniem obecnie nie ma już żadnych darów duchowych. Inni znowu twierdzą, że jedne dary zanikły, a inne istnieją wśród nas. Takie w zasadzie jest również moje przekonanie.

Zwróćmy też uwagę, że występujące w 1 Kor. 13,8 słowa wskazują na zaniknięcie daru języków w innym czasie niż dar proroctwa i wiedzy. Jeżeli chodzi o proroctwa i wiedzę, to one przeminą i obrócą się wniwecz, czyli staną się nieaktułne, „zniszczeją”. Są to różne określenia w różnych tłumaczeniach. Występującym tu greckim słowem jest katargo. Ten sam grecki czasownik odnosi się zarówno do proroctwa jak i do wiedzy, ale w odniesieniu do języków Paweł używa innego czasownika. Czasownikiem odnoszącym się do języków jest pauo, co znaczy „zatrzymać się”.

Dobrze jest również wiedzieć, że czasownik katargo występuje w stronie biernej. Gdy czasownik występuje w stronie biernej, wtedy według zasad gramatyki, aktywny staje się podmiot. „Coś” zaczyna wpływać na podmiot, a w przypadku 1 Kor. 13,8 „coś” ma obalić, znieść, zneutralizować proroctwo i wiedzę.

Inna siła zacznie działać na proroctwo i wiedzę, i wtedy one „zniszczeją”, „wniwecz się obrócą”. Tę inną siłę Paweł nazywa „doskonałością”. Doskonałość spowoduje dezaktualizację (proroctwa i wiedzy, natomiast dar języków ustanie przed nadejściem doskonałości. Oto dlaczego języki nie są już wspominane po wierszu 8, choć wspomniane są proroctwa

  1. wiedza: „Bo cząstkowa jest nasza wiedza i cząstkowe nasze prorokowanie; lecz gdy nastanie doskonałość, to, oo cząstkowe, przeminie” (1 Kor. 13,9—40).

Różne są zdania co do określenia tej „doskonałości”. Niektórzy uważają ją za kanon Pisma Świętego, inni za dojrzały Kościół, zebranie świętych, a nade wszystko — za Powtórne przyjście Pana. Zdaję mi się jednak, że „doskonałość” to stan wieczności — nowe niebiosa i nowa ziemia, stworzone po nadejściu Królestwa Bożego, na co wskazują dwie sprawy:

  1. W okresie Tysiącletniego Królestwa będzie prorokowanie i nauczanie, które przyczynią się do wzrostu wiedzy (patrz Izaj. 11,9; 30,20—21; 32,3—4; Jer. 3,14—15; 23,1—4; Joel 2,28 nn; Obj. 11,1 nn.). Wszystkie wyżej wymienione teksty mówią o niezwykłym rozwoju nauczającej służby Ducha Świętego i o wielkim wzroście wiedzy.

  1. Wydaje mi się również, że wyrażenie „twarzą w twarz” 1 Kor. 13,12 może jedynie określać przebywanie nowego stworzenia w łączności z Bogiem. W pewnym sensie „doskonałość” w życiu wierzącego pojawia się wtedy, gdy przychodzi on do społeczności z Jezusem Chrystusem; chronologicznie doskonałość wkroczy do historii z chwilą nadejścia Królestwa Bożego, w którym wszystko będzie doskonałe.

W Pierwszym Liście do Koryntian 13,8 wyraźnie mówi się, że „języki ustaną”. Grecki czasownik oznaczający „ustaną” nie jest w formie biernej, lecz tak zwanej środkowej, co zawsze wskazuje na aktywność podmiotu. Wyrażenie w wierszu 8 wskazuje, że języki same zanikną.

Jeżeli języki zanikną same, to powstaje pytanie: kiedy? Po siedmiu latach studium tego zagadnienia, po wielu dyskusjach, zarówno z charyzmatykami jak i nie charyzmatykami, dochodzę do przekonania ponad wszelką wątpliwość, że języki ustały w okresie apostolskim i to ustały na zawsze.

Istnieje przynajmniej sześć ważnych przyczyn, dla których języki ustały.

1. Języki były darem zawierającym element cudowności, a wiek cudów minął wraz z apostołami. Ostatni zapisany w Nowym Testamencie cud wydarzył się ok. 58 roku i dotyczył uzdrowienia ojca Publiusza (Dz. Ap. 28,7—10). W latach 58—96, gdy Jan pisał księgę Objawienia, nie wspomina się o żadnym cudzie. Takie cudotwórcze dary, jak mówienie językami i uzdrawianie, są wspomniane tylko w najwcześniejszych Listach, takich jak Pierwszy List do Koryntian. Gdy przechodzimy do Listu do Efezjan czy Listu do Rzymian, gdzie obszernie mówi się na temat darów Ducha, ale nie wspomina się o cudotwórczych darach. W tym czasie cuda, jako zjawisko powszechne, należały już do przeszłości, ponieważ Słowo Boże i objawienie zasadniczo zostały już sformułowane i przyjęte.

Uzasadniane więc jest powiedzenie, że przy końcu pierwszego wieku Kościół już kierował się Słowem i dlatego języki i inne cudotwórcze dary przestały służyć określonym celom. Śmierć apostołów była również końcem funkcjonowania tych darów, ponieważ w wyjątkowy sposób łączyły się one z apostołami (2 Kor. 12,12; Hebr. 2,3—4).

  1. Cud języków był znakiem sądu nad Izraelem ze względu na jego niewiarę. Jak wspominaliśmy już

  1. tym, 1 Kor. 14,22 wyraźnie powiada, że języki są znakiem nie dla wierzących, ale dla niewierzących. W 1 Kor. 14,21 Paweł oczywiście nawiązuje do niewierzących Izraelitów, ponieważ cytuje słowa proroka Izajasza, który powiada: „Przez ludzi obcego języka i przez usta obcych mówić będę do ludu tego, ale i tak mnie nie usłuchają” (28,11—12).

Wypowiedź Izajasza należy rozpatrywać w związku z panowaniem króla Hiskiasza (705—701 przed. Chr.). Asyryjczycy dokonali inwazji na Palestynę, pokonali i zniszczyli Izraela, królestwo północne.

Izajasz zarzuca przywódcom judzkim ich pijackie ucztowanie. Przedrzeźniali oni proroka i dlatego w odpowiedzi na ich kpiny wypowiada on surowe ostrzeżenie przed nadchodzącym sądem. Bóg rzeczywiście przemówi do nich „przez jąkających się

  1. mówiących obcym językiem”.

Inaczej mówiąc, Żydzi nie słuchali, gdy Bóg przemawiał do nich zwykłym językiem hebrajskim i dlatego później przemówi do nich w języku dla nich niezrozumiałym. Będzie to język asyryjskich najeźdźców z Babilonii.

Ze względu na ciągłą niewierność Judy i jej odejście od zasad przymierza Bóg sprowadzi na nią sąd — sąd sygnalizowany przez języki — „nieznane języki” (por. 5 Mojż. 28,49; Jer. 5,15).

Proroctwo to zostało wypełnione w 586 roku przed Chr., gdy Babilończycy pokonali Judę, a jeszcze większa kara spadła na ten naród w 70 roku po Chrystusie. Sam Jezus powiedział: „Oto wasz dom pusty wam zostaje” (Łuk. 13,35).

Jezus wyraźnie ostrzegał: „Gdy zaś ujrzycie Jerozolimę otoczoną przez wojska, wówczas wiedzcie, że przybliżyło się jej zburzenie… i padną od ostrza miecza, i zostaną uprowadzeni do niewoli u wszystkich narodów, a Jerozolima będzie zdeptana przez pogan, aż się dopełnią czasy pogan” (Łuk. 21,20.24).

W 70 roku Tytus, wódz rzymski, zburzył Jerozolimę, pozbawił życia 1 100 000 Żydów, a resztę rozproszył po całym świecie. Dar języków był znakiem tego sądu nad niewierzącym Izraelem (1 Kor. 14,22). Niewierzący poganie byliby jedynie zaszokowani tym, jak powiada wiersz 23: „Jeśli się tedy cały zbór zgromadza na jednym miejscu i wszyscy językami niezrozumiałymi mówić będą, a wejdą tam zwykli wierni lub niewierzący, czyż nie powiedzą, że szalejecie?”

Poselstwo dla Izraela było jasne. Bóg nie będzie już więcej wiązał się z jednym narodem jako kanałem swego błogosławieństwa, nie będzie przy pomocy jednego narodu przekazywał swego dzieła łaski, nie będzie mówił jednym językiem. Na zmianę tę wpłynęła niewierność jednego narodu. Języki więc stały się znakiem odebrania błogosławieństwa Izraelowi.

Te same języki jednocześnie stały się znakiem rozszerzenia się zakresu Bożego błogosławieństwa, ponieważ teraz Bóg przemawiał do wszystkich narodów, we wszystkich językach. Dzielące dotąd bariery zostały zburzone. Zatem dar języków jest nie tylko znakiem sądu Bożego nad Izraelem, ale także znakiem błogosławieństwa Bożego nad światem.

Gdy języki stały się znakiem tej zmiany dla ludu Bożego nastał nowy dzień: Bóg przemówił we wszystkich językach. O. Palmer Robertson trafnie wyraził konsekwencje tego wydarzenia:

Dzisiaj niepotrzebny jest znak wskazujący na zwrócenie się Boga od jednego narodu izraelskiego do wszystkich narodów. Zmiana stała się faktem dokonanym. Jak w przypadku powołania do życia urzędu apostolskiego, tak również wyjątkowo przejściowy dar języków wypełnił swoje zadanie jako znak przymierza Starego i Nowego Testamentu. Po wypełnieniu tej roli, nie ma on już żadnej innej do wykonania wśród ludu Bożego.7

  1. Dar języków był mniej wartościowy od daru proroctwa. Paweł wyraźnie mówi o tym w 1 Kor. 14, 1—3, zachęcając Koryntian do podążania ku miłości i pragnieniu darów duchowych, ale proroctwo stawia on przed językami, ponieważ prorokowanie bardziej buduje innych. Cały czternasty rozdział tego Listu jest przekonywaniem Koryntian o wyższości daru proroctwa nad darem języków.

Języki nie mogą budować zboru we właściwy sposób, przy ich pomocy możliwe jest jedynie fałszywe budowanie samego siebie. A tego właśnie zabrania Paweł w 1 Kor. 13,5: „Nie szuka (miłość) swego”. Zbór spotyka się ku wzajemnemu zbudowaniu. Nie ma miejsca na języki ani w osobistym budowaniu się, ani w budowaniu się zboru. Do budowania się służy prorokowanie (patrz 1 Kor. 14,3).

  1. Mówienie językami było uważane za bezużyteczne po skompletowaniu Nowego Testamentu. Teoretycznie osoba mówiąca językami otrzymywała od Boga objawienie. Ale jak już mówiliśmy w 2 i 3 rozdziale — bezpośrednie Objawienie Boże zostało zakończone. Dar języków służył uwierzytelnieniu zapisujących objawienie. Gdy zmarli, znaki uwierzytelnienia nie były już potrzebne.

  2. Języki są wspomniane tylko w najwcześniejszych księgach Nowego Testamentu. Pierwszy List do Koryntian jest jedynym Listem, w którym sprawa języków jest poruszona. Paweł napisał przynajmniej dwanaście innych Listów, ale w żadnym z nich nawet nie wspomina o językach. Piotr nigdy nie wspominał o językach, podobnie Jakub Jan i Juda. Języki na krótko pojawiły się w pierwszych dniach istnienia Kościoła, gdy szerzyło się nowe słowo od Boga i Kościół dopiero się organizował. Gdy to się stało, języki minęły, ustały.

  3. Historia potwierdza ustanie języków. W 1 Kor. 13,8 słowo pauo powiada, że języki ustaną i nigdy więcej się nie pojawią. Późniejsze księga Nowego Testamentu nie wspominają już o językach. Cleon Rogers, nauczyciel i misjonarz, pisze: „To ciekawe, ale daru języków nigdzie nie spotyka się w pasmach Poapostolskich Ojców, nie ma tam nawet wzmianki czy aluzji na ten temat”.8

Klemens Rzymski, Justyn Męczennik, Orygenes, Chryzostom i Augustyn — jedni z największych teologów starożytnego Kościoła — uważali języki za bardzo dawną praktykę, coś co działo się w pierwszych dniach chrześcijaństwa.

W czwartym lub piątym stuleciu historii Kościoła jedynymi ludźmi, którzy podobno mówili „językami” byli naśladowcy Montanusa, napiętnowanego jako heretyka (patrz rozdział 3) i jego uczeń Tertulian.

Następnie zjawisko podobne do „języków” spotykamy w Kościele wśród grupy zwanej „kapłanami z Cevenolu”, którzy żyli we Francji pod koniec siedemnastego wieku. Oni też zostali uznani za heretyków, ponieważ ich proroctwa nie spełniły się, a wojownicze zapędy nie powiodły się.

Około 1731 roku grupa reformatorów rzymskokatolickich, zwana jansenistami, odbywała swoje nocne nabożeństwa w grobowcu swego przywódcy, gdzie rzekomo występowały ekstatyczne języki.

Inną grupą mówiącą „językami” byli „Trzęsący się”, wyznawcy Matki Anny Lee, żyjącej w latach 1736—1784. Matka Anna Lee uważała się za żeńskiego odpowiednika Jezusa Chrystusa. Założyła ona „Trzęsącą się Społeczność” w Troy, niedaleko Nowego Jorku. Twierdziła ona, zgodnie z rzekomo otrzymanym od Boga objawieniem, że nawet w małżeństwie stosunki seksualne są czymś grzesznym. Aby „umartwiać ciało” i dopomóc swoim naśladowcom w przeciwstawieniu się pokusom seksualnym, wprowadziła ona praktykę tańczenia nago mężczyzn z niewiastami, podczas którego mówiono „językami”.9

W 1830 roku Edward Irving założył w Londynie małą grupę nazywającą się „irwingianami”. Otrzymywali oni „objawienia”, które były sprzeczne z Pismem Świętym. Ich proroctwa nie spełniały się,, a po ich rzekomych uzdrowieniach następowała śmierć. Oni też mówili „językami”.

Występujące w Kościele od czasów Montanusa do Edwarda Irvimga przypadki „języków” nigdy nie były uważane za składową część prawdziwego chrześcijaństwa, ale w 1901 roku, w Bethel Bibie College; w Topeka, w stanie Kansas, Agnes Ozman otrzymała, jak sama nazywa to, chrzest Duchem i zaczęła mówić „językami”. Praktyka ta została przyjęta przez ruch uświęceniowy w Kościele Stanów Zjednoczonych. W 1906 roku, języki „pojawiły się” na Azusa Street w Los Angeles, w Kalifornii, i z tych dwóch wydarzeń w 1901 i 1906 powstał główny nurt denominacji zielonoświątkowych, do których należy dzisiaj wielu naszych braci i wiele sióstr w Chrystusie.

W 1960 roku w Van Nuys w Kalifornii, w Kościele Episkopalnym powstał współczesny ruch charyzmatyczny. Wkrótce rozszerzył się on na główne denominacje wyznaniowe, jak rzymskokatolicy, luteranie, prezbiterianie, baptyści.

Powstaje jednak pytanie: jeżeli dar języków ustał, to w jaki sposób mogłyby się one pojawić w dwudziestym wieku?

Nasi zielonoświątkowi i charyzmatyczni bracia i siostry, pragnąc odpowiedzieć na to pytanie muszą wybrać jedną z dwóch możliwości:

  1. Mogą powiedzieć, że Montanus, Matka Anna Lee i wszyscy inni, którzy mówili językami, są ich poprzednikami. Niektórzy zielonoświątkowcy i charyzmatycy twierdzą tak i przez to samo stają w jednym rzędzie z heretykami.

  2. Inni charyzmatycy — prawdopodobnie większość z nich — powiadają, że języki ustały, ale potem znowu się pojawiły, ponieważ żyjemy w czasach ostatecznych, w których Bóg w szczególny sposób dokonuje wylania swego Ducha.

BŁĘDNA INTERPRETACJA JOELA 3,18

Kluczowym tekstem dla zielonoświątkowców i charyzmatyków jest proroctwo Joela 3,18: „A potem wyleję mego Ducha na wszelkie ciało; i wasi synowie i wasze córki prorokować będą, wasi starcy będą śnili, a wasi młodzieńcy będą mieli widzenia”. Problem ze współczesnym zastosowaniem tego tekstu polega na tym, że Joel prorokował o czymś w dalekiej przyszłości, a nie odnoszącym się do pierwszego czy nawet dwudziestego wieku naszej ery.

Według Joela. 2,19—3,5 na skutek wylania Ducha Bożego pojawiają się cuda na niebie i na ziemi — krew, ogień i słupy dymu. „Słońce przemieni się w ciemność, a księżyc w krew, zanim przyjdzie ów wielki, straszny dzień Pana”. Proroctwo to odnosi się do okresu nadejścia Królestwa przy końcu czasów i nie może odnosić się do czegoś wcześniejszego. Tekst ten należy rozpatrywać w szerszym kontekście, bo tylko to zapewnia mu właściwą interpretację.

I tak na przykład Joel 2,20 mówi o oddaleniu północnej armii, która zwycięży Izraela w czasie wielkiego ucisku; Wiersz 27 tegoż rozdziału mówi o wielkim przebudzeniu,, które przywróci Izraela do Boga.

Jest to inne zadanie ucisku, który jeszcze nie nastąpił. Joel 3,6-11 przedstawia sąd nad narodami — tj. wydarzenie, które ma nastąpić przy końcu ucisku i ustanowieniu Królestwa Jezusa Chrystusa. W dalszych wierszach tego rozdziału Joel przedstawia wspaniały opis Królestwa (w. 23). Trzeci rozdział Joela — to proroctwo o Królestwie, które nie zostało wypełnione w dniu Pięćdziesiątnicy (Dz. Ap. 2) lub kiedykolwiek później. Odnosi się ono zatem do przyszłości.

Nadal istnieje jednak pytanie, dlaczego Piotr zacytował proroctwo Joela 3,17 w dniu Pięćdziesiątnicy (Dz. Ap. 21) Niektórzy znawcy Biblii powiadają, że Piotr uważał dar Ducha Świętego dla Kościoła w. dniu Zielonych Świąt za wypełnienie Joela 3,1. W najlepszym wypadku było to tylko częściowe wypełnienie lub jak niektórzy to nazywają — jedynie przedsmak albo wstępne wypełnienie.

Czy w dniu Pięćdziesiątnicy były cuda na niebie i znaki na ziemi? Czy była krew i ogień, i słupy dymu? Czy słońce zamieniło się w ciemność, a księżyc w krew, i nadszedł straszny i wielki dzień Pana? Nie, nic podobnego się nie stało. Wszystko to należy jeszcze do przyszłości.

Piotr wskazywał świadkom wydarzeń w dniu Pięćdziesiątnicy na wstępne przejawy mocy, jakie Duch wyzwoli w każdym stworzeniu w czasie Tysiącletniego Królestwa. To oo widzieli w Jerozolimie wśród małej grupy ludzi, było znakiem tego, czego pewnego dnia dokona Duch Boży na terenie całego świata.

Jeden z dobrych znawców Biblii w dziewiętnastym wieku, George N. H. Peter pisał: „Chrzest Pięćdziesiątnicy jest zadatkiem i dowodem tego, czego Duch święty dokona w przyszłym wieku”.10 Niemiecki teolog Helmut Thielicke podtrzymuje ten sam pogląd co Peters. Thielicke porównywał cuda pierwszego wieku do „błyskawicy na horyzoncie Królestwa Bożego”.11 Cuda zapoczątkowane w dniu Pięćdziesiątnicy, potwierdzając objawienie Boże na początku dziejów Kościoła, są błyskami, które kierują naszą uwagę poza horyzont — ku nadejściu ziemskiego królowania Jezusa Chrystusa.

Należałoby zwrócić uwagę na „deszcz jesienny i wiosenny” (Jpel 2,23), co charyzmatycy w szczególny sposób podkreślają. Starają się oni przekonać nas, że pierwszy deszcz odnosi się do Pięćdziesiątnicy, gdy Duch zstąpił, zaś późniejszy jest teraz, gdy jest On wylewany w dwudziestym wieku.

Pierwszy deszcz spada na zasiewy w jesieni, a późny deszcz spada na wiosnę. Joel powiada, że w czasie królestwa tysiącletniego obydwa te deszcze spadną „w pierwszym” (dosłownie w jęz. hebrajskim) miesiącu. Chodzi o to, że w Królestwie Bożym urodzaj będzie obfity. Tekst Joela 2,24—26 wyraźnie na to wskazuje. Deszcz jesienny i wiosenny nie mają nic wspólnego z Pięćdziesiątnicą, z dwudziestym wiekiem czy z Duchem Świętym.

Ostatecznie trzeba powiedzieć, że zielonoświątkowcy i charyzmatycy mają trudności przy powoływaniu się na Joela 3,1 jako podstawę do ponownego pojawienia się języków. Przede wszystkim Joel nie mówił, że języki powrócą, gdy nastąpi wylanie Ducha Świętego. Po drugie, wylanie Ducha w dniu Pięćdziesiątnicy nie było tym wylaniem, o którym prorokował Joel. Jego wypowiedź dotyczyła Królestwa — nadal należącego do ,przyszłości. Języki, jako znak, miały określony cel. Jak wszystkie maki wskazywały one na coś. Kiedy to „coś” nastąpiło, znaki stały się zbyteczne. Nie ma zapowiedzi ich powrotu.

  1. SPRAWA JĘZYKÓW

J

część 2


AKIMI „JĘZYKAMI” MÓWI SIĘ DZISIAJ?

Mimo różnych dowodów przytaczanych z Pisma Świętego, które obalają twierdzenie o ponownym pojawieniu się języków, zielonoświątkowcy i charyzmatycy stale powiadają: W takim razie jak wyjaśnicie moje przeżycie? Mówię językami i z tego powodu dobrze się czuję. Przeżycie to przybliża mnie do Boga. Posiadam więcej mocy do świadectwa i życia dla Chrystusa. Jak mi to wyjaśnicie?

Wiele tego rodzaju świadectw mówi o pozytywnym wpływie języków. Oto przykład:

Jaka korzyść z mówienia językami? Na to mogę odpowiedzieć tylko tak: A jaka jest korzyść z rajskiego ptaka? Co mamy z piękna zachodu słońca? Bezkresne uniesienie ducha, niewypowiedziana radość, a wraz z nią zdrowie i pokój, odprężenie i uwolnienie się od napięć i brzemion.

Gdy zacząłem modlić się językami, czułem się, a inni powiedzieli, że wyglądałem o dwadzieścia lat młodszy. Jestem zbudowany, posiadam radość, odwagę, i pokój, poczucie Bożej obecności; dotąd byłem słabym człowiekiem, który potrzebował tego posilenia.1

Jest to silny argument sprzedawcy przekonujący potencjalnego nabywcę o tym, że towar jest naprawdę dobry. Jeżeli języki mają darzyć zdrowiem i szczęściem, a także czynić kogoś młodszym, to potencjalny rynek na ten „towar” jest nieograniczony.

O ile mówiący językami mogą dzisiaj bardziej żyć dla Chrystusa — to sprawa subiektywnej opinii. Wielu tych, którzy dawniej mówili językami, dzisiaj powiada, że nie znany był im prawdziwy pokój i zadowolenie, radość i ufność dopóki nie wyszli z tego ruchu. To prawda, że dla niektórych mówienie językami w jakimś stopniu jest korzystne, ale praktyka ta nie jest biblijnym darem języków. Przeważnie kończy się ona rozczarowaniem, ponieważ potrzeba ciągłego przeżywania stanu ekstatycznego jest coraz trudniejsza do zaspokojenia.

Występujące dzisiaj „języki” tłumaczy się różnie.

1. Mogą one mieć charakter sataniczny czy demoniczny. Niektórzy krytycy charyzmatyków i zielonoświątkowców całkowicie odrzucają języki, widząc w nich „dzieło szatana”. Chociaż całkowicie tego poglądu nie podzielamy, to jednak skłaniamy się do przekonania, że w niektórych przypadkach ma to jakiś związek z szatanem. Dlaczego? Ponieważ każda fałszywa religia w tym świecie ma swoje źródło w tej samej indywidualności — szatanie.

Fałszywe religie były znane z powodu języków — ekstatycznych wypowiedzi — euforycznych przeżyć. Obecne wydanie Encyklopedii Brytaniki zawiera ciekawe artykuły na temat mówienia językami przez pogan w czasie ich obrzędów religijnych. Według świadectw pochodzących ze Wschodniej Afryki osoby opanowane przez demony płynnie mówiły po angielsku czy w języku swahili, chociaż w normalnym stanie nie rozumiały żadnego z tych języków.

Gdy wśród afrykańskiego ludu Tonga przy pomocy egzorcyzmów wypędza się z kogoś demona, zwykle śpiewa się pieśń w języku Żulu, chociaż ludzie Tonga nie rozumieją tego języka. Dokonujący egzorcyzmu posiada „dar języków” i dlatego może posługiwać się tym językiem.

W obecnych czasach ekstatyczne wypowiedzi spotyka się wśród mahometan, Eskimosów i tybetańskich mnichów. Parapsychologiczne laboratorium szkoły medycznej Uniwersytetu Virginii zanotowało przypadki mówienia językami wśród praktykujących okultyzm.4

Są to tylko nieliczne przykłady mówienia językami, które dotarły do nas przez wieki i są dzisiaj praktykowane przez pogan, odstępców od wiary i zniewolonych przez okultyzm. Chociaż wątpliwe jest, aby zwolennicy ruchu charyzmatycznego mogli należeć do tej kategorii, to jednak każdy charyzmatyk powinien poważnie zastanowić się nad tym.

skiego i Narodowego Instytutu Zdrowia Psychicznego podjęcia długofalowych studiów nad językami. Po przeprowadzeniu tych studiów doszli do przekonania, że języki są niczym innym jak tylko wyuczoną umiejętnością.

Pewien człowiek w naszym zborze przyznał, że sam przeszedł przez taką sytuację. Powiedział: „Nauczyłem się mówić językami. Zaraz wam to pokażę” i natychmiast zaczął mówić językami. To dosyć dziwne, ale dźwięki wydobywające się z jego ust były bardzo podobne do tych, które słyszałem od innych w czasie ich mówienia językami. Mimo to stale twierdzi się, że każdy charyzmatyk otrzymuje swój własny język modlitewny.

Przypominam sobie odwiedziny u Bożych Dzieci. Jeden z liderów ‚tej grupy uczył drugiego jak ma mówić językami. „Uczeń” niedawno nawrócił się do Chrystusa i dlatego jego „nauczyciel” zabrał się do ciężkiej pracy, pouczając tego początkującego chrześcijanina jak ma otrzymać „dar” języków. Trzeba uczyć się usprawniać korzystanie z duchowego daru,, niezrozumiałe jednak wydaje się „uczenie się” otrzymania „daru” Ducha Świętego. Mimo to w kręgach charyzmatycznych stale poucza się jak należy mówić językami.

Studiując to zagadnienie, kiedyś przysłuchiwałem się rozmowie charyzmatyków w programie telewizyjnym; jeden z rozmówców przyznał, że ma pewne problemy duchowe. Wtedy drugi na to: Czy codziennie mówisz językami? Czy mówisz swoim językiem każdego dnia?

  • No, nie, nie mówię — odpowiedział zapytany. Wtedy pytający oświadczył:

  • Ba, to jest twój problem, ponieważ nie praktykujesz tego codziennie, bez względu na to, jak się

1

241


6 — Charyzmatycy

to zaczyna. Po prostu zacznij, a gdy zaczniesz Duch Święty podtrzyma to przeżycie.

Rozmowa ta zmusza nas do postawienia wielu pytań. Jedno z nich brzmi: Jeżeli Duch Święty obdarza kogoś darem języków, to dlaczego osoba ta musi stosować wysiłek, by zacząć posługiwać się nimi?

W kręgach charyzmatycznych istnieje wielka presja, by do kogoś należeć, czegoś dokonywać i posiadać te same dary, które posiadają wszyscy inni. Języki są „odpowiedzią” na problemy duchowe. Łatwo więc zauważyć dlaczego języki stały się wspólnym mianownikiem wszelkich rozwiązań w życiu każdego zwolennika tego ruchu.

Kildabl i Qualben mówią o możliwości wielkich rozczarowań w praktykowaniu mówienia językami. Wkrótce ludzie przekonują się, że mówienie językami jest umiejętnością wyuczoną. Nie ma w tym nic nadprzyrodzonego. Nadal nawiedzają ich takie same problemy i stany jakie nawiedzały przedtem. Według Kildahla i Qualbena im ktoś bardziej szczerze podchodził do sprawy mówienia językami, tym większe rozczarowanie przeżywał po ich ustaniu.

  1. Języki mogą być zjawiskiem psychologicznym. Niektóre wyjątkowe przypadki języków można wytłumaczyć psychologicznie. Niektórzy przy mówieniu językami popadają w automatyzm, który klinicznie jest określany jako radykalne wewnętrzne oderwanie się od świadomie spostrzeganego otoczenia. Mo- toryczny automatyzm prowadzi do uwolnienia się spod świadomej kontroli prawie wszystkich spontanicznie działających mięśni.

Czy kiedykolwiek obserwowaliście zachowanie się nastolatków na koncercie rockowym? W podnieceniu i emocjach, ferworze i hałasie, dosłownie tracą oni kontrolę nad s#oiini głosami i mięśniami. Padają na podłogę lub na ziemię albo po prostu walą się jak worki z piaskiem.

Większość ludzi od czasu do czasu przeżywa chwile jakiegoś oderwania się od rzeczywistości, jakiegoś oszołomienia. Znajdując się w odpowiednich warunkach, szczególnie w nastroju ferworu i emocji, jakie często zdarzają się w zgromadzeniach charyzmatycznych, łatwo można popaść w stan utraty świadomej kontroli nad samym sobą i wtedy łatwo jest o „języki”.

Do tego zakresu reakcji psychologicznych należy hipnoza. Kildahl i Qualben ha podstawie swoich studiów oświadczają, że „uleganie hipnozie jest podstawowym warunkiem przeżycia glossolalii”.4

Po wszechstronnym przebadaniu mówiących językami Kildahl i Qualben doszli do wniosku, że w praktykę języków popadali zwykle ci, którzy łatwo ulegali sugestii, poddawali się uzależnieniu przez przewodnika.5 William Samarian zgadza się z tym, że „ludzie pewnego typu wyznawali taką religię która stosowała języki”.6 Oczywiście, nie wszyscy mówiący językami należą do tej kategorii łudzi, ale większość z nich tworzy tę kategorię. Ulegają oni sile sugestii i robią wszystko co im się sugeruje. Gdy stal Uczuć podnosi się i wzrasta presja, pojawiają się języki.

Nie ma sensu badać każdego „posiadacza” języków i formułować przyczyny jego zachowania się. Wiele jednak można powiedzieć na temat języków jako zjawiska z zakresu psychologii i wyuczonych umiejętności. Dr E. Mansell Pattison, członek Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Studiów Psychologicznych powiada:

Wynikiem naszej analizy jest odkrycie bardzo naturalnych mechanizmów, które tworzą glossolalię. Jako zjawisko psychologiczne glossolalia jest łatwa do wywołania i możliwa do zrozumienia. Mogę dodać tu swoje własne obserwacje z doświadczeń ‚klinicznych nad pacjentami oddziału neurologicznego i psychiatrycznego. W pewnych typach zaburzeń mózgowych, spowodowanych przez uderzenia, nowotwór mózgu itp. pacjent ma zniekształcenie systemu mowy. Badając te przypadki infazji zauważamy te same zniekształcenia mowy, które ujawniają się w czasie glossolalii. Podobne zniekształcenia mowy pojawiają się u schizofreników; strukturalnie są one podobne do glossolalii. Może to być dowodem tego, że pewne stereotypy mowy pojawiają się wtedy, gdy świadoma kontrola mowy zostaje naruszona, czy to przez okaleczenie mózgu, schorzenie psychiczne, czy też rezygnację ze świadomej kontroli.7

Bierna postawa „rezygnacji ze świadomej kontroli” — to podstawowa rada dawana przyszłemu posiadaczowi języków. Ma on całkowicie uwolnić się od siebie samego, zrezygnować z kontroli nad swoim głosem. Ma on powiedzieć tylko kilka słów i pozwolić im płynąć. Nie potrzebuje myśleć o tym co mówi.

To ciekawe, ale Józef Smith, założyciel ruchu mormonów, tak uczył swoich naśladowców mówić językami: „Stań prosto, mów lub wydawaj dźwięk, stale wydawaj jakieś dźwięki, a Pan uczyni z tego język”.8

Pouczenia Smitha brzmią tak, jak gdyby były bezpośrednio zacytowane z jednej z wielu książek, napisanych przez charyzmatyków i poświęconych nauczeniu kogoś mówienia językami. Osoba, która chce mówić językami, powinna wydać „jakiś dźwięk”. Nie musi ona przejmować się tym, jakiego rodzaju jest to dźwięk, ponieważ „Pan uczyni z tego język”. Inaczej mówiąc, ma ona zrezygnować z kontrolowania tego co mówi. Nic dziwnego, że badający glossolalię dochodzili do wniosku, że jest to stereotyp podświadomie kontrolowanego wyrazu mowy, który następuje w specyficznych warunkach emocjonalnych.

Charles Smith z Grace Theological Semimary w swojej książce pt. Języki w biblijnej perspektywie, posiada bardzo ciekawy rozdział, w którym powiada, że języki mogą być wytworem „motorycznego automatyzmu”, „psychicznego katharsis”, „kolektywnej psyche”, „pamięciowej ekscytacji” itp.9 Chodzi tu mianowicie o to, że zjawisko języków można różnie tłumaczyć. Może ono i dzisiaj pojawiać się w postaci nie autentycznej, w oderwaniu od Ducha Świętego, jak działo się to w Koryncie.

ALE DLACZEGO JĘZYKI SĄ TAK POPULARNE?

Mimo wszystkich wyjaśnień odnośnie pojawiania się języków, członkowie różnych denominacji chrześcijańskich nadal mówią językami; każdego dnia „otrzymują ten dar” coraz to inni ludzie. Charyzmatyczni nauczyciele i pisarze twierdzą, że jest to dzieło Ducha Świętego, że jest to nowy, powszechny przejaw mocy, który miał pojawić się w Kościele w -czasach ostatecznych.

Jednak, jak już mówiliśmy, występujące dzisiaj języki nie są językami biblijnymi. Mówiący językami nie praktykują daru, o którym mówi Pismo Święte. -Jak można wyjaśnić to co oni czynią? Dlaczego tak gorliwie zabiegają o to i starają się subtelnie (a często niezbyt subtelnie) przekonywać lub przymuszać innych, aby poszli w ich ślady? Podstawową przyczyną takiego postępowania jest odczuwanie głodu duchowego. Ludzie słyszą, że języki są środkiem do wspaniałych duchowych przeżyć. Obawiają się więc, że jeżeli nie będą mówili językami, to utracą coś ważnego. Dlatego potrzebują tego „coś więcej”.

Ponadto wielu ma pragnienie wyrażenia swojej duchowości. Od lat chodzą oni do kościoła, ale naprawdę nie angażują się w jego życie. Nie zwrócono na nich uwagi jako na szczególnie uduchowionych czy świętych; skoro mówiący językami są uważani za duchowych i szczególnie uświęconych, starają się i oni pokazać się z tej strony.

Inne wyjaśnienie powiada, że ruch charyzmatyczny jest reakcją na zeświecczenie, skostnienie i obojętność społeczeństwa, w którym żyjemy. Mówiący językami czuje się tak, jak gdyby był w bezpośrednim kontakcie z nadprzyrodzonym światem. Jest to coś realnego, czego sam może dotknąć. Nie jest to coś suchego i akademickiego. To rzeczywistość!

Inną przyczyną wzrostu zainteresowania językami jest potrzeba bycia zaakceptowanym i zabezpieczonym. Ludzie ci potrzebują przebywania w grupie. Zawsze pragną być wśród tych,’ którzy „posiadają to” i zżymają się na myśl przebywania wśród nie posiadających ich przekonań, patrzących na nich z boku. Dla niektórych wielką satysfakcją jest przynależność do ruchu charyzmatycznego. Samo powiedzenie „jestem charyzmatykiem” jest dla nich formą samo- urzeczywistnienia. Przez to czują się, że są kimś, że należą do kogoś, że posiadają coś, czego inni nie mają. . . j

Najprawdopodobniej zasadniczą przyczyną eksplozji języków W dzisiejszych czasach jest chłodne, pozbawione życia chrześcijaństwo, z którym spotykamy się w naszych zborach. Przyłączający się do ruchu charyzmatycznego szuka działania, przeżycia ciepła i miłości. Chce wierzyć, że Bóg naprawdę działa w jego życiu — w tej chwili i na tym miejscu. Martwa ortodoksja nigdy nie zadowala i dlatego tak wielu ludzi rozgląda się za tym przeżyciem w ruchu charyzmatycznym.

Możemy dziękować Bogu za ludzi z kręgów charyzmatycznych i zielonoświątkowych, którzy wierzą w Słowo Boże. Wprawdzie potrzebują oni krystalizacji swego poglądu na objawienie i powinni trochę dokładniej studiować je, ale mimo to możemy być wdzięczni, że wierzą oni Biblii i starają się poddawać jej autorytetowi. Możemy również dziękować Bogu, że wierzą oni w bóstwo Jezusa Chrystusa, Jego ofiarę na krzyżu, Jego cielesne zmartwychwstanie, zbawienie przez wiarę, a nie przez uczynki, że są przekonani o potrzebie poddania swego życia Chrystusowi i potrzebie gorliwego zwiastowania wiary.

Ktoś może powiedzieć: „Dlaczego zatem krytykujemy ich?” Czynimy to, ponieważ jest to zgodne z Pismem Świętym, by przejmować się tym, czy nasi bracia i nasze siostry chodzą w prawdzie. Chociaż dla niektórych nie jest to przyjemne, Biblia wyraźnie nakazuje nam, abyśmy byli „szczerymi w miłości” (lub „mówili prawdę w miłości” — Ef. 4,15). W zasadzie prawdziwa miłość musi działać w oparciu o prawdę.

  1. SPRAWA PRAWDZIWEJ DUCHOWOŚCI -— część I

CO ZNACZY BYĆ DUCHOWYM?

Prawdziwa duchowość jest czymś, czego wszyscy chrześcijanie sobie życzą — otwarcie lub po cichu. Jednym z najbardziej pociągających elementów w ruchu charyzmatycznym jest dawana wierzącym obietnica wejścia w stan prawdziwej duchowością wyrażającej się w niezwykle dynamiczny sposób. Jednak, podczas gdy charyzmatycy proponują jeden sposób na uzyskanie duchowości, Pismo Święte zdaje się uczyć czegoś innego.

BARDZIEJ I MNIEJ UDUCHOWIENI

Według charyzmatyków droga do uduchowienia prowadzi przez ekstatyczne przeżycie, któremu zwykle towarzyszy mówienie językami. Nieraz charyzmatycy mówią o „pochwyceniu boskiego światła”. Członkowie mojego zboru powiadają, że nieraz rozmawiali z charyzmatykami na temat duchowości; gdy przyznawali, że nigdy nie doznawali togo „ekstatycznego przeżycia”, ich charyzmatyczny rozmówca zwykle powiada: „Tak, niech Pan Jezus cię oświeci”.

A więc chrześcijaństwo składa się teraz z wierzących znajdujących się na dwóch poziomach: tych bardziej uduchowionych i tych mniej uduchowionych. Ci bardziej uduchowieni są przekonani, zawsze są przekonani o swojej wyższości nad innymi i chcemy tego czy nie, chrześcijaństwo zaczyna dzielić się na dwie grupy. Zwolennicy charyzmatycznych poglądów powiadają, że dopóki nie posiądzie się „przeżycia”, zwanego przez nich „chrztem Duchem z językami”, nie wchodzi się na poziom umożliwiający funkcjonowanie zgodne z Bożymi oczekiwaniami. A więc brakuje ci czegoś. Jesteś „ośmiocylindrowym silnikiem”, który pracuje tylko na czterech, a najwyżej na sześciu cylindrach. Nie jesteś więc w pełni sobą.

Przykład tego rodzaju przekonań znajdujemy w książce Melyina Hodgesa pt. Dary duchowe:

Chociaż pełna manifestacja czyjegoś daru i służby musi oczekiwać na pełnię Ducha, może mieć miejsce częściowa miara duchowego usługiwania i niepełna manifestacja duchowych darów i zdolności, zanim przeżywana będzie kulminacja daru Pięćdziesiątnicy…

Musimy zawsze pamiętać o tym, że w Nowym Testamencie chrzest w Duchu Świętym jest uważany za podstawowy i zasadniczy wymóg w pełni dojrzałego duchowo życia i służby.1

Ważną jest zatem rzeczą wiedzieć, co Biblia mówi o prawdziwej duchowości. Czy charyzmatycy mają rację? Czy chrześcijanie rzeczywiście dzielą się na dwie grupy? Czy są dwa poziomy — bardziej uduchowionych i mniej uduchowionych? Czy niektórzy są. przeznaczeni do tego, aby być chrześcijanami drugiej klasy? Ci pozornie mniej uduchowieni z radością przyjmą wiadomość, że Pismo Święte nie przeznacza im takiego losu.

CZŁOWIEK NATURALNY I CZŁOWIEK DUCHOWY

 

Podstawowym tekstem mówiącym o chrześcijańskiej duchowości jest Pierwszy List do Koryntian 2,14—15. Paweł pisze: „Ale człowiek zmysłowy (naturalny) nie przyjmuje tych rzeczy, które są z Ducha Bożego, bo są dlań głupstwem, i nie może ich poznać, gdyż należy je duchowo rozsądzać. Człowiek zaś duchowy rozsądza wszystko, sam zaś nie podlega niczyjemu osądowi”. Większą część tego rozdziału Paweł poświęca rozważaniu na temat różnicy między człowiekiem zmysłowym (nie odrodzonym) a człowiekiem duchowym (zbawionym). Człowiek zmysłowy nie zna Boga, nie jest zbawiony, zamknął się w swoim człowieczeństwie, nie jest w stanie zrozumieć rzeczy duchowych. W przeciwieństwie do niego człowiek duchowy zna Boga i rozumie rzeczy duchowe.

Zgodnie z treścią tego rozdziału wszyscy chrześcijanie są duchowi — przynajmniej w znaczeniu pozycyjnym. Wszyscy chrześcijanie są duchowi, ponieważ posiadają Ducha Świętego. Są oni podłączeni do życia Bożego, a Duch Święty, jako Nauczyciel prawdy, na stałe zamieszkuje w nich. Jak wskazuje na to tekst Rzym. 8,6—9 być duchowym znaczy posiadać Ducha Świętego.

We wskazanym powyżej tekście Listu do Rzymian Paweł dokonuje wyraźnego zróżnicowania: być zmysłowym (naturalnym) — to być nieodrodzonym, nie zbawionym, to nie znać Boga. Być duchowym — to przez wiarę w Jezusa Chrystusa jako Pana i Zbawiciela posiadać w sobie Ducha Świętego.

Chociaż jednak wszyscy chrześcijanie są duchowi pozycyjnie, nie zawsze są oni duchowi praktycznie, ponieważ nie zawsze postępujemy w sposób duchowy. Dlatego w 1 Kor. 3,1—3 Paweł pisze o niemowlętach duchowych, o cielesnych wierzących. Powinien był przemawiać do Koryntian, jak sam powiada, jak do ludzi duchowych, ale niestety, nie postępowali oni jako ludzie duchowi, nie przyjmowali Słowa, w ich życiu nie było świętości. Byli to cieleśni chrześcijanie.

Koryntianie nie byli wyjątkiem. Wszyscy chrześcijanie stoją przed takim samym problemem. Wszyscy chrześcijanie są „duchowymi” pod względem znajomości Chrystusa jako Zbawiciela i posiadania zamieszkującego w sobie Ducha Świętego, a jednocześnie wszyscy chrześcijanie nie zawsze postępują w sposób duchowy. Czasem postępujemy „cieleśnie” — w sposób bardzo zmysłowy, naturalny.

Dobrym tego przykładem jest sam apostoł Piotr. W Ew. Mateusza 16 Piotr wyznaje Chrystusa jako Syna żywego Boga. Wtedy Jezus odpowiedział mu: „Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jonasza, bo nie ciało i krew objawiły ci to, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. A Ja ci powiadam, że ty jesteś Piotr, i na tej opoce zbuduję Kościół mój” (w. 17—18). Ale w Ew. Jana 21 Jezus spotyka Piotra na brzegu jeziora Galilejskiego, po jego trzykrotnym zaparciu się Jezusa przed ukrzyżowaniem. Jak wtedy Jezus zwrócił się do Piotra? Zwrócił się do niego jako do Szymona, ponieważ postąpił on jak dawny Szymon przed uwierzeniem w Chrystusa.

To co uczynił Piotr — i co od czasu do czasu czyni każdy z nas — było czasowym rozluźnieniem w jego ścisłym naśladowaniu Chrystusa. Duchowość nie jest stanem stałym, do którego wchodzi się przez „pochwycenie” w czasie jakiegoś nadzwyczajnego przeżycia duchowego. Duchowość — to po prostu codzienne przyjmowanie od Boga żywego Słowa i żyje tym Słowem na co dzień, przez stałe chodzenie w Duchu. Jakże dużo powiedział Paweł na ten temat w Gal. 5,16: „Według Ducha postępujcie, a nie będziecie pobłażali żądzy cielesnej”.

Słowo „postępujcie” (chodźcie) jest bardzo ważnym słowem w Nowym Testamencie. Chodzenie mówi o ciągłym postępowaniu. Chodzenie jest obrazem stawiania kroku za krokiem i tak właśnie funkcjonuje duchowość: jeden krok w określonym czasie, potem, następny. Duchowość jest pełnią, która dochodzi do głosu w określonym momencie chrześcijańskiego życia.

CECHY PRAWDZIWEJ DUCHOWOŚCI

Podstawową cechą prawdziwej duchowości jest głębokie przeświadczenie o grzechu. Według Pisma Świętego najbardziej duchowym człowiekiem jest ten, kto najbardziej pogardza grzechem. Paweł mówi o sobie jako o największym z grzeszników (1 Tym. 1,15). Piotr powiedział do Jezusa: „Odejdź ode mnie,, Panie, bo jestem człowiekiem grzesznym” (Łuk. 5,8). Tak samo powiedział Izajasz: „Biada mi… bo jestem człowiekiem nieczystych warg” (6,5). Duchowy człowiek jest świadomy tego, że na śmierć i życie prowadzi wojnę z grzechem. Paweł mówił o sobie, że codziennie umiera (1 Kor. 15,31). Dlatego uczył zbory, aby chodziły w Duchu krok za krokiem. „Jeśli według Ducha żyjemy, według Ducha też postępujmy” (Gal. 5,25).

Inną zasadniczą prawdą w odniesieniu do duchowości jest to, że ostatecznym celem duchowego człowieka jest jego podobieństwo do Chrystusa. Paweł mówi o tym w wielu miejscach i w różny sposób

(1 Kor. 1,11; Gal. 2,20; Ef. 4,13; Fil. 1,21). Dla Pawła prawdziwą duchowością było podobieństwo do Jezusa, a tego nie uzyskuje się przez jakieś nadzwyczajne przeżycie, które byłoby gwarantem tej duchowości.

Mimo to wielu charyzmatyków dowodzi, że skoro przeżyłeś chrzest Duchem, twoja duchowość jest pewna. Niestety, tak się nie dzieje. Gdy płomień jednego przeżycia przygasa, dążą oni do drugiego, jeszcze intensywniejszego. Nie wystarcza im drugie dzieło łaski, potrzebują trzeciego, czwartego, piątego i tak dalej. W pogoni za „czymś nowym” charyzmatycy często nieświadomie odwracają się od Biblii i zbaczają z. prawdziwej drogi prowadzącej do duchowości, wstępując na niewłaściwą ścieżkę przeżycia.

DARY NIE GWARANTUJĄ DUCHOWOŚCI

Książki, traktaty i artykuły pisane przez charyzmatyków przytaczają świadectwa o tym, jak to pewne „szczególne przeżycie” podniosło kogoś na nowy poziom duchowości. Świadectwa te zwykle powtarzają ten sam wzorzec i używają tego samego słownictwa: „Gdy zostałem ochrzczony Duchem, gdy przemówiłem językami… wtedy zacząłem prowadzić bardziej święte życie. Miałem więcej niż dotąd mocy, wolności i radości… Miałem więcej miłości, moje życie chrześcijańskie stało się pełniejsze”.

Chociaż nie wszyscy charyzmatycy to podkreślają, większość z nich silnie akcentuje dar języków jako środka do otrzymania duchowości. Pismo Święte nie popiera jednak takiego stanowiska. I tak na przykład w 1 Kor. 1,7 Paweł pochwala zbór w Koryncie, powiadając: „Nie brak wam żadnego daru łaski”. Koryntianie posiadali wszystkie dary duchowe: proroctwo, wiedzę, cuda, uzdrowienia, języki, tłumaczenie języków i inne. W zborze tym pojawiły się niemal wszystkie -możliwe problemy duchowe. Byli oni duchowymi w pozycyjnym znaczeniu, zaś ich postępowanie pogrążyło ten zbór w duchowym chaosie.

Wierzący Koryntianie pierwszego wieku nie byli wyjątkiem. Dzisiejsi chrześcijanie stoją przed takimi samymi problemami. Jako chrześcijanie jesteśmy zbawieni i posiadamy Ducha Świętego. Mamy też pewne dary duchowe, ale nadal zmagamy się z ciałem (patrz Rzym. 7). Żaden z duchowych darów nie gwarantuje nam zwycięstwa w tej walce. Jedyną drogą do zwycięstwa jest chodzenie w Duchu i nie zaspokajanie pożądliwości ciała.

Każdy wnikliwy charyzmatyk przyzna, że on czy ona ma takie same kłopoty z pożądliwościami ciała jak każdy z nas.2

Czy wszyscy zielonoświątkowcy i charyzmatycy są rozpustni? Oczywiście, że nie! Nie mają oni więcej problemów z ciałem niż ktokolwiek inny. Ale nie mają oni też mniej problemów z ciałem niż ktokolwiek nie będący charyzmatykiem. A pułapką, w którą wpadają, jest często identyfikowanie przeżycia języków — „chrztu Duchem Świętym” — z prawdziwą duchowością, eliminującą problemy ciała.

Istnieje też silna tendencja do wierzenia w to, że skoro raz w niezwykły sposób zostaniemy „pochwyceni” przez Ducha Świętego, na zawsze pozostaniemy na tym wysokim poziomie duchowości. Pewien młody człowiek, mówiący językami, wyznał: „Ku memu zdziwieniu odkryłem, że tym błogosławionym nastrojom mojej duszy zaczęły towarzyszyć seksualne presje mego ciała”.

W Teologicznym Seminarium Dallas spotkałem młodego człowieka, który wyszedł z ruchu charyzmatycznego. Przy wielu okazjach mówił językami. Stale był „zabijany w Duchu” i przeszedł przez wiele ekstatycznych przeżyć. Powiadano mu, że przez „zabijanie w Duchu” osiągał najwyższy poziom duchowego życia. „Zabijanie w Duchu” i mówienie językami miało być środkiem oczyszczenia jego życia. Przyznał jednak, że nawet po tych przeżyciach miał takie same kłopoty z ciałem jak przedtem.

Wszystkie obietnice nowej mocy i wyższego poziomu duchowego nie są zagwarantowane charyzmatykom przez ekstatyczne przeżycia. Bez względu na rodzaj ich przeżyć, bez względu na częstotliwość mówienia językami i poddawanie się „zabijaniu w Duchu” stoją oni przed takimi samymi jak każdy chrześcijanin problemami — potrzebują codziennego chodzenia w Duchu.

Wiele z tego co zawierają świadectwa i nauka charyzmatyków można byłoby określić jako ucieczkę od rzeczywistości. Natomiast Pismo Święte mówi o prawdziwej duchowości jako skutku trwania w sprawiedliwości i świętości. Stan ten wyraża się w pragnieniu szukania woli Bożej i w posłuszeństwie Jego przykazaniom oraz — nienawiści i wstręcie wobec grzechu. Prawdziwie duchowa osoba przeżywa obawy i głębokie poczucie własnej grzeszności.

Na pewno wśród zielonoświątkowców i charyzmatyków są tacy, którzy przeżywają tego rodzaju odczucia. Wiele jednak z tego, co dzieje się dzisiaj w ruchu charyzmatycznym pod hasłem „duchowości”, zdaje się być zwykłą rozrywką i frywolnością. Jest tam wiele śmiechu i ruchu. Zawsze akcentuje się wielbienie, szczęście i własne zaspokojenie. Nie ma nic złego w dążeniu do szczęścia; nie ma nic złego w wielbieniu Boga i przeżywaniu osobistego zadowolenia. Jednak książki pisane przez charyzmatyków i przygotowywane przez nich programy telewizyjne zbyt mocno akcentują te sprawy.

Biblia nigdzie nie oferuje chrześcijaninowi ucieczki od rzeczywistości. Według Pisma Świętego napełniona Duchem osoba dąży do sprawiedliwości w głębokim przekonaniu o własnej grzeszności. Duch Święty jest Duchem działającym. Gdzie działa Duch, tam jest radość, ale również jest tam głęboki smutek. Wdychając swąd beznadziejności, przygnębienia i upadku moralnego w tym świecie, człowiek napełniony Duchem nie może stale być szczęśliwy, szczęśliwy, szczęśliwy! Jak powiada jeden z autorów: „Duch nie jest tylko wesołym, lecz Świętym Duchem”.3

Często jednak charyzmatycy robią wrażenie, że Duch ten jest bardziej wesoły niż święty. Jeżeli ktoś odważy się sprzeciwić wszystkim zabawom i krzykom lub zakwestionować fałszywe przesłanki i skojarzenia, wtedy ktoś inny, spoglądając na niego z góry lub z ukosa, powiada: „Ależ to działa! Proszę spojrzeć na skutki!”

Pismo Święte naucza, że możemy „mieć skutki” nie postępując według woli Bożej. W 4 Mojż. 20 czytamy jak to Izraelici wędrując po pustyni zaczęli dotkliwie odczuwać brak wody. Bóg powiedział Mojżeszowi, aby przemówił do skały i wyprowadził z niej wodę. Jednak Mojżesz rozgniewał się na lud, chciał mu pokazać kto naprawdę jest jego wodzem. Wziął więc do ręki laskę i uderzył nią w skałę, z której wytrysnęła woda. Miał skutki — wspaniałe skutki — ale za nieposłuszeństwo Bogu został ukarany niemożnością wejścia do Ziemi Obiecanej.

Jedną z najbardziej niefortunnych cech ruchu charyzmatycznego jest ciągłe podkreślanie skutków. Czyni się to chyba w celu onieśmielenia i zastraszenia każdego, kto nie dochodzi do tego rodzaju skutków — języków, duchowych uniesień, cudownych napełnień baku z benzyną, znalezienia w ostatniej chwili miejsca na zaparkowanie samochodu i wiele innych przykładów. Kto dochodzi do mniej spektakularnych skutków (albo, prawdę mówiąc, nie posiada żadnych skutków) jest automatycznie zaszeregowany do drugiej klasy chrześcijan.

PAWEŁ I SUPERAPOSTOŁOWIE

Nawet apostoł Paweł wiedział co to znaczy być onieśmielonym przez tych, którzy przeżyli „coś więcej” niż on sam. W ostatnich dwóch rozdziałach Drugiego Listu do Koryntian Paweł mówi o tych „superapostołach”, którzy przybyli do Koryntu po jego odejściu z tego miasta. Ci nowi nauczyciele sami siebie zalecali tamtejszemu zborowi. Przypisywali sobie moc, niezwykłe przeżycia i uniesienia, upokarzając przed sobą korynckich chrześcijan. I teraz Paweł dowiedział się, że jego duchowość została zakwestionowana. Teraz już nie dorównywał nowym supergwiazdom, które zajęły jego miejsce.

Jak Paweł odpowiedział na to wszystko? Przeczytajmy 2 Kor. 11 i 12. Nie przytacza on listy uzdrowień czy innych, dokonanych przez siebie cudów. Przedstawia natomiast wykaz swoich bolesnych doświadczeń. Pięć razy otrzymał po trzydzieści dziewięć uderzeń, trzy razy bito go rózgami, raz był kamienowany niemal na śmierć, trzy razy był rozbitkiem okrętowym, dzień i noc przebywał w morzu.

Paweł przeżył to wszystko. Cierpiał głód i bezsenność, zawsze był w niebezpieczeństwie od zbójców, pogan, a nawet własnych rodaków. Wiele razy był wypędzany z miasta. A ponadto znosił pewne niedomaganie fizyczne — „cierń” — którego Bóg mu nie odjął, chociaż prosił Go o to trzy razy. I co Paweł mógł powiedzieć na sto wszystko?

Dlatego mam upodobanie w słabościach, w zniewagach, w potrzebach, w prześladowaniach, w uciskach dla Chrystusa; albowiem kiedy jestem słaby, wtedy jestem mocny. Stałem się głupi; wyście mnie .do tego zmusili. Wyście bowiem powinni byli mnie polecić. Bo w niczym nie ustępowałem owym arcyapostołom, chociaż jestem niczym (2 Kor. 12,10—11).

Zdaje się, że Paweł, gdyby występował dzisiaj w przygotowywanych przez charyzmatyków programach telewizyjnych, nie pozostawiłby po sobie dobrego wrażenia. Zamiast poddawać się „zabijaniu w Duchu”, jakże często był on prawie zabijany cieleśnie. Nawet nie bardzo dokładnie pamiętał o swoich widzeniach i objawieniach. W 2 Kor. 12,1—4 mówi

  1. swoim „zachwyceniu aż do trzeciego nieba” i to aż przed czternastu laty. Zdaje się jednak, że nie bardzo pamiętał szczegóły tej wizji. Zamiast pod­kreślać swoją niezwykłą „wycieczkę” do trzeciego nieba Paweł zwraca uwagę raczej na swoje słabości

  2. uwielbienie Boga przez nie.

Tego rodzaju „prawdziwa duchowość” w wydaniu Pawła nie miałaby dzisiaj zbyt dużego powodzenia na rynku chrześcijańskim. Zdaniem Pawła jego życie cechowały słabości, niedole, beznadziejność i poniżenie. Od czasu swego nawrócenia do Chrystusa aż do chwili ścięcia przez rzymskiego kata, stale przeżywał stresy, napięcia, obawy i poniżenia. To samo można powiedzieć i o innych apostołach — Piotrze, Jakubie i Janie — którzy „coś niecoś” wiedzieli o cierpieniu i prawdziwej duchowości.

Nigdzie w Piśmie Świętym nie znajdujemy wzmianki o możliwości ucieczki przed trudnościami i zmaganiami chrześcijańskiego życia. Nie ma wyjścia z napisem: „Pochwycenie przez wesołego Ducha”. Przeżycie mówienia językami nie doprowadzi do prawdziwej duchowości, najwyżej sprowadzi z prowadzącej do niej drogi. Na prawidłowej drodze, prowadzącej do prawdziwej duchowości, znajduje się drogowskaz z napisem: „Bądźcie pełni Ducha”. Jak być napełnionym Duchem — to temat następnego rozdziału tej książki.

  1. SPRAWA PRAWDZIWEJ DUCHOWOŚCI

część 2

JAK ZOSTAĆ NAPEŁNIONYM DUCHEM ŚWIĘTYM?

Charyzmatyczne pojmowanie duchowości jest niezdrowe i naraża na nieuniknione rozczarowania. Zarówno wśród charyzmatyków jak i niecharyzmatyków są wierzący, którzy żyją w niepewności, są zawiedzeni i przygnębieni, a niektórzy nawet popadają w rozpacz. To duchowe „dobre życie”, o którym tak wiele słyszą w czasie niedzielnych kazań, zdaje się ich omijać. Gdzie odnajdą klucz, który pozwoliłby im urzeczywistnić swoją chrześcijańską wiarę, oprzeć ją na realnej podstawie codziennego życia?

W tej sprawie należy zwrócić się do Pisma Świętego, w którym zawarte są wszystkie pouczenia odnośnie poznania Chrystusa i trwania w społeczności z Nim. Jak mówiliśmy już w rozdziale 10, Biblia nie zawiera nakazów ani pouczeń odnośnie przeżyć „chrztu Duchem”. Chrześcijanin zostaje ochrzczony w ciało Chrystusowe przez Ducha Świętego w chwili swego uwierzenia (1 Kor. 12,13; Rzym. 8,9). Natomiast Pismo Święte zawiera wiele pouczeń, jeżeli chodzi o postawę chrześcijanina już jako członka ciała Chrystusowego.

W Nowym Testamencie spotykamy się z siedmioma wzmiankami o chrzcie w Duchu. Ciekawą rzeczą jest to, że wszystkie one występują w trybie oznajmującym; żadna z nich nie ma charakteru nakazu czy choćby zalecenia.

Natomiast Pismo Święte jest pełne nakazów (imperatywów), jeżeli chodzi o tych, którzy stali się członkami ciała Chrystusowego. Z nakazami chrześcijańskiego życia spotykamy się przede wszystkim w Listach apostolskich, szczególnie napisanych przez Pawła. I tak w Ef. 4,1 napomina on, abyśmy „postępowali, jak przystoi na powołanie nasze”, a w Ef. 5,18 wskazuje jak osiągnąć ten cel — przez pełnię Ducha.

Duch Święty jest dla chrześcijanina tym, czym paliwo dla samochodu. Chrześcijanin nie może postępować godnie, roztropnie i skutecznie bez tego zasilenia, a paliwo to zawsze jest dla niego dostępne. Chrześcijanin otrzymuje Ducha Świętego w chwili swego nowego narodzenia (Jan 3,1—7). Chrześcijanin nie korzystający z pełni Ducha jest podobny do właściciela stacji benzynowej, który sam korzysta z paliwa „na przydział”.

CO NIE JEST NAPEŁNIENIEM

Zanim będziemy mówić o napełnieniu Duchem Świętym dobrze byłoby wspomnieć o tym, co nie jest tym napełnieniem. Paweł wspomniał o tym w EL 5,18: „Nie upijajcie się winem, które powoduje rozwiązłość, ale bądźcie pełni Ducha”. Zasadniczo chodziło mu o dosłowne używanie wina czy innych napojów alkoholowych. Każdy człowiek chciałby być szczęśliwy. Wszyscy szukają radości, szczęścia, rozrywki, zabawy i to szukają w różnorodny sposób. Niestety, we wszystkich społeczeństwach i kulturach ludzie starają się znaleźć to szczęście przez sztuczną radość, zawartą w butelce. Tylko w samych Stanach Zjednoczonych jest ponad siedem milionów nałogowych alkoholików.

Dlaczego jednak już w pierwszym wieku naszej ery Paweł ostrzega wierzących przed nietrzeźwością? Ponieważ już wtedy powszechnie nadużywano alkoholu. Zaopatrzenie w wodę było niedostateczne, a przy tym woda nie zawsze nadawała się do picia i dlatego w zastępstwie korzystano z wina i soków owocowych. Najpierw był to sok owocowy, który szybko fermentował i zamieniał się w napój alkoholowy. Łatwo było gasić nim pragnienie i dosyć często w ciągu dnia nalewać sobie z bukłaków. Takiego człowieka miał na uwadze autor Przypowieści, gdy mówił: „Kto mówi: Biada! Kto mówi: Ach! U kogo jest kłótnia? U kogo skarga? Kto ma rany bez powodu? Kto ma zaczerwienione oczy? Ci, którzy do późna przesiadują przy winie” (Przyp. Sal. 23,29— 30).

Paweł wyraźnie ostrzega, że w życiu człowieka wierzącego nie może być miejsca na pijaństwo. Upijanie się winem prowadzi do rozwiązłości, rozproszenia, degeneracji, marnotrawstwa, do niekontrolowanego postępowania. Paweł powiada: ,Jeżeli jesteś chrześcijaninem, nie zawracaj sobie głowy butelkami z winem czy jakimikolwiek innymi rzeczami, które obniżają poziom twojej samokontroli”.

Mówiąc w Ef. 5,18 o potrzebie napełniania się Duchem, w następnych zdaniach Paweł wyjaśnia, na czym polega to napełnianie się. Nie wspomina się tu o nadzwyczajnych, ekstatycznych przeżyciach religijnych. Odwrotnie, chodzi tu raczej o wzajemne poddanie się, o wzajemną miłość, o wzajemne posłuszeństwo, o szukanie dobra innych.

NAKAZ, A NIE RADA

Mówiąc „bądźcie pełni Ducha” Paweł ma na uwadze ciągłe napełnianie się Duchem albo ciągłe życie w pełni Ducha. Paweł nie daje tu swojej rady, nic nie sugeruje. Starannie dobiera słów i formułuje nakaz. Stale mamy być napełnieni Duchem. Co Paweł chciał przez to powiedzieć? Czy domaga się od nas jakiegoś „super duchowego” stanu, z którego nie będziemy w stanie wypaść? Czy może chciał, abyśmy byli doskonali?

Każdy chrześcijanin powinien być świadomy tego, że Paweł nigdy nie powiedział: „Bądźcie ochrzczeni Duchem”. Wierzący już zostali ochrzczeni w ciało Chrystusowe przez Ducha, o czym Paweł wyraźnie mówi w 1 Kor. 12,13. Nie ma czegoś takiego jak drugie dzieła łaski. Nie ma dodatkowego przeżycia. W Ef. 5,18 Paweł powiada, że każdy chrześcijanin stale powinien ulegać Duchowi Bożemu, który już w nim przebywa.

Napełnianie się Duchem jest wyzwaniem na każdy dzień. Możesz być napełniony Nim dzisiaj, nie wiedząc co będzie jutro. Dlatego pojęcie „drugiego błogosławieństwa” nie odpowiada wymaganiom. Gdy to „drugie błogosławieństwo” rozwiewa się, charyzmatyk zmaga się z tym samym problemem, z którym mają do czynienia wszyscy chrześcijanie: chociaż jest zbawiony, nadal żyje w tym samym ludzkim ciele, posiadającym grzeszne skłonności. Tak jak Izraelici

codziennie zbierali mannę, tak chrześcijanin codziennie musi polegać na Duchu Świętym i stale być napełniany Duchem.

NIE JESTEŚMY „PEŁNI” LECZ „NAPEŁNIAJĄCY SIĘ”

Ważną rzeczą jest poznanie właściwego znaczenia zwrotu „bądźcie pełni”, jakiego Paweł używa w Ef. 5,18. Myśląc o napełnieniu wyobrażamy sobie szklankę łub inny pojemnik, do którego nalewa się jakiegoś płynu aż po brzegi. Paweł nie to miał na myśli. Me chodziło mu o napełnienie „po brzegi”, lecz o napełnienie w sensie przenikania, o przesiąknięcie mocą Ducha Świętego.

Najprostszym, a zarazem biblijnym przykładem tego przenikania jest sól. Sól posypana na żywność przenika ją całkowicie. W takim znaczeniu Duch Święty ma działać w naszym życiu. Cała Jego moc zaangażowana jest w działanie. Posiadamy w sobie „boską solniczkę”. Naszym jedynym zadaniem jest pozwalanie, by „sól” ta przenikała całe nasze życie.

W czym więc tkwi problem? Prawdą jest, że wielu wierzących nie jest napełnionych Duchem. Nie pozwalają oni Duchowi Świętemu na przenikanie swego życia. Są zbytnio zaabsorbowani samymi sobą, innymi ludźmi czy jakimiś sprawami. Ulegają pokusie dumy, egocentryzmu, gniewu, depresji i wielu innych pułapek, które powodują duchową pustkę.

Lepiej zrozumiemy fakt napełnienia Duchem, badając inne sposoby zastosowania słowa „napełnienie” w Nowym Testamencie. W Ew. Jana 16 Jezus mówi uczniom o swoim odejściu, co „napełni” ich serca smutkiem (w. 6). Wtedy smutek ogarnie ich i zdominuje.

W Ew. Łuk. 5 czytamy o uzdrowieniu sparaliżowanego, co bardzo zadziwiło ludzi. Byli oni „pełni lęku” (w. 26). Czy ktoś z nas był kiedyś pełen lęku? Czy kiedyś zupełnie uległeś panice, poddałeś się strachowi? Strach jest uczuciem, którego nie da się porównać z innymi odczuciami. Gdy się boisz, to się boisz i koniec.

W Ew. Łuk. 6 Jezus polemizuje z faryzeuszami na temat ich legalizmu, a następnie w sabat uzdrawia człowieka z suchą ręką. Na skutek tego faryzeusze byli „pełni szaleństwa” i odtąd zaczęli zastanawiać się jakby Go zgładzić (w. 11). Inaczej mówiąc, faryzeusze popadli w złość. Gdy jesteś pełen gniewu, jesteś trawiony przez to uczucie. Jest to jeden z powodów, dla którego tak niebezpiecznie jest być zagniewanym. Niepohamowany gniew może doprowadzić do całkowitego zaślepienia.

Jak więc widzimy słowo „napełniony” oznacza w Piśmie Świętym całkowite zniewolenie przez ja- jakieś szczególne uczucie. Pismo Święte mówi również o możliwości całkowitego poddania się mocy i wpływowi Ducha Świętego. Wyraźnie widzimy to w Dz. Ap. 4,31: „A gdy skończyli modlitwę, zatrzęsło się miejsce, na którym byli zebrani, i napełnieni zostali wszyscy Duchem Świętym i głosili z odwagą Słowo Boże”.

CO SIĘ STAJE, GDY JESTEŚ NAPEŁNIONY

Według świadectw charyzmatyków, którzy w książkach, artykułach, w programach radiowych i telewizyjnych często szafują zwrotem „napełnienie Duchem”, przeżyciu temu towarzyszą ekstatyczne uniesienia, a szczególnie mówienie językami. To prawda, że napełnienie wnosi do życia człowieka wierzącego podniesienie na duchu i niezwykłą radość, ale czy stanowisko charyzmatyków jest uzasadnione? Czy mówienie językami jest dowodem tego, że zostałeś „napełniony Duchem”?

Studiując to zagadnienie w Listach Nowego Testamentu przekonujemy się, że „napełnienie Duchem” rodzi owoc Ducha, a nie Obdarza darami Ducha.

Pierwszym krokiem w napełnianiu się Duchem jest poddanie się przewodnictwu Ducha w codziennym naszym postępowaniu. Według Ef. 4,30 chrześcijanin może zasmucić Ducha Bożego. W 1 Tes. 5,19 mówi się o możliwości gaszenia Ducha. Jeżeli Ducha można zasmucać i gasić, to również można Mu się poddawać i pozwalać na głębsze przenikanie naszego życia. Czynimy to przez poddawanie Mu swojej woli, umysłu, ciała, naszego czasu, naszych talentów, naszych skarbów — każdej dziedziny naszego życia — przez poddawanie wszystkiego kontroli Ducha Świętego.

Może każdy z nas chciałby modlić się taką prostą jak ta modlitwa: „Ojcze, żałuję za swoje grzechy. Chcę być oczyszczony. Dziękuję Ci, Ojcze, za przebaczenie moich grzechów. Daj mi siłę przeciwstawienia się pokusie. Pragnę, aby Święty Duch Boży był tą przemożną i kontrolującą moje życie mocą”.

Następnie, gdy nadchodzą pokusy, unikamy ich. Omijamy każdy napotkany grzech. Gdy coś stara się odwieść nas od wpływu Ducha Bożego, nie zwracamy na to uwagi. Nie szukamy sobie takiego zajęcia się rzeczami albo ludźmi, które rozproszyłoby nasze skoncentrowanie się na Słowie Bożym i sprawie Bożej. A gdy Duch Boży sprawuje nad nami kontrolę, wtedy przeżywamy Jego napełnienie, przeżywamy radość i moc. Żyjemy życiem obfitym.

To obfite życie nie pozostaje niezauważone, ponieważ osoba napełniona Duchem jest aktywna. W Ef. 5,19—6,9 czytamy o tym, w jakich dziedzinach przejawia się ta aktywność.

Osoba napełniona Duchem śpiewa psalmy, hymny i pieśni duchowne, komponuje w swoim sercu melodie na cześć Pana. Osoba napełniona Duchem w imieniu Chrystusa zawsze i za wszystko dziękuje.

Napełnieni Duchem chrześcijanie darzą się wzajemnym szacunkiem, słuchają jeden drugiego, poddają się autorytetowi drugiej strony. Napełnione Duchem żony są poddane swoim mężom, a napełnieni Duchem mężowie miłują swoje żony, tak jak Chrystus umiłował Kościół.

Napełnione Duchem dzieci szanują swoich rodziców i są im posłuszne, a napełnieni Duchem rodzice nie pobudzają do gniewu swoich dzieci, lecz napominają je i wychowują w karności dla Pana.

Napełniony Duchem sługa lub pracownik jest posłuszny swojemu pracodawcy, a napełniony Duchem pracodawca jest uczciwy i wyrozumiały wobec swoich pracowników. Są to przejawy, manifestacje napełnionego Duchem życia.

W Liście do Kolosan 3,16—22 Paweł uczy, że „Słowo Chrystusowe ma obficie mieszkać w nas”, a wtedy będziemy śpiewać psalmy, hymny i duchowne pieśni. Będziemy wdzięczni. Wszystko co będziemy czynić, będziemy czynić w imieniu Jezusa. Żony będą posłuszne mężom, a mężowie będą miłować swoje żony. Dzieci będą posłuszne swoim rodzicom, a rodzice nie będą doprowadzali do stanu rozgoryczenia swoich dzieci. Słudzy i pracownicy będą posłuszni swoim pracodawcom, pracując w szczerości serca jako dla Pana, a nie dla ludzi. A pracodawcy będą sprawiedliwi i uczciwi wobec swoich pracowników.

Porównanie obu tych tekstów z Listu do Efezjan i z Listu do Kolosan wskazuje, że zarówno napełnienie Duchem jak i pozwalanie na umacnianie się w nas Słowa Chrystusowego wywołują taki sam skutek, rodzą ten sam rodzaj owocu. Inaczej mówiąc, napełniony Duchem chrześcijanin jest tym, który przyzwala i przyczynia się do zamieszkania wewnątrz siebie Słowa Chrystusowego. Napełniony Duchem chrześcijanin — to chrześcijanin świadomy stałej obecności Chrystusa. Jest on całkowicie pochłonięty tym, czego może nauczyć się o Jezusie i tym co Jezus powiedział. To właśnie znaczy „niech Słowo Chrystusowe mieszka w was obficie”. Być napełnionym Duchem to być całkowicie pochłoniętym poznawaniem Jezusa Chrystusa.

PIOTR — WZÓR NAPEŁNIENIA

Doskonałym przykładem tego napełnienia jest apostoł Piotr. Lubił on być blisko Jezusa. Piotr nie chciał ani na chwilę oddalać się od Niego. Gdy był blisko Jezusa dokonywał wielu niezwykłych rzeczy. Gdy w Mat. 16 Jezus zapytał uczniów za kogo uważają Go, Piotr odpowiedział: „Ty jesteś Chrystus, Syn Boga żywego” (w. 16), zaś Jezus: „Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jonasza, bo sam do tego nie doszedłeś. To Ojciec mój, który jest w niebie, powiedział ci o tym” (w. 17).

W Mat. 14 przedstawieni są uczniowie w łodzi na wzburzonym morzu. Zauważyli oni Jezusa idącego po wodzie ku nim. Piotr chciał się upewnić, czy naprawdę jest to Jezus i dlatego powiedział: „Panie, jeżeli to Ty jesteś, to każ mi przyjść do siebie po wodzie” (w. 28). Jezus odpowiedział: „Przyjdź” i Piotr poszedł po wodzie do Jezusa. Gdy jednak zląkł się wichury zaczął tonąć, Jezus go uchwycił. Kiedykolwiek Jezus był blisko, Piotr dokonywał niezwykłych rzeczy.

Innym przykładem jest opowiadanie o aresztowaniu Jezusa w Ogrodzie Getsemane. Gdy grupa uzbrojonych ludzi zbliżyła się, aby aresztować Jezusa, Piotr nie okazywał strachu. Szybko wyciągnął miecz i obciął ucho Malchusowi, słudze arcykapłana. Jezus zganił gwałtowność Piotra i natychmiast uleczył ucho Malchusa. Chociaż postępek Piotra był niewłaściwy, to jednak świadczył o tym, że Piotr będąc z Jezusem był dzielny nawet w tak beznadziejnej sytuacji jak ta.

Ale co się stało kilka godzin później? Jezus został wzięty na przesłuchanie i Piotr już nie był przy Nim. Trzy razy pytano go, czy zna Jezusa i trzy razy zaparł się swego Pana. Jednak na pewno przeżywał chwile ukrzyżowania i agonię w cierpieniach, przez które przechodził jego Pan i Mistrz.

Ale Jezus powstał z martwych i po kilku tygodniach wstąpił do nieba. Co teraz uczynił Piotr? Pan nie tylko nie był oddalony od niego kilka metrów czy nawet kilometrów, był On zupełnie niewidzialny. Odpowiedź na to pytanie znajdujemy w drugim rozdziale Dziejów Apostolskich. Piotr stanął w centrum Jerozolimy przed złowrogim tłumem Żydów i wygłosił tak przekonywające kazanie, że wielu z nich nawróciło się do Jezusa Chrystusa. Później u- zdrowi chromego mężczyznę i z wielką odwagą przemówi do rozeźlonego Sanhedrynu. Skąd ta zmiana? Piotr otrzymał Ducha Świętego i został przez Niego napełniony. Po napełnieniu Duchem Bożym Piotr rozporządzał taką samą umiejętnością, taką samą odwagą i mocą jaką miał w obecności Jezusa w czasie Jego ziemskiego życia.

Być napełnionym Duchem jest dla ciebie takim samym przeżyciem jakim było ono dla Piotra, ale w duchowym, a nie fizycznym znaczeniu. Piotr był świadomy tej różnicy dla przyszłych pokoleń chrześcijan i dlatego powiedział: „Tego miłujecie, chociaż go nie widzieliście, wierzycie w niego, choć go teraz nie widzicie, i weselicie się radością niewysłowioną i chwalebną” (1 Ptr. 1,8).

Być napełnionym Duchem — to każdą chwilę swego życia przeżywać w obecności Jezusa Chrystusa, to znaczy praktykowanie świadomej obecności Chrystusa. W jaki sposób tego dokonujemy? Po prostu przez rozmawianie z Nim. Czy możemy wyobrazić sobie, że cały dzień spędzamy z jednym ze swoich najbliższych przyjaciół i nie zamieniamy z nim ani jednego słowa? To samo dzieje się wtedy, gdy jesteśmy świadomi obecności Chrystusa. Każdy nowy dzień powinniśmy rozpoczynać słowami: „Dzień dobry, Panie. To jest Twój dzień i dlatego chciałbym, abyś mi przypominał stale, że jesteś ze mną”.

Gdy jesteśmy kuszeni, powinniśmy rozmawiać z Panem. Gdy stoimy przed ważnymi decyzjami, powinniśmy prosić Pana o wskazówki i rady. Nasze umysły i serca nie mogą jednocześnie być świadome obecności Jezusa i grzeszyć. Jezus i grzech nie mogą zajmować tego samego miejsca w tym samym czasie.. Jedno nie da się pogodzić z drugim. Gdy zapominamy o obecności Chrystusa, nasza grzeszna natura bierze nad nami przewagę. Gdy pamiętamy o Jego obecności i jesteśmy świadomi Jego bliskości, wtedy, jesteśmy napełnieni Duchem.

W jaki sposób możemy przekonać się, że jesteśmy napełnieni Duchem? Jest to uczciwe pytanie i dlatego postarajmy się odpowiedzieć na kilka pomocniczych pytań.

Czy od czasu do czasu śpiewamy? Pismo Święte mówi o psalmach, hymnach i pieśniach duchowych (Ef. 5,19; Kol. 3,16). Pawłowi nie chodziło o „wielkie muzykowanie”. Raczej miał on na myśli duchową prawdę, która angażuje, nasz umysł, naszą duszę i nasze usta. W rozumieniu Pisma Świętego dzielimy się psalmami, hymnami i duchownymi pieśniami, gdy pozwalamy, by Słowo Chrystusowe mieszkało w nas obficie (Kol. 3,16). Świadczy to o tym, że codzienne rozważania biblijne i komunikowanie się z Panem nie są teorią czy nakazem, lecz składową częścią naszego napełnienia.

Czy jesteśmy wdzięczni? Pismo Święte nakłania nas do stałej wdzięczności (Ef. 5,20). Mamy dziękować za wszystko (1 Tes. 5,18). Czy jest to naprawdę możliwe? Czy chodzi tu o jakiś niezwykły skok wiary i natychmiastowe osiągnięcie szczytu?

Raczej powinniśmy sprawdzać siebie i zauważać co w naszym życiu dominuje. Narzekania i problemy czy wdzięczność? To prawda, że jest na co narzekać. Wszyscy mamy problemy, przeżywamy rozdrażnienie, załamania, a czasem i kryzysy. Ale jakże wiele mamy również powodów do wdzięczności. Czy jesteśmy wdzięczni za obecność Bożą? Za zbawienie w Chrystusie, za zwycięstwo nad śmiercią, za zwycięstwo w codziennym życiu? Czy jesteśmy wdzięczni za zdrowie, za rodzinę, za przyjaciół? Lista powodów do wdzięczności praktycznie nie ma końca.

Czy nasze współżycie z innymi jest właściwe? Inaczej mówiąc, jak żyjemy z naszymi współmałżonkami, z naszymi dziećmi, z naszymi przyjaciółmi, z naszymi współpracownikami, z naszymi sąsiadami? Możemy tu pójść za myślą Pawła wyrażoną w EŁ 5,21—6,9. Czy poddajemy się jedni drugim? Czy możemy tak samo iść za kimś jak też prowadzić go? Jeżeli jesteśmy żonami, to czy poddajemy się przewodnictwu naszych mężów? A jeżeli jesteśmy mężami, to czy naprawdę kochamy swoje żony? Czy staramy się tak kochać swoje żony jak Chrystus miłuje Kościół? Jeżeli wydaje się to nam za trudne, to czy staramy się kochać je tak jak kochamy nasze własne ciała?

Jeżeli jesteśmy rodzicami, to mamy nadzieję, że nasze dzieci będą nam posłuszne i będą nas szanowały. Będą nam posłuszne i będą nas szanowały zgodnie z tym jak je wychowamy. Czy jesteśmy wobec nich wyrozumiali? Czy jesteśmy szczerzy? A może doprowadzamy je do utraty zaufania i przygnębienia?

Czy jesteśmy godnymi zaufania i posłusznymi pracownikami? Czy naprawdę pracujemy tyle, ile zarabiamy? Czy jesteśmy uczciwymi i sprawiedliwymi pracodawcami, szukającymi dobra swoich pracowników, a nie tylko własnych korzyści płynących z ich pracy?

Czy w naszym życiu jest jakiś nie wyznany grzech? Jedną z cech napełnienia Duchem jest poczucie grzeszności. Piotr powiedział do Jezusa: ,.Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiekiem grzesznym” (Łuk. 5,8). Im bliżej jesteśmy Pana, tym bardziej jesteśmy świadomi naszej grzeszności i potrzeby Jego pomocy.

Mając świadomość popełnienia grzechu powinniśmy go wyznawać. Czy jest coś, co ukrywamy i pielęgnujemy? Czy jest jakaś materialna rzecz, której pragniemy bardziej ód napełnienia Duchem? Jeżeli tak, to powinniśmy natychmiast zwrócić się do Boga, aby obdarzył nas mądrością i umiejętnością widzenia tych grzechów takimi, jakimi one naprawdę są.

Czy żyjemy w obłudzie i zakłamaniu? Czy jesteśmy egocentryczni? Czy zauważamy jakieś zaniedbania w modlitwie, czytaniu Słowa Bożego i dzieleniu się świadectwem o Chrystusie?

Czymkolwiek jest to zaniedbanie lub niedopatrzenie, możemy zwrócić się do Chrystusa i pozwolić Duchowi Świętemu na swobodniejsze działanie. Możemy po prostu powiedzieć Panu, że chcemy poddać się Jego całkowitemu kierownictwu.

Poddanie się przewodnictwu Ducha i pozwolenie Mu na napełnienie, u różnych ludzi wywołuje różne reakcje. Jedni czują się podniesieni na duchu, pełni radości, jak gdyby wyzwoleni spod ciężkiego brzemienia. Inni nie czują przy tym szczególnych doznań emocjonalnych, a jedynie pokój i głębokie zadowolenie, które są bezpośrednim skutkiem tego napełnienia. Jakakolwiek będzie nasza reakcja, Pismo Święte wyraźnie dowodzi, że „boskie uniesienie” nie jest czymś stałym i niezmiennym.

Być prawdziwie duchowym to po prostu być szczerym wobec Chrystusa i codziennie, w każdej chwili, poddawać się Jego przewodnictwu. Nie u wszystkich dzieje się to natychmiastowo, czasem następuje to bardzo powoli, stopniowo i nie bezboleśnie. Jednak bez względu na wszystko, droga do prawdziwej duchowości nie prowadzi „na skróty”. Nie ma drogi łatwej, nie ma jednorazowego „uniesienia”, które raz na zawsze załatwiałoby całą sprawę.

Kiedyś pewien pies z kością w pysku przebiegał przez most. Spojrzał w lustro wody i zobaczył swoje wyraźne odbicie na jej powierzchni. Kość na wodzie wydała mu się lepsza od tej, którą trzymał w zębach i dlatego zamienił rzeczywistość na pozory. Obawiam się, że wielu chrześcijan, kierując się gorliwością pozbawioną poznania, czyni tak samo.

CZEGO MOŻEMY NAUCZYĆ SIĘ OD RUCHU CHARYZMATYCZNEGO?Nasze rozważania nad ruchem charyzmatycznym koncentrowały się wokół dziesięciu zasadniczych zagadnień, przed ‚którymi stoją nasze ewangeliczne zbory.

  1. Sprawa objawienia. Charyzmatycy twierdzą, że Bóg daje im nowe objawienie, gdy prorokują „pod natchnieniem Ducha Świętego”.

  2. Sprawa interpretacji. Opierając się na „nowym objawieniu” charyzmatycy nadają niektórym tekstom Pisma Świętego swoiste znaczenia.

  3. Sprawa autorytetu. Zbytnie akcentowanie przez charyzmatyków wartości przeżycia przesuwa autorytet Pisma Świętego na dalsze miejsce.

  4. Sprawa apostolskiej wyjątkowości. Charyzmatycy twierdzą, że cudowne manifestacje z pierwszego wieku powinny być normą również na dzień dzisiejszy.

  5. Sprawa historycznego przekazu. Interpretując Dz. Ap. 2,8,10 i 19 charyzmatycy dobierają szczególne wydarzenia historyczne do budowania teologii Ducha Świętego.

  6. Sprawa darów duchowych. Dzisiejsi charyzmatycy są bardzo podobni do wierzących w Koryncie, gdzie dary duchowe były fałszowane lub zastępowane

przez pogańskie uniesienia ekstatyczne.

  1. Sprawa chrztu Duchem. Charyzmatycy dowodzą, że każdy chrześcijanin potrzebuje drugiego, szczególnego dzieła łaski, zwanego „chrztem Duchem Świętym”.

  2. Sprawa uzdrowień. Charyzmatycy nie rozumieją biblijnej nauki o uzdrowieniu twierdząc, że dar uzdrawiania ma obecnie zastosowanie.

  3. Sprawa języków. Charyzmatycy dowodzą, że ekstatyczny język modlitewny, stosowany w modlitwach osobistych, jest tym samym co języki wspomniane w Piśmie Świętym.

  4. Sprawa duchowości. Prawdziwą duchowość, powiadają charyzmatycy, osiąga się przez chrzest Duchem, jednak Pismo uczy nas „chodzenia w Duchu”, który już zamieszkuje w każdym chrześcijaninie.

Chociaż w ruchu charyzmatycznym jest wiele słabości i niewłaściwego nauczania, to mimo to należy również zwrócić uwagę na jego zalety i pozytywne aspekty.

W artykule Johna Opmeera zauważamy bardzo wyraźne znaki nadziei. Pisze on o Charyzmatycznej Odnowie w Chrześcijańskich Kościołach, która w 1977 roku odbyła się w Kansas City:

Kansas City stanowi zwrotny punkt w ruchu odnowy charyzmatycznej. Ruch ten wyraźnie zmężniał. Przeszedł on przez pierwszą, młodzieńczą fazę, charakteryzującą się indywidualizmem i orientowaniem się na przeżycie i eksperymentalizm. W tym okresie interpretacja przeżycia zwanego „chrztem w Duchu Świętym” nie zawsze była w pełni biblijna, a mimo to . często decydująca. W Kansas City stało się oczywiste, że młodość dojrzewa. Teraz nie akcentuje się już Chrztu Duchem Świętym jako jednostkowym przeżyciem, a raczej kieruje się uwagę na wszystkie implikacje panowania Jezusa Chrystusa. I rzeczywiście, temat konferencji, wypisany ogromnymi, jasnymi literami na stadionie Arrowhead, brzmiał: „Jezus jest Panem”. Byłem pod wrażeniem rozwagi przewodniczących tej konferencji i ‚brakiem uwarunkowań typu oni—my. Spektakularne dary Ducha Świętego nadal działają w tym ruchu, ale zwracano uwagę na ich wynaturzenia i większy szacunek zaczęto przejawiać wobec darów mniej spektakularnych.1

A teraz zwróćmy uwagę na pewne wartości, które ewangeliczne kościoły powinny przejąć od ruchu charyzmatycznego.

DZIEWIĘĆ ZASAD DUCHOWEGO ROZWOJU

1. Martwa ortodoksja nigdy nie będzie w stanie zastąpić żywej społeczności z Bogiem. Potrzeba duchowego ciepła i żywej społeczności z Bogiem sprzyjała rozwojowi ruchu charyzmatycznego. Wszyscy powinni nauczyć się od charyzmatyków niezwykle ważnej lekcji, gdyż nieraz wkroczyli oni do próżni martwoty kościelnej, dając ludziom głębokie przeżycie duchowe.

2. Pismo Święte jest żywe i działające, nadal odradza ono ludzkie serca. Słowo Boże nadal przenika ludzkie serca. Mimo zbytniego akcentowania ekstatycznych przeżyć i wszelkiego rodzaju cudów, charyzmatycy nadal studiują Słowo Boże, które „jest żywe i skuteczne, ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny” (Hebr. 4,12).

3. Przywódcy nie mogą zapominać o przewodzeniu. Przewodzić — znaczy prowadzić, żywić, podtrzymywać grono wiernych na duchu. Brak właściwego przewodnictwa przygotowuje grunt dla czegoś lub kogoś, kto może inaczej poprowadzi. Wielu duchownych i chrześcijańskich przywódców bardzo niepokoi się tym co się dzieje, ale naprawdę sami są temu winni. Nie potrafili oni właściwie poprowadzić swoich ludzi. Natomiast w zborach charyzmatycznych zawsze spotyka się silnego lidera lub liderów.

4. Wiedza nie może zastąpić braterskiej miłości. Pismo Święte zachęca nas do wypełniania prawa Chrystusowego przez okazywanie braterskiej miłości. Socjologiczna moc i atrakcyjność :— to niektóre elementy sprzyjające rozwojowi ruchu charyzmatycznego.

Popularność ruchu, charyzmatycznego, w dużej mierze wywodzi się z ruchu „Ludzi Jezusa” lat sześćdziesiątych. Ruch „Ludzi Jezusa” w dużym stopniu wyzwolił wierzących z martwego rytualizmu i tradycyjnego bezruchu. Nie zadowalali się oni chodzeniem do kościoła, wysłuchiwaniem wyuczonego na pamięć kazania, śpiewem kilku rzewnych pieśni i przyjęciem; do wiadomości tych samych schematycznych ogłoszeń.

Ruch „Ludzi Jezusa” znany był z tego, że wszyscy tam wstawali ruszali się, każdy mógł zabrać głos. Gdy z płaczem mówili o swoich problemach, ktoś okazywał im pomoc. Gdy świadczyli o spotkaniu z Jezusem, ktoś ich całował i zapraszał do swojego domu.

Ten sam Duch jedności i otwartości cechował ruch charyzmatyczny. Charyzmatycy powiadają:

Chcemy, aby ludzie przebywali z ludźmi. Chcemy kochać się nawzajem, opowiadać o swoich problemach, modlić się jedni za drugich, trwać w bratnim uścisku”.

Pamiętam pewnego młodego człowieka narodowości żydowskiej, profesora ekonomii na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles. Po pięciu latach nauczania załamał się i zrezygnował ze wszystkiego. Przypadkowo wstąpił kiedyś do księgarni z książkami o tematyce charyzmatycznej. Tam ktoś powiedział mu o Jezusie. Stał się chrześcijaninem i jakoś trafił do naszego zboru. W ciągu ośmiu miesięcy w każdy wtorek spotykałem się z nim o szóstej rano na studia biblijne. Dałem mu pewne książki do przeczytania i robiłem wszystko, aby otoczyć go miłością. Były to w jego życiu bardzo trudne chwile, ponieważ jego rodzina odwróciła się od niego, jak to często dzieje się, gdy jeden z członków odchodzi od żydowskiej wiary.

Pewnego dnia powiedział mi on: „John, ja naprawdę ciebie kocham, ale chciałbym, abyś wiedziały że obecnie uczęszczam do innego zboru — do zboru charyzmatycznego”. Zapytałem go, dlaczego. Wyjaśnił mi, że nie ma to nic wspólnego z innym nauczaniem. Chodziło po prostu o to, że „oni naprawdę mnie kochają, a ja bardzo potrzebuję tego uczucia”.

Nie wystarczało mu spotykanie się ze mną. Potrzebował społeczności grupy, a takiej miłującej grupy nie spotkał w naszym zborze. Jestem przekonany, że wiele zborów potrzebuje pewnego rozluźnienia i niezależnego stymulowania chrześcijańskiego życia w małych grupach. Miło mi powiedzieć, że i w naszym zborze coraz wyraźniej zaczyna dziać się coś podobnego.

5. Uczucia powinny iść za prawdą, ale prawda nie może powstrzymywać uczuć, Choć ich stosunek do Pisma Świętego nieraz pozostawia wiele do życzenia, charyzmatycy są znani z powodu uczuć, ciepła, miłości, podniecenia i entuzjazmu. Wszystko to jest dobrym przypomnieniem dla ich bardziej powściągliwych nie charyzmatycznych braci. Kościół nigdy nie miał być umysłowym mauzoleum.

Księga Ozeasza mówi nam o płaczu Boga. Jezus był zdenerwowany. Dawid radośnie tańczył. Biblia przedstawia wszystkie odcienie uczuć, co i dla nas nie powinno być obce.

6. Ludzki wysiłek nigdy nie zastąpi dzieła Ducha. Charyzmatycy dopomagają Kościołowi w uświadamianiu sobie, że potrzebuje on czegoś więcej niż tylko absolwentów Seminarium, pięknie napisanych programów szkoły biblijnej czy wspaniałej organizacji, rywalizującej jedynie z instytucjami świeckimi. Charyzmatycy przekonują nas wszystkich, że Duch Boży buduje Kościół, a nie ludzkie umiejętności.

7. Wszyscy chrześcijanie powinni odważniej zwiastować ewangelię. I znowu charyzmatycy przypominają Kościołowi, że inicjatywa, a nawet agresywność w tej dziedzinie nie jest grzechem. Charyzmatyczne programy prawie oo tydzień pojawiają się w telewizji. Oglądający je ofiarowują wielkie sumy pieniędzy na to czy tamto przedsięwzięcie. Poparcie finansowe dla tych przedsięwzięć charyzmatyków stale wzrasta. W ten czy inny sposób charyzmatycy szkołą swoich zwolenników.

W zborach nie charyzmatycznych ludzie zdają się- siedzieć w tak zwanym „wygodnym kalwinizmie” Jestem przekonany, jak ktoś żartobliwie powiedział, że gdybyśmy pozyskali dla Chrystusa kogoś nie Wybranego, Bóg i to nam by przebaczył.

8. Ludzie powinni uczestniczyć w nabożeństwie. Zawsze niepokoiło mnie jako młodego chłopca, wychowującego się w ewangelicznym zborze, że chrześcijaństwo było tak bardzo podobne do oglądania zawodów sportowych. Na nabożeństwie trzeba było jedynie siedzieć i oglądać. Tego rodzaju atmosfera odpowiada marginesowym chrześcijanom, którzy nigdy nie mają nic do powiedzenia. Taki człowiek zawsze siedzi spokojnie, uśmiecha się do swojej żony, ukradkiem zagląda do jej otwartej Biblii. Może on być diakonem, starszym zboru albo po prostu nikim. Ponieważ nikt nigdy o nic go nie pytał, nie miał on możliwości otworzenia ust i powiedzenia czegoś o sobie.

Muzyka i śpiew to jedna z dziedzin, w którą charyzmatycy angażują wszystkich obecnych na nabożeństwie. Szersze korzystanie z muzyki zawdzięczamy dzisiaj właśnie ruchowi charyzmatycznemu. W wielu niecharyzmatycznych zborach i kościołach śpiewa się dzisiaj pieśni, które wywodzą się z ruchu charyzmatycznego. Ludzie lubią śpiewać, a służba pieśni przynosi im błogosławieństwo. Nie chodzi tu o prezentację pieśni przez zawodowych śpiewaków. Śpiewają wszyscy obecni na nabożeństwie, a przez to aktywniej niż dotąd uczestniczą w nabożeństwie.

9. Chrześcijanie powinni wymagać więcej poświęcenia od siebie samych. Jakże wiele dokonali charyzmatycy przez angażowanie swoich ludzi w studia biblijne, seminaria, konferencje, różnego rodzaju grupy domowe i tak dalej. Czasem zastanawiam się jak przeciętny charyzmatyk może pogodzić swoją pracę zawodową z uczestniczeniem we wszystkich tych przedsięwzięciach zborowych.

To prawda, że i nie charyzmatycy przejawiają wielkie zaangażowanie, ale patrząc na Kościół jako całość, szczególnie na ewangeliczne chrześcijaństwo, daje się zauważyć wiele apatii i brak prawdziwego zaangażowania. Może w swoim zwiastowaniu za dużo mówimy o łasce, nie wskazując na to, że chrześcijan prawdziwie zbawiony z łaski, jest również, zbawiony do dobrych uczynków, w które ma się angażować (Ef. 2,8—10).

Słowo końcowe

W książce tej często mówiliśmy o staniu po jednej czy drugiej stronie “ogrodzenia charyzmatyków”. Nasi charyzmatyczni bracia i siostry sami postawili to “ogrodzenie” przez ciągłe podkreślanie potrzeby chrztu Duchem Świętym i mówienia językami. Podział ten zanika, gdy spotykamy się na wspólnym gruncie Słowa Bożego. Naszą główną troską, jak mówiliśmy to w rozdziałach 1-4 (dotyczących objawienia i jego interpretacji), jest zwrócenie uwagi na potrzebę czystości w Kościele i jego poddanie autorytetowi Pisma Świętego.

Mimo wielu pozytywów przez środek ruchu charyzmatycznego przepływa pewien prąd. Wyraźnie zauważyłem go w rozmowie z młodym zwierzchnikiem tego ruchu. Gdy tylko zakończyłem kazanie na temat języków z 1 Kor. 14, podszedł do mnie i powiedział: “Uważam, że intelektualnie ma brat rację. Umysłowo zgadzam się z nią, ale nie mogę zgodzić się duchowo”.

Zakłopotanie tego młodzieńca jest tematem tej książki. Umysłu nie można oddzielać od rzeczywistości duchowej. Jego zdaniem, prawdziwą rzeczywistość stanowią przeżycia. Czy nie najważniejszą jednak sprawą jest Słowo Boże?

Możemy rozumieć niezwykłe przeżycia “pod wysokim napięciem”, ale Słowo Boże powinno być “regulatorem tego napięcia”.

Ostatnio do naszego zboru zaczął uczęszczać pewien człowiek. Przez sześć miesięcy nie przedstawiał mi się. W końcu napisał do mnie list:

Drogi Johnie,
Przez wiele miesięcy zmagałem się z następującym problemem: Czy Duch Święty w większej mierze jest obecny wśród charyzmatyków, ponieważ wypowiadają oni niezrozumiałe słowa, w uwielbieniu podnoszą ręce, cały zbór na kolanach śpiewa pieśni? Łzy i inne wzruszenia zdają się przemawiać za nadejściem ostatecznych czasów wylania Ducha, czego ewangeliczne zbory zdają się nie przeżywać. Dochodziłem do wniosku, że tutejszy zbór nie przeżywał takich doznań, ponieważ nie był poddany poruszeniom Ducha Świętego.

Postępując tak jak moi zielonoświątkowi przyjaciele, doszedłem do następujących wniosków: Zostałem zaakceptowany społecznie i czułem się przyjęty przez Pana, ponieważ znalazłem się w nurcie tego “eschatologicznego ruchu” i staram się wierzyć, że jest to Boże pragnienie dla wszystkich chrześcijan.

Nigdy nie mogłem się jednak pogodzić z tym, że tak uczy Słowo Boże. Moje osobiste studia Biblii nie zgadzały się z postawą chrześcijan, którzy posiadali tego rodzaju “chrzest”.

Gdy powiedziano mi, że otrzymałem “chrzest”, ponieważ wypowiedziałem jakieś nieznane mi sylaby, nie zgadzało się to z przedstawieniem języków w Dziejach Apostolskich 2. Mówiono mi, abym cokolwiek wypowiadał przez wiarę. Ich doradcy duchowi powiedzieli, że mają “świadectwo” otrzymania przez mnie Ducha Świętego, gdyż jakoby słyszeli mnie mówiącego językami.

Uczułem ulgę po zaakceptowaniu mnie przez te “żywe chrześcijaństwo” i po przyjęciu mnie przez ich wiele wybitnych osobistości. Dążąc do lepszego podobania się Bogu i szukając znaków na potwierdzenie pełni Ducha, czułem się całkowicie usatysfakcjonowany.

Radosne chwile w społeczności i przynależność do małej grupy domowej zaspokajały psychologiczną potrzebę przynależności i akceptacji. Poszukiwałem odczucia lub przeżycia, które upewniałoby mnie o mojej wyższości nad “martwymi” zborami.

Radosne chwile zamieniały się w dyskusje o naszych smutkach i osobistych problemach, a następnie “rozluźnialiśmy się” w mówieniu “niebiańskim językiem”. Było to konieczne dla prawdziwej społeczności z “Bogiem i własnego relaksu. Był to tak zwany “nowy wymiar”.

Wszystko to skłoniło mnie do bardziej niż dotąd systematycznego studiowania Słowa Bożego. Zacząłem chodzić do waszego zboru i nadal uczęszczać na nabożeństwa charyzmatyczne i stopniowo zacząłem uświadamiać sobie, że jestem zagłodzony duchowo. Przekonałem się, że to „coś więcej” w rzeczywistości było “czymś mniej”.

Nastąpiło ostateczne zerwanie, któremu towarzyszyła głęboka radość i uwielbienie, o wiele bardziej przewyższające moje dorywczo przeżywane ekstatyczne uniesienia w czasie dziesięciu lat przebywania w ruchu charyzmatycznym. Jakże bardzo nie zauważałem wtedy czystości i prostoty Pisma Świętego, oraz swojej pełni w Chrystusie.

Teraz moje życie jest tak pełne podniecenia i wypełnienia w Chrystusie jak można to tylko sobie wyobrazić.

W miłości Chrystusowej

Wasz L.C.”

List tego człowieka jest wyraźną ilustracją poselstwa tej książki. Chociaż w ruchu charyzmatycznym jest wielu biblijnie odpowiedzialnych chrześcijan, to jednak są i tacy, którzy muszą poważnie zastanowić się nad swoją postawą. Wielu charyzmatyków powinno szczerze odpowiedzieć sobie na pytanie: “Czy dosyć wyraźnie akcentuję pełną rolę Pisma Świętego i Żywego Słowa Bożego czy też chwile wesołości, uczucia, przeżycia?”

Poszukiwania czegoś nowego nie mogą ignorować, zaniedbywać Pisma Świętego czy wychylać się poza Pismo Święte. Jeżeli tak się stanie, to owo „coś więcej” stanie się „czymś mniejszym”.

1

Cuda nadawały ważności wysłannikom objawienia. Mojżesz i Jozue, Eliasz i Elizeusz, Chrystus i apostołowie mogli dokonywać znaków i cudów,

2

Praktyka ta jest u nas mało znana. Inaczej nazywa się to zjawisko padaniem w obliczu mocy, padaniem na wznak, pochwyceniem, ekstazą. Polega ona na tym, że w czasie nabożeństwa pragnący wyzwolić się z jakiegoś zniewolenia wychodzą do przodu, a następnie pod psychologiczną presją uzdrawiacza, a czasem i przy jego popchnięciu, padają na plecy. Nastrojowi temu ulegają natury wyjątkowo emocjonalne (wyjaśń. tłum.).

3

Autor ma tu na uwadze Stany Zjednoczone A.P.

4

Języki są wyuczonym sposobem zachowania się. Mówienie językami nie jest przeżyciem nadprzyrodzonym. Nie jest to cud. Tego można się nauczyć. Tak można byłoby w większości przypadków wyjaśnić sprawę języków praktykowanych dzisiaj w ruchu charyzmatycznym. To ciekawe, ale wielu posługujących się językami używa tych samych terminów i dźwięków. W zasadzie wszyscy oni mówią tak samo. Tak wiele się tego nasłuchałem, że sam mogę powtarzać te „słowa”.

PRZYPISY

PRZYPISY

ROZDZIAŁ 1

  1. Charyzmatyk” to termin przyjęty przez neozielono- świątkowców na określenie tego, w którego życiu zauważa się obecnie wyraźne przejawy działania Ducha Świętego. Właściwie słowo to pochodzi od greckiego terminu charisma, oznaczającego „dar łaski” — coś co odnosi się do wszyst­kich prawdziwych chrześcijan. Do celów identyfikacyjnych określenie to stosujemy w odniesieniu do współczesnego ruchu zielonoświątkowego, podkreślającego cudowne znaki darów (cuda, języki i uzdrowienia) i „chrzest Ducha Świę­tego” jako subiektywne przeżycie, następujące po zbawieniu.

  2. W tej sprawie patrz Dennis Bennett, Trzecia godzina dnia, ZKE, Warszawa, 1981.

s John L. Sherrill, They Speak With Other Tongues <01d Tappan, N. J.: Fleming H. Revell Co., 1964), str. 60.

  1. Howard M. Ervin, These are not drunkenf as you suppose (Plainfield, N. J.: Logos International, 1968), pp. 3—4.

  2. Frederick Dale Bruner, A Theology of the Holy Spirit (Grand Rapids: Wm. B. Eerdmans Publishing C., 1970), str. 33.

ROZDZIAŁ 2

  1. Z oficjalnego listu wysłanego przez Gaithersów.

  2. Rodman Williams, The Era of the Spirit (Plain­field, N. J.: Logos International, 1971), str. 16.

  1. Dodatkowe przykłady tego, że Bóg mówi przez Pismo Święte, patrz 2 Mojż. 9,16; Przyp. Sal. 30,5—6; Mat. 24,35; Jan 8,38—44; 17,8; Rzym. 9,17; 1 Kor. 2,13.

  1. Thomas A. Thomas, The Doctrine of the Word of God (Filadelfia: Presbiterian and Reformed Publishing Co., 1972), str. 8—9.

  2. Henry Alf ord, The Greek Testament:. The Epistle of St. Jude, 4 vols. (London: Rivingtons, 1862), 4:530. >

  3. George L. Lawlor, Translation and Exposition of the Epistle to Jude (Filadelfia: Presbiterian and Reformed Publishing Co., 1859), str. 45.

  4. F. F. Bruce, The Defense of the Gospel in the New Testament (Grand Rapids: Wm. B. Eerdmans Publishing Co., 1959), str. 80.

  5. Dewey Beegle, The Inspiration of Scripture (Filadelfia: Westminster Press, 1963), str. 140—141.

  6. Dewey Beegle, Scripture, Tradition and Infallibility (Grand Rapids: Wm. B. Eerdmans Publishing Co., 1973), str. 309.

  7. Beegle, Inspiration of Scripture, str. 140—141.

  8. Williams, Era of the Spirit, str. 17 i 22.

  9. Ibid., str. 27.

i8 Ibid., str. 29.

  1. J. Rodman Williams, „Opinion”, Logos Journal 7, Nr 3 (maj/czerwiec, 1977):35.

  2. Melvin L. Hodges, Spiritual Gifts (Springfield, Mo.: Gospel Publishing House, 1964), str. 19—20.

  3. Patrz na przykład Norman L. Geisler i William E. Nix, A General Introduction to the Bibie (Chicago: Mody Press, 1978), str. 162—207.

  4. Jedyną starotestamentową księgą, która nie uważa siebie za Słowo Boże jest księga Kaznodziei Salomonowego. Określa ona siebie jako księgę mądrości. Została ona jednak włączona do kanonu ze względu na swój biblijny pogląd na człowieka i powszechne przyjęcie jako księgi natchnionej przez Boga.

  5. Jeżeli chodzi o szersze omówienie spraw związanych z kanonem patrz Geisler i Nix, Introduction, str. 127—210.

  6. Niewłaściwą rzeczą jest jednak posługiwanie się Aga- busern na poparcie teorii o ciągłym objawieniu, ponieważ żaden z pozabiblijnych proroków, takich jak Agabus, nie działali poza zakresem objawienia w biblijnej historii.

  1. Larry Christensen, Pentacostalism’s Forgotten Fore- runner, Aspects of Pentacostal-Charismatic OHgins, ed. Vinson Saynan (Plainfield, N. J.: Logos International, 1975, str. 32.34.

* Gabriel Moran, Scripture and Tradition (New York: Herder and Herder, 1963), str. 20.

  1. George Tavard, Holy Writ or Hóly Church (New York: Harper and Brothers, 1959), str. 246.

  1. Ibid., str. 164.

s Ibid., str. 202.

  1. Annę Fremantle, The Papai Encyclicals in Their HU storical Context, exp. ed (New York: New American Library, 1963), str. 136.

  2. Ibid., str. 299.

  3. Norman L. Geisler and William E. Nix, A General Introduction to the Bibie (Chicago: Moody Press, 1968), str. 40.

  4. J. K. S. Eeid, The Authority of Scripture (New York, Harper and Brothers, n.d.), str. 279.

  5. R. A. Fimlayson, „Contemporary Ideas of Inspiration”, Revelation and the Bibie, ed. Carl F. H. Henry (Grand Rapids: Baker Bookk House, 1972), str. 225.

  1. C. H. Dodd, „The Bibie as the Word of God”, The Limng God: Readings in Christian Theology, ed. Miliard J. Erockson (Grand Rapids: Baker Book House, 1973), str. 273.

  1. Charles Farah, „Toward a Theology of Healing”, Christian Life 38, Nr 5 (wrzesień 1976) :81.

18 Alma 5,45—46, The Book of Mormon (Salt Lakę City, Utah: The Church of Jesus Christ of Latter-Day Saints, 1950), str. 208. Patrz także siódmy artykuł wiary, który po­wiada: „Wierzymy w dar języków, proroctwa, objawienia, widzeń i uzdrowień, tłumaczenia języków itd.” James E. Tal- mage, Articles of Faith (Salt Lakę City, Utah, 1962), str. 2.

  1. The Christian Science Journal, ed. Carl L. Welz, 93, Nr 7 (lipiec 1975):362.

  2. Ibid., str. 361.

  3. The First Church of Christ, Scientist and Miscellanyt (Boston, 1941), str. 115.

  4. Strażnica z 15 kwietnia 1943, str. 127.

  5. Christianity Today, 21, Nr 10 (18 luty 1977):18.

19 Joseph Dillow, Speaking in Tongues (Grand Rapids: 3£ondervan Publishing House, 1975), str. 190.

ROZDZIAŁ 4

1 J. I. Packer, God Has Spoken (London: Hodder and :Stoughton, 1965), str. 741.

  1. Carl H. Pinnock, Biblical Revelation (Chicago: Moody JPress, 1971), str. 216.

ROZDZIAŁ 5

1 Charles i Frances Hunter, Why Should I Speak in Tongues? (Houston: Hunter Ministries Publishing Co., 1976). 8 Ibid., str. 7—8.

* Ibid., str. 13.

  1. Oscar Vouga, „Our Gospel Messagen (traktat, Hazel- wood, Mo.: Pentacostal Publishing House, n.d.), str. 20.

  1. Hunter, Tongues, str. 9—10.

8 Ibid., str. 10.

  1. Takie zastosowanie nie jest sprzeczne z powszechną interpretacją tej prawdy, jak umiejętnie przedstawia ją William Hendriksen:

Można byłoby jednak zapytać: „W jakim sensie prawdą jest, że Jezus wziął na siebie nasze słabości i choroby, i przez to zdjął je ze swoich naśladowców?” Na pewno nie w takim, że na przykład po uzdrowieniu kogoś, sam zapadał na tę samą chorobę. Prawdziwą odpowiedź możemy znaleźć jedynie na stronicach Pisma Świętego. Studiując je, wyraźnie widzimy dwie sprawy: a) Czynił On to przez głębokie współczucie i przez to osobiście wchodził w sytuację tych, którym miał pomóc. Fakt ten stale jest podkreślany. Jezus uzdrawiał, ponieważ litował się nad chorymi. Przeczytajmy następujące teksty: Mat. 9,36; 14,14; 20,34; Mar. 1,41; 5,19; por. Łuk. 7,13 i Mar. 6,34. Ta nuta współczucia pojawia się nawet w Jego przypowieściach (Mat. 18,27; Łuk. 10,33; 15,20—24. ” 31—32). Tak samo ważne jest to, że b) Czynił On to

przez swoje zastępcze cierpienia za grzech, który — i to też głęboko przeżywał — jest źródłem wszelkiego zła i bezczeszczenia Jego Ojca. Kiedykolwiek więc spotykał się z chorobą i niedolą, przeżywał Golgotę, swoją własną Golgotę, swoje własne dotkliwe cierpienie w czasie całego ziemskiego życia, a szczególnie na krzyżu. Dlatego nie łatwo było Mu uzdrawiać (Mar. 2,9; Mat. 9,5). I to również składa się na fakt, dlaczego przy grobie Łazarza Jezus głęboko wzruszył się i zaniepokoił w duchu.

To w tym dwojakim znaczeniu Jezus wziął na sie­bie nasze słabości i poniósł na sobie nasze choroby. Nasze fizyczne niedomagania nie mogą być oddzielone od naszych grzechów, mają one bowiem ścisły związek ze sobą. Zauważmy jak łączy te dwie sprawy ze sobą kontekst Izaj. 53,4—5: wiersz 4 — „on nasze choroby nosił”, po czym natychmiast następuje — „lecz on zra­niony jest za występki nasze, starty za winy nasze”. William Hendriksen, New Testament Commentary: Exposition of the Gospel According to Matthew (Grand Rapids, Baker Book House, 1973), str. 400—401.

ROZDZIAŁ 6

  1. Mój dziadek przeczytał tę notatkę na skrzydełkach Biblii swego przyjaciela, który był zielonoświątkowcem.

  2. Patrz Jan 5,28—29 i 1 Tes. 4,16—17.

  1. O wzajemnych powiązaniach między rzymskokatolicką teologią, a myślą charyzmatyczną patrz Gordon H. Clark, I Corinthians: A Contemporary Commentary (Filadelfia: Presbiterian and Reformed Publishing Co., 1975), str. 223— —227.

4 Claude Kendrick, The Promise Fulfielled: The History of the Modem Pentacostal Movement (Springfield, Mo., Gospel Publishing House, 1961), str. 48—49.

8 Ibid., str. 52—53.

  1. Dennis Bennet, Ninę 0’Clock in the Morning (Plain- field N. J., Logos International, 1970).

  2. Frederick Dale Bruner, A theology of the Holy Spirit (Grand Rapids, Wm. B. Eerdmans Publishing, Co., 1970), str. 21.

  3. Henry Frost, Miraculous Healing (Old Tappan, N. J., Fleming H. Revell Co., 1939), str. 109—110.

  4. John R. W. Stott, Your Mind Matters (Downers Grove, 111. Inter Varsity Press, 1972), str. 7.

  5. Ibid., str. 10.

  6. James Orr, The Christian View of God And the World

CJrand Rapids, Wm. B. Eerdmans Publishing Co., 1954), £tr\ 21.

  1. Clark H. Pinnock, Set Forth Your Case (Chicago: Moody Press, 1967), str. 69—70.

  2. Patrz William Barrett, Irrational Man (Garden City, INf. Y., Doubleday Books, 1962) i Francis A. Schaeffer, How Should We Then Live? (Old Tappan, N. J., Fleming H. Ro- vell Co., 1976) do dobrej dyskusji na temat prawdy i auto­rytetu.

  3. S. Angus, The Mystery-Religions (New York, Dover Publications, 1975), str. 66—67.

  4. Eugene H. Peterson, „Baalism and Yahwism Upda- ied”, Theology for Today, 29, Nr 2 (Lipiec 1972), str. 138—143.

  5. Pinnock, Case, str. 73.

  6. Charles Farah, „Toward a Theology of Healing”, ■Christian Life, 38, Nr 5, (wrzesień 1976), str. 78.

  7. Harold Lindsell, The Battle for the Bibie (Grand Ra­pids: Zondervan Publishing House, 1976).

  8. Robert K. Johnson, „Of Tidy Doctrine and Truneated Experience”, Christianity Today, 21, Nr 10 (18 luty 1977): 11.

  9. Michael Harper, A New Way of Living (Plainfield, N. J., Logos International, 1973), str. 12.

  10. J. Bodman Williams, The Era of the Spirit (Plain­field, N. J., Logos International, 1971), str. 55.

  11. Ibid. .

23 Larry Christenson, Speaking in Tongues .(Minneapolis, Dimention Books, 1968), str. 40.77.

24. Pinnock, Case, str. 76.

ROZDZIAŁ 7

?• David duPlessis, Pentecost Outside Pentecost (traktat, 1960), str, 6.

  1. Frederick Dale Bruner, A Theology of the Holy Spirit

(Grand Rapids, Wm. B; Eerdmans Publishing Co., 1970), str. 27. ■ . 1

  1. B. B. Warfield, Counterfeit Miracles (Carlisie, Pa., Banner of Truth Trust,. 1918), str. 25—26.;.

  2. Joel C. Gerlach^ „Glossolalia”, Winconsin. Lutheran Quąrterly (październik 1973), str„ 251.,

  3. Warfield, Counterfeit Miracles, str. 26—*27.

* Patrz na przykład Charles Smith, Tongues in BiblicaZ Perspective (Winona Lakę, Ind., BMH Rooks, 1972), str. 60.

  1. Sprawa ograniczenia liczby apostołów Chrystusa do dwunastu jest przedmiotem dyskusji wśród uczonych. Wspa­niałą pracą w tej dziedzinie jest Supreme Authority J. Nor- vala Geldenhuysa, który broni tego ograniczenia.

  2. Alva McClain, The Greatness of the Kingdom (Grand Rapids, Zondervan Publishing House, 1959), str. 409.

  3. Samuel Green, Handbook of Church History (London:. Keligious Tract Society, 1913), str. 22.

  4. Cytowane przez Charlesa i Frances Hunterów w Whu Should I Speak in Tongues? (Houston: Hunter Ministries Publishing C., 1976), str. 74.

  5. Russel Bixler, It Can Happen to Anybody (Mon- roeville, Pa., Whitaker Books, 1970), str. 59.

ROZDZIAŁ 8

  1. Donald Gee, Pentecost 34 (grudzień 1955): 10.

  2. Frederick Dale Bruner, A Theology of the Holy Spirit (Grand Rapids: Wm. B. Eerdmans Publishing Co., 1970), str. 60.

8 John R. W. Stott, The Baptism and the Fulness of the Holy Spirit (Downers Grove., 111., InterVarsity Press, 1964), str. 9. j

  1. Szersze omówienie tego poglądu patrz Howard M. Er- vin, These Are Not Drunken As Ye Suppose (Plainlield N. J., Logos International, 1968), str. 31—32 i Wm, G. MacDonald, Glossolalia in the New Testament (Springfield, Mo. Gospel Publishing House, 1964), str. 2.

  2. Bruner, Theology, str. 164—165.

  3. Merrill F. Unger, New Testament Teaćhing on Ton­gues (Grand Rapids: Zondervan Publishing House, 1971), str. 17—18.

  4. Brunet, Theology, str. 175—176.

  5. Unger, Tongues, str. 36—37.

  6. Ibid., str. 54—55. Dalej Unger tak powiada: Dowodzenie, że Korneliusz i jego domownicy zostali „zbawieni” (mimo Dz. Ap. 11,14) przed przyjściem Piotra i umożliwieniem im korzystania z daru Ducha i wspól­nego zbawienia w ramach Nowego Testamentu i uważanie tego, co się z nimi stało jako drugiego przeżycia po zbawieniu, które ma być normą dla dzisiejszych wierzących, jest poważnym błędem. Nie tylko narusza ono czasowy kontekst tego wydarzenia, ale i zniekształca ogólne znaczenie i niewłaściwie interpretuje znaczenie manifestacji języków w tym szczególnym przypadku.

Traktowanie Korneliusza i jego domowników jako „zbawionych” zanim Piotr przyniósł im nowotestamen- towe zbawienie (Dz. 11,14) jest niezauważaniem różnicy między zbawieniem w Nowym Testamencie a zbawie­niem w Starym Testamencie.

  1. Joseph Dillow, Speaking in Tongues (Grand Rapids: Zondervan Publishing House, 1975), str. 66.

  2. Michael Green, I Believe in the Holy Spirit (Grand Rapids: Wm. B. Eerdmans Publishing Co., 1975), str. 208.

ROZDZIAŁ 9

  1. Frederick Dale Bruner, A Theology of the Holy Spirit <Grand Rapids: Wm. B. Eerdmans Publishing Co., 1970), str. 138.

  2. Donald Gee, Conceming Spiritual Gifts: A Series of Bibie Studies, wyd. II (Spriengfield, Mo., Gospel Publishing House, 1947), str. 115.

* William Barclay, Listy do Koryntian, Wyd. „Słowo Prawdy”, Warszawa, 1979, str. 14.

4 S. Angus, The Mystery-Religions (New York: Dover Publications, 1975), str. 100—401.

s Ibid.

  1. Ibid.

  2. Dalsze informacje na temat mówienia językami i eks­tazy w pogańskim świecie patrz artykuły w Encyklopedia Britanica w dziale „Mystery Religions”, „Mysteries”, „Reli- gions of Primitive People” i „Gift of Tongues”. Patrz także A. R. Hay What Is Wrong in the Church, tom 2, „Counter- feit Speaking in Tongues” (Audubon, N), N. J., New Testa­ment Missionary Union, n.d.), str. 15—53.

  3. E. Rohde, Psyche, Seelencult U. TJnterblichkeitsglaube Ber Griechen, 6—7 wyd. (Tubingen: Mohr, 1921), str. 20.

  4. Melvin L. Hodges omawia tę trudność w rozdziale 4 swojej książeczki pt. Spiritual Gifts (Springfield Mo.: Gospel Publishing House, 1964).

  5. Później stało się to gnostycyzmem. Ta sekta z dru­giego wieku przeniknęła chrześcijaństwo, zaprzeczając real­ności Pana Jezusa Chrystusa przedstawionego w Piśmie Świętym. Wspaniałe omówienie gnostycyzmu patrz = A. F„ Walls, „Gnosticism”, The Zondervan Pietorial Encyclopedia oj the Bibie, 4 tomy, Merrill C. Tanney ed. (Grand Rapidsr Zondervan Publishing House, 1975), 2, 736 nn.

  6. Więcej na ogólny temat darów duchowych patrz: książka tego samego autora pt. The Church, The Body of Christ (Grand Rapids: Zondervan Publishing House, 1973)-

ROZDZIAŁ 10

  1. Frederick Dale Bruner, A Theology oj the Holy Spirit (Grand Rapids: Wm. B. Eerdmans Publishing Co., 1970),. str. 92. Na tej samej stronie podaje on listę porównawczą..

  2. Robert Chandler Dalton, Tongues Like As oj Firer A Criiieal Study oj Modern Tongues Mopemeńts in the- Light oj Apostolic and Patristic Times (Spriengfield, Mo.r Gospel Publishing House, 1945), str. 70.

8 Ralph M. Riggs, The Spirit Himself (Springfield, Mo.,. Gospel Publishing House, 1949), str. 105—106.

4 Bruner, Holy Spirit, str. 108, dla przykładu. cytuje niemieckiego zielonoświątkowca:

Podobną ambiwalencję (dwutorowość) można zauważyć- w uwagach Skibstedta na temat warunków duchowego chrztu. Wraz ze wszystkimi zielonoświątkowcami akcen­tuje on całkowitą niezależność od zasług czy dobrych, uczynków danej osoby, która „jest świadoma tego, że przeżycie to nie jest jej dane w oparciu o jakieś zasługi,, lecz wyłącznie jest skutkiem niezasłużonej łaski”… Jed­nak nieco dalej, w tej samej książce pisze on: „Prze­życie to swoimi wartościami przeważa wszystkie nasze- dotychczasowe ofiary, wszystkie powiązania, które mu­sieliśmy zerwać”… Warto zauważyć tu słowo „musie­liśmy”. Zielonoświątkowa nauka o cenie, jaką trzeba . zapłacić za duchowy chrzest i konieczność płacenia ceny przez kandydata do tego chrztu, jest po prostu bałamutna.

  1. Larry Christenson, Speaking in Tongues (Minneapolis:

Dimension Books, 1968), str. 37. .

  1. Ibid., str. 38.

  2. Christenson przyznaje się do tego, Ibid., .str. 27:

  3. Nie da się usprawiedliwić tłumaczenia NASB, które greckie słowo pisteusasm wyraża przez ,rpo uwierzeniu”, skoro dosłowne znaczenie czynnego aorystu participium brzmi „w czasie uwierzenia”. Dodanie słowa „po” wprowadza zamieszanie, ponieważ sugeruje pewne następstwo, chociaż grecka forma tego nie przewiduje, szczególnie w tym kon­tekście.

  4. Pentacostal Evangel, 1913 nn.

ROZDZIAŁ‘11

  1. B. B. Warfield, Counterfeit Miracles (Carlisle, Pa., Banner of Truth Trust, 1918), str. 6.

  2. Raphael Gasson, The Challenging Counterfeit (Plain- field, N. J.: Logos International, 1966), str. 109.

% William Nolen, Healing: A Doctor in Search of a Mi- racie (New York: Random House, 1974), str. 60. 239.

  1. Nolen, In Search of a Miracle”, McCalls, 101, Nr 12 (wrzesień 1974): 83.

  2. Nolen, Kealing, str. 259—260.

  3. Helen Kooiman Hosier, Kathryn Kuhlman (Old Tap- pan, N. J., Fleming H. Revell Co., 1976) i Jamie Buckingham, Daughter of Destiny (Plainfield, N. J., Logos International, 1976).

  4. Nolen, ,tSearch,,} str. 107.

  5. Ibid., str. 104.

  6. Ibid., str. 107.

ROZDZIAŁ 12

  1. Frederick Dale Bruner, A Theology of the Holy Spirit (Grand Rapids, Wm. B. Eerdmans Publishing Co., 1970), str. 174.

  2. Wspaniałe rozważanie na temat przyczyn chorób i cier­pień — patrz Margaret Clarkson, Grace Grows Best in Winter (Grand Rapids: Zondervan Publishing House, 1972).

  1. John L. Sherrill, They Speak with Other Tońgue& (Old Tappan, N. J., Fleming H. Revell Co., 1964), str. 82.

  2. George Gardiner, The Corinthian Catastrophe (Grand1 Rapids: Kregel House, 1973), str. 9—10.

4 O szczegółowy wykład, wiersz po wierszu, 1 Listu: Koryntian 14, na kasecie, należy pisać do autora: Word of Grace Tapes (P. O. Box 4338) Panorama City, Ca 91412.

  1. Patrz William J. Samarin, Tongues of Men and Angel& (New York: Macmillan Co., 1972), str. 103—128, gdzie rozwi­ja on to twierdzenie.

  1. William Barclay, Listy do Koryntian, Wyd. „Słowo* Prawdy”, W-wa, 1979.

  2. O. Palmer Robertson, Tongues: Sign of Covenantat Curse and Blessing” (Westminster Theological Journal, 38 z 53). Bibliotheca Sacra 122—134.

  3. Cleon L. Rogers jr „The Gift of Tongues in the Post

Apostolic Church”.

  1. Szczegóły historyczne patrz Robert Glenn Gromacki,. The Modem Tongues Movement (Filadelfia: Presbiterian and Reformed Publishing Co., 1967), str. 5—22.

  2. George N. H. Peters, The Theocratic Kingdom (Grand Rapids: Kregel Publicatiońs, 1972), str. 66.

  3. Helmut Thielicke, Man in God’s World (New York:: Harper and Row, 1963), str. 112.

ROZDZIAŁ 14

  1. John L. Sherrill, They Speak With Other Tongue# (Old Tappan, N. J., Fleming H. Revell Co., 1964), str. 83.

  2. Jeżeli chodzi o szczegółowe omówienie częstego poja­wiania się języków, patrz William J. Samarin, Tongues of Men and Angels (New York: Macmillan Co., 1972). Patrz: również Joseph Dillow, Speaking in Tongues (Grand Rapidsr Zondervan Publishing House, 1975), str. 172—174.

8 John Kildahl, The Psychology of Speaking in Tonguesj (New York: Harper and Row, 1972), str. 74.

4 Ibid., str. 54.

8 Ibid., str. 38—56.

  1. Samarin, Tongues, str. 228.

  2. E. Mansell Pattison, „Speaking in Tongues and About Tongues”, Christian Standard (15 luty, 1964), str. 2.

  • Samarin, Tongues, str. 53.

  • Charles R. Smith, Tongues in Biblical Perspective (Wi~ nona Lakę, Ind., BMH Books, 1972).

ROZDZIAŁ 15

  1. Melvin L. Hodges, Spiritual Gifts (Spriengfield, Mo.: Gospel Publishing House, 1964), str. 16.

  2. Charles R. Smith, Tongues in Biblical Perspective (Win on a Lakę, Ind.: BMH Books, 1972), str. 23 wskazuje na następujące zagadnienia:

Nauka o wolnej miłości i „duchowych małżeństwach” dosyć często występuje w powiązaniu z językami. Wy­paczenie biblijnej nauki w zakresie kontaktów płcio­wych i małżeństwa widoczne jest u mormonów i „trzę­sących się”. Aimee Semple McPherson nie była jedyna z przywódców mówiących językami, która otrzymała „objawienie”, że jej małżeństwo nie było „w Panu” i dlatego powinna połączyć się z innym mężczyzną. Jed­nym z poważnych problemów ruchu charyzmatycznego był fakt, że wielu jego przywódców popełniało czyny niemoralne. Jedna z dobrze znanych kaznodziejów zie­lonoświątkowych, owdowiała od trzech lat niewiasta, przyznała, że w jej łonie jest „dziecko Ducha Święte­go”. Parham, „ojciec współczesnego ruchu zielonoświąt­kowego”, był aresztowany za wiele niemoralnych czy­nów. Historia dowodzi, że mówienie językami nie jest gwarancją zwycięstwa nad ludzkimi słabościami i cie­lesnymi popędami. Katarowie z siedemnastego wieku, „trzęsący się” z wieku osiemnastego i Irwingianie wieku dziewiętnastego, wszyscy mówili językami, a jednocześ­nie, w dziedzinie kontaktów seksualnych, prowadzili bardzo wątpliwe lub wprost niemoralne praktyki.

* Ibid., str. 100.

ROZDZIAŁ 17

1 John Opmeer, The Church Herald (30 wrzesień, 1977): 1112.